Jesień. Szaleństwo barw, tak nieprzystające do powagi tej pory. Złoto różnych prób, rubiny, bursztyn oprawiony w srebro mgieł porannych... Ech, poniosło mnie. Słoty i wichury, przymrozki i szaruga to druga strona jesiennej ulotki promocyjnej. I infekcje, o które jesienią łatwiej... Malkontent ze mnie, co na to poradzę. Kiedy jednak dolegliwości pojawiające się wraz z jesienią przypominają o sobie, warto szukać środków przeróżnych ratujących zdrowie.
Mawiają, że gorzki lek najlepiej leczy. Nie wiem, czy to prawda, natomiast potwierdzeniem tej tezy mogłyby być wnioski z lektury artykułu Ślimaki bezskorupowe w medycynie ludowej: przegląd literatury autorstwa Kingi Stawarczyk, Michała Stawarczyka i Bartosza Piechowicza. Praca pojawiła się w 2012 roku na łamach rocznika Etnobiologia (www.etnobiologia.com). Jednego żałuję: że to tylko przegląd literatury a nie większe opracowanie, ale na bezrybiu i rak ślimak;)
Czy można sobie wyobrazić syrop ze ślimaka? Reklamy kremów ze śluzu ślimaków już widziałem, czytałem też kiedyś o specyfikach opartych na pocieraniu ślimakami zmienionych chorobowo miejsc. Praca, o której mówię, pozwoliła mi dowiedzieć się więcej nie tylko o metodach, ale również o ich różnorodnych wariantach niemal na całym świecie. Ciekawe jest stwierdzenie, że pewne zabiegi były bardzo do siebie podobne w różnych stronach Europy...
Najohydniejsza wydała mi się receptura na krztusiec u dzieci: ze śluzu Limax rufus L. (chodzi prawdopodobnie o Arion rufus wg dzisiejszej nomenklatury) zmieszanego z cukrem pudrem miało powstac coś, co leczyło krztusiec. Albo receptura na środek profilaktyczny w zapobieganiu przeziębień, stosowany na Półwyspie Iberyjskim: syrop ze ślimaków nagich z cukrem, podawany do picia po 2-3 dniach od przygotowania specyfiku... Syropy, które z dzieciństwa pamiętam, zdają się być przy tym oranżadą...
Wolę chyba jednak zajadać się czosnkiem i cebulą, jednak gdyby przyszło mi się mierzyć z jesienną infekcją, może spróbuję jakiegoś mazidła na ślimakach. Ciepło jeszcze i rano widuję spacerujące ariony i derocerasy, może by w czym pomogły. Albo taki limax, którego niedawno znalazłem w samochodzie służbowym: podhoduję go trochę, by na wszelki wypadek złagodził objawy odstawienne po zakończeniu sezonu...
Delicje! I już się nie chce chorować;) Lekarstwo, które wielu postawi na nogi zanim jeszcze je zaaplikuje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz