niedziela, 28 listopada 2021

Anna Stańczykowska-Piotrowska (24.09.1932-24.11.2021) in memoriam

Samotny żagiel w niebios toni
Bieleje na błękicie fal.
Skąd płynie? dokąd? za czym goni;
Ku jakim brzegom biegnie w dal?
                M. Lermontow, Żagiel

 24 listopada 2021 roku, dwa miesiące po swoich 89. urodzinach, odeszła do Wieczności śp Anna Maria Stańczykowska-Piotrowska, jedna z najwybitniejszych polskich hydrobiologów i ekologów wód, malakolog, profesor, członek Polskiej Akademii Nauk.

Przyszła na świat w Warszawie w mokotowskiej inteligenckiej rodzinie jako córka Ireny z Kamlerów i Kazimierza Stańczykowskich. Jej ojciec pochodził z moich rodzinnych stron, kończył edukację gimnazjalną w mieście, w którym i ja zdobywałem licealną wiedzę. Kiedy miała niespełna pięć lat, straciła ojca. Dwa lata później rozpoczęła się II wojna światowa, w czasie której ciężko zachorowała na zapalenie szpiku i kości. Dziś, w dobie powszechnego dostępu do antybiotyków, nie jest to schorzenie łatwe do leczenia, w warunkach okupowanego ubogiego kraju mogło być równoznaczne z wyrokiem śmierci. Wiele miesięcy spędziła w szpitalu, a dzięki zastosowaniu wobec niej nowatorskiej wówczas metody gipsowania, udało się ustabilizować jej stan kosztem całkowitego unieruchomienia. Jak relacjonowała we wspomnieniu opublikowanym przez Muzeum Powstania Warszawskiego, dzięki mamie, która chciała ratować jej zdrowie psychiczne, zaczęła się uczyć. 

We wrześniu 1944 roku, w czasie pacyfikacji Mokotowa, zginęła jej matka i młodsza siostra Ewa. Wtedy to, jako dwunastoletnia kaleka (według ówczesnej terminologii) została sierotą. Przywołuję tę okoliczność celowo: myślę, że jest to ten element biografii, bez którego nie sposób zrozumieć przyszłego dorobku Profesor Stańczykowskiej. Przewlekle chora dwunastolatka, bez rodziców, w mieście zniszczonym nienawiścią do Polaków, musiała odnaleźć w sobie tyle dość siły, aby chcieć dalej żyć. Domowa edukacja, potwierdzona przez stryja, który był kierownikiem szkoły w Idzikowicach, pozwoliła jej od 1945 kontynuować naukę w Liceum im. Reytana a następnie w Liceum im. Narcyzy Żmichowskiej. Edukacja dzielona była na liczne pobyty w szpitalach i ośrodkach rehabilitacyjnych, co miało wpływ na wybór dalszych dróg naukowych.

W 1956 roku ukończyła studia magisterskie na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Warszawskiego. Twierdziła, że wybór biologii, a dokładniej hydrobiologii podyktowany był poniekąd sytuacją życiową i stanem zdrowia. W ramach rehabilitacji zachęcano ją do pływania i chciała połączyć aktywność zawodową z ratowaniem wciąż szwankującego zdrowia.

Po zakończeniu studiów magisterskich zaczęła pracę w Instytucie Ekologii Polskiej Akademii Nauk, w 1964 roku obroniła doktorat, którego tematyką była ekologia Dreissena polymorpha. Badaniom tego gatunku poświęciła większą część swojej aktywności naukowej, trwającej ponad pół wieku. I to wymaga szczególnego podkreślenia: dziś trudno o tak długoterminowe badania, które poza rozległymi obserwacjami powiązane były z nowoczesnymi eksperymentami ekologicznymi. Kolejne stopnie i tytuły (1977 - habilitacja, 1989 - profesura nadzwyczajna, 1992 - profesura zwyczajna) wyznaczane były przez jej hydrobiologiczną, ekologiczną i malakologiczną działalność. Wiele lat jej aktywności przypada na związki z dzisiejszym Uniwersytetem Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach (od 1984 roku), gdzie przez lata była dyrektorem Instytutu Biologii.

Zmarła Profesor Anna Stańczykowska należała do członków-założycieli Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego (w 2006 roku uhonorowana Medalem im. prof. Lityńskiego) oraz do założycieli Polskiego Towarzystwa Ekologicznego. Od początku też związana była z organizującym się ruchem malakologicznym, uczestniczyła w Krajowych Seminariach Malakologicznych, była członkiem Stowarzyszenia Malakologów Polskich. Malakolodzy uhonorowali ją godnością Członka Honorowego SMP w 2006 roku, laudację wygłosił 25 kwietnia 2007 roku jej uczeń i kontynuator dzieła prof. Krzysztof Lewandowski. Wśród innych jej uczniów znajdują się m.in. prof. Ewa Jurkiewicz-Karnkowska, dr Andrzej Kołodziejczyk czy dr hab. Beata Jakóbik.

Nigdy osobiście nie spotkałem Profesor Stańczykowskiej. Dziś, kiedy wspominam jej postać i dorobek, nie mogę nie wspomnieć o ogromnym wpływie, jaki miała na moją biografię. Pisałem już o tym przed kilkoma laty, że to właśnie jej książka Zwierzęta bezkręgowe naszych wód była pierwszym moim bedekerem po tajnikach podwodnego życia. W zeszytach miałem przerysowane ryciny z tej książki, pierwszy mój domowej roboty atlas mięczaków wodnych oparty był w całości na tej książce. Miałem nawet taki zeszyt gładki, w którym przerysowane ryciny kolorowałem po znalezieniu przedstawionego gatunku. Jeżeli przez lata marzyłem o karierze hydrobiologa, to biblią tych marzeń była właśnie książka Zwierzęta bezkręgowe naszych wód.

Towarzyszy mi dziś smutek, ale nad tym smutkiem zwycięstwo odnosi poczucie wdzięczności. W tym duchu kreślę te słowa. Wdzięczności i podziwu dla niezwykłego hartu ducha osoby, która przez współpracowników zapamiętana została jako ciepła, serdeczna, pogodna i radosna. Jeden z moich przyjaciół-malakologów, który miał szczęście ją poznać, wspominał mi, jak wielkie wrażenie zrobiła na nim "profesor starej daty, która potrafiła pochwalić, powiedzieć dobre słowo, życzliwie pogratulować". Chciałbym, aby zmarła śp. Profesor Anna Stańczykowska zapamiętana została jako wybitny naukowiec, wspaniały popularyzator nauki i niezwykle bogata osobowość oraz dobry człowiek. 

Niech odpoczywa w Pokoju.




foto prof. Stańczykowskiej: Muzeum Powstania Warszawskiego; zmodyfikowane


poniedziałek, 25 października 2021

Krajowe Seminarium Malakologiczne 2022

Powinienem był napisać wcześniej, więc zaczynam od przeprosin za opóźnienie. Otrzymałem (przed trzema tygodniami!) zapowiedź kolejnego Krajowego Seminarium Malakologicznego, które zaplanowano na 2022 rok. Organizatorzy zapraszają do Torunia w dniach 12-14 maja 2022 roku. Zobaczymy, mam nadzieję, że się.

Wszystko jest oczywiście na poły palcem po Wiśle pisane, bo wszystko zależeć będzie od sytuacji sanitarnej w naszym kraju. Bardzo bym chciał, żebyśmy się spotkali, bo seminarium w Wiśle w 2020 roku zostało odwołane, w 2021 roku nie zostało zorganizowane a w 2022 stoi pod znakiem zapytania. Osobiście należę do żyjących nadzieją, że się uda, że musi się udać. I nie takie na odległość, na onlinach, tylko takie tradycyjnie, staroświecko zorganizowane twarzą w twarz. Czas pokaże, więc bardzo kibicuję Organizatorom i zainteresowanych odsyłam do Torunia. Musi się udać. Musi.

Nie wiem, jaki numer przypisać temu wydarzeniu. Zostawiam to Organizatorom. Proszę zainteresowanych zajrzeć do kalendarzy i nieusuwalnie zaznaczyć termin od 12 do 14 maja rezerwując wyjazd do przepięknego Torunia. Jak tylko poznam więcej szczegółów, będę się dzielił (już bez tej strasznej zwłoki, mam nadzieję...).



czwartek, 30 września 2021

Wybrane zagadnienia z dziedziny helikultury

Zacznę od rozdrażniania skrablistów: nie ma takiego słowa, jak helikultura! Jest hel, heliakalny, ale nie ma helikultura. A powinno być, skoro piszą książki na ten temat... Gdyby więc wybuchła awantura w związku z wyłożeniem słowa "helikultura" (na przykład poprzez dołożenie heli do kultury albo helikult- do leżącego ura) proponuję podeprzeć się wydaną przez Instytut Zootechniki Państwowy Instytut Badawczy w Krakowie-Balicach monografią profesora Macieja Ligaszewskiego i doktora Przemysława Pola pt. Wybrane zagadnienia z dziedziny helikultury. Monografia została wydana w 2019 roku, a przed kilkoma dniami dzięki życzliwości profesora Ligaszewskiego trafiła w moje ręce.

Samo słowo "helikultura" bynajmniej nie odnosi się do kultury greckiej (kultura helleńska lub kultura hellenistyczna), a powiązana jest ze słowem "helix" oznaczającego ślimaka lądowego z rodzaju Helix, od którego pochodzi nazwa rodziny ślimakowatych, czyli Helicidae. Do tejże rodziny należy większość największych lądowych ślimaków europejskich. Człon -kultura odnosi się natomiast nie do zachowań (ęą znaczy się wśród ślimaków), ale do hodowli. Słowem helikultura oznacza się po prostu hodowlę (na przykład masową, towarową) ślimaków lądowych z rodziny Helicidae (ale też niektórzy dodają do tego Achatinidae) do celów konsumpcyjnych. Zatem te kilka Cepaea nemoralis hodowanych przeze mnie od kilkunastu miesięcy to jeszcze nie jest helikultura, bo nie mam zamiarów konsumpcyjnych. 

Monografia balickich naukowców (i hodowców) warta jest uwagi z kilku przynajmniej powodów. Zawsze towarzyszy mi trudność gradacji tych powodów, ponieważ omawiane przeze mnie publikacje nie są de facto recenzowane, a zachwalane. Jest takie polskie powiedzenie (bardzo, ale to bardzo już zdezaktualizowane): na bezrybiu i rak ryba. Wskazuje, że jeśli czegoś brakuje, to zadowalamy się czymś gorszym. Nasz rynek wydawniczy w zakresie opracowań dotyczących mięczaków niezmiennie określam bezrybiem, ale omawiana monografia wcale nie pasuje do drugiej części przysłowia, wręcz przeciwnie: to niezwykle atrakcyjna praca, której lektura przyniosła mi ogromną satysfakcję intelektualną (niewtajemniczonych uspokajam, że mój stan jeszcze nie wymaga interwencji lekarskiej z zakresu psychiatrii). Prezentowana praca to zebranie wielu lat doświadczeń hodowlanych i badawczych, opracowanych przez specjalistów zachowujących najwyższą rzetelność naukową, wolną od komercyjnych dopingów. Oznacza to, że prowadząc hodowlę z jednej strony kierowali się fundamentalną dla nauk podstawowych wartością - ciekawością, z drugiej strony poszukiwali odpowiedzi na pytania dręczące na co dzień hodowców, którzy z chowu ślimaków uczynili sposób na życie. Efektem takiego podejścia jest wskazywanie nowych korelacji mających wpływ na sukces hodowlany przedstawicieli tej części przemysłu spożywczego, która postawiła na ślimaki lądowe (a Francuzów krew zalewa kiedy się dowiadują, że większość pałaszowanych przez nich ślimaków ma polski paszport sanitarny...).

Monografia koncentruje się na trzech gatunkach Helicidae, ale jeden wspomniany jest marginalnie, ponieważ nie odgrywa istotnej roli w rodzimej helikulturze. Chodzi o Helix lucorum, który to ślimak jest wprawdzie jadalny, ale rzadko można go spotkać w obrocie handlowym. Najważniejszym gatunkiem jest Cornu aspersum, którego dwa podgatunki, tj. Cornu aspersum aspersum i Cornu aspersum maximum odgrywają główną rolę w obrocie handlowym. Sporo uwagi poświęcono również do niedawna najważniejszemu lądowemu ślimakowi jadalnemu - winniczkowi Helix pomatia. Autorzy dołożyli starań, aby wyjaśnić, skąd wzięły się różnice pomiędzy podgatunkami Cornu asresum, jakie to ma konsekwencje hodowlane i jakie strategie są w związku z powyższym optymalne w podejściu hodowlanym. Duża część monografii to podsumowania wieloletnich badań nad różnymi czynnikami warunkującymi sukces hodowlany, diagnozującymi przyczyny problemów, na jakie mogą natknąć się hodowcy. Nie jest to poradnik, jak ten, który przed kilkoma miesiącami omawiałem na tych łamach (autorstwa hodowcy, Grzegorza Skalmowskiego). Celem tego opracowania nie jest powiedzenie: siej w marcu, zbieraj w sierpniu (choć i to by się znalazło), tylko przygotowanie do uważnego przeanalizowania wielu zmiennych, bez uwzględnienia których ślimaczy biznes zamknie się w skorupie... Nie będę streszczał zawartości pracy, bo jest ona publicznie dostępna (i to jedna z kolejnych jej zalet). Zapoznać się z pracą balickich helikulturystów (przepraszam, że mogłem sobie odmówić tego neologizmu, zwłaszcza z myślą o skrablistach) można na stronie Instytutu Zootechniki https://monografie.izoo.krakow.pl/files/978-83-7607-392-7.pdf Gorąco do tego zachęcam. Znajdzie się tam odpowiedź na pytanie, dlaczego Cornu aspresum asprsum nie jest w naszych warunkach gatunkiem inwazyjnym, co wpływa na wielkość i wytrzymałość muszli ślimaków albo jak wygląda sukces reprodukcyjny winniczka wsiedlonego na nowym stanowisku. Oczywiście wspomniałem o tym, co mnie zainteresowało najbardziej, ale jak powtarzam - nie jest to recenzja, a nader subiektywne omówienie.

Monografii tego typu nadal mamy w Polsce jak na lekarstwo. Gdyby było ich dwadzieścia razy więcej, nadal odczuwałbym niedosyt, bo wciąż pozostaje tyle obszarów do zbadania... Każde pojawienie się takiego monograficznego opracowania (zwłaszcza obejmującego wiele lat badań) domaga się należytego odnotowania. Boleję, że mogę zrobić tak mało, aby przybliżyć tę pracę. Mam jednak nadzieję, że praca ta zostanie dostrzeżona i owocnie wykorzystana nie tylko przez fermowych hodowców, ale też przez wrażliwców, którzy łażąc po kwietnych rabatach z rozdziawioną gębą powiadają co chwila: O, ślimaczek! Ja z taką rozdziawioną gębą z radości zostałem po lekturze. I z niedosytem, choć ponoć mięso ślimaków jest bardzo pożywne...

Ligaszewski Maciej, Pol Przemysław 2019. Wybrane zagadnienia z dziedziny helikultury. Monografia. Kraków, Instytut Zootechniki-PIB, 120pp.