czwartek, 24 lipca 2014

Skarby zamku w Reszlu

Warmia jest krainą, która w Polsce nie doczekała się właściwego uznania. Zapytaj kogoś, to Ci powie, że jedzie na Mazury, był na Mazurach, lubi Mazury itp, a jak dopytasz, okaże się, że był na Warmii, a czasem nawet o tym nie wiedział... Kraina ta przez stulecia zachowywała odrębność kulturową od otaczających ją Prus Książęcych, ale obecnie, po 1945 roku, odrębność ta została zatarta i tylko historia tych ziem oraz architektura wsi i miasteczek pozostaje jej świadectwem.
Lubię ten warmiński klimat. I choć w większym swym obszarze jest to dla mnie terra incognita, czuję się tam dobrze. Miasteczka o spowolnionym pulsie, przeorane światową wojną, która wywróciła ich życiorysy do góry nogami, ceglane zamki i kościoły, przydrożne kapliczki, morenowe wzgórza, jeziora czystsze niż na sąsiednich Mazurach...
W pamięci obracam widok reszelskiego zamku. Trafiłem tam przed rokiem, w tym roku również nie mogłem go sobie odpuścić. Ze wszystkich warmińskich miasteczek, to mnie urzeka najmocniej. Dziedziniec zamkowy i wieże z widokiem na okolicę, kościół Piotra i Pawła, gotycki most nad Sajną, obronne mury i inne ślady dawnej świetności miasta wgryzają się na długo w pamięć i ani myślą się stamtąd wyprowadzać. A na to jeszcze reszelskie ślimaki... Już przy wjeździe wita ślimak, ten co prawda związany z slowcity, ale zapowiadający ciekawe spotkania. Bo i miejsce na spotkanie wyśmienite: stare mury obronne i strome zbocze od strony rzeki zapewniają bardzo dobre warunki do życia świdrzyków, których w Reszlu naoglądałem się prawie do nasycenia. Miałem szczęście (w odróżnieniu od organizatorów Święta Miasta, 12 lipca) trafić akurat na deszczową pogodę (pierwszy deszcz od kilkunastu dni upalnego lata). Ciepło i wilgoć dały niesamowity efekt: świdrzyki wypełzły skąd tylko się dało. Na kamieniach, między kamienieniami, na podjeździe, pniach drzew, na ziemi i pod kawałkami drewna: tysiące ślimaków mozolnie ciągnących wrzecionowatą muszlę, zwisającą jak brązowy sopel.
Udało mi się rozpoznać trzy gatunki, czwartego nie jestem pewien. Świdrzyka lśniącego Cochlodina laminata znalazłem w jednym tylko osobniku, świdrzyka pospolitego Clausilia dubia w kilku, zaś świdrzyka fałdzistego Lacinaria plicata szukać nie musiałem, bo stanowił ogromną większość pełzających tam ślimaków. Problem mam z czwartym gatunkiem. Wydaje mi się, że to świdrzyk dwufałdkowy Alinda biplicata, ale jego obecność na tym terenie jest mało prawdopodobna. Nie wykluczone, że to świdrzyk fałdzisty, w ujściu muszli którego nie wykształciły się charakterystyczne fałdki, po których dość łatwo gatunek ten odróżnić. No właśnie: dość łatwo. Ze świdrzykami tak jest, że kilka jest łatwych do odróżnienia od innych, ale pozostałe to wyższa szkoła jazdy. Dlatego nie upieram się przy oznaczeniu, bo wcale go nie jestem pewien.
Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się skorzystać z pomocy, która rozwieje moje wątpliwości.   Tymczasem polecam wszystkim wycieczkę do Reszla, nie tylko miłośnikom malakologii. To piękne miejsce, tajemnicze, urzekające, wołające historią i malowniczymi krajobrazami. Warto się w nim zatrzymać, spowolnić i przysiadając w zamkowej restauracji delektować się powoli chwilami mruczącego spokoju...



Przepraszam za jakość filmiku, muzyka oryginalna z tła;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz