czwartek, 30 czerwca 2011

Śpiewający ślimak

Dotąd byłem przekonany, że ślimaki nie śpiewają. Dałbym sobie nawet ingerować w ciągłość tkanek, że śpiewać nie potrafią. No a dzisiaj jestem w kropce. Albo zweryfikuję swój pogląd na temat wokalnych talentów mięczaków, albo zdemaskuję mistyfikację. A ponieważ jak na mistyfikację jest ona zbyt prawdopodobna, to spróbuję się z tym skonfrontować.
Żyje w naszych wodach taki ślimak, ślimaczek prawie, gdyby nie zarezerwowanie tego słowa dla rodzaju Vallonia; ślimak, którego dotąd nie udało mi się spotkać. Po polsku nazywa się on sadzawczak drobny, po naukowemu: Marstoniopsis scholtzi (Schmidt, 1856), dawniej podawany również jako Hydrobia steini. Nie udało mi się dotąd tego ślimaka znaleźć, choć niejednokrotnie grzebałem w sadzawkach w jego poszukiwaniu. Nic w tym dziwnego, bo go wyglądałem, a powinienem był nasłuchiwać. Tak przynajmniej wynika z najnowszych doniesień naukowych. Spróbujmy to ugryźć.
Ponoć Jérôme Sueur z Paryskiego Muzeum Historii Naturalnej badał tego ślimaka pod kątem nasilenia wydawanych odgłosów. Takie rewelacje podaje kilku polskojęzycznych autorów, odwołując się wzajemnie do siebie bądź do serwisu physOrg.com. Tak pisze pan Mariusz Błoński z portalu kopalniawiedzy.pl, za nim to samo stwierdza anonimowy "ag" na hoga.pl. Teksty szumnie zatytułowano: "Najgłośniejsze zwierzę świata to... ślimak" (publ. 20.06.2011, godz. 18:13). Teza doniesienia jest taka: pan Sueur z Paryża badał krytycznie zagrożonego wyginięciem ślimaka żyjącego w słodkowodnych mułach i stwierdził, że średnie natężenie dźwięku wydawanego przez to zwierzę wynosi 79 dB (to tyle, co klakson auta, zdaniem donoszącego). Rekordowo - zważywszy na wielkość ślimaka, nieprzekraczającego 2 mm wielkości - głośność dochodzi do 105dB, co miałoby odpowiadać odgłosom silnika motoroweru bez tłumika. Z pewnością Komara...
No właśnie, tu leży pies pogrzebany! Wszystko się pokićkało autorom, którzy - nie wyeliminowawszy pierwszego błędu - napracowali się nad uwiarygodnieniem doniesienia. To troszkę jak z tym legendarnym pytaniem, znanym starszemu pokoleniu , "Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają rowery?" Odpowiedź brzmiała: "Tak, to prawda. Tylko nie w Moskwie, a w Erewaniu, i nie rozdają, a kradną!" Tak najkrócej można by zrecenzować artykuły, które pojawiają się po wpisaniu w google.pl hasła "marstoniopsis scholtzi". Ponieważ, jak na mięczaka, jestem dość nieufny, przeprowadziłem śledztwo prywatne i znalazłem źródło tego, co Niemcy nazywają "mißverstehen". Trzeba zajrzeć np. na http://www.geekosystem.com/insect-loudest-matingcall/ żeby zobaczyć, gdzie pogubił się polski popularyzator nauki. Tam mowa jest o Micronecta scholtzi (Fieber, 1860), a nie o Marstoniopsis scholtzi. Różnica jest taka, jak między kamieniem węgielnym a węglem kamiennym, albo piciem w Szczawnicy a szczaniem w piwnicy: podobnie brzmi, ale znaczy co innego! Micronecta jest owadem, nie ślimakiem! A że owady potrafią wydawać dźwięki, wie każdy kto słyszał o świerszczach, cykadach i pasikonikach. Sam pan Jérôme Sueur faktycznie zajmuje się badaniem odgłosów zwierząt, ale głownie cykad, co można sprawdzić na jego prywatnej stronie. Jest też inny pan Sueur, który zajmuje się ślimakami, ale nosi imię zaczynające się na "F" (czytałem w pierwszym numerze francuskiego rocznika MalaCo na stronie www.malaco-journal.fr).
Pomylić komara ze ślimakiem wcale nie jest łatwo, jeśli komarem się jeździło. Może ktoś jeszcze pamięta takie motorowery polskiej konstrukcji, z dwusuwowym silnikiem. Jak jeździły, to jak strzała, jak się psuły, nie były szybsze od ślimaka. Kiedy jednak pisze się o doniesieniach naukowych, trzeba pokusić się o odrobinę rzetelności, żeby głupot nie wypisywać. A przyznać trzeba, że głupoty te są bardzo przekonujące: badanie na 13 samcach w akwarium (Marstoniopsis, jako że jest ślimakiem przodoskrzelnym, jest rozdzielnopłciowy), pocieranie prąciem o grzbiet - też można sobie wyobrazić. Ale po jaką cholerę ślimak miałby się tak drzeć na ślimaczycę? Diabli wiedzą.
Diabeł tkwi w szczegółach. Gdybym miał skłonność do obcinania sobie kończyn w imię racji, to tym razem dłoń bym ocalił. Ale po pierwszej lekturze naprawdę bliki byłem uwierzyć, że sadzawczak potrafi śpiewać.
I trochę mi w życiu o to chodzi, żeby wiara byłą racjonalna, wszak już w średniowieczu postawiono tezę fides querens intellectum.
Nie mniej, może nie do końca racjonalnie, ale wierzę, że uda mi się kiedyś spotkać sadzawczaka i trochę z nim pogadać o tym jego śpiewaniu...

- Pies? Jaki pies? Czy aby nie jajnik?

niedziela, 26 czerwca 2011

Dzień nad Gopłem

Od kilku lat mam tę możliwość, aby wybierać się do Ostrówka w Kujawsko-Pomorskim, nad jezioro Gopło. Ostrówek to ta wieś, o której było głośno zimą i wiosną 2011 r. z powodu powodzi. Dziś nie było wielu śladów po wysokim poziomie Gopła (a przecież przez kilka miesięcy Ostrówek - zgodnie ze swoją nazwą - był wyspą), może za wyjątkiem osadów na trzcinach i pomostach. Rzekłbym, że nawet w chwili obecnej poziom jeziora obniżył się w stosunku do tego, co było przed rokiem.
Gopło jest jeziorem słabo przeze mnie poznanym. Poza jednym stanowiskiem nigdy nie udało mi się obejrzeć go bliżej z innych stron. Woda na ogół jest mętna, czasem zazieleniona, dno muliste, pozarastane z brzegu trzcinami i wywłócznikiem. Gdzieniegdzie grążel żółty wychodzi od brzegu w głąb jeziora.
Mnie oczywiście interesuje malakofauna Gopła. Mam już stamtąd kilka zbiorów, ale pochodzących głownie z jeziornej kredy, więc nie bardzo mi wiadomo, w jakiej części akwenu i w jakim czasie właściciele skorupek żyli w tych wodach. Lista gatunków, które udało mi się znaleźć na jednym stanowisku w Ostrówku nie jest oszałamiająca, ale trzeba wziąć poprawkę na wadliwą metodę zbioru, opierającą się głównie na wybieraniu mułu z dna na głębokości nie większej niż 1,4 m. Między 2009 a 2011 rokiem stwierdziłem występowanie takich gatunków:
1. Theodoxus fluviatilis
2.  Viviparus contectus
3. Valvata pulchella
4. Bithynia tentaculata
5. Bithynia leachi
6. Bithynia troscheli (oznaczenie niepewne, oparte głównie na budowie skorupki; nie rozstrzygnięto ostatecznie odrębności gatunkowej)
7. Potamopyrgus antipodarum
8. Physa fontinalis
9. Lymnaea stagnalis
10. Lymnaea (Radix) peregra
11. Lymnaea (Stagnicola) corvus
12. Lymnaea (Stagnicola) palustris
13. Planorbis planorbis
14. Anisus contortus
15. Anisus vortex
16. Segmentina nitida
17. Hippeutis copmlanatus
18. Armiger crista
19. Acroloxus lacustris
20. Planorbarius corneus f. pinguis
21. Carychium tridentatum
22. Carychium minimum
23. Succinea putris
24. Succinea elegans
25. Pupilla muscorum
26.Vertigo antivertigo
27. Vallonia pulchella
28. Vallonia costata
29. Zonitoides nitidus
30. Cepaea nemoralis
31. Unio tumidus
32. Dreissena polymorpha
33. Pisidium sp.
Jestem przekonany, że lista gatunków jest dłuższa. Pracuję nad usprawnieniem metody pobierania próbek, nie bez znaczenia jest również fakt, że przeszukiwałem tylko w obrębie brzegu. Jestem pewien, że Pisidium reprezentowane jest przez kilak gatunków, z pewnością występuje tam również Anodonta. Do stwierdzenia są również ślimaki z rodzaju Gyraulus oraz nieobecne w podanym zestawieniu ślimaki nagie. Wydaje mi się, że i obecność Perforatella rubiginosa nie powinna być zaskoczeniem.
Kolejny wypad nad Gopło pewnie za kilka tygodni. Wciąż czekam na zaskoczenie, które mnie tam czeka. Ciekawe, co tam może być jeszcze...

piątek, 24 czerwca 2011

Problemy z Check-list, c.d.

Próbowałem na różne sposoby, ale nie idzie. Tymczasowo zdejmuję zatem stronę "Checklist of Molluscs in Poland", postaram się w najbliższej przyszłości podkleić dwie oddzielne dla Gastopoda i Bivalvia występujących w Polsce.
Ostatni miesiąc oznacza duży minus dla technicznej strony blogspota, jeśli się nie poprawi, to chyba się obrażę...
Proszę o troszkę cierpliwości, a ja wracam do walki z wiatrakami, czyli do publikacji pełnej listy gatunków...

Czy jest jakiś święty patron od beznadziejnych spraw internetowych?

środa, 22 czerwca 2011

Problemy z Check-list

Wczoraj dostałem sygnał, że coś jest nie tak. Dziś przez cały dzień kombinuję, jak to zmienić, ale się nie udaje... Nie potrafię przekonać serwera, żeby nie obcinał w dowolnie wybranym miejscu listy gatunków, zamieszczonej na podporządkowanej stronie Checklist of molluscs in Poland. Próbowałem już kilkakrotnie wkleić całość, ale za każdym razem dochodzi albo do którejś z rodzin około Vertiginidae, a najdalej chyba doszło do gatunku Unio crassus. Nie wiem, co mam z tym zrobić. Chciałem podwiesić plik pdf z wykazem, ale nie ma takiej opcji:-(
Powalczę jeszcze trochę, a potem nie wiem co zrobię: nie może być tak, że będę w błąd wprowadzał, podając listę mięczaków kończącą się w jednej trzeciej długości...
Zatem do dzieła.

wtorek, 21 czerwca 2011

Co się stało z Armiger crista?

Wjeżdżając do Dąbrowy Górniczej od strony Częstochowy, mija się po lewej stronie staw, położony w bezpośrednim sąsiedztwie "jedynki". Mijam go ilekroć jadę do Krakowa i z powrotem. Tym razem nie oparłem się pokusie i zatrzymałem się wracając do domu. Oczywiście na chwilę, bo z Krakowa wyjechałem z dużym opóźnieniem, a i droga nie należała do najluźniejszych.
Postój został nagrodzony. Nie to, żeby tam zaraz jakieś białe kruki, ale zadowolenie miało prawo gościć.
Cel był taki: poszukać w wodzie ślimaka, którego dotąd jeszcze nie widziałem, a o którym wiadomo mi, że występuje na Śląsku. Mam na myśli gatunek różnie nazywany, ale ostatnio najczęściej Ferrissia clessiniana (Jickeli, 1882) - przytulik Clessina (dawniej Wautera). Jest to obcy gatunek w naszych wodach, notowany od końca lat siedemdziesiątych głównie w zbiornikach antropogenicznych.
Udało się, znalazłem jeden okaz. Początkowo zastanawiałem się, czy to nie przyczepka jeziorowa Acroloxus lacustris (Linnaeus, 1758), ale porównanie z próbkami z Gopła i Pilicy rozwiało wątpliwości. Tak więc włączyłem nowy gatunek do kolekcji, choć warto by - choćby ze względu na bezpieczeństwo zbioru - uzupełnić go o kilka jeszcze egzemplarzy. Skąd taka ostrożność? Ano stąd, że znalazłem też dwa osobniki Armiger crista (Linnaeus, 1758), ale gdzieś zaginęły. Gdzie - pojęcia nie mam. Włożyłem oba zwierzątka do fiolki (probówki z korkiem), ale wyjąłem tylko fragmencik jednego - niewielką część ostatniego zwoju. Wyglądało to tak, jakby coś je zjadło. Ale dlaczego właśnie zatoczka malutkiego? Nie potrafię rozwikłać tej zagadki. A strata to dla mnie wielka, bo - wstyd się przyznać - Armiger crista znana* jest mi dotąd z jednego stanowiska, i to z pustej skorupki. Wiem że jest malutka i łatwo ją przeoczyć, ale inne maluchy znajdowałem częściej. Stąd mam potwierdzone nowe stanowisko, ale nie mam materiału z tego miejsca.
Sam gatunek jest bardzo ciekawy, zwłaszcza ze względu na skorupkę. Ona sama jest - jak wskazuje polska nazwa - malutka, nie przekracza trzech milimetrów. Od innych zatoczków różni się przede wszystkim charakterystyczną budową: w zależności od formy może być gładka (f. nautileus Linnaeus), żeberkowana (f. cristatus Draparnaud) lub zaopatrzona w kolce (f. spinolosus Clessin). Formy te mogą występować w tym samym środowisku obok siebie i tworzyć szereg form przejściowych. Armigr crista jest zatoczkiem bardzo wrażliwym na wysychanie, stąd preferuje zbiorniki o stałym poziomie wody. W stawach, jeziorach czy gliniankach preferuje miejsca zaciszne i spokojne, z roślinami wodnymi, na których żeruje. Preferuje kożuchy rzęsy wodnej, ale lubi też rogatka. O wymaganiach ekologicznych nie wiem jeszcze za dużo, ale jak sprawdzę w kluczach, to mogę uzupełnić...
Poza wspomnianymi znalazłem też kilka innych ciekawych gatunków: Anisus (Bathiomphalus) contortus (Linnaeus, 1758); Hippeutis complanatus (Linnaeus, 1758), Segmentina nitida (O. F. Müller, 1774) i Planorbarius corneus (Linnaeus, 1758) oraz Physa fontinalis (Linnaeus, 1758). Ponadto znalazłem kilka okazów małża Musculium lacustre (O. F. Müller, 1774) oraz kilka jeszcze niezidentyfikowanych osobników, prawdopodobnie Potamopyrgus antipodarum (Gray, 1843) - ale mam wątpliwości na rzecz juwenilnych form - no właśnie czego?
To tyle relacji z ostatniej wojaży przez Śląsk, koniecznie muszę powtórzyć postój w tym miejscu, koniecznie zabierając ze sobą kalosze...
Odsyłając do południowych sąsiadów znów mogę powiedzieć, że fotografia Armiger crista znajduje się tutaj,  a fotografii Ferrissia clessiniana nie udało mi się znaleźć w bardziej odpowiednim ujęciu niż w tym miejscu.

* z tego, co mi wiadomo, Armiger jest rodzaju żeńskiego, stąd w zależności od odwołania się do nazwy łacińskiej lub polskiej stosuję różne formy gramatyczne.

piątek, 17 czerwca 2011

Nowość u Czechów

Wczoraj wspominałem o wariactwach na stronie Malacologia Bohemoslovaca. I dziś się już wszystko wyjaśniło. Kto wejdzie na rekomendowaną przeze mnie stronę, znajdzie opublikowane doniesienie o pierwszym stwierdzeniu Hygromia cinctella (Draparnaud, 1801) w czeskiej Pradze.
Z Czechami to jest tak, że sobie z nich żartują, że na międzynarodowe konferencje jeżdżą z cedzakiem. I za to ich bardzo szanuję. W tym dowcipie chodzi o obserwację zachowań czeskich malakologów, którzy  wykorzystują każdą okazję do zbiorów i notowań. Zamiast włóczyć się po barach, chodzą po parkach i szukają w trawie nowych ślimaków. Bardzo to szanuję, pewnie dlatego, że robię dokładnie tak samo. Staram się każde nowe miejsce obejrzeć pod kątem występującej tam malakofauny. I sprawia mi to wielką frajdę, zwłaszcza, kiedy czekają mnie niespodzianki w postaci nowości. O jednym takim zdarzeniu napiszę wkrótce, ale teraz wracam do Czechów. Być może dzięki takiej postawie udaje im się szybciej poznać pewne nowe stanowiska (zawleczonych najczęściej) nowych składników malakofauny. O tym właśnie jest najnowszy tekst w Malacologia Bohemoslovaca. Wystarczy spojrzeć na fotografie stanowisk, na których znaleziono H. cinctella, żeby wyrobić sobie podobną opinię. Zamieszczone w artykule fotografie prezentują typowe środowisko ruderalne, mocno przekształcone przez człowieka, i bardzo mało atrakcyjne dla przyrodnika. A jednak to właśnie takie miejsca (w porcie nad Wełtawą) stanowią idealne miejsca dla gatunków inwazyjnych.
W opinii autorów, ślimak został zawleczony wraz z transportem: trudno jednoznacznie wskazać na środek lokomocji (mogła to być barka rzeczna, pociąg, samochód); prawdopodobne jest zawleczenie z materiałem budowlanym.
Pierwsze stwierdzenie miało miejsce 19 maja 2010, do teraz trwały obserwacje. Okazało się, że  w czeskich warunkach ślimak ten potrafi przezimować, a zatem bardzo prawdopodobne jest jego dalsze rozprzestrzenianie się. Podawany jako gatunek śródziemnomorski (medyterrański), notowany jest już z Anglii, Irlandii, Francji, Niemiec, Austrii i Chorwacji, a teraz również  z Czech. Czy dotrze do Polski? Należy się spodziewać, że - jeśli już go nie ma - znalezienia w najbliższych latach.
Jest to ślimak z rodziny Hygromiidae, a zatem płucodyszny, inwazyjny, o skorupce kulistawej, przekraczającej 11 mm, obrzeżonej białawym kilem, żółtawej do brązowawej, z zasłoniętym dołkiem osiowym (umblicus - "pępek"). Biologii nie znam, ale raczej roślinożerny.
Tak więc udało mi się wyjaśnić przyczyny zmian na stronie u południowych sąsiadów, a i na moim blogu ustały techniczne problemy. Wszystko wraca do normy, tylko Czesi mają nowy obcy gatunek na swoim terenie...

czwartek, 16 czerwca 2011

Na Wschód i z powrotem

Omawiana już kiedyś witryna Stowarzyszenia Rosyjskich Malakologów Dalekiego Wschodu (www.rfems.dvo.ru) wzbogaciła się o kolejny, 14 tom Biuletynu. Można zapoznać się z tekstami, pamiętać jednak należy, że część z nich została zapisana w dużej objętości (nawet powyżej 20MB, co bardzo utrudnia otwieranie plików, zwłaszcza przy wolnym łączu internetowym). Pamiętać trzeba, że teksty pisane są po rosyjsku i tylko krótkie "abstarcty" są po angielsku. Ale skusić się warto.
Coś dziwnego dzieje się u południowych sąsiadów. W ciągu ostatnich kliku dni pojawiał się i znikał z witryny www.mollusca.sav.sk tekst Horáčková J., Ložek V. & Juřičková L. 2011: Měkkýši v nivě Milešovského potoka. [Molluscs of the Milešovský Potok floodplain (Northwest Bohemia, Czech Republic)]. Dzisiaj jest, wczoraj go nie było. Przedwczoraj był i tak w kratkę. No, ale u nich też się dzieje. Podobnie na podwórku naszej Folii: pojawił się kolejny zeszyt dziewiętnastego tomu, zapowiadany już przed kilkoma miesiącami.
Najbardziej zasmuca mnie nasz niemiecki sąsiad, Peter Glöer, który w tym roku nic nie podwiesił na swojej stronie. Nie wierzę, żeby przestał pisać, co zatem sprawiło, że przestał się dzielić swoim dorobkiem? Nie mam pojęcia.
A i u mnie jakieś problemy od wczoraj. Blog nie wyświetla starszych postów, tylko trzyma na głównej stronie jeden wpis i tyle. Przejrzałem różne ustawienia i nic. Widać, vis maior. Może przejdzie mu samo, nie wiem. Pojutrze kolejny wypad do Krakowa, muszę zaplanować trasę, więc pewnie nie będę się zajmował technicznymi sprawami bloga. A zaległości coraz większe...

środa, 15 czerwca 2011

Gyraulus albus (O. F. Müller, 1774) - zatoczek białawy

Wbrew opinii autorów zajmujących się wodną malakofauną, głoszących pospolitość występowania zatoczka białawego w polskich wodach, mnie udaje się go znaleźć bardzo rzadko i w swojej kolekcji mam tylko kilka pojedynczych skorupek z kilku tylko stanowisk. Zastanawiam się czasem nad tym fenomenem: często znajduję inne zatoczkowate, ale rodzaj Gyraulus trafia mi się wciąż za rzadko. Co jest przyczyną tego stanu rzeczy jeszcze nie wiem, staram się jej dociec. A wczoraj właśnie udało mi się znaleźć trzy osobniki, więc wykorzystam ten fakt do przedstawienia gatunku. 
Zatoczek białawy (Gyraulus albus O. F. Müller, 1774) jest gatunkiem holarktycznym, występującym pospolicie w wodach zarówno stojących jak i płynących, głównie na obszarach nizinnych i wyżynnych. Preferuje wody spokojne, ale na niektórych obszarach potrafi zamieszkiwać bystrza rzek i strumieni jako jedyny obok  Ancylus fluviatilis ślimak słodkowodny (Piechocki, 1979). Charakteryzuje się dużą odpornością na czynniki środowiskowe, zwłaszcza zanieczyszczenie wód (gatunek β-mezosaprobowy) (Piechocki, 1979) oraz zmienne pH, od 5,2 do 7,8 (Glöer, 2002) lub 6,4 - 9,25 (Piechocki, 1979). Zamieszkuje różne środowiska, ale najczęstszy jest na roślinach wodnych, zarówno na przybrzeżnychpłyciznach, jak i na większych głębokościach.
Muszla tego gatunku jest - przynajmniej teoretycznie - najłatwiejsza do rozpoznania. Teoretycznie, ponieważ jest to gatunek bardzo zmienny, z licznymi formami środowiskowymi. Typowa skorupka zbudowana jest z 4 - 4,5 skrętów, szybko i regularnie narastających, z których ostatni (najszerszy) jest około 2 razy szerszy od poprzedniego. Z góry jest lekko, ale tylko nieznacznie wklęsła, natomiast od spodu jest wyraźnie miseczkowata. Ostatni skręt zaopatrzony jest w tępą krawędź i jest nieco opuszczony ku dołowi w stosunku do wcześniejszych skrętów. Najbardziej charakterystycznym wyróżnikiem muszli jest prążkowanie spiralne oraz poprzeczne, dające efekt tzw. "młotkowania" (ale nie tak wyraźne jak u niektórych Lymnaeidae). Jest ono widoczne przy niewielkim powiększeniu. Barwa muszli biaława z zielonkawym prześwitem. Wymiary: 1,2-1,8 wysokości i 4-7 szerokości (Glöer, 2002).
Znam ten gatunek z Kujaw (Jez. Gopło), z Nizin Południowomazowieckich, Wysoczyzny Łódzkiej, głównie z rzek (Pilica, Ner). Wczorajsze stanowisko znajduje się w okolicach Zgierza, w Jedliczach, kilkaset metrów od rzeki Linda i znajduje się w płytkim stawie o piaszczysto-mulistym dnie.
Zdjęcie muszli zatoczka białawego można zobaczyć tutaj.
Korzystałem z:
1. Piechocki A., 1979. Mięczaki (Mollusca). Ślimaki (Gastropoda). Fauna Słodkowodna Polski, 7. Warszawa-Poznań, PWN
2. Glöer P. 2002. Süßwassergastropoden Nord- und Mitteleuropas. Bestimmungsschlüssel, Lebenseise, Verbreitung. ConchBooks

czwartek, 9 czerwca 2011

Muzeum na Ingardena

Byłem tam raz jeden, a nawet nie tam, a w pobliżu. W lutym 2011 r. Bez skutku, bo to była niedziela.
Jest w Krakowie na ul. Romana Ingardena (polski filozof fenomenolog, uczeń Husserla, przyjaciel Etith Stein - św. Teresy Benedykty od Krzyża; nauczyciel Tischnera), pod nr 6 budynek mieszczący Muzeum Zoologiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nie byłem w tym muzeum tylko dlatego, że w soboty i niedziele jest nieczynne, a tylko w te dni bywam w Krakowie. Nieczynne jest również we wakacje, zatem mała szansa na zwiedzenie muzeum przed wrześniem 2011 r. Wybierając się tam, warto pamiętać o godzinach otwarcia: zwykle jest to między 9:30 a 14:30. Bilety wahają się od 5 do 8 zł, rodzinne 18. Tyle szczegółów technicznych. Więcej na stronie internetowej muzeum, na której też znaleźć można rys historyczny oraz dossier pracowników.


Dzięki uprzejmości Pani Kamili Zając udostępniam kilka fotografii z muzeum. Mięczaki nie są tam licznie reprezentowane, tworzą część wystawy stałej "Panorama Zwierząt Świata", ale zainteresowany nie będzie się nudził. Zdjęcia są sporej rozdzielczości, co pozwala na lepsze przyjrzenie się szczegółom. Pamiętać należy, że robienie zdjęć przedmiotom za szkłem nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza, jeśli fotografuje się "z ręki" bez statywu. Bardzo dziękuję Pani Kamili, która jest właścicielem praw autorskich do zamieszczonego materiału ilustracyjnego.
Jeśli ktoś posiada informacje o wystawach muzealnych, w których prezentowane są mięczaki, proszę dać znak: może uda się wybrać, zobaczyć, rozpropagować...

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Wierzchowie

Działo się to przed tygodniem, ale dotąd nie zdążyłem o tym napisać. Pomyślałem, że warto by zobaczyć Jaskinię Wierzchowską Górną, położoną w Parku Krajobrazowym Dolinek Krakowskich, w Dolinie Kluczwody. Z Wierzchowia około 800 m drogą zamkniętą dla ruchu kołowego. Widoki nie pozwalające na obojętność. Strome zbocze porośnięte liściastym lasem, najeżonym licznymi skałami jurajskich ostańców.
Do jaskini doszedłem, ale jej nie zwiedziłem, bo wchodzi się z przewodnikiem o równych godzinach. A ponieważ w Jurze nie sposób się nudzić, wracając przyjrzałem się nieco mieszkańcom wierzchowskich lasów.
Najliczniejszą grupę mięczaków stanowią świdrzyki. Występują licznie na skałach, drzewach i na ziemi. Przynajmniej cztery gatunki, z czego Cochlodina orthostoma i Alinda biplicata wydają się czuć najlepiej.
Znalazłem kilka młodocianych okazów ślimaka nadobnego Chilostoma faustina (ale tylko jedną pustą skorupkę dorosłego osobnika); na jednej ze skał licznie występowała piramidka naskalna Pyramidula pusilla (= rupestris wg wcześniejszej literatury). Pojedynczo trafił się Oxychilus glaber i pusta skorupka Isognomastoma isognomastoma.
Osobny rozdział to winniczek. Ponieważ dzień wcześniej było ciepło i deszczowo, to obecność swoją zaznaczał na różne sposoby. Przyznać trzeba, że okazy były naprawdę dostojne: jasne, z dobrze utrzymanym periostracum, dorodnych rozmiarów. Widać dobrze im tam.
Kto Południe Polski zna tylko z obrazków, niech przemyśli dobrze plany urlopowe i zweryfikuje je pod kątem turystycznych podbojów na Jurze. Czasu ie straci, a duszę wzbogaci!

piątek, 3 czerwca 2011

Apel w sprawie obcych

W "Księdze Gatunków Obcych Inwazyjnych w Faunie Polski" (http://www.iop.krakow.pl/gatunkiobce/default.asp?nazwa=default&je=pl ), opublikowanej przez Instytut Ochrony Przyrody PAN znajduje się kilkanaście gatunków mięczaków, które zostały sklasyfikowane jako gatunki obce. Jak definiuje się takie gatunki? Są to gatunki alochtoniczne, które pierwotnie nie występowały w danym ekosystemie lub obszarze geograficznym. Mogą się przedostawać do nowych ekosystemów przez ekspansję gatunkową lub przez działanie człowieka: celowe, czyli introdukcję, lub przypadkowe, czyli zawleczenie. Przykładem celowego działania będzie np. introdukcja ryb hodowlanych: karpia, amura, tołpygi, przykładem zawleczenia może być stonka ziemniaczana. Część gatunków obcych nie wywiera większego wpływu na nowy ekosystem, wtedy mówimy o elementach obcych nieinwazyjnych, ale istnieje grupa gatunków, które zdobywając (kolonizując) nowy ekosystem, przekształcają go w sposób uniemożliwiający funkcjonowanie organizmów dotąd zamieszkujących. O tych gatunkach mówi się, że są inwazyjne. Za gatunki obce w malakofaunie obszaru Polski należy uznać:
I Ślimaki:
1. Melanoides tuberculatus
2. Lithoglyphus naticoides
3. Potamopyrgus antipodarum
4. Physella acuta
5. Ferrissia clessiniana
6. Menetus dilatatus
7. Helicodiscus singleyanus
8. Arion lusitanicus
9. Oxychilus draparnaudi
10. Oxychilus translucidus
11. Tandonia budapestensis
12. Zonitoides arboreus
13. Lehmania valentiana
14. Limax flavus
15. Limax maximus
16. Deroceras panormitanum
17. Boetgerilla pallens
18. Opeas pumilum
19. Monacha cartusiana
II Małże:
20. Dreissena polymorpha
21. Sinanodonta woodiana
22. Corbicula fluminalis
23. Corbicula fluminea
24. Mya arenaria
W mojej ocenie listę należałoby jeszcze rozszerzyć o następujące gatunki:
25. Planorbella dyuri (stwierdzona przez Alexandrowicza w Ogrodzie Botanicznym w Krakowie)
26. Monacha cantiana (prawdopodobnie, tak wynikałoby z oznaczeń genetycznych populacji poznańskiej)
27. Hawaiia minuscula (gdzieś czytałem o jednym stanowisku)
28. Teredo navalis (pogląd wielce kontrowersyjny, brakuje doniesień naukowych, ale są doniesienia publicystyczne o stwierdzeniu obecności tego drewnożercy w wodach Bałtyku: mało prawdopodobne ze względu na zbyt niskie zasolenie).
Nie można wykluczyć również innych zawleczeń; bardzo prawdopodobne jest stwierdzenie w najbliższej przyszłości racicznicy Dreissena rostriformis bugensis, niezwykle ekspansywnego w ostatnich czasach małża.
Wpływ gatunków obcych na ekosystemy jest różny. Niektóre pełnią nawet pozytywne funkcje, ale takich jest niewiele. W przypadku mięczaków pojawianie się nowych gatunków najczęściej prowadzi do zdecydowanego przekształcenia środowiska, głównie przez zubożenie bioróżnorodności. Sprawa staje się poważniejsza, gdy gatunki przenikają do obszarów chronionych i sieją tam spustoszenie. Część gatunków uprzykrza życie człowiekowi np. przez niszczenie urządzeń hydrotechnicznych (nie wspominając o Teredo navalis, który ma na swoim koncie ogromne starty materialne w portach i falochronach). Gatunki obce bardzo często niszczą również uprawy rolne, obniżając plony nawet o 30 i więcej procent.
Co zatem robić?
Myśleć. I działać rozsądnie. Wobec zawleczeń jesteśmy właściwie bezradni. W miarę możliwości można wyłapywać obce zwierzęta i je eliminować. Ale jak to zastosować do takiego Potamopyrgus antipodarum? Jest zbyt mały, żeby go wyzbierać, poza tym rozmnaża się bez udziału samca, nie szkodzą mu przewody pokarmowe kaczek i ryb...
Wydaje się, że najlepszą ochroną jest profilaktyka. Myślenie ekologiczne nie polega na tym, że nie można zabić żadnego zwierzęcia. To apel do akwarystów i hodowców: NIE WYPUSZCZAJCIE NA WOLNOŚĆ ZWIERZĄT, KTÓRE ZNUDZIŁY SIĘ WAM W HODOWLI, ALBO MACIE ICH ZA DUŻO! Odpowiedzialność za przyrodę wymaga, aby jej nie przeszkadzać. Jeśli nie wesz, co zrobić z żółwiem czerwonolicym albo innym zwierzęciem z akwarium, zapytaj w sklepie zoologicznym. Jeśli zanadto rozmnożyły Ci się ślimaki w akwarium, nie wylewaj ich do sedesu. Może zabrzmi to strasznie, ale lepiej jeśli je zabijesz, niż pozwolisz, aby zniszczyły zagrożone gatunki występujące tu od tysiącleci.
Żyjemy dziś w czasach, kiedy rynek zoologiczny rozwija się bardzo szybko. I dobrze. Ale równie szybko powinna rozwijać się świadomość zagrożeń z tym związanych. Bioróżnorodność dziś jest bastionem nadwątlonym, którego trzeba bronić, w przeciwnym razie na całym świecie będziemy mogli oglądać te same gatunki zwierząt. I tylko te gatunki. Króliki na polu, szczury i gołębie w mieście, wodożytkę nowozelandzką w wodach... Przykry byłby to widok. Naprawdę dużo zależy nawet od jednego akwarium. Rozsądek. Apeluję o rozsądek!