Ja nie narzekam. Widziałem dziś dorodne wstężyki, które w majowych deszczach czują się wyśmienicie. Winniczki może nieco bardziej zestresowane, bo właśnie zaczął się sezon legalnego ich pozyskiwania (oczywiście tylko tam, gdzie wolno, czyli m.in. poza parkami krajobrazowymi i narodowymi oraz tam, gdzie wojewodowie nie wydali stosownych zakazów). Nawiasem mówiąc jeszcze się w tym roku z winniczkiem nie spotkałem, za co winić należy przede wszystkim mocno opóźnioną realizację planów terenowych na ten rok...
A z początkiem maja pojawił się nowy zeszyt Folia malacologica. Kto by się wiec deszczu bał i wolał majówkę urządzać w domu, może wziąć się za lekturę kilku artykułów, które godne są chyba wspomnienia.
Gloer pisze o Bithynella Rumunii. Wspominałem już niejednokrotnie o ogromnym szacunku, jakim go darzę. Jestem pod niesamowitym wrażeniem systematyczności jego pracy i kolejnych deskrypcji nowych gatunków. To imponujące.
W drugim artykule eksploatowany jest wątek genetycznych relacji wewnątrz nadrodziny Rissooidea. Przyznaję, że genetyka to dla mnie coraz czarniejsza magia, ale duet Falniowski-Szarowska jest gwarancją naprawdę porządnych opracowań.
Bardziej zainteresował mnie tekst prof. Piechockiego i Agnieszki Szlauer-Łukaszewskiej. Autorzy omawiają malakofaunę środkowego i dolnego biegu Odry, informując o notowaniach m.in. rzadszych gatunków ślimaków i małży, w tym. np. Borysthenia naticina czy Sphaerium solidum. Lubię tego typu teksty. Dzięki nim zyskuje lepszą orientację faunistyczną i zoogeograficzną. I jakkolwiek z Odry nie posiadam żadnych zbiorów, tak uważam, że właśnie nasze duże rzeki powinny być malakologicznie lepiej opracowane, bo to ostatnie tej miary wielkości rzeki w Europie, które zachowują w miarę naturalny charakter.
Zeszyt zamyka tekst Jarosława Maćkiewicza o pierwszym stwierdzeniu Corbicula fluminea w Wiśle. Dotychczas ten inwazyjny małż znany był u nas tylko ze wspomnianej wcześniej Odry. W maju 2011 r. po raz pierwszy został stwierdzony na zupełnie nowym obszarze, w krakowskiej Wiśle, dokładnie naprzeciwko Wzgórza Wawelskiego. Obecność w Wiśle może oznaczać, że Corbicula czuje się w Polsce nie najgorzej i raczej spodziewać się jej można zarówno na dalszych odcinkach tej rzeki, jak i w zupełnie nowych miejscach, co pewnie jest tylko kwestią czasu.
Może więc, jeśli się rozpogodzi, warto by wyskoczyć gdzieś nad rzekę i popatrzeć, czy nie zawitała tam Corbicula. Kto wie, może może uda się znaleźć coś ciekawego. Nigdy nie należy ignorować roli przypadku w nauce, a przypadkowe spotkania mogą czasem być źródłem wielu nowych wyzwań...
Zapraszam na http://foliamalacologica.com.
foto z artykułu o Corbicula z Wisły |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz