niedziela, 24 maja 2015

Muszle w kościele Świętego Ducha w Łasku

O tym, że muszle mięczaków są pospolitym materiałem dekoracyjnym, napisano już naprawdę wiele. Właściwie już do czasów prehistorycznych muszle służyły człowiekowi czy to do ozdabiania ciała, czy też swojego otoczenia. Niejednokrotnie pełniły funkcję rytualnego amuletu, często stając się atrybutem któregoś bóstwa. Wykorzystywano muszle jako elementy naszyjników, wisiorów, pasów czy innych elementów garderoby, nawet w miejscach odległych od ich naturalnego występowania (jak w góralskich kapeluszach na przykład).
Muszle mięczaków stanowiły inspirację dla architektów i dekoratorów wnętrz, zwłaszcza w okresie baroku i rokoka. Poddawane obróbce nie tylko w sensie materialnym, ale również formalnym, stanowiły niejednokrotnie bogate zdobienia daleko odbiegające od naturalnych pierwowzorów. W wieku XVII modne były groty i komnaty inkrustowane muszlami mięczaków (zwłaszcza we Włoszech, Anglii i w Austrii), sprzyjającymi zamyśleniom nad tajemnicami natury.
W swoich przygodach z malakologią natrafiłem również na miejsce, które nie doczekało się jeszcze należytego docenienia, a z pewnością jest tego warte. Na mapie turystycznych atrakcji Polski miejsce to nie zapisało się jeszcze wielkimi literami, stąd moja próba przybliżenia i te kilka słów pisane z myślą o osobach, które celowo lub przejazdem - znajdą się kiedyś w kościele Świętego Ducha w Łasku (woj. Łódzkie). A może okazją będą tegoroczne Zielone Świątki? Jest w Łasku przy ulicy Zielonej taki kościół, któremu kilka słów muszę poświęcić ze względu na niespodzianki, które spotkać tam może malakolog...
Niewielka jest to budowla sakralna, z drewna modrzewiowego stawiana przed blisko 350 laty. Na belce tęczowej widnieje data 1666 rok i ma ona swoje odniesienie w źródłach. Tego roku mieszkańcy Łasku odbudowali kościół szpitalny, który spłonął w pożarze rok wcześniej, w 1665 roku. Niewiele wiemy o losach świątyni do 1811 roku, kiedy została przekazana osiedlającym się w Łasku ewangelikom.
Różnie się toczyły losy tej budowli. Na początku lat dziewięćdziesiątych na powrót stała się własnością katolików i obecnie jest kościołem parafii wojskowej. Wcześniej jednak, w latach trzydziestych XX wieku wydarzyło się coś, czemu te kilka słów chciałbym poświęcić.
Mieszkanka Karszewa, wsi położonej kilka kilometrów od Łasku, Zofia Wehr ufundowała dekoracje wnętrza kościoła, na które wyłożyła sumę pięciu tysięcy złotych. Prace trwały od kwietnia do sierpnia 1932 roku, a zatem jeszcze w czasie, który w historii określa się Wielkim Kryzysem. Nakład poniesiony przez fundatorkę starczyłby na półroczne zatrudnienie urzędnika państwowego w randze wiceministra!
Niewiele wiadomo na temat tamtego założenia artystycznego. Skąd pochodził artysta, jaką prezentował "szkołę", co skłoniło Zofię Wehr do dekoracji z muszli, a nie na przykład z drewna lub ceramiki?
Wyposażenie kosztowało 5000 złotych i związane było jednocześnie z wprowadzeniem elektryczności w obiekcie. Ogromna kwota przeznaczona została na zakup muszli, które ozdobiły ołtarz, chrzcielnicę, szafy kościelne. Dziś oglądać je można w łaskim kościele, zwłaszcza na ołtarzu, ambonie, kinkietach i krucyfiksie. Jeśli ktoś przyjrzy się uważnie, zauważy że obecnie pewne rzeczy do siebie  nie pasują, mocno odbiegając od pozostałych.
Teraz już wiem, dlaczego lichtarz paschału i ambonka różnią się od pozostałych dekoracji. Trzeba spojrzeć na fotografię z lat trzydziestych i zagadka się rozwiązuje sama. Obecnie nie ma bocznej ambony, stąd materiał muszlowy posłużył do dekoracji innych obiektów, jak np. lichtarz na paschał. Kto podejdzie bliżej i uważniej się przyjrzy, od razu zorientuje się, że nie ta sama ręka kontynuowała dekorowanie. Nie udało mi się dowiedzieć, kto wykonał zlecenie Zofii Wehr. W mojej ocenie nie był jakimś wybitnym znawcą malakologii, ale nie był również wytrawnym teologiem. Skąd wnioskuję? Proszę przyjrzeć się wierzchołkowi nastawni ołtarzowej. To z muszli wykonany ideogram ISH, który zdecydowanie powinien brzmieć IHS. Nie doszedłem do tego, czy to przypadek sprawił, czy też jest w tym ukryty zamysł.
Warto - czy to z okazji dzisiejszej Uroczystości Zesłania Ducha Świętego - czy też z innej okazji, odwiedzić ten łaski kościół. Warto przyjrzeć się uważnie gatunkom zdobiącym różne części prezbiterium, wśród których poza egzotycznymi ślimakami i małżami, znalazły się również nasze rodzime. Kto chce znać te gatunki, niech się pofatyguje. Podpowiem, że można zobaczyć tam i rozkolce, i porcelanki, i okładniczki... Moją uwagę przykuł jednak gatunek, który nie wiadomo jak i skąd się tu wziął.
Kto się uważnie przyjrzy stołowi ołtarzowemu, zauważy geometryczne dekoracje w kształcie kwadratów lub rombów. Obrzeżone zostały muszlami omułka jadalnego i jakimś białym ślimakiem, który chodził mi po głowie długo, nim go zidentyfikowałem. Wszystkie niemal muszle tak są wkomponowane w dekoracje, że nie da się jednoznacznie rozstrzygać, co  co to za gatunek. Nie dość, że wszystkie ujścia muszli mają wbudowane w tynk, to jeszcze półmrok panujący w Koście sprawia, że gatunki określa się bardziej intuicyjnie. W przypadku białego ślimaka z ołtarza widać na pierwszy rzut oka, że nie ma budowy charakterystycznej dla morskich ślimaków.  Jasna, żeberkowana skorupka wskazuje na ślimaka, który zamieszkuje jakieś ciepłe tereny. Kiedy zacząłem szukać, wyłuskałem odpowiedź dość daleko, bo na Kubie. Cerion uva to jeden z gatunków zdobiących kościół, ale warto też dyskretnie wejść na chór i wypatrzeć go w zdobieniach szafy, która dawno temu stała w ewangelickiej zakrystii, a obecnie zasila jakiś lamus.
Nie podpowiadam więcej. Warto zarezerwować sobie troszkę czasu i odwiedzić to miejsce celowo, lub przy okazji przejazdu przez Łask. Ciekawy jestem, ile gatunków uda się komu zidentyfikować. A jeszcze bardziej ciekawi mnie, czy są  tacy, którzy wiedzą, dlaczego Zofia Wehr wybrała właśnie muszle na  dekoracje, a nie kwiaty lub szkła kolorowe. Autor historii parafii ewangelicko-augsburskich diecezji Kaliskiej, Eduard Kneifel, opisując zmianę wystroju świątyni, stwierdza, że fundatorka bardzo musiała kochać tę wspólnotę, skoro taki dar złożyła. Myślę, że każdy, kto na spokojnie przyjrzy się dekoracjom muszlowym w kościele Ducha Świętego w Łasku, odkryje w fundatorce osobę nie tylko zaangażowaną w życie duchowe własnej wspólnoty, ale również szczególnie wrażliwą na uroki piękna zaklętego w muszlach. Piękna, które w żaden sposób nie jest przecież w stanie wyśpiewać uwielbienia różnorodności Stworzenia...


Widok kościoła

Rozmieszczenie dekoracji

widok wnętrza

widok wnętrza, współczesność

widok wnętrza, lata 30-te XX w.

ołtarz główny

detal mensy ołtarzowej


detal predelli








środa, 20 maja 2015

Muszle pana Adama

Nie wiem, co mnie gna w te strony: sentyment, zazdrość, fascynacja, ciekawość? Może wierność? A może przewrotność... Sam sobie zadając to pytanie, nie bardzo odpowiedź odnajduję. Piękne te strony, które zapraszają, wołają, wzywają, kuszą, wabią... Strony kolekcjonerów muszli, ambasady pasji i konsulaty naturalnego piękna. Mógłbym się rozpływać w słowach, a przecież każda wizyta w tych stronach uświadamia mi też braki, niewiedzę, ubóstwo doświadczeń; każda wizyta poza radością przynosi też rozdrażnienie: wytrąca z tego rosołowatego zadowolenia, tego poukładania zaprojektowanego na kształt pudła z Ikei...
Nie mógłbym nie zaglądać w tamte strony. W krainy kolekcjonerskich pasji, których nie doścignę. Lubię tam bywać, korzystać z tego, co hojniej lub skąpiej podano przed oczy. I szkoda mi tylko, że ich tak mało, tych stron, które mnie wołają...
Kolekcjonerzy muszli w Polsce nie tworzą jakichś organizacyjnych struktur. To grupy przyjaciół lub samotne wilki, czasem przechodzące obok watahy. Kilku z nich - kolekcjonerów - stara się jednak jakoś to środowisko (maleńką diasporę) integrować, aktywizować, reprezentować na zewnątrz. Z pewnością należy do nich pan Adam Gałgański, doświadczony kolekcjoner z Bydgoszczy, wielki miłośnik mięczaków i guru dla wielu polskich kolekcjonerów.
Niedawno strona pana Adama została przebudowana, zmieniła wygląd, wypiękniała, zakwitła relacjami, fotografiami, informacjami, bazami danych. To takie miejsce godne polecenia wszystkim, którzy - tak jak ja - odczuwają przyśpieszone tętno na widok egzotycznych muszli. Więc - sam nie znając odpowiedzi, co mnie gna w te strony - polecam ją nie tylko kolekcjonerom, ale także takim zagubionym chłopcom, którzy marzyli, że kiedyś zbiorą wszystkie muszle świata.
www.muszle.eu 

piątek, 15 maja 2015

Zeszyty Terrarystyczne nr 13

Ponieważ amatorska hodowla ślimaków w terrariach nie należy do najpospolitszych rozrywek w Polsce, byłbym nie wybaczył sobie, gdybym przegapił tę okazję i nie wspomniał o małej publikacji w tym temacie, a przy okazji jeszcze o czymś...
Wpadł mi w ręce 13 numer magazynu Zeszyty Terrarystyczne, w którym kilka stron poświęcone zostało hodowli afrykańskich ślimaków lądowych z rodzaju Achatina i Lissachatina. Zagadnienia związane z wyborem terrarium, gatunku, pokarmu itd. opracowane zostały przez Karolinę Kajsturę i Paulinę Koper. To te same osoby, które stoją za stroną www.slimaki.info.pl - jedyną bodajże polskojęzyczną stroną, która w całości traktuje o hodowli lądowych ślimaków.
Z tego choćby powodu, że dostęp do informacji o hodowli ślimaków jest w Polsce mocno niedorozwinięty, pojawienie się takich publikacji czy stron godne jest odnotowania i polecenia. Co niniejszym czynię, nie ważąc się jednocześnie oceniać. Niech zrobią to ci, którzy jakieś doświadczenie hodowlane już mają. W tej konkurencji nie będę stawał w szranki, bo doświadczenia z Columella aspera czy Deroceras reticulatum nie byłyby dostatecznym polem do szukania wspólnych doświadczeń. Wiem natomiast, że jeśli do hodowli dorosnę kiedyś, będę wiedział, kogo o szczegóły podpytać.

Przy okazji: zakładka "Linki" na moim blogu trąci już nieco myszką, a nie bardzo mam kiedy się nią zająć. Jest kilka stron, którym powinienem poświęcić sporo uwagi, stąd proszę o cierpliwość i wyrozumiałość - poprawię się.