niedziela, 26 stycznia 2020

XXXVI Krajowe Seminarium Malakologiczne - zapowiedź

Na 105 dni przed rozpoczęciem wydarzenia ogłoszony został pierwszy komunikat w sprawie XXXVI Krajowego Seminarium Malakologicznego, które zaplanowano w tym roku w dniach 7-9 maja 2020 r. w Wiśle w Beskidzie Śląskim. Dlaczego w Beskidzie Śląskim? Może dlatego, że organizatorem obok Stowarzyszenia Malakologów Polskich jest Wydział Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Komitetem Organizacyjnym kieruje dr hab. Iga Lewin (hydrobiolog łowiąca ślimaki w rzekach Wysoczyzny Ciechanowskiej).
Wstępnie wiadomo tyle, że miejscem obrad będzie Hotel Pod Jedlami w Wiśle. Poza częścią naukową (referatowo-posterową) przewidywane jest również walne zabranie członków SMP w wyborami władz na kolejną kadencję, stąd dobrze by było, żeby Stowarzyszenie było licznie reprezentowane.
Czego się dowiem, tym się podzielę. Teraz dzielę się ogromną radością. I nadzieją, że tam się pojawię. I wątpliwościami, czy mam co do powiedzenia... Zostało mało czasu na myślenie, jeszcze mniej na streszczenie;).

środa, 15 stycznia 2020

Z pamiętnika postępowego hodowcy

Jako że zeszły rok był przerażająco suchy, a stawiałem już pierwsze kroki na hodowlanej niwie, postanowiłem skoncentrować nieco uwagi na obszarze, który dotąd szedł mi bardzo słabo. Podwinąłem rękawy, zawdziałem gumofilce i z widłami na plecach wziąłem się za postępową hodowlę małoobszarową niskoekonomicznych gatunków krajowej i importowanej malakofauny oskorupionej.
Początkiem hodowli były trzy osobniki Lisachatina fulica (chyba, bo przecież dojść do tego, co to za gatunek, to by trzeba było badania genetyczne zrobić, a moja hodowla to przecież nie Janów Podlaski...). W grudniu 2018 trafiły pod moją strzechę trzy oseski, z których jeden w połowie minionego roku trafił w okolice Poznania. I ten to osobnik wydał już na świat dwa pokolenia potomne, a pozostałe u mnie dwa osobniki dotąd nie spółkowały i nie wydały potomstwa. Mam swoją teorię z zakresu malakopedagogiki. Otóż ten jeden, co opuścił wygodne wiwarium i przez kilka nocy nawciągał się nikotynowego dymu, poczuł w sobie młodzieńczy bunt i dojrzał do decyzji o potomstwie. A dwa pozostałe nadal zajadają drogie ogórki i nawet im przez myśl nie przejdzie, żeby się kocić.
Plan mam taki, żeby je rozdzielić na dobre i poobserwować, czy nie przełoży się to na jakiś reprodukcyjny sukcesik. Obaczym. Natenczas karmię ogórkiem szklarniowym, pieczarkami, płatkami owsianymi, mielonym świeżo siemieniem lnianym suplementując wapń utartymi skorupkami jaj kurzych, uprzednio gotowanych.
Hodowla ma charakter eksperymentalny, ale obserwacje nie są prowadzone podług metodologii ustalonej uprzednio, a predylekcyjnie. Stąd dla nauki wartość stanową niewielką, ale dla uciszenia skołatanych suszą nerwów są już jak najbardziej odpowiednie.
Przed suszą ochroniłem dwa osobniki Cochlodina laminata znalezione w Obrzycku. Jako że miałem troszkę miejsca w domu, zaprosiłem do siebie tworząc im kącik malutki i dzieląc się z nimi wilgocią i zieleniną. Początkowo trzymałem je na zmacerowanych liściach olchy czarnej, obecnie są na wyściółce z mchu  (się chyba nigdy nie nauczę rozpoznawać gatunków...). Jeszcze na ściółce olchowej pojawiły się dwa złogi jaj, z których dochowałem się dwunastu potomków pary założycielskiej. Co ciekawe, jeden z potomków stał się już dorosły i wkrótce trafi do swojej nowej kawalerki, a z całego stadka część lada dzień obchodzić będzie swoje osiemnastki, a kilka nie nadawałoby się nawet do przedszkola. Rodzice po przeprowadzce na wyściółkę mchową kolejny raz wydali potomstwo, tym razem 28, z którego znów część rośnie jak na drożdżach, a część wlecze się daleko w ogonie. Chociaż ślimaki w drugiego miotu są w tym samym wieku, część przerosła już znacznie najmniejsze rodzeństwo z pierwszego miotu. Czym tłumaczyć różnice we wzroście? Nie wiem. Może po prostu tak mają. W mojej hodowli jedynym stresem może być smak ogórka... Nie ma tu drapieżnych skolopendr, nie ma podłych muchówek czy chrząszczy biegaczowatych, nie ma susz i powodzi, pokarm jest stale dostarczany, woda też, wapnia pod dostatkiem z jurajskich kamyków. Jedne rosną, inne jedzą i nie rosną... Ciekawe.
W kolektyw hodowanych zwierząt od końca września włączony też został osesek Cepaea nemoralis. Otrzymałem go w dziecięcym podarunku, a że sucho było, to poruszony litością zaoferowałem mu przezimowanie u mnie. Kilka dni temu obchodził swoją osiemnastkę, to znaczy wykształcił gorzkoczekoladową wargę wskazującą na osiągnięcie dojrzałości. Będzie musiał poczekać do wiosny na towarzystwo lub na usamodzielnienie, nie podjąłem jeszcze decyzji.
Za to dzisiaj... Dziś otrzymałem w darowiźnie jakiegoś helicida ocalałego z sałaty bio, który za pośrednictwem włoskiej firmy trafił w Austrii do polskich turystów na talerzu. Ocalony przyjechał do Polski i po krótkim odchowaniu trafił do mnie na wychowanie. Zakładam, że może to być Cornu aspersum, ale za wcześnie jeszcze na identyfikację. Podzielę się wynikami, jeśli dożyje lub dożyję...