czwartek, 28 kwietnia 2011

Post scriptum do Ruthenica.com


No i już wszystko działa. Sprawdziłem, artykuły już są dostępne, zatem trzeba się tylko uzbroić w ciekawość i do roboty. W poście o Malakologach Rosyjskich Dalekiego Wschodu popełniłem błąd: podałem nazwę w celowniku a nie mianowniku, przepraszam, ale nie bardzo mam jak zmienić czcionkę...

Bardzo Daleki Wschód

No to mnie poniosło! Zawiało mocniej i zaleciałem nie do Władywostoku, ale na Półwysep Koreański, na południową część na szczęście. A tam Malacological Society of Korea i Korean Journal of Malacology. O ile czytanie cyrylicą jakoś jeszcze mi idzie, o tyle próby czytania po koreańsku to już całkowity Monthy Python... Sposób jest taki, żeby kursorem najechać na link po koreańsku a pod spodem odczytać adres w okienku lokalizacji. Metoda mało skuteczna, ale pozwala co nieco wyszperać. Archiwum Korean Journal całkiem obfite, ok. 350 artykułów, a z perspektywy Starej Europy przydatne mogą być co najwyżej teksty o Corbicula fluminea - inwazyjnym gatunku z Azji, notowanym z Dolnej Odry. Niemniej wydaje się, że dla szaleńców dobrym jest adres www.malacol.or.kr - a żeby znaleźć rocznik, trzeba poszukać na górze srony, jest delikatny podpis po angielsku.
Kiedyś napiszę przewodnik po najdziwniejszych miejscach moich malakologicznych serfowań...

Podróże na Wschód (lekturowe)

Z racji na datę mojego urodzenia, język rosyjski był pierwszym językiem obcym, którego zacząłem się uczyć w szkole podstawowej. Po latach ze znajomości języka pozostała mi jedynie umiejętność pisania i czytania (składania liter) po rosyjsku. Uwielbiam rosyjski zaśpiew, uważam ten język za jeden z najpiękniejszych języków świata, oczywiście obok polskiego.
W czasie rutynowego przeglądu malakologicznego poletka spostrzegłem zmiany na portalu www.ruthenica.com. Znalazł się już nowy, 21 tom rocznika Ruthenica. Od razu wziąłem się za czytanie, ale tu niestety trafiłem na przeszkody. Korzystając ze wszystkich dostępnych mi przeglądarek internetowych nie udało mi się w całości otworzyć żadnego z nowych plików. Mam nadzieję, że redaktorzy szybko zorientują się w problemie i go wyeliminują. Z Ruthenica jest tak, że dostępny on-line jest tylko ostatni numer, stąd trzeba polować na artykuły, zanim spadną do Archiwum (tak przynajmniej było do tej pory). Będę jeszcze próbował, może się uda. Widziałem tekst Schileyki - check-list płucodysznych ślimaków z Wietnamu, jest artykuł o Acroloxus z Jeziora Bajkał, jest też o Limax maximus z Ukrainy. Nie wiem jeszcze, czy teksty są po rosyjsku, czy po angielsku, ale zawsze są streszczenia w jednym z tych języków.
Rozczarowany niemożnością dotarcia do artykułów, zacząłem przeglądać zasoby witryny i natrafiłem na Rosyjskie Towarzystwo Malakologów Dalekiego Wschodu (jeśli dobrze przetłumaczyłem, Дальневосточному малакологическому обществу, po angielsku: Russian Far East Malacological Society http://rfems.dvo.ru). Jest kilka powodów, dla których warto wejść na ich stronę.
Po pierwsze Biuletyn: dostępny do 13 zeszytu (2009 r.), oryginalne artykuły dostępne w pdf, bez konieczności logowania. Artykuły są przeróżne; z perspektywy amatora malakologa środkowoeuropejskiego interesujące mogą być teksty o Lymnaeidae czy Unioidae Syberii i Dalekiego Wschodu, dla porównania danych. Teksty na ogół pisane są po rosyjsku, ale zaopatrzone w tzw. abstracty, oczywiście po angielsku.
Drugi powód dla którego warto zajrzeć do dalekich sąsiadów to informacje o członkach Towarzystwa. Bardzo mi się to spodobało: nie dość, że jest lista członków, to przy większości jest CV z danymi kontaktowymi i listą publikacji, a nawet z datą urodzenia, co może być przydatne gdyby ktoś chciał wysłać urodzinową kartkę...
Za dużo powiedzieć nie mogę, bo dopiero przeglądam i poznaję ich stronę, ale już teraz polecam. Trzeba się przygotować na to, że każda kolejna strona otwiera się w nowym oknie, ale ta bolączka jest do zniesienia. A zatem na Wschód i do dzieła.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Korepetycje z zakresu prawa

Zadaniem każdego przyrodnika jest zarówno przyrodę poznawać, jak i przyrodę chronić. Instytucjonalna ochrona przyrody jest zadaniem niezwykle trudnym, skomplikowanym i złożonym. Wchodzenia w działania ochronne nie jest jednoznaczne z niewywieraniem wpływu na środowisko. Człowiek - jako gatunek - zawsze będzie przekształcał środowisko naturalne i najczęściej z nie najlepszym skutkiem dla tego drugiego. Prosty przykład: ochrona lisa przed wścieklizną bardzo zwiększyła populację tego gatunku, ale że lis nie ma wrogów naturalnych w wielu miejscach - rozwój jego populacji prawie zupełnie wyniszczył populacje kuropatwy czy zająca. Zatem chronić trzeba z głową i to nie byle jaką.
Ochrona gatunków zwierząt dziko występujących w Polsce opiera się przynajmniej na dwóch aktach prawnych: ustawie z dn. 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody i rozporządzeniu Ministra Środowiska z dn. 28 września 2004 r. w sprawie gatunków dziko występujących zwierząt objętych ochroną. Ten drugi akt pewnie wkrótce zostanie zmieniony, widziałem już nawet projekt rozporządzenia przedstawiony do konsultacji społecznych. Obowiązujące rozporządzenie, w załączniki 1 i 2 wymienia gatunki objęte ochroną całkowitą i częściową. Problem w tym, że zawiera pewien błąd. I to dotyczący mięczaków. Lista gatunków mięczaków objętych ochroną nie jest najkrótsza:
NASADOOCZNE BASOMMATOPHORA
zatoczkowate Planorbidae
zatoczek łamliwy Anisus vorticulus
TRZONKOOCZNE STYLLOMMATOPHORA
beczułkowate Orculidae
poczwarówka pagoda Pagodulina pagodula
błotniarkowate Lymnaeidae
błotniarka otułka (2) Myxas glutinosa
igliczkowate Aciculidae
igliczek karpacki Acicula parcelineata
pomrowcowate Milacidae
pomrów nakrapiany Tandonia rustica
pomrowikowate Agriolimacidae
pomrowik mołdawski Deroceras moldavicum
poczwarkowate Pupillidae
poczwarówka górska Pupilla alpicola
poczwarówkowate Vertiginidae
poczwarówka jajowata Vertigo moulinsiana
poczwarówka kolumienka Columella columella
poczwarówka Geyera Vertigo geyeri
poczwarówka północna Vertigo arctica
poczwarówka zębata Truncatellina claustralis
poczwarówka zmienna Vertigo genesii
poczwarówka zwężona Vertigo angustior
szklarkowate Zonitidae
szklarka podziemna Oxychilus inopinatus
Ślimakowate Helicidae
ślimak Bąkowskiego Trichia bakowskii
ślimak Bielza Trichia bielzi
ślimak obrzeżony (2) Helicodonta obvoluta
ślimak ostrokrawędzisty Helicigona lapicida
ślimak Rossmasslera Chilostoma rossmaessleri
ślimak tatrzański Chilostoma cingulellum
ślimak żeberkowany Helicopsis striata
ślimak żółtawy Helix lutescens
Świdrzykowate Clausiliidae
świdrzyk kasztanowaty Macrogastra badia
świdrzyk łamliwy Balea perversa
świdrzyk ozdobny (2) Charpentieria ornata
świdrzyk siedmiogrodzki Vestia elata
świdrzyk śląski Cochlodina costata
zawójkowate Valvatidae
zawójka rzeczna (2) Borysthenia naticina
ziarnkowate Chondrinidae
poczwarówka pagórkowa Granaria frumentum
źródlarkowate Hydrobiidae
niepozorka ojcowska (2) Falniowskia neglectissima
MAŁŻE BIVALVIA
BLASZKOSKRZELNE WŁAŚCIWE EULAMELLIBRANCHIA
!! bursztynkowate Succineidae !!
bursztynka piaskowa (2) Catinella arenaria
kulkówkowate Sphaeriidae
gałeczka rzeczna Sphaerium rivicola
gałeczka żeberkowana Sphaerium solidum
perłoródkowate Margaritiferidae
skójka perłorodna (2) Margaritifera margaritifera
skójkowate Unionidae
skójka gruboskorupowa (2) Unio crassus
szczeżuja spłaszczona Pseudoanodonta complanata
szczeżuja wielka (2) Anodonta cygnea
Podana w nawiasie 2 oznacza, że gatunek wymaga ochrony czynnej.
W załączniku 2 znalazł się jeszcze Helix pomatia, objęty ochroną częściową.
W czym jest problem? Otóż w nieszczęsnej Bursztynce piaskowej (Catinella =?Quickella arenaria). W załączniku rozporządzenia wymieniona została jako gatunek... małża. Nie wiem, czego to dowodzi: czy pomyłki w druku, czy niekompetencji urzędniczej, czy może innych jeszcze okoliczności. Faktem jest, że akt prawny zawiera rzeczowy błąd i nie jest dobrze, jeśli takie błędy wkradają się w przepisy państwowe.
Na szczęście w nowym projekcie błąd ten skorygowano; nie mniej bardzo trzeba uważać na to co się czyta. A przyznać trzeba, że dla malakologa to nie jest prosta sprawa z tymi gatunkami chronionymi, ponieważ zgodnie z zapisem art. 6 obowiązuje zakaz:
pkt 2: zbierania, przetrzymywania i posiadania zwierząt martwych, w tym spreparowanych, a także ich
części i produktów pochodnych;
pkt 8: preparowania martwych zwierząt lub ich części, w tym znalezionych;
pkt 9: zbywania, nabywania, oferowania do sprzedaży, wymiany i darowizny zwierząt żywych, martwych,
przetworzonych i spreparowanych, a także ich części i produktów pochodnych;
pkt 10: wwożenia z zagranicy i wywożenia poza granicę państwa zwierząt żywych, martwych, przetworzonych i spreparowanych, a także ich części i produktów pochodnych.
Jak każdy przepis, odnosi się do rzeczywistości ogólnej, kiedy przejść do konkretów, sprawa się komplikuje. Bo wyobraźmy sobie np. ślimaka żółtawego (Helix lutescens), który - podobnie jak jego kuzyn winniczek - bywa ślimakiem synantropijnym. Zgodnie z tym zapisem nie wolno zbierać pustych skorupek ślimaka żółtawego, ponieważ jest gatunkiem chronionym. Podobnie rzecz się ma ze szczeżują wielką: skorupka jest częścią zwierzęcia, na dodatek mającą tę cechę, że jest trwalsza od ciała zwierzęcia. Jeśli więc przyjdzie komuś kąpać się w stawie, w którym żyją szczeżuje (już problem, bo nosi to znamiona niszczenia siedliska), to pod żadnym pozorem nie może zabierać stamtąd skorup małża. A co z dziećmi, które często w takich sytuacjach wykorzystują połówki muszli jako łopatki do piasku? Trzeba by chyba dzwonić po policję...(?)
Jestem zwolennikiem ochrony przyrody, zwłaszcza przed ludzką bezmyślnością. Przepisy są jak najbardziej potrzebne, ale bardziej potrzebna jest edukacja i zmiana mentalności. Nie mniej, pamiętać trzeba, że ochrona zwierząt, zwłaszcza tak małych i powolnych jak mięczaki, to coś znacznie więcej niż nie zbieranie skorupek. Tu trzeba ochrony całych siedlisk, a zatem niejednokrotnie rezygnacji z pewnych działań gospodarczych na rzecz ochrony zwierzątka, którego wypatrzeć nie sposób, a oznaczyć potrafi je kilkunastu, góra kilkudziesięciu specjalistów w całym kraju. Trzeba naprawdę zmian w mentalności, nie tylko w przepisach, ale wydaje mi się, że i w przepisach można by coś zmienić...

piątek, 22 kwietnia 2011

Pascha 2011

Tym, którzy doświadczenia duchowe opierają na przeżywaniu spotkania z Jezusem, życzę aby te święta były przeżywaniem zdrady, bólu, śmierci i największego nad nimi zwycięstwa - Zmartwychwstania. Niech prowadzą po wszystkich drogach ludzkich doświadczeń i za pomocą paschalnej świecy niech rozświetlają mroki egzystencji, niech kluczem Chrystusowego krzyża otwierają drzwi tajemnic życia. Niech śpiew paschalnego orędzia Exsultet zachwyci i pozwoli  na nowo odkryć ludzką godność i radość odkupienia: "Nic by nam przecież nie przyszło z daru życia, gdybyśmy nie zostali odkupieni. O szczęśliwa wina, skoro ma tak wielkiego Odkupiciela!"
Tym, którzy doświadczenia duchowe opierają na innych źródłach życzę, aby zbliżający się czas pozwolił odkrywać, że Życie zwycięża śmierć, że ostatnie słowo zawsze należy do Życia.
Radosnych Świąt Zmartwychwstania!

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Muzeum Zoologiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego

W końcu udało mi się dotrzeć do części Muzeum Zoologicznego UJ. Miesiąc temu dobiegłem na moment zamknięcia, wczoraj było lepiej. Byłem na Grodzkiej, na Ingardena nie mam szans obecnie, muszę jeszcze poczekać.
W Collegium Iuridicum UJ na Grodzkiej 53 zlokalizowano wystawę muszli, skamieniałości i motyli. Trzeba z Grodzkiej wejść do budynku, przejść na wewnętrzny dziedziniec, skręcić w lewo (Instytut Historii Sztuki), zejść schodami na niższą kondygnację i jest się na miejscu.Wystawa czynna we wtorki i czwartki w godzinach 10:00-13:00 oraz w niedziele w godzinach 11:00-14:00. W lipcu i sierpniu nieczynna. Wstęp dla normalnych - osiem złotych, dla szczęśliwych studentów piątka.
Przyznaję, że nie zdążyłem obejrzeć wystawy motyli: nie ciągnęło mnie do niej tak bardzo, jak do mięczaków. A to aż trzy sale, w których zgromadzono okazy z kolekcji Bolesława Rączki oraz skamieniałości z kolekcji prof. Jerzego Małeckiego. 
Pierwsza sala poświęcona jest ślimakom Neogastropoda - głównie Muricidae, Conidae, Mitridae, z całego świata. Okazy podpisane, przy niektórych gatunkach ciekawostki lub dodatkowe informacje. 
W drugiej sali małże, głowonogi, chitony i ślimaki z pozostałych podgromad. Łącznie z okazami gigantycznymi. Między salą drugą a trzecią, na korytarzu, znajduje się gablota z rodzimą malakofauną. Ona interesowała mnie najbardziej, ale też była ustawiona w miejscu źle oświetlonym, a i sama szklana gablota nie bardzo pozwalała mi na przujrzenie się maluchom z rodzaju Punctum, Vertigo czy Bythinella. Wydaje mi się, że są drobne pomyłki w oznaczeniach (na pewno nie zgadza się opis gatunku nr 71, gdzie podano Vitrina pellucida, a to na pewno nie ona. Poza tym gatunki szczeżui i skójek oznaczono tylko co rodzaju, podając informację, że są bardzo trudne do rozróżnienia. No bez przesady. Trudności mogą być, to prawda, ale jaka to trudność zaprezentować typowe skorupki. Trochę mi tu lenistwem zaciągnęło...
W ostatniej sali znajdują się skamieniałości, głównie amonity i łodziki oraz belemnity, ale również otwornice, ramienionogi, ślimaki kopalne, jeżowce i gąbki. Z różnych stron, ale wiele z obszaru Polski: z Zalasu, Kamienicy, Łukowa czy nawet Sulejowa.
Żeby obejrzeć wystawę trzeba to zrobić przed wakacjami, lepiej nie przychodzić za późno, bo mogą nie wpuścić. Nie udało mi się zdobyć informacji, czy w jakiś dzień są wejścia bezpłatne. Na ogół muzea mają taki jeden dzień w tygodniu.
Może w nieodległej przyszłości napiszę coś o innych muzeach przyrodniczych z kolekcjami mięczaków, do tej relacji dołączę kilka fotografii, ale muszę je wydobyć z telefonu (jakość nie będzie zachwycająca...)
Drugie muzeum przyrodnicze, kiedyś Muzeum Przyrodnicze Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt PAN na ul. Św. Sebastiana, obecnie jest przedsięwzięciem komercyjnym, nie mającym nic wspólnego z poprzednim (poza adresem). Jeszcze tam nie byłem, ale może uda się w przyszłym miesiącu. Dam znać, jak się uda.
P.S. Dla rzetelności prowadzenia wpisów: zdjęcia zamieściłem 9 maja 2011 r.

Ciekawostka z Tyńca

Tyniecki Przełom Wisły od lat zajmuje moją wyobraźnię. To jedno z najpiękniejszych miejsc, w którym stawałem i każdorazowo będąc w Krakowie, staram się do Tyńca zajechać. Atmosfera benedyktyńskiego skupienia oraz malownicze położenie opactwa ciągną i ciągną do siebie. Poza tym grób Turowiczów na miejscowym cmentarzu, który jest jednym z miejsc do obowiązkowego nawiedzenia przeze mnie. Ale nie ma co ukrywać, że najbardziej przyciąga mnie wapienna formacja skał wchodzących w Wisłę.
Sama rzeka w tym miejscu wygląda jak ściek i pewnie tylko ze względów prestiżowych nie zmieniono nazwy. Smutny to widok, bo nie jest to "Szara Wisła" jak u Osieckiej, ale wielokolorowa mieszanina wszystkiego, czego w rzece być nie powinno. Rzeką się nie zająłem, chociaż bardzo mnie ciekawi, jakie ślimaki i małże są tam do stwierdzenia. Zapewne gatunki odporne na zanieczyszczenia dają sobie radę, choć na visus z brzegu żadnego nie wypatrzyłem.
Nieco lepiej wygląda sytuacja ze skałami. Malowniczo usytuowany klasztor powyżej, a na dole - porośnięte krzewami i inną roślinnością - skały białego wapienia jurajskiego. U podnóża bardzo licznie występujące winniczki - być może potomstwo sprowadzanych tu przed stuleciami przez zakonników winniczków z cieplejszych miejsc Europy, ale nie wykluczone, że to rodzima populacja (południowa Polska stanowi prawdopodobnie miejsce naturalnego zasięgu gatunku). Obok winniczków - już nie tak licznie - do znalezienia również Cepaea vindobonensis, Arianta arbustorum, Perforatella bidentata, P. incarnata i Bradybaena fruticum. W szczelinach skał Alinda biplicata i  - zaskoczenie: znalazłem pojedynczą, pustą skorupkę Physa fonttinalis. To dopiero ciekawostka! Nie dość, że gatunek wodny, to jeszcze znaleziony na takiej wysokości, że nie może być mowy o napływkach. Mógł się tam pojawić całkiem przypadkowo, zgubiony przez człowieka, bo inaczej nie sposób wyjaśnić obecności wśród korzonków skalnych roślin rozdętki mało odpornej na zmienność poziomu wody.
P.S. Jak znajdę kabel USB do telefonu, to wrzucę słabej rozdzielczości zdjęcia, dla rozjaśnienia tego czarnego tła...
P.S. (09.05.2011) Znalazłem ten kabel, ale zdjęcia są bardziej rozczarowujące niż sądziłem...

Pogranicze Dąbrowy (Górniczej)

Kolejna quasi relacja z podróży, a właściwie z przystanku w podróży. Miejsce akcji: okolice drogi krajowej nr 94, między Dąbrową Górniczą a Sławkowem. Czas akcji: 16 kwietnia 2011, około godz. 8. Przystanek w drodze do Krakowa. Jakaś herbata i krótki spacer dla rozprostowania nóg i dotlenienia mózgu. A że przy stacji benzynowej kawałek zadrzewienia, to i pokusa sprawdzenia, co tam się gramoli. Tempo akcji: wypadkowa ślimaczej prędkości i notorycznego pośpiechu. Skutki: stwierdzenie, że zgodnie żyją obok siebie całkiem ładne i przyzwoicie utrzymane populacje: Helix pomatia, Cepaea nemoralis, Arianta arbustorum, Trichia hispida, Perforatella incarnata oraz jakiś Oxychilus sp. Typowy przykład koegzystencji ślimaków o zbliżonych wymogach ekologicznych.W jakiś sposób można to miejsce określić jako stanowisko synantropijne, choć w miarę naturalne. Pomimo przymrozku ślimaki były ruchliwe (bez sprintu, ale jakoś się gmerały), wszystkie sen zimowy miały już za sobą.
Tyle sprawozdania; żadnych rewelacji, ale zawsze coś...

wtorek, 12 kwietnia 2011

Skok w bok

Czasem w życiu tak jest. Trzeba odejść, żeby zrozumieć coś lepiej, głębiej, obficiej. Czasem wystarczy odejść naprawdę na chwilę, a wraca się odmienionym. Po tym patetycznym wstępie zdradzam o co chodzi. Znalazłem stronę, o jakiej marzę (na początek). Chciałbym, żeby powstała taka - poświęcona mięczakom. Ta, o której mówię, dotyczy motyli Europy, a znajduje się pod adresem www.lepidoptera.pl Fenomenalna! Bogata galeria, doskonałe narzędzia, w tym konwerter UTM (można zamieniać współrzędne geograficzne na kwadraty UTM). Mam nadzieję, że kiedyś podobny projekt dotknie mięczaków. Wtedy też będzie trzeba stworzyć odpowiednią bazę danych. Najpilniejsza sprawa to administrator, który połączy trzy konieczne cechy: wiedzę techniczną, malakologiczny zapał i rozciągliwość czasową.
O jak mi się ta strona spodobała...

Deroceras, Cepaea, Helix i... Wszystko mi mówi, że

W niedzielę znalazłem w doniczce po chryzantemach dwa niewielkie pomrowiki, pewnie młodociane (16 i 15 mm). Nie sposób określić gatunku na wisus, nie spodziewam się jakiejś rewelacji, ale zacząłem je troszkę hodować. Przy całej mojej rezerwie do nagusów. Obserwacja pozwala zwrócić uwagę na różnice w budowie: proporcjach płaszcza do długości ciała, długości czułków, bruzdowania płaszcza, zakończenia nogi, jej barwy po spodniej stronie itd. Generalnie pomijam najczęściej ślimaki nagie, bo do kolekcji nie bardzo się nadają (za dużo zachodu z konserwowaniem, wymianą alkoholu, dobieraniem stężeń etc.). Powoduje to jednak, że mam problemy z odróżnieniem podstawowych rodzajów: trzeba mi to zmienić, żeby chociaż Lehmanię odróżnić od Deoceras czy Limax.
Dziś, przy słonecznym, choć mglistym poranku, w czasie spaceru do pracy wypatrzyłem pod żywopłotem kilkanaście osobników Cepaea nemoralis: w różnym ubarwieniu, ale głównie żółte z pasem lub brązowe bez pasów. Raczej wyłącznie dorosłe (młode może też były, ale nie miałem dość czasu na szczegółowe wygapianie ich w trawie i zmacerowanych liściach). A tuż przy końcu spaceru przywitał mnie dorodny winniczek Helix pomatia. Znaczy, że wiosna już się zadomowiła i trzeba zacząć z niej korzystać. Ciągnie mnie w pole, do lasu, do wód! A nie skończone jeszcze porządkowanie materiałów zeszłorocznych. I jest dylemat: zbierać, czy porządkować? Wszystko mi mówi, żebym przysiadł i skończył jedno, ale tak mnie ciągnie, tak porywa. I gdzie nie spojrzę, tam zaraz coś wypatrzę. I co robić?
Swoje robić!

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Kolejna odsłona Folii

Z najdzikszą jak na mięczaka radością dzielę się informacją, że jest już w sieci kolejny, drugi zeszyt 19 tomu FOLIA MALACOLOGICA. O ile poprzednio chwaliłem się, że byłem pierwszy, o tyle teraz laur pierwszeństwa oddaję Webmastrowi: tym większą mam radość, że w takim tempie udało się udostępnić kolejne teksty.
Jest po co zajrzeć: zacznijmy od pierwszego, autorstwa pana Stanisława Myzyka. To dość obszerny tekst poświęcony obserwacjom ślimaków z rodzaju Vertigo. Chylę czoło przed Autorem za włożoną pracę. Trzeba wiedzieć, że S. Myzyk nie jest zawodowym malakologiem, ale nazwanie go "amatorem" byłoby już nadużyciem. Słowo "amator" nie oddaje pełni: jeśli odwoływać się do źródłosłowu, to jest, ale przy odwołaniu do konotacji - nie jest. Bo amator to nie ten, który robi coś nie profesjonalnie (profesja=zajęcie), ale ten, który działa z miłości. Jestem przekonany, że nie profesja a pasja najlepiej opisałyby pana Myzyka. W każdym razie koniecznie trzeba zacząć od tego tekstu (który jeszcze przede mną).
Jest też relacja ze Światowego Kongresu Malakologicznego, który miał miejsce w Tajlandii. Z naszej perspektywy to na końcu świata, ale przecież, co to znaczy koniec świata dla malakologii... Polecam dla analfabetów takich jak ja, do których najmocniej przemawiają obrazki... Przepraszam, ale coraz bardziej doświadczam biedy związanej z nieznajomością angielskiego...
Trzeba wejść na www.foliamalacologica.com, zarejestrować się i do lektury. Noce coraz krótsze, ale przecież...
Raz jeszcze dziękuję redaktorom i webmasterowi: oby udało się utrzymać to tempo.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Tysiączek stuknął - dziękuję

Na tym właśnie polega megalomania, że małym rzeczom nadaje się duże znaczenie, a wielkie traktuje małostkowo. Nie chcę, żeby wyrazem megalomanii była moja radość z tysięcznej wizyty na moim blogu. Nawet nie znam dokładnej godziny, ale na pewno dziś po południu. Tysięczny gość pochodził z Polski i chciałbym - na jego anonimowe ręce - podziękować wszystkim, którzy odwiedzają "Moje Mollusca".
Tysiąc wejść w skali roku nie jest oszołamiającym sukcesem, ale w malakologii sukcesy mają inną miarę niż w publicystyce. Dla mnie to wyraźna zachęta do jeszcze bardziej systematycznej pracy i regularniejszej sprawozdawczości z pasji. Wierzę - i jestem głęboko przekonany - że coś dobrego może się z tego zrodzić.
Wracam do pracy po ponad tygodniowej nieobecności. Pewnie przez kilka dni nie będę się mógł wygrzebać spod zaległych spraw. Czeka mnie los zagrzebki pospolitej, ale po kilku dniach zamienię się - jak tylko wynurzę się z zagrzebania - w wypławczaka (garbatego) pozostając niezmiennie przyczepką jeziorną (planowane maile) oraz ślinikiem wielkim (w kontekście perspektyw kolejnego wypadu na Południe pod koniec tego tygodnia). Bo ja jestem mięczakiem. We wszystkich wydaniach na raz. Po prostu mięczak!

piątek, 8 kwietnia 2011

Tydzień przerwy, czyli straty nipowetowane

Tak to już bywa, niezależnie od nas, że czasem trzeba swoje odleżeć. Nie to, żebym nie lubił się wylegiwać, zwłaszcza po pierwszym sygnale budzika, ale nie o to poszło. Zsomatyzowałem się kompletnie. Tak się napaliłem na mięczaki, że dotąd stała raczej temperatura podniosła się w magiczne granice 40 stopni Celsjusza. Żebym nie mógł oprotestować krzykiem mojego napalenia, gardło przybrało kolor purpury, a potem już było z nim tylko gorzej. Straciłem tydzień z okładem, i to w czasie, kiedy tak wiele się działo.
Zacznę od tego, że w piątek przed tygodniem wybrałem się do Sanktuarium Pielgrzyma Ślimaczego, czyli na ul. Banacha w Łodzi. To tam pracują łódzcy malakolodzy. Wcześniej uprzedziwszy ich o planowanym nalocie, dokonałem tego przed samym południem. Odebrałem materiały z weryfikacji oznaczeń, wymieniłem poglądy, wypytałem o szczegóły zbliżającego się seminarium. Długo to nie trwało, bo czas ma tę podłą właściwość, że jest stosunkowo odporny na rozciąganie, a stosunkowo łatwo ulega rozproszeniu. Miałem jeszcze odebrać papierowe egzemplarze Folii, które trafiły na mój poprzedni adres, ale już nie byłem w stanie (prawdopodobnie paciorkowce robiły już swoje).
A w środę zaczęło się: zjechało się towarzystwo, a właściwiej: stowarzyszenie i zaczęły się dyskusje i prezentacje, referaty, wystąpienia, postery, polemiki: oficjalne i nieoficjalne, publiczne i prywatne prezentacje dorobku ostatniego czasu. Otrzymałem dotąd jeden głos oceniający XXVII Seminarium Malakologiczne - i był to głos pozytywny. Czekam na kolejne, jak tylko zdobędę, dam znać.
Powinienem temu poświecić osobny wpis, ale może kiedy indziej. Dziś zasygnalizuję, że moje ślimaki (zebrane w lipcu 2010) wybrały się niedawno do Londynu i przedstawiły się p. Jonowi Ablettowi jako Columella aspera Walden, 1966. Już wcześniej w Łodzi zostały w ten sposób oznaczone, ale ponieważ na Wyspach ślimak ten jest bardziej pospolity niż w Polsce, propozycja zweryfikowania w Muzeum Historii Naturalnej wydała mi się więcej niż kusząca.
Antybiotyk działa. Nie tak szybko, jak bym się tego domagał, rzekłbym: w żółwim tempie (to szybciej niż w tempie ślimaczym). Za kilka dni powinienem wrócić do siebie, a wtedy będę musiał zintensyfikować wysiłki na rzecz nadrobienia chorobowych zaległości. A tego seminarium mi żal, że mnie tam nie było. Czy to było ostatnie beze mnie? Pojęcia nie mam, ale mocno wierzę, że tak!