Od kilku dni trwa zamieszanie wokół postaci księdza Bonieckiego, redaktora seniora Tygodnika Powszechnego. Ponieważ decyzja władz zgromadzenia marianów (do którego ks. Boniecki należy, a którego nawet był dwukrotnie przełożonym generalnym) została przekazana w sposób uniemożliwiający uzyskanie wyjaśnień co do okoliczności, rozgorzała batalia o Redaktora.
Nie chcę prowadzić z nikim walki, chociaż przychodzą takie momenty, w których zachowanie neutralności z moralnego punktu widzenia jest niegodziwością. Tym wpisem chciałbym wystąpić nie przeciwko decyzji marianów, ale z poparciem dla Księdza Adama. I jakkolwiek mam świadomość, że forum bloga nie jest medium o jakiejś sile oddziaływania, tym samym wpisuję się w szeroką akcję pod auspicjami Tygodnika "Ksiądz Boniecki ma głos (w moim domu)".
Księdza Bonieckiego mam szczęście znać od kilkunastu lat, jako autora Tygodnika Powszechnego - jeszcze dłużej. To niezwykle barwna postać życia społecznego i religijnego w Polsce.
Uważam, że stanowisko przełożonych ks. Bonieckiego jest nieprzemyślane, niemądre i niedobre, a przede wszystkim niesprawiedliwe. Kościół nie ma nic wspólnego z kołchozem; w jego naturę wpisana jest symfonia różnych charyzmatów. Jeśli w gronie Apostołów dochodziło do waśni i kłótni z powodu przekonań i zapatrywań, to oznacza to mniej więcej tyle, że Pan Bóg zgadza się na używanie rozumu do wyprowadzania różnych wniosków z podobnych przesłanek. Różnorodność jest bogactwem Kościoła, a nie jego słabością. Chociaż uznaje się, że chorał gregoriański - jako śpiew własny liturgii Kościoła łacińskiego - jest jednogłosowy, to przecież nie można wyobrazić sobie, żeby wszyscy śpiewali np. tenorem, a basów i barytonów należałoby wyprosić czy po prostu uciszyć. Nie tędy droga.
Ksiądz Boniecki został objęty zakazem wypowiedzi medialnych (z wyjątkiem Tygodnika Powszechnego) w celach dyscyplinarnych. Uciszanie Bonieckiego to jednak nie tylko zamykanie ust katolickiemu publicyście, to również próba musztrowania katolików, który pozwalają sobie na inne spojrzenie na Kościół, niż słodko-odpustowe lub samowielbiące. W tej sytuacji sprawa Bonieckiego jest symbolem krótkowzrocznej polityki nastawianej na wypieranie problemów, kneblowanie krytyków bez wsłuchiwania się w racje, które za nimi stoją.
Mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i z decyzji się wycofa. Mam nadzieję, że księdzu Bonieckiemu ta niełatwa lekcja pokory nie wyrządzi krzywdy. Mam też nadzieję, że podobne sytuacje nie będą w przyszłości występować. Do czasu jednak opadnięcia bitewnego pyłu deklaruję, że Ksiądz Boniecki ma głos (w moim blogu też).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz