czwartek, 17 sierpnia 2017

Rozjazdy dalekie

No to w końcu wyjechałem na dłużej. Zrobiłem trochę kilometrów, objechałem tym razem trochę Europy i wróciłem znów do swoich zajęć zostawiając sobie troszkę wspomnień i parę muszelek zebranych pośpiesznie w różnych miejscach. Zupełnie nowych miejscach. I zupełnie nowych muszelek, co od zawsze cieszyło mnie chyba najbardziej... Nie był to typowy wyjazd ślimakowy, ale nauczyłem się wykorzystywać różne okazje, aby nacieszyć i oko, i serce. Więc z niedosytem, ale zadowolony wróciłem z moich wojaży.
W Polsce tam, gdzie jest sucho, trudno znaleźć ślimaki. Są tak zwane gatunki kserofilne, charakterystyczne  dla nasłonecznionych stanowisk, ale nie dość, że mamy ich w Polsce niewiele, to i bardzo rzadko się zdarza, żeby występowały masowo (z obserwacji mógłbym co najwyżej wskazać na Helicella obvia i jej masowe oblepianie roślin, ale to też nie to, co można zobaczyć na południu Europy). Mój wyjazd nałożył się na falę największych upałów, które wówczas wysuszały południe kontynentu (podobno woda w Balatonie osiągnęła 30C, więcej niż powietrze nad Bałtykiem;). Wiedziałem, że długotrwałe upały i susze nie są najbardziej sprzyjającymi okolicznościami do poszukiwań ślimaków lądowych, ale nie było najgorzej. Najpierw udało mi się znaleźć kilka muszli Rumina decollata (Linnaeus, 1758), dorosłych osobników, tzn. pozbawionych już pierwszych skrętów muszli. Miałem w swoich zbiorach kilka takich muszli z Rawenny, ale właśnie młokosów, czyli tej wielkości, którą traci dorosły ślimak. Nie znam całego tego mechanizmu, ani z czym jest on związany, w każdym razie jest tak, że R. decollata jako dorosły ślimak wygląda tak, jakby ktoś odłamał jej wierzchołek muszli. Jeśli zatem zdarzy się komuś we Włoszech czy Chorwacji znaleźć ślimaka, zwłaszcza w pobliżu zabudowań ludzkich, pozbawionego wierzchołka muszli, to może być prawie pewien, że to właśnie ten gatunek.
Znalazłem też Theba pisana (O.F. Müller, 1774), z tym tylko, że w przypadku tego gatunku znalazłem i puste muszle, i żywego osobnika. Siedział sobie przyklejony do jakiejś agawy tak cholernie twardej i ostrej, że nie miałem szans najmniejszych wydobyć go z kryjówki. Nie był też zainteresowany sesją zdjęciową, stąd przepraszam za jakość zdjęć z Th. pisana w tle. W tym samym miejscu znalazłem też setki ślimaków z gatunku Trochoidea pyramidata (Draparnaud, 1805). Prawie niewidoczne, ale wystarczyło schylić się mocniej by wypatrzeć w trawniku całe ich mnóstwo. Te, pomimo upałów, zdawały się być niewrażliwe na skwar i łaziły sobie. Może dlatego, że chodnik był zraszany wodą?
To były zdobycze chorwackie. Potem przyszedł czas na Bośnię i Hercegowinę. Tam krajobraz wydawał się jeszcze bardziej jałowy niż na chorwackim wybrzeżu. Nie udało mi się wypatrzeć nic żywego, ale za to w tanatocenozach znalazłem kilkanaście gatunków i to w jednym miejscu, pod jedną wapienną skałą. Trochę czasu mi zejdzie, zanim uda mi się pooznaczać te zbiory, ale ponad wszelką wątpliwość przywiozłem stamtąd Poiretia cornea (Brumati, 1838) i Pomatias elegans (O.F. Müller, 1774), choć ten gatunek znałem już wcześniej. Natomiast w Kravicy, pod wodospadami, gdzie wydawało mi się znaleźć setki mięczaków, wypatrzyłem aż jednego zatoczka rogowego Planorbarius corneus. Pewnie źle szukałem...
Pierwszy raz byłem na Bałkanach i przyznaję, że jestem pod ogromnym wrażeniem tamtych stron. Nie mogłem się napatrzeć na te setki kilometrów wapiennych wzgórz i pagórków, porosłych sucholubną roślinnością. Nawet urzekający Adriatyk nie zrobił na mnie takiego wrażenia, co te bezkresne, chciałoby się rzec, wapienne jałowiska. Dobrze się chyba stało, że trafiłem tam akurat w czasie największych upałów, bo przecież gdybym trafił jakimś cudem na deszcz, zwariowałbym od nadmiaru kontaktu ze ślimakami. Więc jest niedosyt, ale z zadowoleniem.


Theba pisana


Znajome muszle winniczka

Pod jedną ze skał wapiennych...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz