środa, 30 września 2020

Ślimak maskowiec Isognomostoma isognomostomos (Schröter, 1784)

Spotkaliśmy się niedawno w Pieninach, a jako że znamy się od paru dobrych lat, pytam, co u niego, a on do mnie: „Chłopie, czemuś ty jeszcze o mnie nie napisał?” Przyznam, że się zmieszałem nieco i nie bardzo potrafiłem znaleźć odpowiedź. Pogawędziliśmy chwilę jeszcze, pozdrowiłem i na koniec obiecałem, że wkrótce się poprawię i naskrobię kilka zdań. No i to teraz właśnie robię, bijąc się w pierś, że tak późno i że sam się musiał w tej sprawie przypomnieć.

Chciałem kilka słów poświęcić jednemu z najciekawszych ślimaków żyjących w Polsce, a przynajmniej jednemu z najciekawiej wyglądających. W  literaturze występuje jako ślimak maskowiec Isognomostoma isognomostomos (Schröter, 1784), chociaż absolutnie nie mam pojęcia, czy poprawna jest forma –os czy też –a, które pojawiają się zamiennie. Co zaś wiem, to na pewno to, że spotkaliśmy się pierwszy raz jakieś dwadzieścia lat temu i jakoś od czasu do czasu udaje się nam gdzieś potkać, głównie na południu Polski.

Jest to ślimak z rodziny Helicidae, do której należą największe nasze krajowe ślimaki lądowe. Maskowiec z pewnością nie jest pod tym względem reprezentacyjny dla rodziny, ponieważ jest jednym z mniejszych jej przedstawicieli i bodajże najmniejszym występującym w Polsce. Odznacza się niezwykłą urodę, na której niezwykłość nakładają się zarówno stosunkowo długie włosy oraz wyraźne dwa szerokie zęby sterczące poza wargą. Powiedziałby mi ktoś, że się naśmiewam, ale ja naprawdę uważam, że to jeden z najpiękniejszych mięczaków spotykanych w Polsce. Muszla jest raczej płaska, za to ze wzniesioną skrętką, co sprawia, że wydaje się kulistawa. Jeśli się jednak dobrze przyjrzeć ostatniemu skrętowi, widać, że nie jest on do końca owalny a jedynie zaokrąglony na krawędziach. Ujście muszli zaopatrzone jest w białą wargę uzbrojoną w dwa masywne zęby, do tego w ujściu występuje jeszcze trzeci ząb w kształcie listewki. Warga ostro zakończona wydaje się lekko wywinięta. Dołek osiowy przykryty jest w całości wargą, ale widoczne jest pępkowate zagłębienie środkowej części spodniej strony muszli. Brązowa muszla pokryta jest gęsto krótkimi włoskami, bardzo wyraźnymi za życia zwierzęcia. Szerokość muszli dochodzi do 11-14 mm, zaś wysokość kształtuje się w przedziale 4-7 mm.

Moje spotkania ze ślimakiem maskowcem miały miejsce w Beskidzie Sądeckim, w Pieninach, Sudetach i na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Występuje w południowej części Polski, zwłaszcza w górach i na pogórzach, również w Górach świętokrzyskich, do tego ma pojedyncze (reliktowe) stanowiska w Puszczy Białowieskiej oraz w okolicach Elbląga i Tolkmicka.

W odróżnieniu od bliższych lub dalszych krewnych z rodziny Helicidae nie należy do synantropów. Prowadzi skryty tryb życia preferując wyraźnie naturalne stanowiska z licznymi dostępnymi kryjówkami, zwłaszcza w próchniejącym drewnie (pod korą i pod kłodami) oraz pod kamieniami. Biologii nie znam. Jest gatunkiem leśnym, cieniolubnym, petrofilnym, związanym ze środowiskami średniowilgotnymi.

Żałuję, że nasze spotkanie trwało bardzo krótko, zrobiliśmy sobie kilka zdjęć i pożegnaliśmy się. Mam nadzieję jednak spotykać się częściej, bo bardzo mnie na wycieczki do lasu zapraszał, więc kto wie… Dam znać.







poniedziałek, 14 września 2020

Andrzej Samek Głowonogi mięczaki niezwykłe

W mojej podręcznej biblioteczce znajduje się dziewięć książek zmarłego w 2018 roku profesora Andrzeja Samka. Te dziewięć książek to mniej niż jedna piąta jego pisarskiego dorobku rozciągniętego na ponad sześćdziesiąt lat naukowej i popularyzatorskiej działalności. A dopowiedzieć mi wypada, że zbiór mój jest mało reprezentatywny, bo skupiony jest na publikacjach bliżej lub dalej związanych z malakologią i nie obejmuje podręczników projektowania maszyn, podręczników bioniki, broszur o odrzutowcach, historii lotnictwa czy floty węgierskiej. Już choćby tak pobieżne wspomnienie zagadnień, którymi zajmował się profesor Andrzej Samek wskazuje dobitnie, jak nieprzeciętną był osobowością. Kiedy więc po jego  odejściu pojawiła się informacja o planach pośmiertnego wydania ostatniej książki, paliłem się w niecierpliwości nie mogąc się jej doczekać (czego też ostatnio dawałem wyraz...)

Jest w moich rękach już od kilku tygodni i dawno temu powinienem był o tym poinformować, zwłaszcza że na wydawnictwo narzekałem, a ono dnia następnego udostępniło tytuł do sprzedaży. Zrządzeniem różnych okoliczności stało się, że w sierpniu pięknie wydana książka trafiła do mnie...

Takich książek się do poduszki nie poczyta. Zajęło mi kilkanaście dni, zanim przeszedłem przez pierwszą lekturę stu sześćdziesięciu paru stron formatu A4, dopatrując się aż jednego maleńkiego błędu. Później wracałem do lektury dopatrując coraz większego kunsztu i doświadczając coraz większego długu wdzięczności za pozostawioną spuściznę. Gubię się  w tym, od czego zacząć, bo - chociaż mówię o stricte naukowej książce - nie mogę się wyzbyć emocjonalnego odbioru tego dzieła. I kiedy myślę, co jest kluczem do tego opracowania, odnajduję go w podtytule książki, w niezwykłości, której kilka słów chcę poświęcić.

Zauważyłem to już podczas pierwszego przeglądania książki. Co parę ustępów napotykałem na sformułowania "niezwykłe", "bardzo ciekawe", "fascynujące"... Nie jest to podstawowy słownik naukowca, a rzec by nawet można, że porządny naukowiec powinien wyzbywać się taki ocen. A jednak to właśnie owo emocjonalne na wskroś podejście do głowonogów sprawia, że książkę Andrzeja Samka Głowonogi. Mięczaki niezwykłe czyta się jakoś w szczególny sposób. Pobrzmiewa tu głównie autentyczna fascynacja zwierzętami, o których wiemy zdecydowanie za mało, o tyle za mało, że powinniśmy z tego powodu pokrywać się rumieńcem wstydu lub nawet bić się w piersi... Myślę, że to właśnie fascynacja, której wielokrotnie w ostatnich latach życia dawał dowody, stanęła u decyzji napisania pierwszej w języku polskim kompletnej monografii gromady głowonogów (Cephalopda). 

Kiedy zaczytywałem się w ostatniej książce profesora Samka nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wszystkie treści, które czytam, prowadzą mnie do odsłony pewnej wiedzy, niemalże tajemnej, do której nie zostałem doprowadzony... Kolejne strony prowadziły do momentu, w którym następuje uświadomienie, że kolejnej strony nie będzie, że pozostanie i pozbawione kropki, a może że po prostu pewien nawias nie został zamknięty... Miałem nadzieję, że prof. Beata Pokryszko i doc. Ewa Stworzewicz dokończą ostatni, nienapisany rozdział. Kiedy jednak przeczytałem całość nabrałem przekonania, że nawet gdyby dysponowały wszystkimi notatkami zmarłego autora, robić tego nie powinny. Brakujący ostatni rozdział, który miał dotyczyć wykorzystania głowonogów w bionice, nie został napisany. Wszystkie przemyślenia na ten temat pozostały zakryte przed czytelnikiem i - mając nadzieję, że nie ocieram się o śmieszny patos - takimi zakrytymi zostaną do czasu, aż urodzi się ktoś, kto odkryje w sobie podobną fascynację! Myślę, że nikt w Polsce nie mógłby tego ostatniego rozdziału napisać, nawet gdyby posiadał wiedzę na ten temat porównywalną z wiedzą profesora Samka. Chodzi o to, że za jego wiedzą stała najprawdziwsza fascynacja, która każe zachwycać się, która medytuje nad mechanizmami ewolucji, która kontempluje piękno rozwiązań, do których umysł ludzki nie dorasta. Jakże uderza w świadomość ta właśnie okoliczność, że za książką stoi nawet nie przyrodnik, biolog, ale właśnie inżynier, wychowawca kilku pokoleń mechaników... Myślę, że nie da się odkryć wszystkich  zalet tej książki nie mając na uwadze, że drogą dojścia do fascynacji głowonogami był techniczny namysł wrażliwego na piękno erudyty, prawdziwego "człowieka renesansu".

Książka liczy siedem rozdziałów. Jest w niej wszystko, co dotyczy głowonogów: biologia, ewolucja, budowa, behawior, ekologia, przegląd gatunków i wpływ na kulturę. Nie ma tylko tego, co było prawdziwą pasją autora: wpływu na technikę. Profesor Andrzej Samek, nie będąc biologiem, zgromadził ogromną wiedzę zarówno z zakresu biologii jak i paleontologii. Porusza się po niej swobodnie, spina różne wiadomości i tłumaczy ze znawstwem pomagając zrozumieć mroczne odmęty ewolucji głowonogów. Kiedy poznawałem przegląd gatunków nie mogłem wyjść z podziwu dla usystematyzowanej wiedzy, która przecież (zwłaszcza w odniesieniu do systematyki) wywracana jest co chwila do góry nogami. I znów jeszcze jeden niezwykle ważny aspekt: w naszych warunkach geograficznych nie mamy na co dzień do czynienia z głowonogami, śledzenie więc nowych doniesień, systematyzowanie ich, wymaga niezwykle rzetelnej pracy, której nie da się zastąpić szybką internetową kwerendą. Do tego dodać jeszcze trzeba kolejną niebanalną sprawę: całość opracowania zaopatrzona została obficie w bogaty materiał ilustracyjny, który poza fotografiami pochodzącymi głownie z internetu, tworzą oryginalne rysunki (gwasze) autorstwa profesora Samka. To właśnie materiał ilustracyjny pozwala się zorientować w wielości form występujących wśród głowonogów. Materiał ten, zwłaszcza w rozdziale szóstym (Przegląd wybranych gatunków) pokazuje nie tylko bogactwo form, ale również kunszt malarski profesora Samka.

Wspomniałem, że znalazłem jeden błąd w książce: na stronie 40 autor podaje: "W ten sposób doszło do powstania nowej podgromady mięczaków, Coleoidea, płaszczoobrosłe (pochewkowce). Zaliczane są do niej wszystkie współczesne głowonogi." Oczywiście z wyjątkiem łodzików (Nautiloidea), które są pozostałością po innej linii ewolucyjnej głowonogów...

Mam nadzieję, że pojawienie się tej książki zostanie przyjęte jako wydarzenie naukowe. Udało się właśnie wydać pierwszą - może troszkę popularyzatorską - ale jednak na wskroś naukową monografię poświęconą głowonogom. Mam nadzieję, że zainspiruje ona do dalszych poszukiwań, zwłaszcza tych, którzy bionikę traktują bardzo poważnie. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło zabraknąć tej książki w bibliotece któregoś z polskich malakologów i wierzę, że kiedyś ktoś dopisze ósmy rodził tej książki już jako nowe dzieło, na które w pełni zasługują wciąż niepoznane przez nas głowonogi...

Andrzej Samek, 2020, Głowonogi. Mięczaki niezwykłe. Wydawnictwa AGH, Kraków, 170pp.