Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cochlodina laminata. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cochlodina laminata. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 stycznia 2020

Z pamiętnika postępowego hodowcy

Jako że zeszły rok był przerażająco suchy, a stawiałem już pierwsze kroki na hodowlanej niwie, postanowiłem skoncentrować nieco uwagi na obszarze, który dotąd szedł mi bardzo słabo. Podwinąłem rękawy, zawdziałem gumofilce i z widłami na plecach wziąłem się za postępową hodowlę małoobszarową niskoekonomicznych gatunków krajowej i importowanej malakofauny oskorupionej.
Początkiem hodowli były trzy osobniki Lisachatina fulica (chyba, bo przecież dojść do tego, co to za gatunek, to by trzeba było badania genetyczne zrobić, a moja hodowla to przecież nie Janów Podlaski...). W grudniu 2018 trafiły pod moją strzechę trzy oseski, z których jeden w połowie minionego roku trafił w okolice Poznania. I ten to osobnik wydał już na świat dwa pokolenia potomne, a pozostałe u mnie dwa osobniki dotąd nie spółkowały i nie wydały potomstwa. Mam swoją teorię z zakresu malakopedagogiki. Otóż ten jeden, co opuścił wygodne wiwarium i przez kilka nocy nawciągał się nikotynowego dymu, poczuł w sobie młodzieńczy bunt i dojrzał do decyzji o potomstwie. A dwa pozostałe nadal zajadają drogie ogórki i nawet im przez myśl nie przejdzie, żeby się kocić.
Plan mam taki, żeby je rozdzielić na dobre i poobserwować, czy nie przełoży się to na jakiś reprodukcyjny sukcesik. Obaczym. Natenczas karmię ogórkiem szklarniowym, pieczarkami, płatkami owsianymi, mielonym świeżo siemieniem lnianym suplementując wapń utartymi skorupkami jaj kurzych, uprzednio gotowanych.
Hodowla ma charakter eksperymentalny, ale obserwacje nie są prowadzone podług metodologii ustalonej uprzednio, a predylekcyjnie. Stąd dla nauki wartość stanową niewielką, ale dla uciszenia skołatanych suszą nerwów są już jak najbardziej odpowiednie.
Przed suszą ochroniłem dwa osobniki Cochlodina laminata znalezione w Obrzycku. Jako że miałem troszkę miejsca w domu, zaprosiłem do siebie tworząc im kącik malutki i dzieląc się z nimi wilgocią i zieleniną. Początkowo trzymałem je na zmacerowanych liściach olchy czarnej, obecnie są na wyściółce z mchu  (się chyba nigdy nie nauczę rozpoznawać gatunków...). Jeszcze na ściółce olchowej pojawiły się dwa złogi jaj, z których dochowałem się dwunastu potomków pary założycielskiej. Co ciekawe, jeden z potomków stał się już dorosły i wkrótce trafi do swojej nowej kawalerki, a z całego stadka część lada dzień obchodzić będzie swoje osiemnastki, a kilka nie nadawałoby się nawet do przedszkola. Rodzice po przeprowadzce na wyściółkę mchową kolejny raz wydali potomstwo, tym razem 28, z którego znów część rośnie jak na drożdżach, a część wlecze się daleko w ogonie. Chociaż ślimaki w drugiego miotu są w tym samym wieku, część przerosła już znacznie najmniejsze rodzeństwo z pierwszego miotu. Czym tłumaczyć różnice we wzroście? Nie wiem. Może po prostu tak mają. W mojej hodowli jedynym stresem może być smak ogórka... Nie ma tu drapieżnych skolopendr, nie ma podłych muchówek czy chrząszczy biegaczowatych, nie ma susz i powodzi, pokarm jest stale dostarczany, woda też, wapnia pod dostatkiem z jurajskich kamyków. Jedne rosną, inne jedzą i nie rosną... Ciekawe.
W kolektyw hodowanych zwierząt od końca września włączony też został osesek Cepaea nemoralis. Otrzymałem go w dziecięcym podarunku, a że sucho było, to poruszony litością zaoferowałem mu przezimowanie u mnie. Kilka dni temu obchodził swoją osiemnastkę, to znaczy wykształcił gorzkoczekoladową wargę wskazującą na osiągnięcie dojrzałości. Będzie musiał poczekać do wiosny na towarzystwo lub na usamodzielnienie, nie podjąłem jeszcze decyzji.
Za to dzisiaj... Dziś otrzymałem w darowiźnie jakiegoś helicida ocalałego z sałaty bio, który za pośrednictwem włoskiej firmy trafił w Austrii do polskich turystów na talerzu. Ocalony przyjechał do Polski i po krótkim odchowaniu trafił do mnie na wychowanie. Zakładam, że może to być Cornu aspersum, ale za wcześnie jeszcze na identyfikację. Podzielę się wynikami, jeśli dożyje lub dożyję...







środa, 26 czerwca 2019

Przygotowanie przed sezonem, czyli pytania

Wyskoczyłem przed tygodniem nieco na północ od Poznania. Wskazano mi tam stanowisko, na którym przed trzydziestu laty zbierane były dość liczne Truncatellina costulata, Ena obscura i Vallonia excentrica. Była okazja, żeby wyjechać, grzech było nie skorzystać. Owszem, liczyłem się, że ostatnie tygodnie były trochę za ciepłe i za suche, ale to mnie zniechęcić nie mogło.
Co znalazłem? Absolutnie niczego z tego, co było tam przed trzydziestu laty.
Jest to środowisko antropogeniczne, zlokalizowane w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki. Blisko stuletni mur, przy nim zadrzewienia i krzewy. Co znalazłem?
Po kolei: Succinea putris, Aegopinella pura, Cochlodina laminata, Fruticicola fruticum, Xerolenta obvia, Arianata arbustorum, Cepaea nemoralis, Helix pomatia. Mam prawo wierzyć, że przed trzydziestu laty spośród wymienionyh gatunków nie było żadnego. Co się zatem mogło wydarzyć. To takie moje pytanie na początek wakacji.
Hipotez mam kilka, ale żadna zbyt pogłębiona.
Pierwsza: Przeoczenie. Tę mógłbym wykluczyć, bo jeżeli ktoś znajduje drób, to i wypatrzy Helicidae. Przed trzema dekadami Helicidae były nieobecne, podobnie Clausiilidae. Jedynym wspólnym gatunkiem wydaje się być Succinea putris, ale sąsiedztwo rzeki wskazuje na prawie oczywistość wystąpienia tego ślimaka. Hipotezę o przeoczeniu odrzucam.
Druga: zawleczenie. Sąsiedztwo cmentarza mogłoby wskazywać, że niektóre pospolite gatunki mogły się tam dostać z roślinami przynoszonymi na cmentarz. Ale stanowisko nie uległo większym przeobrażeniom przez ostatnie siedemdziesiąt lat. Może zatem trwa ekspansja tych gatunków? Nie wiem.
Trzecia: rzeka przyniosła wraz z jakąś krótkotrwałą powodzią osobniki z innych stron. rzeka ma blisko 40 kilometrów, jest to zatem możliwe, ale przy naturalnym wektorze migracji biernej należałoby się spodziewać tych popularnych gatunków już dużo wcześniej. Cochlodina laminata znana jest z Wielkopolski z 26 stanowisk (Szybiak, 2010), najbliższe temu stanowisku miejsce oddalone jest o 14 kilometrów wzdłuż Warty. Zatem możliwe, że brzegiem Warty ślimak przesunął zasięg o kolejne kilometry.
Próbuję sobie również wytłumaczyć, dlaczego nie znalazłem Truncatellina, Pupilla, Vallonia oraz Ena. Nie dokonywano w ostatnim czasie znaczących prac w obrębie muru. Zmienił się natomiast sposób gospodarowania terenem. Przed trzydziestu laty utrzymywały się tam wysokie ziołorośla, obecnie jest to strzyżony trawnik, z którego wyczesywane są opadające liście kasztanowców i lip. "Nadkład" przerzucany jest za ogrodzenie, w miejsce zacienione, ale suche, bo będące skarpą opadającą w stronę rzeki. Tłumaczę sobie, że zwyczajnie przeoczyłem (choć przegrzebywałem ściółkę dobrą godzinę, a zatem dłużej niż zazwyczaj). Chciałbym wybrać się  tam przy lepszych pogodach, to znaczy po jakimś dłuższym epizodzie deszczowych pogód. Chciałbym w ten sposób mieć pewność, że faktycznie nastąpiła przebudowa malakofauny.
Jeszcze dygresja na koniec. Kiedy przegląda się prace Urbańskiego, Bergera czy Wiktora, to cmentarze podawane są jako stanowiska dla ciekawych gatunków ślimaków. Kiedy obecnie przyglądam się cmentarzom, to dochodzę do wniosku, że obowiązująca estetyka z całą pewnością nie sprzyja ślimakom, zwłaszcza to obsesyjne wycinanie starych drzew i wykaszanie wszelkiego zielska. Smutne, ale taka moda i słów więcej szkoda.
A kto zgadnie, gdzie mnie wywiało?




piątek, 30 października 2015

Świdrzyki Polski

Prawdopodobnie należę do tych bardzo nielicznych ludzi, którzy na widok ślimaka odczuwają przyśpieszone bicie serca, a na widok nowego ślimaka doznają znaczącego wyrzutu adrenaliny. Nie będę dopytywał ewolucjonistów, skąd we mnie taki defekt: czy to jakieś głęboko zakorzenione w genach przystosowanie, czy pojedyncza aberracja w zapisie DNA. Nie będę też psychologów pytał, co z tym powinienem zrobić, bo nie powiedzieliby mi nic ponad to, co sam już wiem. Polityków też nie zapytam, bo jeszcze będą to chcieli opodatkować... W każdym razie dobrze mi z tym, że na widok ślimaków robi mi się milej. No może poza widokiem na działce warzywnej...
Ze ślimaków, do których ciągnęło mnie zawsze najbardziej, należą świdrzyki. Myślę, że to dlatego, że w moich rodzinnych stronach nigdy ich nie spotkałem i zawsze były gatunkami odległymi. W dzieciństwie nigdy nie udało mi się spotkać żadnego świdrzyka w czasie rozlicznych leśnych wycieczek, i dopiero w czasie studiów zacząłem je znajdywać w różnych częściach Polski.

Świdrzykowate (Clausiliidae) to rodzina lądowych ślimaków reprezentowana przez około 1000 gatunków. Nazwę łacińską zawdzięczają specjalnemu systemowi zamykającemu muszle (clausilium), będącego czymś na kształt wieczka, jednak o innym od operculum pochodzeniu. Anglojęzyczna wersja nazwy doorsnail wskazuje również na ten aspekt budowy muszli, na jej ujście, które na ogół wyposażone jest w system listewek i fałdek o nie do końca poznanym przeznaczeniu, o tym za chwilę. Polska nazwa  nawiązuje do budowy muszli, przywodząc na myśl budowę świdra (wiertła). Na ogół muszle świdrzyków mają kształt wrzecionowato-wieżyczkowaty lub wieżyczkowaty. Muszla składa się z kilku do kilkunastu skrętów, a u dojrzałych osobników na ostatnim skręcie występuje na ogół zwężenie oraz ujście uzbrojone w przeróżną armaturę. Jest to jedna z podstawowych cech identyfikacyjnych w oznaczaniu świdrzyków, które - a tak jest w moim przypadku - nie należą do najłatwiejszych w oznaczaniu. Świdrzyki to jedyna w Polsce rodzina ślimaków, której przedstawiciele charakteryzują się lewoskrętną muszlą. Nie wiem, nie sprawdziłem, czy na świecie żyją prawoskrętne świdrzyki, ale jeśli tak, to stanowią one mniejszość w tej licznej rodzinie. Świdrzyki żyją na całym świecie z wyjątkiem Australii, Antarktydy i Ameryki Północnej. W Europie żyje około 450 gatunków, z czego w Polsce notowane są 24 gatunki.
Jeszcze trochę o szczególnej budowie ujścia muszli. Przyjmuje się, że pełni ona funkcje ochronne: przed drapieżnikami i przed wysychaniem,  ale być może i ma inne przeznaczenie. Przypuszczam, że kształt ujścia i przewężenie przed nim powiązane są również ze strategiami reprodukcyjnymi. Część świdrzyków stanowią gatunki jajorodne, część zaś to gatunki jajo-żyworodne i budowa wewnętrzna muszli, a zwłaszcza skomplikowany układ fałdek prawdopodobnie pełni jakieś funkcje powiązane z retencją jaj lub wylęgiem nowego pokolenia. W pełni wykształcona warga i uzbrojenie ujścia to cecha dojrzałości świdrzyków, które - w polskich warunkach - żyją od roku do nawet sześciu lat.
Rozpiętość wielkości muszli krajowych Clausiliidae waha się od 8 do dwudziestu kilku milimetrów. Przeważają formy kilkunastomilimetrowe.
Dotychczas nie spotkałem się z monografią krajowych świdrzyków, a bardzo taka publikacja byłaby przydatna. Ukazała się w 2009 roku książka "Świdrzyki Wielkopolski", ale zawiera dane ograniczone do 10 gatunków i do niewielkiego obszaru naszego kraju (nota bene zasadniej byłoby zatytułować "Świdrzyki województwa wielkopolskiego", bo zdaje się że autorzy właśnie taką jednostkę podziału zastosowali). Nie mniej polecam tę publikację, bo materiał fotograficzny dobry i klucz do oznaczania przydatny, a poza tym to jednakowoż dobra inwentaryzacja stanowisk na terenie Wielkopolski.
Krajowe Clausiliidae to gatunki leśne lub naskalne. Najliczniej reprezentowane są na południu Kraju, głównie w Sudetach, Pieninach i Bieszczadach. Na nizinach występują również, ale nie tak często i z mniejszą różnorodnością gatunkową. Lista krajowych Clausiliidae przedstawia się następująco:
Cochlodina (Cochlodina) costata (C. Pfeiffer, 1828) – Świdrzyk śląski §
Cochlodina (Cochlodina) laminata (Montagu, 1803) – Świdrzyk lśniący
 Cochlodina (Paracochlodina) orthostoma (Menke, 1828) – Świdrzyk prążkowany
Charpentiera ornata (Rossmässler, 1836) – Świdrzyk ozdobny § [x]
Ruthenica filograna (Rossmässler, 1836) – Świdrzyk stępiony
Macrogastra badia (C. Pfeiffer, 1828) – Świdrzyk kasztanowaty §
Macrogastra borealis (O. Boettger, 1878) – Świdrzyk żeberkowany
Macrogastra plicatula (Draparnaud, 1801) – Świdrzyk leśny
Macrogastra tumida (Rossmässler, 1836) – Świdrzyk rozdęty
Macrogastra ventricosa (Draparnaud, 1801) – Świdrzyk okazały
Clausilia bidentata (Ström, 1765) – Świdrzyk dwuzębny
Clausilia cruciata (Studer, 1820) – Świdrzyk nadrzewny
Clausilia dubia Draparnaud, 1805 – Świdrzyk pospolity
Clausilia parvula Férussac, 1807 – Świdrzyk mały
Clausilia pumila C. Pfeiffer, 1828 – Świdrzyk maczugowaty
Lacinaria plicata (Draparnaud, 1801) – Świdrzyk fałdzisty
Alinda biplicata (Montagu, 1803) – Świdrzyk dwufałdkowy
Balea (Balea) perversa (Linnaeus, 1758) – Świdrzyk łamliwy §
Balea (Pseudalinda) fallax (Rossmässler, 1836) – Świdrzyk zwodniczy
Balea (Pseudalinda) stabilis (L. Pfeiffer, 1847) – Świdrzyk górski
Vestia (Vestia) elata (Rossmässler, 1836) – Świdrzyk siedmiogrodzki §
Vestia (Vestia) gulo (E. A. Bielz, 1859) – Świdrzyk krępy
Vestia (Vestia) turgida (Rossmässler, 1836) – Świdrzyk karpacki
Bulgarica (Strigilecula) cana (Held, 1836) – Świdrzyk siwy
Możliwe jest znalezienie również Cochlodina (Paracochlodina) cerata (Rossmässler, 1836) znanego ze stanowisk subfosylnych, a notowanego w XIX w. z Doliny Białki i słowackich części Tatr. Subfosylnie znany jest również Macrogastra densestriata (Rossmässler, 1836), ze stanowisk w Kielnikach i na Kozim Grzbiecie, ale żywych osobników nie należy się spodziewać w granicach naszego kraju. 
Spośród wymienionych świdrzyków pięć gatunków objętych jest ochroną prawną (oznaczono §), w tym jeden wymaga ochrony czynnej [x]. Zdaniem malakologów jest to najbardziej narażona na wyginięcie rodzina krajowych ślimaków, na 24 gatunki aż 17 znalazło się w Polskiej Czerwonej Księdze. Przyczyn zagrożeń doszukują się różnych, generalnie sprowadzają się one do zanieczyszczenia środowiska oraz przekształceń (antropogenicznych) siedlisk zajmowanych przez te ślimaki. Co ciekawe, nie wiedzieć czemu, rodzina ta nie jest nawet wspomniana w publikacji Unii Europejskiej European Red List of Non-marine Molluscs... 
Najczęściej spotykanym przeze mnie świdrzykiem jest Lacinaria plicata, Cochlodina laminata oraz Alinda biplicata. Oznaczać udaje mi się C. laminata, bo ma dość charakterystyczne ujście muszli, która na dodatek jest gładka i lśniąca. Tego świdrzyka spotykałem i w buczynach pomorskich, i na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, i w napływkach wiślanych na wysokości Wyszogrodu. L. plicata - jeśli występuje w formie typowej - daje się oznaczyć dzięki licznym fałdkom w ujściu muszli. Gatunek ten znalazłem kiedyś w Sulejowie, i jest to najbliżej położone stanowisko moich rodzinnych stron. A. biplicata - jeden z największych naszych świdrzyków - znany jest mi z kilku stanowisk z Łodzi, poza tym spotykałem go np. na Wawelu.  
Najmniejszym krajowym świdrzykiem jest Ruthenica filograna lub Clausilia parvula. Udało mi się zrobić fotografię przedstawiającą wielkość R. filograna. Dla porównania też zamieszczam fotografię Megalophaedusa martensi, świdrzyka żyjącego w Japonii, o którym można by powiedzieć, że jest gigantem wśród Clausiliidae.
Jeszcze na koniec: świdrzykami zajmowali się min. tacy polscy malakolodzy jak J.A. Wagner (1860-1928) czy Jarosław Urbański (1909-1981), zaś współcześnie badania nad rodziną świdrzykowatych prowadzą m.in. Anna Sulikowska-Drozd (Łódź), Tomasz K. Maltz (Wrocław) czy Krystyna Szybiak - autorka monografii poświęconych Macrogastra plicatula i Ruthenica filograna (Poznań). Wiele bym dał, żeby ktoś kiedyś monografię krajowych Clausiliidae napisał. Bardzo na takie opracowanie czekam.

Cochlodina laminata


Cochlodina laminata

Lacinaria plicata, dalej C. laminata

Lacinaria plicata z Reszla

Ruthenica filograna

Megalophaedusa martensi



czwartek, 24 lipca 2014

Skarby zamku w Reszlu

Warmia jest krainą, która w Polsce nie doczekała się właściwego uznania. Zapytaj kogoś, to Ci powie, że jedzie na Mazury, był na Mazurach, lubi Mazury itp, a jak dopytasz, okaże się, że był na Warmii, a czasem nawet o tym nie wiedział... Kraina ta przez stulecia zachowywała odrębność kulturową od otaczających ją Prus Książęcych, ale obecnie, po 1945 roku, odrębność ta została zatarta i tylko historia tych ziem oraz architektura wsi i miasteczek pozostaje jej świadectwem.
Lubię ten warmiński klimat. I choć w większym swym obszarze jest to dla mnie terra incognita, czuję się tam dobrze. Miasteczka o spowolnionym pulsie, przeorane światową wojną, która wywróciła ich życiorysy do góry nogami, ceglane zamki i kościoły, przydrożne kapliczki, morenowe wzgórza, jeziora czystsze niż na sąsiednich Mazurach...
W pamięci obracam widok reszelskiego zamku. Trafiłem tam przed rokiem, w tym roku również nie mogłem go sobie odpuścić. Ze wszystkich warmińskich miasteczek, to mnie urzeka najmocniej. Dziedziniec zamkowy i wieże z widokiem na okolicę, kościół Piotra i Pawła, gotycki most nad Sajną, obronne mury i inne ślady dawnej świetności miasta wgryzają się na długo w pamięć i ani myślą się stamtąd wyprowadzać. A na to jeszcze reszelskie ślimaki... Już przy wjeździe wita ślimak, ten co prawda związany z slowcity, ale zapowiadający ciekawe spotkania. Bo i miejsce na spotkanie wyśmienite: stare mury obronne i strome zbocze od strony rzeki zapewniają bardzo dobre warunki do życia świdrzyków, których w Reszlu naoglądałem się prawie do nasycenia. Miałem szczęście (w odróżnieniu od organizatorów Święta Miasta, 12 lipca) trafić akurat na deszczową pogodę (pierwszy deszcz od kilkunastu dni upalnego lata). Ciepło i wilgoć dały niesamowity efekt: świdrzyki wypełzły skąd tylko się dało. Na kamieniach, między kamienieniami, na podjeździe, pniach drzew, na ziemi i pod kawałkami drewna: tysiące ślimaków mozolnie ciągnących wrzecionowatą muszlę, zwisającą jak brązowy sopel.
Udało mi się rozpoznać trzy gatunki, czwartego nie jestem pewien. Świdrzyka lśniącego Cochlodina laminata znalazłem w jednym tylko osobniku, świdrzyka pospolitego Clausilia dubia w kilku, zaś świdrzyka fałdzistego Lacinaria plicata szukać nie musiałem, bo stanowił ogromną większość pełzających tam ślimaków. Problem mam z czwartym gatunkiem. Wydaje mi się, że to świdrzyk dwufałdkowy Alinda biplicata, ale jego obecność na tym terenie jest mało prawdopodobna. Nie wykluczone, że to świdrzyk fałdzisty, w ujściu muszli którego nie wykształciły się charakterystyczne fałdki, po których dość łatwo gatunek ten odróżnić. No właśnie: dość łatwo. Ze świdrzykami tak jest, że kilka jest łatwych do odróżnienia od innych, ale pozostałe to wyższa szkoła jazdy. Dlatego nie upieram się przy oznaczeniu, bo wcale go nie jestem pewien.
Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się skorzystać z pomocy, która rozwieje moje wątpliwości.   Tymczasem polecam wszystkim wycieczkę do Reszla, nie tylko miłośnikom malakologii. To piękne miejsce, tajemnicze, urzekające, wołające historią i malowniczymi krajobrazami. Warto się w nim zatrzymać, spowolnić i przysiadając w zamkowej restauracji delektować się powoli chwilami mruczącego spokoju...



Przepraszam za jakość filmiku, muzyka oryginalna z tła;)