wtorek, 1 stycznia 2019

Prof. Andrzej Wiktor (04.02.1931 - 31.12.2018) - in memoriam

Trzymam w ręku kartkę pocztową wysłaną z Poznania 31 października 2016 roku, kartkę z... przeprosinami. Kartkę od profesora Andrzeja Wiktora, mojego mentora, mojego Mistrza. Trzymam tę kartkę i bardzo mi trudno ukryć smutek, który towarzyszy mi i przygniata mnie od chwili, gdy dotarła do mnie wiadomość o śmierci Pana Profesora. Ta kartka jest dowodem na to, że ś.p. Profesor Andrzej Wiktor był nie tylko wybitnym naukowcem, był przede wszystkim Wspaniałym Człowiekiem...
Nie mógłbym sobie wyobrazić gorszego zakończenia tamtego roku. Wieczorem otrzymałem sms z Wrocławia. Nie mogłem uwierzyć. Na kilka godzin przed rozpoczęciem 2019 roku dowiedziałem się, że skończyła się ziemska wędrówka Człowieka, który dla mnie był wzorem, a którego traktowałem jak kogoś, kto zastępuje dziadka i nie chodzi o relację wieku, ale o takie towarzyszenie, w którym okazywana wiara i sympatia stają się motorem do stawania się kimś innym, kimś lepszym...
Poznałem Pana Profesora najpierw mailowo, przez jakiś czas wymieniając poglądy, a właściwie zaczepiając listownie co jakiś czas. Spotkaliśmy się osobiście pierwszy raz w grudniu 2007 roku (na Dworcu Głównym we Wrocławiu, a okoliczności spotkania stanowią kanwę kilku anegdot). W następnym roku gościłem w jego gabinecie w Muzeum Przyrodniczym we Wrocławiu, wtedy też podpisał moją deklarację członkowską Stowarzyszenia Malakologów Polskich (był malakologiem, który rekomendował przyjęcie mnie do tej organizacji, razem z prof. Andrzejem Piechockim). W 2012 roku przyjął mnie nawet na dłuższą rozmowę w swoim mieszkaniu w Poznaniu. Widzieliśmy się ostatnio w październiku 2014 roku w Łopusznej, w czasie seminarium malakologicznego, a rozmawialiśmy telefonicznie ostatni raz w 2017 roku. Wcześniej była jeszcze historia ze wspomnianą kartką: rozmawialiśmy przez telefon w październiku 2016 roku, chodziło o potwierdzenie udziału w seminarium, które organizowane było w Spale. Przedstawiłem się za cicho, rozmowa była wyjątkowo słaba technicznie, coś trzeszczało. Pan Profesor nie dosłyszał nazwiska, a przypuszczając, że rozmawia z nowym w naszym półświatku malakologiem, wypytywał o zainteresowania, polecał kontakt z różnymi malakologami, oferował swoją pomoc w różnych sprawach. Z mojej strony zabrakło umiejętności przywrócenia rozmowy na właściwy tor i tak rozmawialiśmy przez chwilę jeszcze, kończąc ciepłymi pozdrowieniami. Pan Profesor do Spały nie dojechał, nie pozwolił mu na to stan zdrowia. Po kilkunastu dniach w skrzynce na listy znalazłem przesyłkę, w której Pan Profesor przepraszał za nieporozumienie i za "gadanie od rzeczy". Nie potrafię sobie wyobrazić, jak wielką trzeba mieć klasę, żeby dołożyć tyle wysiłków (znaleźć mój adres korespondencyjny itp.), żeby napisać przeprosiny za zamieszanie, którego byłem w stu procentach winien. Takiego Profesora Andrzeja Wiktora poznałem i obraz tak niesamowicie wrażliwego człowieka towarzyszył mi od początku naszej znajomości. Pamiętam, kiedy zapytałem go z pewnym wyrzutem, dlaczego będąc na emeryturze nie publikuje artykułów, z rozbrajającą szczerością wyjaśnił mi, że nie ma problemów ze znalezieniem redakcji, które wezmą jego teksty, ale ma świadomość, że w to miejsce nie zostanie wzięty tekst młodego malakologa, który potrzebuje się wykazać z publikacyjnego obowiązku... Mając ugruntowaną pozycję w świecie nauki nie korzystał z przysługującego mu miejsca autorytetu ustępując pola tym, którzy toczyli boje o dobre łamy. Nie mogę też nie wspomnieć, że zawsze, czy w mailach, czy w rozmowach osobistych lub telefonicznych pytał, czym się aktualnie zajmuję, doradzał, sugerował, proponował pomoc lub polecał kogoś, kto się jakimś zagadnieniem zajmował. To jest moje doświadczenie Profesora.
Kiedy przeczytałem wiadomość o śmierci Andrzeja Wiktora, poczułem jak mi w sercu eksploduje czarny fajerwerk smutku. Kilka godzin później niebo rozjaśniło się feerią przeróżnych pirotechnicznych pokazów, a ja patrzyłem nieobecnie w rozświetlone niebo nie mogąc odpędzić smutku. Wciąż nie znalazłem sobie miejsca. Przeglądam książki Pana Profesora, patrzę na wpisane dedykacje, przekładam w palcach kartkę-relikwię, odszukuję nieliczne zdjęcia z mojego archiwum. Modlę się o wieczny spokój dla Niego, polecając Opatrzności Jego bliskich, którzy w bólu przeżywają rozłąkę. Ogromny mam wobec Niego dług wdzięczności, bladego pojęcia nie mam, jak ten dług mógłbym spłacić...
Dziękuję Panie Profesorze...


(c)foto Kazimierz Myzyk, zmodyfikowane

3 komentarze:

  1. Mała poprawka, foto Kazimierz Myzyk...

    Cześć Jego pamięci!

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawione! Przepraszam za pomyłkę. JM

    OdpowiedzUsuń
  3. To strasznie smutna wiadomość... Od 2 miesięcy nie rozstaję się ze "Ślimakami Lądowymi Polski", jest to naprawdę cudowne kompendium, które sprawiło, że zakochałem się w tej gromadzie, którą kiedyś ignorowałem, ale wczytując się w sam styl pisania Pana Profesora, można było odczuć jaki sympatyczny i konkretny był to człowiek.

    OdpowiedzUsuń