Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monacha cartusiana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monacha cartusiana. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 maja 2019

Co w Sudetach spotkałem

Obiecałem przed kilkoma dniami, że podzielę się informacjami na temat wypadu w Sudety. Śmierć prof. Małgorzaty Strzelec spowodowała, że nie miałem głowy do pisania na świeżo. Nie będzie to zatem reportaż z podróży, tylko garstka krótkich uwag faunistycznych poczynionych na marginesie pracy nieżyjącego już profesora Andrzeja Wiktora Mięczaki Ziemi Kłodzkiej i gór przyległych. I żeby jasność była: Profesor Wiktor badał tamte strony przez kilka lat, ja tam spędziłem ledwo kilka dni i to w celach turystycznych, nie badawczych. Nie mam więc ambicji recenzować tutaj pracy sprzed pięćdziesięciu laty... ale coś od siebie dorzucić.
Przed wyjazdem wypisałem sobie kilkadziesiąt miejsc, byłem w dziesięciu, w dziewięciu przyglądałem się ślimakom. Wypisałem sobie też kilka gatunków, które chciałem zobaczyć na żywo, nie wszystko mi się udało zrealizować.
Zacznę od stwierdzenia jednej nieaktualności wspomnianej pracy sprzed pięćdziesięciu lat. Z całą pewnością lista stwierdzonych gatunków może być powiększona o jeden gatunek. I od tego właśnie zacznę.
W zeszłym roku nie udało mi się stanąć nad Źródłami Romanowskimi w Masywie Krowiarek. Byłem o krok, ale nie wiedziałem, gdzie to dokładnie. Tym razem byłem lepiej przygotowany i prawie bezbłędnie trafiłem. Prawie. Bo zamiast do źródeł, wlazłem najpierw do małego potoczku, bodajże Piotrówką zwanym. Sięgnowszy po pierwszy kamień, niemal z radości podskoczyłem. Cały był oblepiony źródlarkami. O jak się ucieszyłem! Ale zaraz po chwili, kiedy afekt opadł i chłodne, choć schorowane, oko badacza zobaczyło, dzierży drżąca dłoń. Zanim nazwałem jeszcze odkrycie, przez myśl przeszła mi mrożąca krew w żyłach hipoteza: a co, jeśli przez ostatnie lata zachwycali się wszyscy nie źródlarką, a wodożytką? Tak, to właśnie odkryłem. Zamiast spodziewanej źródlarki karpackiej Bythinella austriaca f. ehrmanni Pax, znalazłem... wodożytkę nowozelandzką Potamopyrgus antipodarum! Noż cholera, pomyślałem... To ja tu szukam, sprawdzam, czytam, ludziom głowę zawracam tylko po to, żeby wodożytkę znaleźć??? Ochłonąłem i rozejrzawszy się uważniej, podjąłem decyzję o przeniesieniu się w sąsiednie zarośla. Decyzja była słuszna, a widok autochtona z torbą butelek potwierdził moje dedukcje. Oto znalazłem się nad Źródłami Romanowskimi. Ostrożnie sięgnąłem po pierwszy kamień i podnosząc go ku oczom, uspokoiłem się na dobre, choć serce biło mi znacznie szybciej, niż kiedym stawał w wodach Piotrówki przed kilkunastoma minutami... Historyczne stanowisko Bythinella austriaca jest nadal żywe i bardzo mnie ucieszyło, że mogłem choć przez chwilę popatrzeć na żyjące tam źródlarki, na jedynym sudeckim stanowisku. Co ciekawe nie znalazłem tam wodożytki nowozelandzkiej. Towarzyszyła mi taka obawa, że ten obcy gatunek mógłby skutecznie wyprzeć naszą źródlarkę. Widać postanowiły sobie w paradę nie wchodzić... Moje gapiostwo przełożyło się jednak na stwierdzenie nowego dla Ziemi Kłodzkiej gatunku. Jest nim wodożytka nowozelandzka. Jeśli ktoś wątpi, załączam dowód fotograficzny.
Przytulikowi strumieniowemu też się tam dobrze żyje.
Źródło Romanowskie

Potamopyrgus antipodarum z Piotrówki

W pobliżu znajduje się stanowisko bardzo rzadkiego u nas gatunku świdrzyka - Charpenteria ornata. I mam na myśli nie Wapniarkę, a stanowisko w pobliżu kamieniołomu przy wsi Romanowo. Stanowiska rozdzielone są wcale ruchliwą DK 33, z całą pewnością ślimaki nie przelazły tam na nodze samodzielnie...
Nie doczytałem, że nad brzegami Źródeł Romanowskich żył przed laty Vertigo angustior. Skoro nie doczytałem, to i nie sprawdziłem. Szkoda, bo może udałoby mi się potwierdzić.

Miejscem mojego noclegowania było Międzygórze. Kto nie był, niech żałuje. Zwłaszcza rezerwatu "Przełom Wilczki". Po inwestycjach poczynionych w ostatnich latach miejsce wydaje się być idealnym do cieszenia oczu. Odpuściłem sobie jakieś szczególne poszukiwania w tamtych okolicach, sucho było strasznie, więc nie nastawiałem się na jakieś spektakularne odkrycia. Popatrzyłem sobie na ślimaka nadobnego Faustina faustina i na wałkówkę górską Ena montana (zwłaszcza ten ostatni gatunek zawsze mnie cieszy, bo znam go z kilku tylko stanowisk).
Bardzo mi zależało na dotarciu do stanowiska, o którym wiem, że od lat nikt go nie sprawdzał. Na północ od Kłodzka, w Górach Bardzkich, znajduje się szczyt Goliniec. Nie pytajcie mieszkańców wsi o  Goliniec, pytajcie o stary kamieniołom, to wskażą dobrą drogę... Już dawno się przekonałem, że miejscowi gdzieś mają oficjalną toponomastykę. Nie wiem, czy zrealizowałem swój cel. Dotarłem na Goliniec, znalazłem stary kamieniołom, ale nie wiem, czy znalazłem akurat ten gatunek, dla którego trud ten podejmowałem. Sucho było jak w mieszkaniu w bloku w pełni sezonu grzewczego... Szukałem ślimaka zaniedbanego Cernuella neglecta (Draparnaud 1805), którego jedyne stanowisko stąd jest właśnie podawane przez profesora Andrzeja Wiktora. Znalazłem muszle, które mogą odpowiadać opisowi, ale wszystkie mocno zwietrzałe, stare, podniszczone, a tym samym trudniejsze do pewnego oznaczenia. Żadnego żywego ślimaka, wszystko sprzed jakiegoś czasu, myślę że może nawet więcej, niż rok. Gdyby mi ktoś te muszle pokazał, to na 100% oznaczyłbym jako Xerolenta obvia. Nie mając żywych okazów, nie zweryfikuję anatomicznie, natomiast kierując się opisem z klucza mogę pokusić się o przypuszczenie, że to jednak Cernuella. Pewności nie mam i chciałbym się tam kiedyś wybrać przy sprzyjających warunkach pogodowych, tj. w czasie ciepłych deszczowych pogód.
Kamieniołom na Golińcu

Było jeszcze trzecie miejsce, które bardzo chciałem zweryfikować. Trafiłem tam, ale nie znalazłem tego, czego szukałem. Chciałem sprawdzić, czy w Dusznikach znajdę Macrogastra badia. Miejsce znalazłem, ale ślimaka nie wypatrzyłem. Inne świdrzyki znalazłem, ale nie kasztanowatego. Może przy innej okazji.
Podobnie na inną okazję przełożyć muszę wrocławskie Pilczyce, gdzie spodziewałem się w drodze powrotnej znaleźć Monacha cartusiana. Badania poznańskich malakologów potwierdziły, że populacje Monacha z Wrocławia to cartusiana. Rodzaj ten znam z Poznania (claustralis na 100%) i z Kielc (ze stanowiska, gdzie występuje claustralis). Nie udało mi się z Wrocławiem, więc też będę musiał wrócić, lub zdać się na żebraninę. Obecnie uważam, że nie mam w zbiorach Monacha cartusiana, choć ten kielecki okaz to mi tych poznańskich nie przypomina, więc może jednak...

Ziemia Kłodzka prosi się, żeby faunistycznie przyjrzeć się jej ponownie. Badania po latach pozwalają na prognozowanie zmian, na ocenę stanu zagrożenia poszczególnych gatunków. Być może udałoby się wydłużyć aktualną listę, a może okazałoby się, że lista świeci pustkami? W każdym razie turystycznie polecam ten kierunek na wypady nie tylko z okazji majówki. I jeśli tam wrócę, to nie tylko dlatego, że wciąż mój apetyt nie jest zaspokojony... Tam po prostu jest pięknie.
Wilczka w Międzygórzu przed wodospadem

Wałkówka górska

czwartek, 9 maja 2013

XXIX Krajowe Seminarium Malakologiczne - podsumowanie

Rozjechali się i wrócili do swoich domów, zakładów, instytutów, wydziałów, do swoich zajęć, badań, analiz, dociekań... Świnoujskie plaże czekają na turystów, zapominając pewnie o malakologach, którzy przed trzema tygodniami właśnie w Świnoujściu debatowali nad problemami współczesnej malakologii.
Dotarły do mnie streszczenia wystąpień. Pomyślałem, że warto kilka słów wspomnieć o tym, co działo się w czasie XXIX Krajowego Seminarium Malakologicznego. Nie będę jednak kronikarzem zjazdu: nie było mnie tam, więc pogląd wyrabiać mogę jedynie na podstawie opinii tych, którzy tam właśnie przebywali. Bez emocjonalnego świadectwa, ale z zaangażowaniem podzielić się zamierzam moimi refleksjami na temat wystąpień malakologów.
Nie będę poruszał się ani chronologicznie, ani alfabetycznie. Nawet nie zamierzam tworzyć rankingu. Po prostu chcę kilka słów skreślić na temat wystąpień, które zwróciły moją uwagę.
Na pewno uważnie słuchałbym wystąpienia Joanny Pieńkowskiej, Marcina Górki i Andrzeja Lesickiego o współwystępowaniu dwóch niezwykle do siebie podobnych ślimaków z rodzaju Monacha, które występują w Polsce. Autorzy porównali populacje polskie i czeskie i ustalili na podstawie budowy układów rozrodczych oraz badań genetycznych, że mamy do czynienia: 1) z dwoma gatunkami: Monacha cartusiana i Monacha claustralis, które występują również w Czechach. 2) Monacha cantiana okazała się prawdopodobnie błędną identyfikacją M. claustralis; 3) M. cartusiana występuje w Polsce południowej (stanowisko z Wrocławia), natomiast M. claustralis znana jest ze stanowisk w Polsce zachodniej (Poznań), centralnej (Kielce) oraz północnej (nie pamiętam lokalizacji, chyba gdzieś w okolicach Żarnowca); 4) W Kamieniołomie Wietrznia oba gatunki ze sobą współwystępują (podobnie na dwóch stanowiskach w Pradze), co tym bardziej gmatwa sprawę identyfikacji gatunków. Ponieważ posiadam w zbiorach materiały zarówno z Poznania jak i z Wietrzni, łudziłem się, że mam oba gatunki. A teraz nie wiem. Być może mam dwa, może mam jeden, a może mam dwa plus hybrydę obu? Dlatego tak bardzo mnie ten tekst zaciekawił.
Nie uciekając daleko od Poznania przysłuchiwałbym się wystąpieniu na temat identyfikacji Subulina octona z Poznańskiej Palmiarni. Rzecz w tym, że od lat trzydziestych podawano w literaturze stanowisko Opeas pumilum stwierdzone przez Urbańskiego. Marianna Soroka, Anna Sulikowska-Drozd oraz Maria Urbańska wzięły się jednak za sprawdzenie i okazało się, że Urbański się nie pomylił, ale O. pumilum nie występuje już poznańskich cieplarniach. Na przestrzeni lat populacja ta została prawdopodobnie wytrzebiona (być może działaniami pielęgnacyjnymi roślin - to moje zdanie), a w to miejsce, nie bardzo wiadomo w jaki sposób - weszła S. octona. Będę musiał zweryfikować ponownie mój wykaz mięczaków z obszaru Polski.
Uwagę moją przykułby z pewnością referat poświęcony zachowaniom ślimaków (ślimaczków) z rodzaju Vallonia. Okazuje się, że mają one zwyczaj "objadania" własnych jaj z pewnego grzyba (Arthrobothys) i nie bardzo wiadomo, czy jest to strategia ochrony jaj własnego gatunku (tego nie udało się jeszcze dowieść w przypadku ślimaków lądowych) , czy sposób na urozmaicenie diety. Osobiście opowiadam się za pierwszym rozwiązaniem, ale pozwolę, aby temat badano dalej, bo może się okazać zaskakujący w wynikach. Prace na tym prowadziły Elżbieta Kuźnik-Kowalska, Małgorzata Proćków oraz Elżbieta Pląskowska z różnych ośrodków naukowych Wrocławia.
Wydaje mi się, że nie odpuściłbym sobie wystąpień na temat ślimaków rzeki Nidy (Anna Cieplok, Małgorzata Strzelec), mięczaków jeziora Wigry (B. Wawrzyniak-Wydrowska), mięczaków Żywca (debiutująca Kamila Zając) czy - bliskiego mi z racji doświadczeń zawodowych - tematu malakologicznych wątków w podręcznikach gimnazjalnych (Eliza Rybska, Agnieszka Cieszyńska). Uwagę swoją skupiłbym również na wystąpieniach poświęconych strategiom rozrodczym świdrzyków z podrodziny Baleinae (A. Sulikowska-Drozd, Tomasz Maltz i Izabela Jędrzejowska) oraz - z zupełnie innej strony - na referacie Dominiki Mierzwy-Szymkowiak o kolekcji prof. Tomasza Umińskiego w Muzeum Zoologicznym PAN.
Kolejny raz przekonuję się, ile tracę nie biorąc udziału w seminariach malakologicznych. Kolejny raz rozpalam nadzieję, że następnym razem będzie inaczej, że w końcu się uda pojechać. Szansa w kolejnym roku - według wstępnych planów może to być bardzo mi bliska (emocjonalnie, nie geograficznie!) Łopuszna, mekka miłośników filozofii Tischnera... A będzie to jubileuszowe, XXX  Krajowe Seminarium Malakologiczne.
Ze Świnoujścia pod Turbacz kawał drogi. Mam nadzieję, że odległość nie wystraszy malakologów, a do tego czasu trzeba szukać tematów, którymi warto by podzielić się z ciekawymi malakologicznych tajników.