Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Malacolimax tenellus. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Malacolimax tenellus. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 października 2024

Złota polska jesień

Ze smutkiem uświadamiam sobie, że kończy się powoli kolejny rok, choć nie bardzo zanotowałem, kiedy minęło ostatnie dziesięć miesięcy. I żeby była jasność: nie piję, więc utrata więzi z czasem nie jest pokłosiem opilczego ciągu... Rokrocznie złota polska jesień jest jednak dla mnie takim gongiem, który w mało delikatny sposób przypomina: "Ratuj się chłopie przed zimą!". Nie wiem, czy to ostatnia była okazja w tym roku, nie mniej skorzystałem i uciekłem na Jurę. Do Złotego Potoku, w którym - wstyd wyznać - nie było mnie dobre kilkanaście lat. Wiedząc, ze pogoda zapowiada się złociście, wsiadłem w auto i zahamowałem dopiero nad Wiercicą (szczerze mówiąc to po drodze zahaczyłem o Gidle, ale to po drodze tylko). I chociaż z lasu wyszedłem już całkiem po zmroku, nie zrealizowałem nawet dziesiątej części spontanicznie skleconego założenia. Ważne, że połaziłem stymulując układ nerwowy feerią złota, ochry, czerwieni i innych szlachetnych barw złotej polskiej jesieni...

O tej porze roku dobrze jest się przyjrzeć ślimakom nagim, a szczególnie pełza mi po głowie teraz pomrów cytrynowy Malacolimax tenellus (O.F. Muller, 1774), który od zawsze kojarzy mi się z tą porą roku. Znam się z tym ślimakiem jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy z lubością oddawałem się grzybobraniu, a po nim, już w czasie obierania grzybów, spotykałem go ukrytego gdzieś pomiędzy koźlarzami, podgrzybkami, kaniami i innymi trofeami. Przypominam sobie, że nigdy nie miałem problemu z tym, że jakiś ślimak podjada mi prawdziwka, intuicyjnie przyjmowałem, że w tej konkurencji to on ma pierwszeństwo i bez oporu przyjmowałem resztki, którymi zechciał się ze mną podzielić. Lasy, w których się wychowywałem, należały do bardzo ubogich w malakofaunę, stąd każde spotkanie, choćby z naturystami, podkarmiało moją pasję.

Pomrów cytrynowy zawdzięcza swą nazwę zmysłowi wzroku, nie smaku. Jak smakuje - nie wiem, nie jadłem i nie zamierzam. Jak wygląda? Uroczo. To dość mało naukowy opis, ale naprawdę jest uroczy. Dorosłe osobniki na ogół są cytrynowożółte, ale intensywność ubarwienia jest dość zmienna, tak że zdarzają się okazy kanarkowożółte (Wiktor), pomarańczowożółte, kremowożółtawe, zielonkawożółte (zresztą, co ja będę się rozwodził nad ubarwieniem, skoro faceci nie rozpoznają kolorów...). Na ogół ubarwienie górnej części płaszcza jest intensywniejsze niż pozostałej części ciała. Płaszcz zakrywa nieco mniej niż 1/3 długości ciała. Otwór oddechowy (pneumostom) jest białawo obrzeżony i znajduje się w tylnej części płaszcza. Głowa i czułki czarne lub czarniawe albo ciemnoszare. Stopa brudnokremowa, pełzając ślimak pozostawia za sobą żółty ślad po przejrzystym śluzie. Skóra pomrowa cytrynowego jest cienka, gładka, w tylnej części na tyle cienka, że prześwitują przez nią organy wewnętrzne.

O tej porze roku większość spotykanych pomrowów to osobniki dojrzałe u schyłku swojego życia. Po złożeniu jaj ślimaki giną, zimują jaja, z których wiosną wylęgają się młode, prawie zupełnie białe, z fioletawoszarymi czułkami. Malacolimax tenellus jest ślimakiem leśnym, najczęściej spotkać go można w lasach bukowych, ale występuje też  w lasach iglastych, a także w parkach. Dorosłe lubują się w grzybach kapeluszowych, młode zajadają się grzybnią. Ogólnie prowadzą dość skryty tryb życia, pełzają po zmroku lub w czasie deszczu. Kilka tygodni temu w Lesie Chełmskim mogłem zaobserwować tę skłonność do zmroku, bo gdy zaczynałem spacer musiałem szukać go pod kawałkami kłód i pod korą, a kiedy spacer kończyłem w asyście latarek, pomrowy łaziły już po opadłych liściach. Jak dotąd nie udało mi się zaobserwować kopulacji pomrowów cytrynowych, nie jest ona tak spektakularna, jak u ich kuzynów Limax maximus, której zresztą też dotąd nie udało mi się zaobserwować.

Jeśli kto ma jeszcze szansę na dłuższe złotopolsko-jesienne spacery, polecam porozglądanie się za pomrowami cytrynowymi. W czasie ostatniego spaceru rozglądałem się również za pomrowem błękitnym Bielzia coerulans, który na Jurze może występować, ale nie spotkałem. Pomrów cytrynowy występuje na terenie całej Polski, więc wypatrzeć go będzie łatwiej. Poszukajcie pod grzybami, na pewno jakiś się znajdzie. A samych grzybów oszczędźcie trochę i może zostawcie coś ślimakom do jedzenia...






piątek, 12 września 2014

Grzybobranie

Zastanawia mnie, jak bardzo doświadczenia dzieciństwa potrafią odbijać się na dorosłym życiu... Na przykład takie grzybobranie: ciągnie się za mną radość tamtych dziecięcych odkryć nowych gatunków, tamto ściganie się kto więcej, kto bardziej różnorodne. Nie ten wygrywał, kto nazbierał więcej, a ten, komu udało się znaleźć więcej gatunków... Albo te wyskoki do lasu po lekcjach, przed powrotem do domu, z plecakiem pełnym książek i zeszytów... Te zagajniki polne, brzezinki rzadkie, po których nikt by się nie spodziewał dwudziestocentymetrowych koźlarzy czy półkilowych niemal prawdziwków...
Eh, rozmarzam się szybko... Rzadziej zdecydowanie zdarza mi się teraz chodzić na grzyby. Kiedyś bywało, że od połowy lipca do końca listopada, a i w grudniu nawet (np. w 1993 roku) chodziłem na grzyby, w swoje miejsca, czasem najdziwniejsze nawet, ale zawsze takie, w których były grzyby. Już wtedy obserwowałem jednak, że grzybobranie nie jest najlepszą okazją do znajdowania muszli ślimaków. Niby czasem gdzieś się coś znalazło, ale to zawsze małe było i takie nijakie, a nagusy nie bardzo mnie wtedy interesowały.
Dziś niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o coś, co można by nazwać frajdą. Nie chodzę po grzyby, ale na grzyby i cieszy mnie bardziej fakt snucia się po lasach, niż zbieranie tych samych podgrzybków z tych samych sosnowych bezrunowych lasów... Kiedy już uda mi się na grzyby wyskoczyć, bardziej od tych grzybów wyglądam ślimaków. No może nie bardziej, a tak samo intensywnie... I na ogół coś się znajdzie, czasem coś ciekawego...
Ostatnio na owocnikach czubajki kani Macrolepiota procera znalazłem dwa ślimaki. Jeden to ślinik rdzawy (Arion subfuscus) bodajże, drugi to pomrów cytrynowy Malacolimax tenellus. Kanie nie były ponadgryzane, więc może ślimaki bardziej kryły się w nich, niż na nich żerowały, nie mniej ukryły się chyba niedostatecznie dobrze przed moim wzrokiem. Śliniki spotykam często na  podgrzybkach brunatnych Xerocomus badius, gdzie zostawiają po sobie dość charakterystyczne ślady żerowania. W tym roku spotkałem także pomrowa nadrzewnego Lehmania marginata, nie udało mi się natomiast wypatrzeć już dawno pomrowa czarniawego Limax cinereo-niger lub dziko żyjącego ślinika wielkiego Arion rufus.
Moimi ulubionymi grzybami są piaskowiec modrzak Gyroporus cyanenscens oraz koźlarz czerwony Leccinum aurantiacum - grzyby, na których ślimaki żerują chyba mniej chętnie, niż na gołąbkowatych. W lasach, które mam w pobliżu, dominuje sosna, a to - jak wiadomo - niezbyt dobre środowisko dla ślimaków. Stąd kiedy już na te grzyby pójdę i cieszę się jak dziecko z grzybobrania, jeszcze bardziej się cieszę, kiedy w koszyku, obok różnych gatunków grzybów, trafią się jeszcze i różne gatunki ślimaków. Przyjemne z pożytecznym? Nie po prostu przyjemne!

Malacolimax tenellus

Podgrzybek nadjedzony przez ślinika...

... raczej dużego ...

...takiego jak ten?