sobota, 27 marca 2010

Arianta już nie śpi

Zanim wygospodaruję dość czasu, żeby wybrać się na dłużej w teren, zadowalam się krótkimi wypadami w najbliższą okolicę. W piątek, 26.03, wczesnym popołudniem wybrałem się na chwilkę nad Sokołówkę. To rzeczka (struga, ciek prawie) przepływająca przez północną część miasta. Przepływa przez Park Julianowski, w którym tworzy kilka stawów. Wokół dużo terenów zielonych, zdewastowanych nieco (barbarzyński zapis upodobań do spożywania C2H5OH na łonie natury). Z ziemi wystają już pierwsze rośliny (prym wiedzie glistnik jaskółcze ziele), i tu niespodzianka: w blasku słońca połyskuje na młodych pędach charakterystyczny ślad śluzu. Chwila poszukiwań (tropienia) i jest: pierwszy w tym roku w pełni aktywny Arianta arbustorum. Po chwili okazało się zresztą, że z całą rodzinką, bo w ciągu pięciu minut znalazłem jeszcze dziewięć innych osobników. W różnym wieku: były stare wyjadacze i żółtodzioby, jeśli to określenie można odnieść do ślimaków.
Poza tym w otoczeniu stawu znalazłem pospolite Cochlicopa lubrica, Perforatella rubiginosa, Helix pomatia i Cepaea nemoralis. Oczywiście na razie tylko skorupki. Za miesiąc będzie trzeba wrócić i przyjrzeć się uważniej, co w trawie siedzi.
A co do Arianta arbustorum: to jeden z ładniejszych krajowych Helicidae, stosunkowo łatwy do identyfikacji (stożkowato-kulistawa muszla ze wzniesioną skrętką, barwy brązowej z czarnym pasem i białawymi plamkami, z białą wargą, ok 17 mm wys i 20 szerokości), ale żarłoczny i szkodliwy w ogródkach. Lubi miejsca wilgotne, chociaż nie przesadza z bliskością wody. W miastach czuje się dobrze, choć w Łodzi występuje nieco rzadziej niż Cepaea nemoralis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz