czwartek, 10 września 2015

Naprawdę sucho

Rzadko w ostatnim czasie udaje zerknąć gdzieś na prawo lub lewo, żeby przyjrzeć się ślimactwu wszelakiemu. Nie jestem z tego powodu szczęśliwy, ciągnie mnie w pole, ale nie ma sposobności, by temu zaradzić. Zostaje cierpliwość. I kierowanie się starożytną zasadą carpe diem. Co też jakoś mi się udaje. Na przykład wczoraj, kiedy na siedem minut udało mi się zatrzymać w Lutomiersku (województwo łódzkie, powiat pabianicki).
Przez Lutomiersk przepływa Ner, obecnie nizina rzeka podobna do innych nizinnych rzek, ale jeszcze kilkanaście lat temu kanał zrzutowy ścieków łódzkich. Ner wraca do życia, nie cuchnie na kilometr, ściąga wędkarzy nawet... Woda w Nerze niska, ale nie dramatyczna. Natomiast w jego dopływie, w Zalewce, najlepiej widać obecne problemy z suszą. Kilka minut było wystarczającym  czasem, żeby popatrzeć na skalę problemu.
Najlepiej radzą sobie błotniarkowate (Lymnaeidae), zwłaszcza Lymnea stagnalis i L. peregra. Podobnie zagrzebki Bithynia tentaculata, choć tych zdecydowanie więcej znajdowałem na brzegu, daleko od lustra wody. Czy strategia korzystania z wieczka przynosi dobre efekty w długotrwałej suszy - nie wiem, jednak wieczko nie bardzo chroni przed wysuszeniem, kiedy ślimak nie jest ukryty pod warstwą mułu lub detrytusu. Błotniarki wydają się wierzyć w szybką poprawę sytuacji: wskazywać by mogły na to licznie składane kokony jajowe. Wiary tej nie podzielają chyba gałeczki rogowe Sphaerium corneum, które schodzą w głębsze warstwy osadów dennych. W pustych muszlach znajdowałem maleńkie muszelki - dowód na to, że gałeczki inkubują w skrzelach swoje potomstwo.
Nie widziałem zatoczkowatych, ale co można znaleźć w siedem minut? Pewnie gdybym wlazł w błoto po kolana, łatwiej byłoby doszukać się innych przedstawicieli mięczaków. A przecież na pewno znajdowałem tam przed kilkoma laty i Anisus vortex, i Bathyomphalus contortus, i Gyraulus albus: pewnie lepiej przygotowały się do suszy i zawczasu zagrzebały się, a ja przecież nie rozgrzebywałem dna.
Zastanawiam się nad mechanizmami, które regulują liczebność populacji. Przetrzebione suszą mogą wydawać się skrajnie narażone na wyginięcie w danym miejscu, a przecież za rok, dwa populacja będzie odtworzona, a może nawet liczniejsza i jeśli się nic nie wydarzy, to dopiero za kilka lat nastąpi ustabilizowanie poziomu liczebności populacji... Ciekawe, czy przy okazji panujących suszy ktoś podejmie się zbadania wielkich rzek Polski, Wisły, Odry, Bugu pod kątem faunistycznym i ekologicznym. Jak by nie nie było, skrajnie niskie poziomy wód to również wyzwanie dla badaczy, i chętnie poczytałbym o wynikach takich badań. Kto wie, czy nie dało by się czegoś ciekawego odkryć. Przecież lepiej korzystać z suszy, niż w warunkach laboratoryjnych odtwarzać wpływ czynników... Niskie wody to też wyzwanie.
Generalnie jednak widok smutny dla oczu. Czekam deszczu. Czekam deszczu i dla stawów, rzek i strug, ale czekam też deszczu dla łąk i lasów. Zwłaszcza lasów, bo przecież czas na grzyby, a tu sucho. Naprawdę sucho...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz