Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Achatina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Achatina. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 grudnia 2024

Jeszcze raz o ślimakach afrykańskich

A ponieważ byłem grzeczny w tym roku, dostałem od Świętego Mikołaja więcej niż jedną książkę. W sumie to nawet cztery, to chyba z tego powodu, że objętościowo takie chudziutkie, że przeczytałem wszystkie cztery jeszcze przed pasterką. O jednej kilka słów, choć nawet nie wiem, czy można nazywać ją książeczką. Może lepiej powiedzieć o broszurce.

Martyna Fedorowicz - nieznana mi wcześniej z twórczości malakologicznej - jest autorką opracowania pod tytułem Pierwsze kroki ze ślimakiem afrykańskim. Opracowanie nie posiada miejsca ani daty wydania i nosi cechy samizdatu - i tutaj pozwolę sobie na lekką uszczypliwość. Szkoda. Od razu minus dwa punkty za styl. Gdyby autorka zdecydowała się na nieco trudniejszą ścieżkę znalezienia firmy wydawniczej (albo chociaż poligraficznej), mogłaby dać do ręki broszurkę bardziej odporną  na zniszczenie. Ta chałupnicza metoda wydania nie broni się w przypadku poradnika dla początkujących. Całkowicie abstrahując (na tym etapie) od merytorycznej zawartości, odnotować należy ewidentny mankament pracy, jakim jest brak dbałości o formę wydania. I choć nie wolno oceniać książki po okładce (a właściwie to dlaczego?), myślę że praca pani Fedorowicz traci przez to całkiem sporo. Gdybym zaczynał dopiero przygodę z hodowlą ślimaków i zainwestowałbym w fachową wiedzę, chciałbym, żeby się ona nie rozpuściła przy pierwszym odłożeniu w niewłaściwe miejsce. Usprawiedliwiam się w tej ocenie, że musiałem podnieść nieco kryteria, ponieważ w sierpniu br. trafiło w moje ręce podobne opracowanie, które na dzień dobry kupiło mnie porządnym wydaniem. Prace Angeliki Antkiewicz i Martyny Fedorowicz łączy poza amatorskim wydaniem swoich opracowań dużo więcej: obie nie ukrywają, że nie są naukowo związane z hodowlą ślimaków, obie piszą do amatorów na początku drogi i obie piszą z perspektywy hodowców. I mi to trochę przeszkadza, choć sam do amatorów się zaliczam. Oczyma wyobraźni widzę jednak, że przed wydrukowaniem takie opracowanie dobrze byłoby jednak podsłać komuś, kto poprawiłby styl, skorygował pewne błędy językowe, nieco uporządkował wypowiedź. Mógłbym się oczywiście wytrząsać nad kolokwializmami, a przede wszystkim nad żargonem terrarystycznym, który zrozumiały dla hodowców, jest po prostu dla mnie nieznośny. Nie kupuję określeń "ciąża ślimaka". Odstraszają mnie też sformułowania typu: "W większości przypadków, przedstawiciele rodzaju Lissachatina i Archachatina, są w stanie rozmnażać się międzygatunkowo - np. liss. fulica z liss. reticulata, czy arch. marginata marginata i arch. marginata ovum" (str. 24, pisownia oryginalna). Wiem, że dla hodowców wszystko to jest osobny gatunek, ale to nie tak, a na giełdach zoologicznych dominują mieszańce, a jeśli coś ma nazwę trójimienną (zwłaszcza, jeśli trzeci człon jest anglojęzyczny) to mówić by można o odmianie lub podgatunku co najwyżej...

Martyna Fedorowicz starała się pisać tak, żeby początkującym wydawało się, że się zna na temacie. Bo na pragmatyce się zna. I należy się jej ukłon za to, że doświadczeniem się podzieliła się adeptami hodowli ślimaków afrykańskich. Mnie lektura zostawiła w stanie niedosytu i lekkiego rozdrażnienia, które zrodziło się po pierwszym kontakcie i nie minęło po przeczytaniu. Myślę jednak, że dla kogoś, kto chciałby w swoim terrarium zobaczyć ślimaka afrykańskiego, będzie to opracowanie bardzo przydatne. Pod warunkiem, że nie postawią poprzeczki za wysoko, ot tak, żeby ślimak doskoczył. A co, może nie ma skaczących ślimaków? Oj, co Wy tam o ślimakach wiecie...

Martyna Fedorowicz, Pierwsze kroki ze ślimakiem afrykańskim, b.m.w., b.d.w., 41pp, oprawa broszurowa


 

piątek, 23 sierpnia 2024

Poradnik hodowcy ślimaka afrykańskiego

 Tak, to prawda, że od kilku lat mieszkam ze ślimakiem. Na temat naszych relacji nie będę się jednak rozpisywał, bo gdybym był użytkownikiem fejskóka musiałbym napisać "to skomplikowane". Pomieszkuje u mnie i naciąga mnie na ogórki. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jak się nazywa, choć używa różnych imion. Nigdy nie dowiedziałem się, z którym właściwie gatunkiem mam do czynienia. Wydaje mi się, że to Lissachatina fulica (Bowdich, 1822), jeśli ktoś będzie mi wmawiał, że Achatina achatina, też uwierzę. 

Robię przydługie wstępy. Chciałem napisać, że mam kilka powodów do radości. Trafiła w moje ręce nowa książka o ślimakach, do tego po polsku, napisana przez polską autorkę i poruszająca temat w Polsce dotąd nieopracowany. Czyż nie jest to wystarczający powód, żeby podzielić się radością? Pewnie, że jest! Angelika Antkiewicz własnym nakładem przygotowała poradnik Ślimak afrykański w moim domu. Początek ślimaczej przygody (Goleniów 2023). Według mojej wiedzy jest to pierwsze opracowanie tego typu  w Polsce. Może się zdarzyć, że takie już istniało, ale nie mam o tym wiedzy. O samym omawianym poradniku też dowiedziałem się zupełnie przypadkiem i przyznaję, że wcale nie było łatwo mi go zdobyć. Po prostu trzeba korzystać z medium, które staram się omijać szerokim łukiem, czyli ze wspomnianego wcześniej FB. To chyba jedyny (poza osobistym kontaktem, ale pani Angeliki Antkiewicz wcześniej nie znałem) sposób na dotarcie do tej książki, którą można zamówić pisząc na FB do autorki. 

Poradniki mają tę wspólną cechę, że są pisane przez kogoś, kto coś wie na jakiś temat do tych, którzy potrzebują się tego dowiedzieć.  Poradnik ma służyć radą temu, kto stawia pierwsze kroki lub próbuje poszerzyć swoją wiedzę. Zazwyczaj poradniki nie roztrząsają wiedzy teoretycznej, a koncentrują się na bardzo praktycznych wskazówkach, jak zrobić coś, żeby osiągnąć określony cel, a w tym przypadku celem jest domowa hodowla ślimaka afrykańskiego. I tutaj potrzeba już pierwszego dopowiedzenia. Przez ślimaka afrykańskiego należy rozumieć różne ślimaki, które zostały omówione w roboczych rozdziałach "Najpopularniejsze gatunki Lissachatin", "Najpopularniejsze gatunki Archachatin" oraz "Achatina achatina i inne". W tym ostatnim wymieniono i omówiono pokrótce gatunki, które absolutnie do afrykańskich nie należą, ale są hodowane w terrariach. 

Terraryści hodujący ślimaki posługują się własnym językiem, który wielokrotnie pobrzmiewa na kartkach opracowania. Mnie ten język czasem razi, ale nie będę o to kruszył kopii. Chodzi na przykład o odmienianie nazw łacińskich według polskiej deklinacji czy też mieszanie nazw łacińskich i angielskich. Nie jest to opracowanie naukowe, więc nie ma dużego problemu, choć nie ukrywam, że wolałbym poznać przedstawicieli rodziny Achatiniadae nieco bardziej precyzyjnie.

Autorka nie ograniczyła się tylko do przeglądu najpopularniejszych gatunków (odmian? ras?) określanych wspólnym mianem ślimaka afrykańskiego. W pracy omówione zostały też pewne aspekty biologii (rozmnażanie, retencja jaj), sporo miejsca poświęcono odżywianiu (tabelaryczne zestawienie zalecanych i niezalecanych produktów), wspomniano również o chorobach i domowych sposobach zaradzania im. Słowem: coś pożytecznego.

Angelika Antkiewicz zadbała również o estetykę książki, którą ubogacają liczne fotografie. Całość to 92 strony formatu a5 na kredowym papierze z miłą w dotyku miękką okładką. Lektury troszeczkę mniej niż się spodziewałem, więc niedosyt zostaje, merytorycznie można by też gdzieś podciągnąć w paru miejscach, ale zważywszy na cel - poradnik dla amatorów hodowli - książka broni się bardzo dobrze.

Nie znam skali rynku, trudno mi powiedzieć, ile osób w Polsce hoduje ślimaki w terrariach, nie mniej Angelice Antkiewicz należą się słowa uznania za podjęcie się pionierskiego tematu. I tylko życzyłbym sobie, żeby o książce było troszeczkę głośniej. 




środa, 15 stycznia 2020

Z pamiętnika postępowego hodowcy

Jako że zeszły rok był przerażająco suchy, a stawiałem już pierwsze kroki na hodowlanej niwie, postanowiłem skoncentrować nieco uwagi na obszarze, który dotąd szedł mi bardzo słabo. Podwinąłem rękawy, zawdziałem gumofilce i z widłami na plecach wziąłem się za postępową hodowlę małoobszarową niskoekonomicznych gatunków krajowej i importowanej malakofauny oskorupionej.
Początkiem hodowli były trzy osobniki Lisachatina fulica (chyba, bo przecież dojść do tego, co to za gatunek, to by trzeba było badania genetyczne zrobić, a moja hodowla to przecież nie Janów Podlaski...). W grudniu 2018 trafiły pod moją strzechę trzy oseski, z których jeden w połowie minionego roku trafił w okolice Poznania. I ten to osobnik wydał już na świat dwa pokolenia potomne, a pozostałe u mnie dwa osobniki dotąd nie spółkowały i nie wydały potomstwa. Mam swoją teorię z zakresu malakopedagogiki. Otóż ten jeden, co opuścił wygodne wiwarium i przez kilka nocy nawciągał się nikotynowego dymu, poczuł w sobie młodzieńczy bunt i dojrzał do decyzji o potomstwie. A dwa pozostałe nadal zajadają drogie ogórki i nawet im przez myśl nie przejdzie, żeby się kocić.
Plan mam taki, żeby je rozdzielić na dobre i poobserwować, czy nie przełoży się to na jakiś reprodukcyjny sukcesik. Obaczym. Natenczas karmię ogórkiem szklarniowym, pieczarkami, płatkami owsianymi, mielonym świeżo siemieniem lnianym suplementując wapń utartymi skorupkami jaj kurzych, uprzednio gotowanych.
Hodowla ma charakter eksperymentalny, ale obserwacje nie są prowadzone podług metodologii ustalonej uprzednio, a predylekcyjnie. Stąd dla nauki wartość stanową niewielką, ale dla uciszenia skołatanych suszą nerwów są już jak najbardziej odpowiednie.
Przed suszą ochroniłem dwa osobniki Cochlodina laminata znalezione w Obrzycku. Jako że miałem troszkę miejsca w domu, zaprosiłem do siebie tworząc im kącik malutki i dzieląc się z nimi wilgocią i zieleniną. Początkowo trzymałem je na zmacerowanych liściach olchy czarnej, obecnie są na wyściółce z mchu  (się chyba nigdy nie nauczę rozpoznawać gatunków...). Jeszcze na ściółce olchowej pojawiły się dwa złogi jaj, z których dochowałem się dwunastu potomków pary założycielskiej. Co ciekawe, jeden z potomków stał się już dorosły i wkrótce trafi do swojej nowej kawalerki, a z całego stadka część lada dzień obchodzić będzie swoje osiemnastki, a kilka nie nadawałoby się nawet do przedszkola. Rodzice po przeprowadzce na wyściółkę mchową kolejny raz wydali potomstwo, tym razem 28, z którego znów część rośnie jak na drożdżach, a część wlecze się daleko w ogonie. Chociaż ślimaki w drugiego miotu są w tym samym wieku, część przerosła już znacznie najmniejsze rodzeństwo z pierwszego miotu. Czym tłumaczyć różnice we wzroście? Nie wiem. Może po prostu tak mają. W mojej hodowli jedynym stresem może być smak ogórka... Nie ma tu drapieżnych skolopendr, nie ma podłych muchówek czy chrząszczy biegaczowatych, nie ma susz i powodzi, pokarm jest stale dostarczany, woda też, wapnia pod dostatkiem z jurajskich kamyków. Jedne rosną, inne jedzą i nie rosną... Ciekawe.
W kolektyw hodowanych zwierząt od końca września włączony też został osesek Cepaea nemoralis. Otrzymałem go w dziecięcym podarunku, a że sucho było, to poruszony litością zaoferowałem mu przezimowanie u mnie. Kilka dni temu obchodził swoją osiemnastkę, to znaczy wykształcił gorzkoczekoladową wargę wskazującą na osiągnięcie dojrzałości. Będzie musiał poczekać do wiosny na towarzystwo lub na usamodzielnienie, nie podjąłem jeszcze decyzji.
Za to dzisiaj... Dziś otrzymałem w darowiźnie jakiegoś helicida ocalałego z sałaty bio, który za pośrednictwem włoskiej firmy trafił w Austrii do polskich turystów na talerzu. Ocalony przyjechał do Polski i po krótkim odchowaniu trafił do mnie na wychowanie. Zakładam, że może to być Cornu aspersum, ale za wcześnie jeszcze na identyfikację. Podzielę się wynikami, jeśli dożyje lub dożyję...







czwartek, 28 lutego 2019

Tłuściochy

Zjadają głównie ogórki z dodatkiem mielonych skorupek jaj i siemienia lnianego. To ostatnie chyba sprawia, że rosną jak na drożdżach... Są ze mną trzeci miesiąc i gdybym miał taki apetyt jak one, musiałbym się już toczyć. Mija tłusty czwartek, a ja patrzę na swoje głodomory i myślę, że dobrze zrobiłem nie dzieląc się z nimi pączkami;)

Teraz...
Miesiąc temu...




wtorek, 14 czerwca 2016

Nowy zeszyt Folia Malacologica

Nawet nie zauważyłem, jak dawno już nie wspominałem o kolejnych numerach naszego jedynego w Polsce pisma malakologicznego. A przecież od lat obserwuję, jak pismo się rozwija i podnosi poziom. Co mnie się najbardziej podoba, to regularność numerów, dostępność on-line, a przede wszystkim aktualność artykułów. Nie ma tego potwornego, ciągnącego się w nieskończoność czekania na zamieszczenie artykułu (co ma ogromne znaczenie na przykład w doniesieniach o nowych czy pierwszych lokalizacjach jakiegoś gatunku). Wzorem dobrych pism ceniących sobie bieżące udostępnianie artykułów, redaktorzy publikują artykuły "przyszłe", jeszcze bez paginacji, ale umożliwiające już cytowanie.
Obserwuję również zwiększające umiędzynarodowienie pisma. Kiedyś autorzy spoza Polski pojawiali się rzadko, obecnie w kolejnych zeszytach publikują malakolodzy z różnych, nieraz tak odległych jak Brazylia, stron. W najnowszym, drugim zeszycie 24 tomu Folia Malacologica na dwudziestu jeden autorów, jedenastu to obcokrajowcy. Chyba też pierwszy raz zdarzyło się, że publikują autorzy z zachodniej Afryki, a dokładnie z Nigerii oraz malakolodzy z Ekwadoru (w czym swój udział ma Bartłomiej Gołdyn, poznański malakolog pracujący obecnie na kontynencie południowoamerykańskim). Wziąwszy pod uwagę, że Folia Malacologica to periodyk specjalistyczny, poświęcony mięczakom, to rozszerzanie kręgu oddziaływania jest jak najbardziej pożądanym kierunkiem...
W drugim zeszycie dobrze reprezentowana jest faunistyka, zarówno w odniesieniu do obszaru Polski, jak i obszaru Czech czy nawet Ekwadoru. Jest artykuł o nowym gatunku z rodzaju Pseudamnicola z Grecji (Wyspa Kithira) a także tekst o strukturze i składzie chemicznym nigeryjskich ślimaków z rodzaju Achatina. Moją uwagę zwróciły jednak przede wszystkim teksty faunistyczne o rzadkich Vertiginidae, w których specjalizuje się m.in. Zofia Książkiewicz-Parulska. A warszawiaków odesłałbym do tekstu Andrzeja Kołodziejczyka i Krzysztofa Lewandowskiego o Bithynia troschelii (Paasch, 1842) - jednym z mniej znanych ślimaków słodkowodnych występujących w Polsce.
Bardzo chciałbym przygotować kiedyś jakiś tekst do Folii. Raz już to zrobiłem i apetyt mi nie przeszedł. Zanim jednak się zbiorę, może minąć dużo czasu. Więc żeby go nie roztrwonić, zachęcam tymczasem do śledzenia nowych odsłon naszego (najlepszego) pisma malakologicznego w Polsce.
A całość roczników z lat 1998-2016 do przejrzenia na stronie www.foliamalacologica.com. Zapraszam!
Achatina sp.

piątek, 15 maja 2015

Zeszyty Terrarystyczne nr 13

Ponieważ amatorska hodowla ślimaków w terrariach nie należy do najpospolitszych rozrywek w Polsce, byłbym nie wybaczył sobie, gdybym przegapił tę okazję i nie wspomniał o małej publikacji w tym temacie, a przy okazji jeszcze o czymś...
Wpadł mi w ręce 13 numer magazynu Zeszyty Terrarystyczne, w którym kilka stron poświęcone zostało hodowli afrykańskich ślimaków lądowych z rodzaju Achatina i Lissachatina. Zagadnienia związane z wyborem terrarium, gatunku, pokarmu itd. opracowane zostały przez Karolinę Kajsturę i Paulinę Koper. To te same osoby, które stoją za stroną www.slimaki.info.pl - jedyną bodajże polskojęzyczną stroną, która w całości traktuje o hodowli lądowych ślimaków.
Z tego choćby powodu, że dostęp do informacji o hodowli ślimaków jest w Polsce mocno niedorozwinięty, pojawienie się takich publikacji czy stron godne jest odnotowania i polecenia. Co niniejszym czynię, nie ważąc się jednocześnie oceniać. Niech zrobią to ci, którzy jakieś doświadczenie hodowlane już mają. W tej konkurencji nie będę stawał w szranki, bo doświadczenia z Columella aspera czy Deroceras reticulatum nie byłyby dostatecznym polem do szukania wspólnych doświadczeń. Wiem natomiast, że jeśli do hodowli dorosnę kiedyś, będę wiedział, kogo o szczegóły podpytać.

Przy okazji: zakładka "Linki" na moim blogu trąci już nieco myszką, a nie bardzo mam kiedy się nią zająć. Jest kilka stron, którym powinienem poświęcić sporo uwagi, stąd proszę o cierpliwość i wyrozumiałość - poprawię się.