czwartek, 20 stycznia 2011

XXVII Seminarium Malakologiczne, cz. II

Nowych wieści nie mam, poza tym, że do 30 stycznia jest czas na wnoszenie opłat za konferencję, a do 15 lutego czas na wysłanie organizatorom tekstów streszczeń. Oplata konferencyjna wynosi 160 zł, osobna część to opłata za zakwaterowanie, w ośrodku Perła w Tleniu (Bory Tucholskie).
Szczegółów udziela dr hab. Jarosław Kobak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, który to uniwersytet jest organizatorem tegorocznego seminarium.
Listy uczestników jeszcze nie mam, ale jak zdobędę, to się podzielę.
Przypominam: start 6 kwietnia 2011 r., rano. Zakończenie: 8 kwietnia, po południu.

niedziela, 16 stycznia 2011

Jedna Cepaea wiosny nie czyni

Zdziwienie? Tak, i to wielkie. Dziś, około godziny 12.30 widziałem Cepaea nemoralis L., w pełnej okazałości. Pojedynczy osobnik pełzał sobie po trawie na łące w pobliżu torów kolejowych w Łasku (Łódzkie). Wzięty na rękę momentalnie ukrył się w żółtej skorupce z czarnym paskiem. Po około minucie pojawił się ponownie i energicznie ruszył ku ucieczce. Zostawiłem go w miejscu, gdzie go znalazłem, ale nie jestem pewien, czy da sobie radę. W końcu to połowa stycznia i normalnie o tej porze wiosny nie powinno być. Cóż zrobić, skoro od tygodnia odwilż zagościła w Polsce i nie dopuszcza zimy do głosu.
Nie spodziewałbym się nigdy spotkać w styczniu wstężyka. Widać i zima może zaskoczyć. Pytanie, kogo bardziej: mnie, czy ślimaka, który za szybko wyszedł wyglądać wiosny.
Jedna jaskółka wiosny nie czyni, cóż dopiero jedna Cepaea. Ale się cieszę, że ślimaki pamiętają o mnie i nawet tak nieślimaczą porą potrafią o sobie dać znać.

środa, 12 stycznia 2011

Gastropoda terrestria

Tę książkę zdobyłem przed kilku laty, prawie przypadkiem. Znalazłem ją w wydawnictwie Muzeum i Instytutu Zoologicznego PAN w Warszawie. Na stronie internetowej znajdowała się informacja, że nakład został już wyczerpany. Zrobiłem listę pozostałych pozycji malakologicznych i przekazałem znajomemu, który właśnie do Warszawy się był wybierał. Po kilku dniach otrzymałem wiadomość, że książki już są. Kiedy je odbierałem, zamiast spodziewanych trzech, dostałem cztery pozycje. Czwartą była właśnie ona - skromnie wydana, bez szaleństwa  rycin i ilustracji, bez kolorowej choćby okładki. Ale z tamtych nabytków była najcenniejsza. Dziś, kiedy zaglądam do książki Ślimaki lądowe (Gastropoda terrestria) autorstwa ś.p. profesora Adolfa Riedla, wciąż nie mogę wyjść z podziwu, dla jego tytanicznej pracy.
Jakiż trzeba mieć warsztat metodologiczny, żeby stworzyć - bez pomocy komputerów - obszerny zestaw stanowisk, publikacji, badań dla przeszło 170 gatunków ślimaków lądowych notowanych na obszarze Polski. Dziś, kiedy udoskonalono narzędzia obróbki danych, wcale nie byłoby łatwo taką pracę napisać.
Jest taki fragment, bodajże we wstępie jeszcze - kiedy Autor kreśli plany stworzenia atlasu zoogeograficznego malakofauny. Od tego czasu minęło ćwierćwiecze, nie ma śmiałków, którzy by pomysł profesora podjęli. Taka praca byłaby czymś fenomenalnym - a przy dzisiejszych możliwościach technicznych mogłaby stanowić materiał dla różnych grup naukowców, specjalistów, amatorów i pasjonatów. Wierzę, że kiedyś to nastąpi - że znajdzie się grupa ludzi gotowych poświęcić swój czas na katalogowanie i udostępnianie wiedzy na temat ślimaków, nie tylko lądowych zresztą. Widzę już nawet, jak na ogólnych mapach satelitarnych pojawia się malakologiczna nakładka pozwalająca identyfikować stanowiska mięczaków... To moje marzenie, które powraca do mnie ilekroć sięgam po wspomnianą książkę profesora Riedla.
To jest piękne w książkach, że noszą w sobie to ziarno, które leżąc długo, nie wysycha i zdolne jest wzrastać, gdy tylko ktoś je pochwyci. Habent libellum fata sua...

środa, 5 stycznia 2011

Noworoczne starocie

Od kilku dni wciąga mnie studnia, ba - kopalnia - rewelacyjnych tekstów poświęconych malakologii. Trafiłem tam przez link zamieszczony na www.ruthenica.com do nautilus.com. Tam znalazłem przekierowanie do wirtualnej biblioteki, w której zgromadzono blisko tysiąc publikacji z zakresu malakologii.
Kiedy zacząłem przeglądać tytuły, zauważyłem powagę znaleziska. Wystarczy wspomnieć takie nazwiska, jak: Clessin, Westerlund, Rossmaesslaer, J.A. Wagner, Ehrmann, Pax czy sam Linnaeus!
Zdobycie tych książek w polskich bibliotekach graniczy z cudem. Dzięki rozwojowi technik cyfrowych mogę mieć - nie wychodząc z domu - wydania książek, w których po raz pierwszy historii opisano jakiś gatunek. Staję się świadkiem ziszczania się dziecięcych marzeń - ludzie mają dostęp do bibliotek, do różnych księgozbiorów, które - choćby na ryzyko zniszczenia materiału papierniczego - coraz częściej nie mogą trafić do czytelnika inaczej, jak poprzez digitalizację. To jest wielkie błogosławieństwo dzisiejszych czasów, historyczna szansa, z której trzeba korzystać.
Więc korzystam. Wgłębiam się w odkrycia sprzed stu, a nawet dwustu lat. Jest oczywiście bariera języka, ale i tutaj coraz bardziej pomaga technika. Sezamie otwórz się! I jest: www.biodiversitylibrary.org. Zapraszam, polecam.