czwartek, 10 listopada 2011

Ksiądz Boniecki ma głos (w moim blogu)

Od kilku dni trwa zamieszanie wokół postaci księdza Bonieckiego, redaktora seniora Tygodnika Powszechnego. Ponieważ decyzja władz zgromadzenia marianów (do którego ks. Boniecki należy, a którego nawet był dwukrotnie przełożonym generalnym) została przekazana w sposób uniemożliwiający uzyskanie wyjaśnień co do okoliczności, rozgorzała batalia o Redaktora.
Nie chcę prowadzić z nikim walki, chociaż przychodzą takie momenty, w których zachowanie neutralności z moralnego punktu widzenia jest niegodziwością. Tym wpisem chciałbym wystąpić nie przeciwko decyzji marianów, ale z poparciem dla Księdza Adama. I jakkolwiek mam świadomość, że forum bloga nie jest medium o jakiejś sile oddziaływania, tym samym wpisuję się w szeroką akcję pod auspicjami Tygodnika "Ksiądz Boniecki ma głos (w moim domu)".
Księdza Bonieckiego mam szczęście znać od kilkunastu lat, jako autora Tygodnika Powszechnego - jeszcze dłużej. To niezwykle barwna postać życia społecznego i religijnego w Polsce.
Uważam, że stanowisko przełożonych ks. Bonieckiego jest nieprzemyślane, niemądre i niedobre, a przede wszystkim niesprawiedliwe. Kościół nie ma nic wspólnego z kołchozem; w jego naturę wpisana jest symfonia różnych charyzmatów. Jeśli w gronie Apostołów dochodziło do waśni i kłótni z powodu przekonań i zapatrywań, to oznacza to mniej więcej tyle, że Pan Bóg zgadza się na używanie rozumu do wyprowadzania różnych wniosków z podobnych przesłanek. Różnorodność jest bogactwem Kościoła, a nie jego słabością. Chociaż uznaje się, że chorał gregoriański - jako śpiew własny liturgii Kościoła łacińskiego - jest jednogłosowy, to przecież nie można wyobrazić sobie, żeby wszyscy śpiewali np. tenorem, a basów i barytonów należałoby wyprosić czy po prostu uciszyć. Nie tędy droga.
Ksiądz Boniecki został objęty zakazem wypowiedzi medialnych (z wyjątkiem Tygodnika Powszechnego) w celach dyscyplinarnych. Uciszanie Bonieckiego to jednak nie tylko zamykanie ust katolickiemu publicyście, to również próba musztrowania katolików, który pozwalają sobie na inne spojrzenie na Kościół, niż słodko-odpustowe lub samowielbiące. W tej sytuacji sprawa Bonieckiego jest symbolem krótkowzrocznej polityki nastawianej na wypieranie problemów, kneblowanie krytyków bez wsłuchiwania się w racje, które za nimi stoją.
Mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i z decyzji się wycofa. Mam nadzieję, że księdzu Bonieckiemu ta niełatwa lekcja pokory nie wyrządzi krzywdy. Mam też nadzieję, że podobne sytuacje nie będą w przyszłości występować. Do czasu jednak opadnięcia bitewnego pyłu deklaruję, że Ksiądz Boniecki ma głos (w moim blogu też).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz