Najpierw tytułem wyjaśnienia: doświadczyłem, że badanie własnej prokrastynacji pozbawione jest szczególnych walorów poznawczych, ot po prostu wiadomo, że zmierza ku nieskończoności. Przez ostatnie miesiące badałem swoją motywację i stwierdzając, że samodzielnie się nie podnosi, przerwałem eksperyment. Poddaję się. Jestem zbyt leniwy, żeby przyglądać się dalej mojemu lenistwu. Wykorzystuję więc pierwszą okazję, żeby przerwać publicystyczne milczenie i przechodzę do kontrofensywy.
Czekałem na to przez naprawdę lata, choć bezpośrednio temat mnie nie dotyczy. Otóż po latach starań redakcja międzynarodowego pisma Folia malacologica ogłosiła sukces: pismo zostało włączone do bazy Web of Science Core Collection, a to oznacza, że nasze pismo będzie miało naliczany Impact Factor (IF). Dlaczego to jest takie ważne? Bo po wygaśnięciu wyścigu zbrojeń, zaczął się wyścig punktów. Rozpisywałem się na ten temat wielokrotnie: nakłady na naukę uzależnione są od wyników, a te mierzone są punktami za publikacje w prestiżowych pismach naukowych. Prestiż oznaczony jest głównie punktami w różnych indeksach, a IF to ten najważniejszy. W praktyce oznaczało to, że jeśli ktoś chciał opublikować tekst w specjalistycznym czasopiśmie, to musiał przede wszystkim szukać takiego tytułu, który jest wysoko punktowany. A Folia malacologica, chociaż od lat są pismem międzynarodowym, anglojęzycznym, recenzowanym, liczyć mogło dotąd na ochłap 20 punktów ministerialnych, czyli lichy żeton uprawniający w ogóle do gry, ale nie dający żadnej szansy na podbicie stawki. I to się właśnie zmieniło. Od teraz Folia wchodzą na salony. Może to jeszcze nie jest ten etap, kiedy się rozdaje karty, ale w końcu posadzono nas przy właściwym stoliku, przy którym toczy się prawdziwa gra na dużych stawkach.
Nie wiem, skąd mi się wzięły te hazardowe skojarzenia. Przepraszam. Obiektywnie rzecz ujmując, wieloletni wysiłek Redakcji owocuje umieszczeniem naszego pisma we właściwym środowisku. Teraz oczywiście trzeba nie tylko utrzymać poziom, ale przede wszystkim go podnosić. To nie jest łatwe, bo wymagania są bardzo wysokie, a ostatnie numery pokazują, że najbardziej brakuje wsparcia z wewnątrz. Co to oznacza? Że stale spada liczba polskich autorów publikujących w Folia Malacologica. Mam nadzieję, że to właśnie się zmieni. Że odtąd gościnne łamy Folia odwiedzane będą częściej przez autorów z Polski. Wierzę też, że w końcu nasz periodyk zacznie być kojarzony z jakąś renomą, na którą zasługuje, a na promocję której wciąż brak środków.
I tu jeszcze słowo: jakość kosztuje. Nasze pismo pilnie potrzebuje finansowego wsparcia. Pisząc to, apeluję do biznesu, który może odpisać darowiznę od dochodu. Wiem, że wśród (dawnych) czytelników bloga są ludzie przedsiębiorczy, i do nich zwracam się z prośbą: pomóżcie, jeśli możecie.
Winienem jeszcze ostatnie słowo w prywatnej sprawie: piszę "nasze pismo", "nasze łamy", "nasz periodyk". To nie wyraz mojej megalomanii, po prostu bardzo czuję się emocjonalnie związany z pismem, które jest efektem dziesiątek lat pracy wielu polskich malakologów. To łamy, na których malakologicznie debiutowałem i gdybym zajmował się malakologią zawodowo, byłbym na nich chciał oglądać wyniki swoich badań. I gdyby nie moja prokrastynacja, już dawno znów bym prosił Redakcję o cierpliwe spojrzenie na moje malakologiczne dłubaninki...


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz