sobota, 28 lipca 2018

Mój Herbert


I tamten pamiętam lipcowy poranek, po nocnej burzy, i Pierwszy Program Polskiego Radia informujący, że w nocy w Warszawie w wieku 74 lat zmarł wybitny polski poeta Zbigniew Herbert. I tamto pamiętam niedowierzanie. I ból pamiętam i smutek.
A potem tamte pamiętam słowa premiera Buzka, wypowiedziane na Powązkach w dniu pogrzebu, za świętym Pawłem: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem (2Tm 4,7).
Minęło dwadzieścia lat, a ja pamiętam. Nie jestem strażnikiem pamięci, jak On, ale pamiętam. Być może bez niego nie byłoby mnie takim, jakim wydaję się być, a może wciąż nie wiem, jak wielkie na mnie wycisnęło piętno zainteresowanie Jego twórczością.

Dwadzieścia lat temu odszedł Zbigniew Herbert, jeden z najważniejszych moich nauczycieli i mistrzów. Jego twórczość mnie inspiruje, biografia fascynuje. Dobrze mi się z nim rozmawia, choć bardzo często nie rozumiem, co do mnie mówi. Uspokaja mnie wtedy genetyczny zapis poetyckiego doświadczenia, zakorzenienie w kulturze, która jest wspólną częścią genomu.
Po dwudziestu latach kolejny raz odkrywam jego wiersz Mona Lisa z tomu Studium przedmiotu. Odczytuję go jako zapis konfrontacji doświadczenia pielgrzyma z oczekiwaniem estetycznego i etycznego sacrum. Odczytuję jako zapis bolesnego rozczarowania, tak dotkliwego, że nie można się do niego przyznać. Czasem bowiem tak jest, że pragnienie dotknięcia czegoś jest silniejsze niż doświadczenie dotknięcia i wtedy pojawia się ból obnażonej nadziei. Zdarza mi się, że czasem przeżywam coś podobnego, wtedy koi mnie literacka pamięć i odniesienie.

Dwadzieścia lat temu, we wtorek 28 lipca 1998 roku, odszedł Zbigniew Herbert. Od dwudziestu lat nie mogę spłacić mojego długu wdzięczności, mojego zobowiązania.

Mona Lisa

przez siedem gór granicznych
kolczaste druty rzek
i rozstrzelane lasy
i powieszone mosty
szedłem –
przez wodospady schodów
wiry morskich skrzydeł
i barokowe niebo
całe w bąblach aniołów
– do ciebie
Jeruzalem w ramach


stoję
w gęstej pokrzywie
wycieczki
na brzegu purpurowego sznura
i oczu


no i jestem
widzisz jestem


nie miałem nadziei
ale jestem


pracowicie uśmiechnięta
smolista niema i wypukła


jakby z soczewek zbudowana
na tle wklęsłego krajobrazu


między czarnymi jej plecami
które są jakby księżyc w chmurze


a pierwszym drzewem okolicy
jest wielka próżnia piany światła


no i jestem
czasem było
czasem wydawało się
nie warto wspominać


tyka jej regularny uśmiech
głowa wahadło nieruchome


oczy jej marzą nieskończoność
ale w spojrzeniach śpią ślimaki


no i jestem
mieli przyjść wszyscy
jestem sam


kiedy już
nie mógł głową ruszać
powiedział
jak to się skończy
pojadę do Paryża


między drugim a trzecim palcem
prawej ręki
przerwa


wkładam w tę bruzdę
puste łuski losów


no i jestem
to ja jestem
wparty w posadzkę
żywymi piętami


tłusta i niezbyt ładna Włoszka
na suche skały włos rozpuszcza


od mięsa życia odrąbana
porwana z domu i historii


o przeraźliwych uszach z wosku
szarfą żywicy uduszona


jej puste ciała woluminy
są osadzone na diamentach


między czarnymi jej plecami
a pierwszym drzewem mego życia


miecz leży
wytopiona przepaść
[z tomu Studium przedmiotu, 1961]



poniedziałek, 23 lipca 2018

Zgierskie skamieniałości

Jest w okolicach sporo żwirowni, do których nie miałem jeszcze okazji się wybrać, choć od dawna planuję. Żwirownie, czyli kopalnie odkrywkowe żwiru, mogą stanowić ciekawe stanowiska paleontologicznych znalezisk. W polskich realiach żwiry to przede wszystkim pozostałości po lodowcach, stanowią zatem mieszaninę skał z różnych epok i różnych stron, głównie jednak z północnej Europy.
W mojej maleńkiej kolekcji paleontologicznej znalazło się kilka narzutniaków z różnych przypadkowych miejsc z różnymi, niewypreparowanymi mięczakami i ramienionogami. Obiecuję sobie kiedyś tej paleontologii oddać się namiętniej, ale zawsze mi na romansowanie brakuje czasu. A tu takie rzeczy...
Poszedłem w piątek na publiczny plac zabaw, gdzie część obiektu wysypana jest żwirem. Zdarzało mi się już coś tam kiedyś znaleźć, ale ostatnio było to już po prostu zbieranie. Nie dość, że znalazłem rostra belemnitów, to jeszcze wypatrzyłem sporą pozostałość po Orthoceras, a także całkiem dobrze zachowaną sfosylizowaną muszlę Viviparus, prawdopodobnie suevicus Wenz 1919. No nie spodziewałem się, bo nawet w planach nie miałem, żeby skamieniałości szukać. Same mnie znalazły!
Są wakacje, a to dobry czas, żeby więcej pobyć z dziećmi. Może to jakaś propozycja dla rodziców, których dzieci są ciekawe świata: wybrać się na poszukiwanie skamieniałości nawet w najbliższym otoczeniu. Można wtedy opowiedzieć o zmieniającym się świecie, o wymarłych zwierzętach, o lodowcach, które ukształtowały nasz krajobraz, o wszystkim, co zaciekawi dziecko. Warto, zanim uwierzą, że jesteśmy tak starzy, że z dinozaurami wychodziliśmy na spacer...


wtorek, 17 lipca 2018

XXXIV Krajowe Seminarium Malakologiczne - program

Pomyśleć, że za dwa miesiące będzie już po... Brrrrrr. Okropne. Wczoraj dotarł do mnie program najbliższego, XXXIV Krajowego Seminarium Malakologicznego, które w tym roku organizowane jest przez środowisko toruńskich biologów. W programie jest troszkę niespodzianek, dlatego też myślę, że warto się mu przyjrzeć.
Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, to brak mojego wystąpienia... No tak, zapomniałem, że w tym roku nie zdążyłem się przygotować. Patrząc na program żałuję tym bardziej, że mi się nie udało, bo łatwiej byłoby mi się wpisać w tematykę przygotowywanych wystąpień. Obiecuję poprawę.
W programie przewidziano przynajmniej trzy wystąpienia wspomnieniowe (o profesorach: Marii Jackiewicz, Andrzeju Samku i Leszku Bergerze, który to ostatni może być słabo znany przez malakologów, a którego sylwetkę prezentowałem na blogu przed kilkoma laty).
Wydaje mi się, że w programie pojawia się sporo nowych nazwisk. To cieszy, bo malakologia nasza potrzebuje rozwoju i fajnie by było, gdyby napływały nowe kadry. Poza nowymi nazwiskami pojawią się też nowe tematy, np. odżywianie się kalmarów (głowonogi rzadko witają na naszych seminariach, warto więc odnotować taki anons). Będzie sporo o małżach, w tym o nowym dla nas gatunku Rangia cuneata oraz o ocenie inwazyjności małży. Duet Drozd-Maltz przygotował wystąpienia o świdrzykach, ale nie tylko. Będzie też o bardzo mi bliskim temacie, czyli o książkach, trochę z kijem w mrowisko, ale nie z kijem na malakologów.
Jest kilka przynajmniej wystąpień, które rozpalają moją ciekawość, ale najbardziej chyba ostatnie z zaplanowanych - "Nazwy ślimaków i małży w języku polskim". Zdradzę w sekrecie, że przygotowywałem podobne wystąpienie - o etymologii w malakologii, ale ponieważ nie jestem filologiem, nie zdążyłem dokończyć. Może będzie okazja połączyć siły? Pożyjemy, zobaczymy.
Kto zaś by program przejrzeć zechciał, tego odsyłam pod załączony adres: http://www.malakologia.org/pdf/program%20XXXIV%20KSM.pdf
Pozostaje mi kibicować Organizatorom na ostatniej prostej przygotowań. Żyję nadzieją, że będę już za mniej niż dwa miesiące ucztował: intelektualnie, społecznie, malakologicznie...