poniedziałek, 27 października 2014

Bolesław Kotula (1849-1898) - 165 rocznica urodzin

Jest taki zwyczaj, że dla uczczenia czyjegoś dorobku, nadaje się nazwie rodzajowej lub gatunkowej rośliny lub zwierzęcia nazwisko badacza lub osoby zasłużonej. Można też - tym samym sposobem - poczynić komuś małą uszczypliwość, jak (podobno) zrobił to sam Linnaeus, nadając ropusze szarej nazwisko Buffona, francuskiego przyrodnika i filozofa. W każdym razie jest tak, że zaszczytem dla przyrodnika jest posiadać "swój gatunek" lub gatunek sobie dedykowany. Przeglądając wykazy nazw gatunkowych znaleźć można wiele nazw, które nawiązują do nazwisk przyrodników. W wykazie chronionych mięczaków z obszaru Polski można wskazać Trichia lubomirskii czy Trichia bakowskii, Bythinella micherdzinskii czy Chilostoma rossmaesslaeri.
Żyje w Polsce również ślimak, którego nazwa podawana jest często w dwóch formach, z których jedna wydaje się być błędna. Już dawno temu zwróciła moją uwagę nazwa Semilimax kotulai i występująca równie często Semilimax kotulae. Drugą uważam za błędną ze względu na męski rodzaj nazwiska Kotula, od którego przeźrotka ta bierze nazwę. I temuż właśnie nazwisku chciałbym poświęcić dziś kilka słów. A dokładniej: jednej osobie, która to nazwisko nosiła: Bolesławowi Kotuli, polskiemu badaczowi chrząszczy, mięczaków i roślin alpejskich.
Bolesław Kotula urodził się 27 października 1849 roku w Cieszynie. Zainteresowania przyrodnicze, zwłaszcza botaniką i entomologią, odziedziczył po ojcu, urzędniku sądowym. W 1868 roku uzyskał świadectwo dojrzałości cieszyńskiego gimnazjum i tegoż roku podjął studia na Wydziale Medycznym uniwersytetu we Wiedniu, jednakże po dwóch latach przeniósł się na Wydział Filozoficzny (tak, tak, moi mili, zoologia kiedyś była nauką filozoficzną - gdyby kto dziś miał ją za rzecz mało praktyczną - tak było, popytajcie starszych malakologów, jaki tytuł mają na dyplomach magisterskich!). W 1871 roku przeniósł się na studia do Krakowa, na Uniwersytet Jagielloński, gdzie wkrótce został asystentem profesora Nowickiego w Katedrze Zoologii. Zajmował się w tym czasie faunistyką Babiej Góry, Tatr, Ojcowa i okolic Krakowa, a efektem jego prac było kilka publikacji zamieszczanych głównie w sprawozdaniach Komisji Fizjograficznej Akademii Umiejętności w Krakowie, z którą związał się w 1874 roku, która finansowała wiele z jego prac badawczych w terenie.
Prawdopodobnie nie przelewało mu się, skoro w latach 1874-75 pracował jako nauczyciel gimnazjalny we Lwowie, a od 75 do 88 na podobnym stanowisku w Przemyślu (inna sprawa, że i gimnazja wówczas nie kojarzyły się tak smutnie, jak obecnie). Wszędzie, gdzie pracował zawodowo, pracował też naukowo badając faunę okolic, w których zamieszkiwał. Szczególnym upodobaniem obdarzył jednak Tatry, w których spędzał kolejne wakacje od 1879 roku. Badał wówczas pionowe rozmieszczenie roślin naczyniowych, a stworzony przez niego zielnik zdeponowany jest obecnie w Instytucie Botaniki Polskiej Akademii Nauk. Zebrane przy okazji prac botanicznych ślimaki tatrzańskie pozwoliły mu opracować zagadnienie pionowego rozmieszczenia ślimaków w tatrach, a praca O pionowem rozsiedleniu ślimaków tatrzańskich wydana w 1884 r. uznawana jest za jedną z cenniejszych publikacji malakologicznych XIX wieku. Na podstawie zbiorów Kotuli, Westerlund, szwedzki malakolog, opisał kilka nowych gatunków ślimaków, w tym wspomniany na wstępie Semilimax kotulai.
Około 1888 roku zaczął podupadać na zdrowi i w związku z tym często wyjeżdżał do uzdrowisk na Śląsku, w Tyrolu i Bawarii. Kontynuował tam swoje prace botaniczne, których celem było poznanie poziomego i pionowego rozmieszczenia roślin alpejskich. Mieszkał wówczas w Insbrucku i stamtąd podejmował liczne wyprawy alpejskie, przeszło 500 w ciągu lat 1894-1898. Zebrany wówczas zielnik liczy sobie 25000 kart. Zielnik nie został jednak przez niego opracowany, gdyż w czasie sierpniowej wyprawy 1898 roku na lodowcu Ebenferner Bolesław Kotula tragicznie zginął w jednej z głębokich szczelin lodowca.
Dziś mija 165 lat od narodzin tego przyrodnika, którego przyrodnicza pasja warta jest pamięci. Czytam więc jego dzieło delektując się dziewiętnastowieczną  ortografią, przestarzałą systematyką, nieobecną już toponomastyką... Przedwcześnie odeszły pozostawił po sobie jednak spuściznę, która niesie jego imię, jak przeźrotka swoją zredukowaną muszlę...
No własnie: on sam używa określenia Vitrina Kotulae, więc chyba nie mam racji twierdząc, że powinno być kotulai...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz