czwartek, 19 stycznia 2017

Schronienie w klasztorze

Jest takie miasto w centralnej Polsce, bardzo dobrze mi znane, z którym połączyła mnie kiedyś biografia. Miasto, które lata swojej świetności zdaje się mieć za sobą, a jego mieszkańcy nie zawsze są świadomi historycznego bogactwa, które je otacza. Miasto, które całkiem dobrze mogłoby być miejscem akcji Monachomachii Krasickiego ze względu na bliskość kilku kościołów w obrębie Starego Miasta. Miasto, które występowało w wielu filmach, kręconych przez polskich i zagranicznych reżyserów. Miasto, które wydało wielu wielkich Polaków, kolebka polskiego parlamentaryzmu, miejsce koronacji królów Polski, moje Miasto, choć nie mieszkam w nim, na zawsze pozostanie częścią mojego życia.
Jest w Piotrkowie kilka rozpoznawalnych miejsc, które mają szczególne znaczenie dla mieszkańców, ale też dla historii Miasta. I nie tylko miasta. Spośród nich szczególną rolę odgrywa jeden z kościołów, o którym starsi mieszkańcy mówią, że się idzie "do bernadyn". W Piotrkowie też się mówi "cerkwia" zamiast "cerkiew", a cerkwia od kościoła bernadyn oddalona jest o jakieś czterysta metrów (po drodze mija się jeszcze Pałac Gubernatorski, obecny gmach Sądu Okręgowego). Kościół bernardynów w Piotrkowie, barokowy, położony przy ulicy Słowackiego, już poza historycznymi murami obronnymi, jest dla Piotrkowian szczególnym miejscem. Obok kościoła jezuitów (zlokalizowany ok. 300 m dalej, ale w murach Starego Miasta) i farnego kościoła św. Jakuba to najbardziej rozpoznawalny obiekt sakralny na terenie miasta. Wielokrotnie w dzieciństwie bywałem na mszach u bernardynów, które  ściągały prawdziwe tłumy (co chyba jest charakterystyczne dla kościołów zakonnych). Spacerując po krużgankach klasztornych zawsze przyglądałem się wmurowanym tablicom okolicznościowym, które stanowiły zapis jakichś ważnych zdarzeń, których znaczenia wówczas może nie do końca byłem świadom. Z wiekiem dowiadywałem się kolejnych szczegółów, które odkrywały wielką historię, jaka wiązała się z tym miejscem. Dziś na przykład mijają dokładnie 72 lat od momentu, kiedy pierwszy raz po upadku Powstania Warszawskiego spotkało się kierownictwo Armii Krajowej. Gdzie się spotkało? Otóż właśnie w klasztorze oo. bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim. Nie wiem, czy uczestnicy tego spotkania mieli świadomość, że wychodząc z klasztoru patrzyli prosto w okna mieszkania, w którym w 1895 roku przyszedł na świat jeden z ich największych poprzedników, generał Stefan Rowecki-Grot. Pewnie nawet nie mieli siły patrzeć po oknach, bo przecież owocem tego spotkania była decyzja o rozwiązaniu Armii Krajowej... Wychodząc z klasztoru nie mieli pewnie świadomości, jak wiele tym murom zawdzięcza również polska nauka, a ściślej rzecz biorąc polska zoologia. To właśnie w tym klasztorze, w piotrkowskim klasztorze ojców bernardynów znalazło schronienie około 20 ton(!) zbiorów Muzeum Zoologicznego w Warszawie, między innymi cała kolekcja malakologiczna (ok. 50.000 okazów) Ottona von Retowskiego. Uniknęły losu np. zbiorów entomologicznych, które zostały całkowicie zniszczone w październiku 1944 roku przez planowe palenie budynków Warszawy po upadku Powstania.
Prace ewakuacyjne nadzorowane przez dra Stanisława Feliksiaka doprowadziły do uratowania znacznej części zbiorów Muzeum. Poza tym, co udało się zdeponować i zabezpieczyć w podziemiach klasztoru bernardynów, nie zniszczone w i po Powstaniu zbiory umieszczono w kilku dołach wykopanych na dziedzińcu Muzeum (kopano na głębokość kilku metrów, w zamarzniętej ziemi, w tajemnicy, w kilka osób, bez sprzętu, wokół zgliszczy i ruin). 
Tego samego dnia, kiedy w piotrkowskim klasztorze bernardynów kierownictwo Armii Krajowej podejmowało decyzję o jej rozwiązaniu, w Warszawie podjęto decyzję o wznowieniu działalności Muzeum Zoologicznego w Warszawie. Kierownictwo Muzeum powierzono Stanisławowi Feliksiakowi, który stał się jego dyrektorem, a po odbudowaniu gmachu Muzeum doprowadził do bezpiecznego powrotu muzealnych zbiorów z klasztornego schronienia.
Tak mnie naszło dzisiaj, 19 stycznia, połączyć te różne wydarzenia zogniskowane na jednym miejscu. A o losach kolekcji Retowskiego dowiedziałem się z pierwszego numeru Memorabilia zoologica, przesłanego mi przez Dominikę Mierzwę-Szymkowiak, której ogromnie dziękuję za trud wkładany w popularyzowanie historii zoologii.
***
Kiedy następnym razem stanę w krużgankach piotrkowskiego klasztoru bernardynów, rozglądał się będę za miejscem, w którym schronienie znalazły zbiory Muzeum Zoologicznego w Warszawie. Może uda mi się przekonać odpowiednie osoby, aby i ten fragmencik historii znany był szerzej odwiedzającym klasztor...

Widok na wieżę klasztoru, źródło: wikipedia
   

wtorek, 10 stycznia 2017

Wewnętrzne życie ślimaków

Zamierzam dziś zrobić coś, co w normalnych warunkach byłoby próbą własnoręcznego złamania karku... Mam zamiar podjąć się recenzji książki, której nie czytałem, nie dotykałem ani nawet nie widziałem. Ale wiem o jej istnieniu i nawet wiem (po trosze) jak wygląda. Dużo mniej wiem o tym, co w środku, a to z dwóch powodów. Pierwszy: bo książka po angielsku, a ja wciąż jestem na etapie Kali być, Kali niśtferszejen;( * Drugi: bo jest o przywrach Digenea, a to przecież czarna magia dla takich dyletantów jak ja. A mimo wszystko zamierzam kilka poniższych zdań poświęcić tej właśnie publikacji, bijąc się w piersi, że robię to tak późno.
W roku 2016 Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu wydało książkę dr Anny Cichy i prof. Elżbiety Żbikowskiej pt Atlas of Digenea developmental stages. The morphological characteristics and spread within the populations of freshwater snails from the Brodnickie Lakeland, Poland. Publikacja, jak przystało na atlas, zaopatrzona jest w bogaty materiał ilustracyjny prezentujący przeszło czterdzieści taksonów przywr digenicznych, czyli pasożytniczych płazińców potrzebujących ślimaków do skutecznego rozmnażania się. Przywry Digenea mają niezwykle skomplikowany cykl rozwojowy, obejmujący kilka stadiów pośrednich od miracydiów przez sporocysty po cerkarie (chyba po drodze zgubiłem gdzieś redie, taki głąb ze mnie...). Charakterystyczne jest to, że bez ślimaków nie są w stanie przejść do kolejnych etapów pośrednich. Przywry są niebezpiecznymi pasożytami dla kręgowców, które są dla nich żywicielami ostatecznymi, a zarażenia nimi są groźnymi chorobami, często będącymi jednymi z głównych czynników śmiertelności bydła lub ludzi, np. schistosomatozy. Były czasy, że nawet w Polsce prowadzono szeroko zakrojone akcje wytruwania błotniarki moczarowej Galba truncatula jako jako wektora motylicy wątrobowej. Obecnie wiadomo, że za zarażeniami przywrami stoją nie tylko błotniarki moczarowe, ale również wiele innych słodkowodnych ślimaków. Między innymi relacjom między ślimakami a przywrami poświęcona jest ta książka. Poznanie fauny pasożytniczej bezkręgowców jest niezwykle istotne w konstruowaniu planów zwalczania chorób bydła oraz profilaktyki zakażeń płazińcami przez ludzi. Stąd - wziąwszy od uwagę cele poznawcze omawianej publikacji - warto o niej mówić i warto ją przybliżać w różnych środowiskach, między innymi wśród inspektorów sanitarnych, weterynaryjnych czy też wśród parazytologów. I oczywiście wśród malakologów, wszak dotyczy ona bardzo ważnych interakcji między różnymi ślimakami a ich pasożytami. Nie bez znaczenia jest tu i fakt, że obie Autorki są z malakologią związane od początku swoich karier naukowych.
Obie Panie pracują obecnie nad czymś dużo większym, wymagającym ogromnego rozmachu badawczego i benedyktyńskiej wręcz cierpliwości, ale przede wszystkim wymagającym współpracy różnych specjalistów z całej Polski. Przygotowywany jest właśnie Katalog Fauny Pasożytniczej Polski (to ma być opracowanie zoologiczne, nie politologiczne - uspokajam), poświęcony bezkręgowcom. W związku z tym potrzebna jest bibliografia wszystkich stwierdzeń na terenie Polski pasożytów bezkręgowców, a więc i mięczaków, i pierścienic, i stawonogów, słowem: wszystkich bezkręgowców, na których (w których) pasożytują między innymi wiciowce, sporowce, zarodziowce, orzęski, przywry, tasiemce, wrotki, nicienie czy pierścienice. Wszelkie informacje na ten temat można przesyłać na adres zzb@umk.pl lub kontaktując się bezpośrednio z prof. Elżbietą Żbikowską lub dr Anną Cichy.

* ładnie to wygląda, prawda;)

Anna Cichy, Elżbieta Żbikowska. 2016. Atlas of Digenea developmental stages. The morphological characteristics and spread within the populations of freshwater snails from the Brodnickie Lakeland, Poland. Toruń, WN UMK, 218 pp, ISBN 978-83-231-3539-5

wtorek, 3 stycznia 2017

Noc Biologów 2017 - już wkrótce!

Właściwie to przespałem temat, powinienem był anonsować wydarzenie dobry miesiąc temu. Teraz okazuje się, że najciekawsze laboratoria, pokazy czy wykłady są już zajęte... Ale i tak można coś ciekawego znaleźć dla siebie w różnych częściach kraju.
Z roku na rok Noc Biologów wygląda coraz ciekawiej. To cieszy, bo oznacza, że formuła jest atrakcyjna dla uczestników i warta rozwijania. Otwieranie drzwi uczelni dla dzieci i pasjonatów to budowanie przyszłości. Przyszłości, która nie przeraża.
Miłośnicy mięczaków oczywiście znajdą coś dla siebie, choć nie wszędzie. Właściwie to w tym roku malakologiczna czy paleontologiczna reprezentacja jest nieco skromniejsza, ale i tak ciekawa. Szukać jej można na Uniwersytecie Jagiellońskim (o perłach), Łódzkim (o gigantycznych bezkręgowcach morskich), Warszawskim (skójki w roli głównej), Mikołaja Kopernika w Toruniu (tu obficiej), Warmińsko-Mazurskim (całkiem sporo)... Trzeba przeszukać programy pod kątem własnych preferencji i bardzo mocno pośpieszyć się z rezerwacją (niestety większość już zajęta, ale nie wszystko; poza tym zawsze można ładnie poprosić o miejsce rezerwowe).
Wszelkie szczegóły na stronach organizatorów, niezmiennie więc zapraszam na www.nocbiologow.home.pl.