poniedziałek, 25 października 2010

Klucze

Mając dobre klucze, można otworzyć wszystkie zamki. Truizm. Gdzie szukać dobrych kluczy? W mojej bibliotece znalazło się kilka, dziś parę słów o wybranych.

Zacznijmy od klasyka, może lepiej: od legendy. Pierwszy (i jak dotąd jedyny) kompletny klucz do oznaczania malakofauny obszaru Polski został wydany w Warszawie, w 1957 r. przez Jarosława Urbańskiego. Czy coś stracił przez półwiecze? Zapewne, zmienił się stan wiedzy o mięczakach, odkryto kilka nowych gatunków, zmieniła się nomenklatura i systematyka. I to tyle. Przez te pięćdziesiąt z okładem lat nie powstał drugi taki klucz, taki, który nosiłby podtytuł Klucz do oznaczania wszystkich gatunków dotąd w Polsce wykrytych.
To jedyny klucz, który pomaga oznaczyć nie tylko mięczaki, ale na tyle kompletny, że zawiera opisy zarówno ślimaków lądowych, jak i wodnych, morskich i słodkowodnych, małży z tych i tamtych wód, a ponadto: jedyny zawierający informacje o bałtyckich ślimakach tyłoskrzelnych. Dziś, szukając o nich informacji, trudno cokolwiek znaleźć. Niektórzy twierdzą, że w polskich wodach Bałtyku zupełnie wyginęły. Ja dotąd nie znalazłem żadnej świeżej informacji na ten temat. To jedna z "białych plam" najnowszej malakologii polskiej. Warto by coś w tym zmienić...
Ślimaki i małże Polski to książka stara, niełatwo ją zdobyć. Pozostaje wizytować antykwariaty w nadziei, że kiedyś będzie tam czekać. Przez pewien czas w prywatnej bibliotece posiadałem nawet dwa egzemplarze, jeden już przekazałem w dobre ręce, w nadziei, że będzie ozdobą i pomocą w profesjonalnym warsztacie naukowca. Ale jeśli kiedykolwiek znalazłbym kolejny egzemplarz, nie wahałbym się chwili, aby go nabyć. Nawet gdybym musiał zegarek w zastaw oddać.

Dla kontrastu chciałbym przedstawić publikację o wiele świeższą, ładniejszą, o niebo kolorowszą  od poprzedniej. To wydana przez Multico praca Rafała Wąsowskiego i Aleksandra Penkowskiego Ślimaki i małże Polski [Warszawa, 2003]. Różni je prawie wszystko: pierwsza wydana na starym papierze, druga na błyszczącym papierze kredowym. Pierwsza szara i pożółkła, druga lśniąca i kolorowa. Pierwsza zawierająca wyłącznie ryciny, druga ciesząca oko barwnymi fotografiami i akwarelowymi tablicami. Pierwsza w postrzępionej okładce, druga zabezpieczona laminatem i foliową okładką (ten pomysł akurat uważam za wyśmienity). I to tyle dobrego, co o tej drugiej chciałem powiedzieć. Bo pomimo tak jaskrawie przedstawionych różnic, nowszy klucz wypada blado przy poprzedniku, bardzo blado. A to z kilku powodów: po pierwsze nie jest kompletny - i pod tym względem przypomina nieco wcześniejszy klucz Urbańskiego, Poznaj krajowe ślimaki i małże [Warszawa, 1953], który zawierał opis stu najpospolitszych mięczaków z obszaru Polski. Publikacja Penkowskiego i Wąsowskiego zawiera również około stu opisów, każdy z barwną fotografią. Ale nie każda z tych fotografii uchwyca cechy wyróżniające. Czasem jest "przedobrzona", zadbano o tło tak bardzo, że nie wykontrastowano elementów istotnych dla oznaczenia zwierzęcia (np. w przypadku Viviparidae, gdzie cień na fotografii zamazuje wypukłość skorupek lub fotografie Ancylus fluviatilis i Acroloxus lacustris).

Poza tym w redakcji znalazło się wiele błędów, źle podpisanych gatunków (Cochlodina laminata pomylona z Bulgarica cana), zbytnich uproszczeń prowadzących do ewidentnych błędów rzeczowych (por. opis Poczwarówki drobnej Vertigo pusilla: Lewoskrętność muszli poczwarówek jest rzadką cechą wśród ślimaków. W zasadzie w Polsce występują jedynie opisane dwa gatunki o takich muszlach" [s. 23, kol. 2] Może odnosi się to do dwóch gatunków Vertiginidae, ale nie do ślimaków w ogólności, bo przecież lewoskrętne są wszystkie krajowe Clausiilidae, Physiidae, niektóre Planorbidae, a i trafiają się lewoskrętne okazy naturalnie prawoskrętnych gatunków (czasem Helix pomatia czy Lymanea stagnalis). Takie lapsusy obniżają wartość pracy sprawiając, że może ona się nie obronić. O ile nie martwię się o Urbańskiego, którego klucz długo jeszcze będzie niezastąpiony, o tyle młodszy może nie ponieść zadania, które nań nałożono. Warto go mieć, ale dla beletrystyki, dla walorów estetycznych, optymalnie łącznie z poprzednim.

Mam w bibliotece jeszcze inny klucz, mało znany, niewielki, ograniczony do wybranych kilkudziesięciu gatunków. Liczy sobie już dziesięć lat, ale świata nie zawojował. Autorstwa Aleksandra Herczka i Jacka Gorczycy Lądowe ślimaki Polski. Atlas i klucz [Krzeszowice, 2000], do Urbańskiego nawet nie może startować. I co z tego, że na kredowym papierze, i co z tego, że barwne fotografie? Ubogi, zapchany miejscami fotografiami środowiska niewiele wnoszącymi do treści. Ubóstwo gatunków. Dobry chyba tylko na początek, na późne klasy podstawówki, może to niesprawiedliwa ocena, ale takie odnoszę wrażenie. Poza tym - chyba niezależnie od autorów - książka zepsuta przesyceniem kolorów i ich przesunięciem. Ale podstawowy zarzut brzmi: nie jest to przegląd wybranych gatunków, ale pobieżny przegląd rodzin z opisami kliku gatunków. Szkoda. Niedosyt. Niedosyt...
Może dożyjemy jeszcze takich czasów, że do księgarń trafi dostępny, estetyczny, aktualny, zawierający opis wszystkich znanych mam gatunków, całościowy klucz. Marzę o tym. Modlę się o to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz