piątek, 7 grudnia 2012

Namułek pospolity Lithoglyphus naticoides (C. Pfeiffer, 1828)

Za oknem widzę, jak świat wtula się w śnieżną kołdrę. Pewnie to troszkę potrwa, ma prawo odpocząć. Dla mnie zima nie jest uprzywilejowaną porą roku, tolerują ją, choć nie kocham. Zmusza mnie do zajmowania się sprawami zastępczymi, więc na ogół zimami funkcjonuję nieco gorzej niż w innych porach roku.
Wiem, że w tym roku w teren już nie wyjdę, to znaczy na te moje śmieszne łowy. Może znajdę jeszcze czas na śnieżne spacery, wolne od rozglądania się za ślimakami.
Zdarza się jednak, że śnieg za oknem sprzyja porządkom, również na tym własnym poletku przyjemności. W taki to oto sposób wyjmuję jedną muszelkę i zamierzam poświęcić jej troszkę czasu.
Dotarła do mnie w połowie października, zawinięta wraz setką innych muszelek w chusteczkę higieniczną, dla bezpieczeństwa włożoną w plastikowy kubek po kawie. Została przywieziona z Kanału Augustowskiego, z okolic Przewięzi. Gdzie dokładnie ją znaleziono - nie wiem, ale to nie jest najważniejsze.
Generalnie wolę zbiory własne niż darowizny (choćby właśnie ze względu na lokalizację), choć darowiznami nie gardzę, zwłaszcza, kiedy dawane z serca. A ponieważ nie we wszystkich stronach Polski jestem w stanie postawić nogę, takie darowizny ubogacają też moje zbiory.
W tym przypadku od razu zauważyłem nowy kształt. Była to muszla namułka pospolitego Lithoglyphus naticoides. Wcześniej nie udało mi się znaleźć tego gatunku i znałem go wyłącznie z literatury. Muszla pojedyncza, mocno podniszczona, jak to z tanatocenoz, ale dająca się łatwo identyfikować. W moich stronach namułek pospolity nie występuje, a tam, gdzie bywałem, nie udało mi się go znaleźć. Dlatego też postanowiłem temu gatunkowi troszkę się przyjrzeć.
Zacznę od tego, że nie zawsze pospolity znaczy pospolity. Tak jest w tym przypadku. Nazwa nie oddaje wcale pospolitości, wcale bowiem nie jest na tyle obecnym gatunkiem, aby uważać go za pospolitego. Więcej: wydaje się, że jest gatunkiem coraz rzadszym, a niektórzy nawet skłonni uważać, że ginącym na naszych terenach. O tym za chwilę.
Muszlę ma niewielką, 7 - 11 mm wysokości i 6 - 10 mm szerokości, za to wyraźnie grubościenną, bez dołka osiowego, z niską i zaostrzoną skrętką (nieco mniejsze rozmiary podaje Gloer). Ostatni zwój jest szeroki, stanowi ok 75% wysokości muszli, kolumienkowy brzeg otworu z charakterystyczną zgrubiałą wargą. Barwa, jak to naszych ślimaków, jasnobrunatna lub zielonkawożółta. W zależności od płci zwierzęcia nieco inna: u samic brzeg ujścia jest prosty, u samców wyciągnięty ku przodowi.
Wspomniałem, że ubarwienie nie odbiega od naszych ślimaków. Z namułkiem jest tak, że on nie do końca nasz. Oficjalnie jest to gatunek obcy, nie wykazujący raczej inwazyjności. Jego pojawienie się w naszych wodach datuje się na połowę XIX wieku, co jest związane z budową kanałów łączących zlewiska Morza Czarnego i Morza Bałtyckiego. Pierwotnie zamieszkiwał duże rzeki nizinne w zlewisku Morza Czarnego i Morza Azowskiego. Dzięki zawleczeniom rozszerzał swój zasięg na zachód. Mnie ten pogląd nie do końca przekonuje. Ponieważ gatunek ten jest podawany z warstw trzeciorzędowych właściwie z całej Polski, jego pojawienie się nie powinno być traktowane jako ekspansja gatunku obcego, a raczej jako powrót do pierwotnego zasięgu. Pogląd ten nie jest wspierany przez malakologów i ekologów, ale mnie zdaje się być bliższy.
Obecnie jest gatunkiem umieszczanym w czerwonej księdze i jednym z najbardziej narażonych na wyginiecie. Ponieważ jest obcym składnikiem fauny, nie podlega ochronie (zresztą jak chronić poszczególne gatunki?). W Bugu, dolnej Wiśle, Warcie i Odrze trafia się coraz rzadziej, a to właśnie takie rzeki są preferowanym środowiskiem.
Jest to typowy ślimak denny, żywiący się okrzemkami zeskrobywanymi z dna. W poszukiwaniu jedzenia potrafi zagrzebywać się w mule, ale zeskrobuje również pokarm z przedmiotów zanurzonych w wodzie, spotkać go też można na muszlach innych mięczaków, zwłaszcza na małżach skójkowatych.
Wszystko to podaję za literaturą, sam bowiem nie spotkałem go na żywo. Może kiedyś mi się to uda. Obecnie pozostaje mi ta jedna, podniszczona muszelka. Jeśli będę kiedy na północno-wschodnich obszarach kraju, będę wyglądał go uważniej, w Pilicy, Grabi, Warcie czy środkowej Wiśle jeszcze na niego nie natrafiłem. Jeśli jakość wód będzie się pogarszać, szanse na jego znalezienie też nie będą wzrastać. Szkoda by było, gdyby go zabrakło. Inwazyjny nie jest, urodą się odznacza, warto by dołożyć starań, aby jednak ocalał...
Poza pracą A. Piechockiego, korzystałem również m.in. z A. Kołodziejczyk, Namułek pospolity, w: Z. Głowaciński, H. Okrama, J. Pawłowski, W. Solarz (red.) Gatunki obce w faunie Polski, Kraków IOP PAN, 2011, ss. 70-76.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz