Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klucz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klucz. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 lipca 2017

Znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą

Pożyczyłem tytuł od księdza Twardowskiego. Może nie będzie mi tego miał za złe. Ta melodia trzynastozgłoskowca i wyrażona nią prawda nie pozwoliły mi się oprzeć. I choć dziś, jadąc do pracy, widziałem ludzi poubieranych jak w połowie października, to przecież jest lipiec, a jak lipiec, to nad wodę!
Hydrobiologia była jedną z pierwszych moich miłości, takich absolutnych, dziecięcych, bezwarunkowych... Nigdy jednak nie szła w parze z życiowymi wyborami, więc się stopniowo przeobrażała w miłość platoniczną, z czasem - jednostronną, a później, jak to z taką miłością bywa: niekarmiona obumierała. Nie wiem, czy da się wskrzesić miłość zaniedbaną, rozkochać na nowo, spotęgować to wspomnienie i rozpalić, by w trzewiach grzało. Z ludźmi chyba tak się nie da, z pasją - może.
Był taki czas, że wszystko prawie, co o mięczakach wiedziałem, odnosiło się do mięczaków wodnych. Ląd i co na nim żyło, było tylko dodatkiem (dziś te proporcje całkiem się powywracały). Stawy mijane po drodze do szkoły, wiosenne rozlewiska śródpolne, rowy melioracyjne, nizinne rzeczki, glinianki późno odkryte jezioro Sulejowskie były gwarancją zaspokojenia hydrobiologicznych zainteresowań, wspieranych rozproszonymi lekturami. A ponieważ zacząłem od cytowania literatury pięknej, pozostanę przy literaturze, z tym że - nazwijmy ją - praktycznej.
Jednym z ostatnich moich nabytków jest wydany niemal przed dwudziestu laty klucz Bezkręgowce słodkowodne Polski.  Podtytuł wskazuje, że publikacja ogranicza się do makrofauny bezkręgowej, czyli do zwierząt, które oglądać można gołym okiem i oznaczać przy pomocy niewielkiego powiększenia. I dobrze, bo gdyby chcieć te wszystkie przywry na przykład poznać, to trzeba by innej metodologii, i bardziej opasłego tomiska. A tak - czytelnik dostaje do ręki bardzo porządny klucz, dzięki któremu - według zapewnień autorów - będzie mógł bez wątpliwości oznaczyć zwierzę do sklasyfikowanego taksonu (zatem nie zawsze do gatunku). A czytelnikiem może być i student, i nauczyciel (np. w szkole średniej), i licealista, a także - co być może ma zastosowanie w moim przypadku - amator hydrobiologii.
Andrzej Kołodziejczyk i Paweł Koperski, biolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego, przygotowali ten klucz w 2000 roku. Obecnie wymaga on już kilku zmian i wiadomo mi skądinąd, że prace nad takimi trwają, jest więc szansa, że w jakimś czasie nastąpi wznowienie lub wydanie nowego klucza, do czego jednak bardzo by się finansowy mecenat przydał.
Wracając do meritum, czyli do samego klucza: jest to rzecz naprawdę godna polecenia każdemu, komu zależy na jakimś całościowym oglądzie bezkręgowych form życia słodkowodnego. Myślę, że najwięcej korzystają z tego studenci takich kierunków, jak biologia, ochrona środowiska czy nauki rolnicze, bo przecież publikacja przygotowana została przed dydaktyków wyższej uczelni i ten zamysł redakcyjny wyraźnie daje się wyczuć. Nie mniej jednak klucz pisany jest tak, aby nie przeładowywać specjalistycznym słownictwem, a tam gdzie ono występuje, opatrzone jest wyjaśnieniem. Układ samego klucza oparty jest na zasadzie wykluczeń cech, co przy odrobinie przygotowania pozwala na szybkie poruszanie się w opisie. Przy bardziej popularnych taksonach uwzględniono nie tylko nazwę łacińską, ale również popularną nazwę polską, z zastrzeżeniem jednak, że ma być to pomocą, a nie wykładnią.
Słabą stroną klucza jest - w mojej ocenie - mała dbałość o podanie źródeł, skąd zaczerpnięto ryciny (bo nie są to raczej oryginalne rysunki, a z całą pewnością powiedzieć tak mogę o sporej części mięczaków) a także brak uwidocznionych skal rysunków. Skalowanie bardzo pomaga w wyobrażeniu, z jakim zwierzęciem mamy do czynienia. Chociaż autorzy konsekwentnie podają wymiary opisywanych zwierząt, uwzględniając maksima znane z literatury, graficzna skala byłaby jednak przydatna. Myślę, że klucz wzbogaciłaby również część "przewodnikowa", zaopatrzona w barwne fotografie choćby najbardziej pospolitych przedstawicieli poszczególnych taksonów. Ale piszę to z perspektywy amatora, który czasem potrzebuje, żeby mu coś pokazać jak dziecku...
Jaka jest podstawowa korzyść z posiadania klucza Bezkręgowce słodkowodne Polski? Otóż taka, że planując wypad na przykład na jeziora lub nad rzekę, można zaopatrzyć się w wiedzę pomocną do nazwania tego, co koło nas pływa. A dzięki temu uchronić się na przykład przed ugryzieniem przez jakiegoś wodnego chrząszcza, co doskonale z dzieciństwa pamiętam...

A. Kołodziejczyk, P. Koperski. 2000. Bezkręgowce słodkowodne Polski. Klucz do oznaczania oraz podstawy biologii i ekologii makrofauny. Warszawa, Wyd. UW, 250pp.

poniedziałek, 17 października 2016

Guide to Freshwater and Marine Mollusca of Poland

Przed kilkoma dniami, w czwartek 13 października 2016 roku, miała miejsce oficjalna prezentacja książki prof. Andrzeja Piechockiego i dr Brygidy Wawrzyniak-Wydrowskiej pt. "Guide to Freshwater and Marine Mollusca of Poland". Działo się to w czasie inauguracji XXXII Krajowego Seminarium Malakologicznego w Spale (relacja bardzo wkrótce;). To najpełniejsze opracowanie krajowej wodnej malakofauny obszaru Polski, w tym polskich wód Bałtyku, na dodatek opracowanie w języku angielskim.
Miałem to szczęście uczestniczyć w wielu rozmowach na temat tej książki w czasie, kiedy powstawała. A powstawała długo, choć jak na ten typ publikacji - i tak szybko. Bo od tego trzeba zacząć: cóż to za typ publikacji. Czesław Miłosz, rozpoczynając jedno z największych dzieł swojego późnego życia, Traktat teologiczny rozpoczął od słów: Takiego traktatu młody człowiek nie napisze. Chciałbym, aby to było coś na kształt motta do rozważań przed początkiem lektury. Bo i to, co piszę poniżej, nie jest recenzją (tę pisze się po przeczytaniu dzieła), a raczej dzieleniem się i informacją o tej książce, i emocjami (podkreślam emocjonalną motywację), które towarzyszą mi w związku z jej posiadaniem.
Wyszła dosłownie na dniach i nawet próżno jej jeszcze szukać na stronach wydawcy (to należałoby natychmiast nadrobić!). Jej okładkę widziałem już kilka miesięcy temu, układ graficzny również, przy okazji któregoś ze spotkań z prof. Piechockim. I to, co jest pierwszym efektem, w mojej ocenie wypada bardzo dobrze: książka z daleka prezentuje się bardzo ładnie, wzięta do ręki cieszy swoją wagą i starannością wydania. Sztywna oprawa zdradza pewien zamysł: ta książka ma długo służyć. O tym za chwilę.
Kiedy krążą mi po głowie słowa Miłosza, mam na myśli to, że młody naukowiec nie podejmie się takiej syntezy. Do tego trzeba ogromnej wiedzy, ale również doświadczenia w jej wykorzystywaniu. Nie o to przecież chodzi, by napisać wszystko, ale by napisać tyle, by było wiadomo gdzie wszystkiego szukać. Drugą sprawą jest to, że młodzi naukowcy nie mogą dziś koncentrować się na pracach syntetycznych, bo te zabierają za dużo czasu i są za nisko oceniane w punktacji. W książkach takich jak ta odbija się jak w soczewce paradoks dzisiejszych czasów: spełnienie marzeń w postaci napisania książki jest mniej doceniane niż opublikowanie krótkiego artykułu, za to w "renomowanym" piśmie (o wysokim IF). Dlatego takiego traktatu młody człowiek nie napisze. Tym bardziej się cieszę, że udało się w końcu stworzyć książkę, która uzupełnia brak informacji o wodnej malakofaunie Polski. Ogromne za to podziękowania należą się pierwszemu autorowi, prof. Piechockiemu, którego determinacja zaowocowała piękną i ważną publikacją. Oczywiście podziękowania należą się również dr Brygidzie Wawrzyniak-Wydrowskiej, która wykonała większość materiału fotograficznego dla tej pozycji.
Książka została porządnie przygotowana i miło się do niej zagląda. Myślę, że mało przekonującym argumentem jest określenie, że "miło się zagląda". Ważniejsze jest, po co tam można zajrzeć. Jestem przekonany, że książka znajdzie czytelników (odbiorców) zarówno w Polsce (wszak do tego obszaru odnosi się jej zawartość), jak i w Europie, i to Wschodniej, jak i Zachodniej. Napisana po angielsku stanowi syntezę wiadomości o mięczakach występujących w centralnej Europie, dając tym samym ogląd malakologom europejskim na to, co  każdy z nich może znaleźć u siebie. Bardzo dobre charakterystyki gatunków, przejrzysty układ, cenne opisy biologii gatunków, na to wszystko bardzo dobre fotografie: wszystko zdaje się być przepustką do sukcesu, który wyrażać się powinien w dwóch równorzędnych wektorach: ilości odbiorców i trwałości treści. Myślę, że przez najbliższe dekady będzie to najczęściej wykorzystywana przez biologów publikacja na temat mięczaków wodnych tego obszaru Europy.
Książka zawiera opis 110 gatunków wodnych mięczaków, w tym 63 gatunki ślimaków i 47 gatunków małży. Nie było u nas jeszcze tak obfitego opracowania, oczywiście z wyłączeniem klucza prof. Urbańskiego, który dotychczas jest jedynym w Polsce opracowaniem całości malakofauny. Omówione zostały gatunki zarówno słodkowodne, jak i słonawowodne i morskie. To ważne, ponieważ te dwie grupy są bardzo słabo reprezentowane w polskiej literaturze. Tak więc znaleźć tu można informacje o krajowych Rissoiddea, Hydrobidea, a nawet o ślimakach tyłoskrzelnych, których cztery gatunki trafiają się w wodach Bałtyku.
Na szczegóły przyjdzie czas, by omawiać. Pierwsze wrażenie jest bardzo dobre, choć psuje je nieco nagromadzenie edytorskich pomyłek, które mogą zamieszać tym, którzy przygodę z malakologią dopiero zaczynają. Na wielu fotografiach pojawiają się źle podpisane skale. Oczywiście wiedząc, jakiej wielkości jest dany gatunek (a to zawsze znajduje się w opisie zwierzęcia), nie jest to tragedią, ale jednak nieco podrażnia w odbiorze. Albo potrzebne będą "errata" w kolejnych egzemplarzach, albo w dodruku bądź drugim wydaniu trzeba będzie to pozmieniać.
Wydaje się, że na dzień dzisiejszy opisane zostały wszystkie gatunki z terenu Polski. Pewnie z czasem sytuacja będzie się zmieniać, zwłaszcza że w systematyce mięczaków nadal panuje światowy chaos potęgowany pracami molekularnymi. Zapewne przybywać będzie gatunków obcych, zrewidowane zostaną stanowiska systematyczne jakichś gatunków (np. z rodzaju Bithynella), ale to z czasem. Po dwudziestu trzech latach małże krajowe doczekały się kompletnego opracowania, ślimaki wodne czekały na to lat trzydzieści siedem... Kto zatem posiada napisany przed dwunastu laty klucz do lądowych ślimaków Polski autorstwa prof. Andrzeja Wiktora oraz bardzo ważną, a nienależycie przeze mnie docenianą pracę profesorów Stefana i Witolda Alexandrowiczów Analiza malakologiczna, ten nabywając najnowszą książkę o mięczakach wodnych posiądzie wiedzę o wszystkich krajowych Mollusca. Prawie, bo przydałoby się uzupełnić klucz do ślimaków lądowych o kilka nowych u nas gatunków (a będzie tego przynajmniej pięć gatunków).
Od kilku dni jestem posiadaczem (i czytelnikiem) książki Guide to Freshwater and Marine Mollusca of Poland. Książki, na którą czekałem wiele lat. Już jest. Kto jeszcze jej nie ma, niech puka do drzwi wydawnictwa Bogucki Wydawnictwo Naukowe z Poznania. I lepiej z tym nie czekać do świątecznych prezentów, bo w mojej ocenie szybko się książka po świecie rozejdzie, bardzo szybko...

niedziela, 17 sierpnia 2014

Andrzej Wiktor Ślimaki lądowe Polski

Pomyśleć, że to już dziesięć lat minęło od momentu, kiedy wydany został polskojęzyczny klucz do oznaczania lądowych ślimaków Polski autorstwa profesora Andrzeja Wiktora, klucza, o którym niejednokrotnie już wspominałem i o którym wciąż powtarzać będę, że to jedna z najlepszych książek o krajowych mięczakach. 
Jest to jedna z tych książek, której znalezienie w antykwariacie lub na aukcjach allegro graniczy z cudem. Sam chętnie nabyłbym kolejny egzemplarz, powiedzmy - taki zapasowy - albo i ze dwa czy trzy, żeby przyjaciół obdarowywać, ale to praktycznie niewykonalne. Zdecydowanie najwięcej w tym winy samego wydawnictwa, które położyło sprawę dystrybucji i reagowania na popyt. Książka, zamiast trafić do setek bibliotek i - przede wszystkim - tysięcy przyrodników (zawodowców i amatorów), zmagała się z wydawcą, który przez długi czas zdawał się ignorować w ogóle jej obecność... 
Ślimaki lądowe Polski to książka, która właściwie polecenia nie wymaga. To jeden z tych tytułów, które przez długi jeszcze czas bronić się będą samodzielnie i zjednywać sobie przychylnych recenzentów. To naprawdę bardzo dobra książka, z bardzo dobrymi ryciami, czytelnym układem, przystępną treścią. A mimo to, nie wiedzieć czemu, tak bardzo chciałbym się doczekać jej wznowienia, a dokładniej rzecz ujmując - jej drugiego, poszerzonego i uzupełnionego wydania. Czy czegoś mi brakuje w tej książce? Nie, po prostu po dziesięciu latach nastąpiły pewne zmiany, które warto byłoby uchwycić w nowej publikacji. Przede wszystkim wiadomo już, że katalog gatunków można rozszerzyć o przynajmniej kilka, że wymienię wybrane: Pupilla pratensis, Zonitoides arboreus, Hawaiia minuscula, Monacha claustralis... W przypadku niektórych gatunków można również zmodyfikować mapy zasięgu, zwłaszcza w tych przypadkach, gdzie potwierdzono obecność populacji na terenie naszego kraju, a klucz przewidywał tylko, że występowanie jest możliwe (jak w przypadku Vertigo geyeri). 
Książki takie jak ta, mają zadanie z rodzaju karkołomnych: pogodzić potrzeby amatorów i profesjonalistów. Myślę, że dziesięć lat obecności jest realizacją tego zadania z nawiązką. Zostaje ten żal, że  książka właściwie jest nie do zdobycia, rzadko też która publiczna biblioteka zdołała ją wprowadzić do zbiorów. To wielka strata dla rozwoju malakologii w Polsce. Nie znam nakładu tego tytułu, nie sądzę, aby przekroczył 1000 egzemplarzy, a przecież to jedna z tych książek, które w określonych warunkach zastępują pół biblioteki. Więc odkładając na półkę tę książkę, nieco podniszczoną nadmiernym wykorzystywaniem, marzę sobie o zapowiedzi wznowienia tytułu. I oczyma wyobraźni widzę, jak ją otwieram i czytam: Wydanie drugie zmienione i uzupełnione. Popkultura ma takie słowo sequel, które najczęściej kojarzy się z czymś słabszym od pierwszego. A ja czekam na taki sequel tej książki z nadzieją, że w końcu nastąpi. Bo minęło już pół pokolenia i nowe trzeba zacząć uczyć, a jak to zrobić, gdy tego tytułu nawet w najlepszych antykwariatach spod lady nie dostaniesz... 

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Dwadzieścia lat później

Najbardziej pamiętam wielokrotne moje wycieczki po różnych bibliotekach w poszukiwaniu tej jednej właśnie książki. Próbowałem nawet szczęścia w tzw. wypożyczeniach międzybibliotecznych, ale bez skutku. Nie wiedziałem jak wygląda, co zawiera, jaka jest jej wartość. Znałem jej starszą o kilkanaście lat siostrę, moją rówieśniczkę, z której pomocą uczyłem się znajomości ślimaków wodnych. A jej jeszcze długo nie dane mi było spotkać. Aż do 2007 roku, kiedy otrzymałem ją w prezencie od samego Autora...
Habent libelli fata sua mawiali starożytni. Wspominam dziś o niej, bo jakoś tak uświadomiłem sobie, że skończyła w tym roku 20 lat. Mówienie o wieku książki ma sens tylko wtedy, kiedy książka ta wpłynęła znacząco na czyjeś losy. Wydaje mi się, że jako publikacja malakologiczna była jedną z ważniejszych w ostatnim pięćdziesięcioleciu. Była pierwszym kompletnym kluczem do oznaczania słodkowodnych małży notowanych w Polsce. Pierwszą po kluczu Urbańskiego, która tę gromadę szczegółowo przybliżała i omawiała, podając zaktualizowaną wiedzę na temat choćby tak mało znanych małży z rodziny Sphaeridae, zwłaszcza rodzaju Pisidium.
Małże występujące w Polsce nie są szeroko reprezentowaną grupą zwierząt, a przy uwzględnieniu rozmiarów i trybu życia właściwie można byłoby powiedzieć, że w świadomości wielu miłośników przyrody małże to jakieś trzy, może cztery gatunki, w tym skójka, szczeżuja, omułek i może racicznica. Książka  Mięczaki (Mollusca). Małże (Bivalvia). Fauna Słodkowodna Polski, Zeszyt 7A miała być w założeniu kluczem do oznaczania małży słodkowodnych, stanowiąc uzupełnienie dla zeszytu poświęconego ślimakom. Stąd autorzy książki - prof. Anna Dyduch-Falniowska i prof. Andrzej Piechocki przedstawili wybrane tylko gatunki małży, pomijając zupełnie te żyjące w polskich wodach Bałtyku.
Na przykładzie  tej właśnie pracy można pokusić się o przeanalizowanie, jak zmienia się nasza malakofauna na przestrzeni tak krótkiego okresu jak dwudziestolecie. Oczywiście analiza taka nie może być wyczerpująca (zwłaszcza w takiej jak ta formie), trzeba by bowiem przeprowadzić badania nad stałością populacji, co w przypadku niektórych rzadszych gatunków z rodzaju Pisidium byłoby bardzo praco- i czasochłonne. Niemniej po dwudziestu latach od wydania klucza można na jego marginesach poczynić pewne notatki, które mogłyby posłużyć w przyszłości do wprowadzenie uaktualnień w nowej publikacji tego typu.
Zacznę od tego, że autorzy pracy wymienili we wstępnej części klucza 37 gatunków małży (zarówno słodkowodnych jak i bałtyckich), z czego jeden określając jako wymarły w Polsce (Margaritifera margaritifera). Po dwudziestu latach trzeba by tę listę wydłużyć o kilka gatunków.
Wspomniana perłoródka rzeczna Margaritifera margaritifera (Linnaeus, 1758) oficjalnie jest uważana w Polsce za gatunek wymarły, choć pewne obserwacje nakazują wziąć w nawias dotychczasowe ustalenia. Jakkolwiek nie udało się dotąd potwierdzić występowania żywych osobników, ale w połowie zeszłej dekady znaleziono w Kocim Potoku muszle tego małża, co ożywiło nadzieję na przetrwanie tego gatunku u nas. Jak na razie czekam na sensacyjne doniesienia, ale proponowałbym jednak ponowne wciągnięcie na listę obecności...
Kiedy wydawano klucz prawdopodobnie w naszych wodach żył już azjatycki przybysz Sinanodonta woodiana. Małż ten, zawleczony do nas wraz z narybkiem, prawdopodobnie już pod koniec lat osiemdziesiątych XX w. zaczął u nas występować, obecnie obserwuje się zwiększającą się dynamikę populacyjną szczeżui chińskiej, zwłaszcza w systemie jezior konińskich, podgrzewanych wodą pochłodniczą z elektrociepłowni. Wniosek: na liście obecności kolejna zaznaczona pozycja.
Również ze wschodu pochodzi, choć skądinąd do nas przyszła Corbicula fluminea. Niemająca polskiej nazwy gatunkowej Corbicula została zanotowana w Polsce po raz pierwszy około 2005 roku. Jest to średniej wielkości małż, który kolonizuje nowe obszary Europy po zawleczeniu jej tutaj z Ameryki Północnej. A pierwotną jej ojczyzną było dorzecze Ussuri w Azji. To kolejna pozycja do umieszczenia na zaktualizowanej liście.
Zaraz za nią powinna się znaleźć Corbicula fluminalis o nie bardzo jasnej pozycji systematycznej, uznawana jednak przez większość autorów za odrębny od fluminaea gatunek. Choć ta nie występuje tak licznie jak poprzedni gatunek, to jednak od kilku lat zasiedla wody Dolnej Odry. Więc lista się wydłuża.
Na pewno mówić można jeszcze o dwóch nowych gatunkach, wspominałem niedawno o ich notowaniu. Mam tu na myśli Mytilopsis leucopheata oraz najświeższe z doniesień: Rangia cuneata. Ten pierwszy stwierdzony był w wodach Zatoki Gdańskiej, ten drugi w wodach Zalewu Wiślanego. Ponieważ są to dość świeże doniesienia, nie mam pojęcia jak wygląda status populacji, przypuszczać jednak mogę, że raczej się utrzymują. Więc trzeba zarezerwować dwie kolejne pozycje.
Teraz sprawa, która mnie osobiście przerasta i nie znajduję na nią odpowiedzi. Jak się ma rodzaj Mytilus do jego reprezentacji w Bałtyku. Większość autorów podaje M. edulis, natomiast mnie wiadomo o pracach genetyków, którzy twierdzą, że w wodach Bałtyku żyje również M. trossulus. Czekam na rozstrzygnięcie. Proponuję jednak zarezerwować kolejną pozycję na rozwianie tej wątpliwości.
Teraz sfera hipotez: być może w najbliższym czasie pojawi się u nas małż Dreissena rostriformis bugensis. Jest to jeden z ekspansywnych gatunków na północnej półkuli, bardzo podobny do żyjącej u nas (choć też obcej) Draissena polymorpha. Nie można wykluczyć, że już gdzieś jest, ale nieodróżniana od starszej kuzynki. W każdym razie dla potrzeb publikacji należałoby zastanawiać się nad zostawianiem dla niej miejsca.
Podobnie rzecz się ma z ostrygą pacyficzną Crassostrea gigas, której w Polsce nie notowano, nie mniej na wszelki wypadek ostrzega przed nią minister środowiska jako przed gatunkiem szczególnie niebezpiecznym dla rodzimych ekosystemów.
No i zupełnie na koniec dwie kwestie, z dwóch zupełnie różnych stron. Jedna kosmiczna, druga przyziemna. Kosmiczna kwestia to świdrak okrętowiec Teredo navalis, o którym piszą niektórzy, że pojawił się u szwedzkich wybrzeży Bałtyku. Mnie się wydaje, że raczej d nas nie zawita z racji na zbyt niskie zasolenie. Oby. Natomiast ta kwestia przyziemna rozbija się o gatunki z rodzaju Sphaerium. W Polsce żyją trzy gatunki (corneum, rivicola, solidum), natomiast zdaniem niektórych autorów można by się zastanawiać nad obecnością jeszcze dwóch: nucleus i ovale. Trzeba by pod tym kątem przeprowadzić badania i porównać zbiory historyczne pod kątem poprawności opisu. Taka faunistyka nie jest obecnie w cenie, więc nie sądzę, żeby ktoś się na ten temat rzucił, ale myślę, że warto.
No więc dwadzieścia lat minęło od czasu wydania ostatniego klucza do oznaczania spotykanych w Polsce małży. Widać wyraźnie, że liczba zwiększyła się in plus. Trzeba zweryfikować stanowiska tych Pisidium, o których wiemy, że występują zaledwie na pojedynczych lub na kilku stanowiskach. Pracy więc jeszcze dużo. A to tylko dwadzieścia lat. Klucz się nie postarzał, ale lifting by się przydał, bo zmiany dotyczą kilkunastu procent gatunków...

piątek, 31 maja 2013

Ordnung

Nasze wyobrażenia na temat innych nacji na ogół podlegają jakiejś daleko idącej stereotypizacji, spłaszczającej przedstawicieli innych narodów do słów-kluczy lub utartych powiedzonek, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Dla nas Włosi to makaroniarze, Szkoci to skąpcy, Czesi śmiesznie mówią i opijają się piwem, Rosjanie są wiecznie pijani i tak dalej. Ale obrażamy się, gdy ktoś napisze, że Polacy to pijacy, kombinatorzy i złodzieje samochodów... Stereotypy na ogół są fałszywe i nie warto się nimi kierować.
A jednak. Sam przyłapałem się na tym, jak bardzo w mojej głowie uruchomiły się automatyczne myśli o Niemcach, kiedy pierwszy raz trzymałem w rękach książkę, której autorem jest niemiecki malakolog, Francisco Welter-Schultes. Trzymając w ręku ciężką, wielką księgę oprawioną w sztywne okładki, pomyślałem: Ordnung muss sein! Śpieszę wyjaśnić, że jak dotąd książkę trzymałem w rękach przez kilka minut i że dotąd nie udało mi się włączyć jej do swojej biblioteki. O tym za chwilę. Co to za książka? Niezwykła. European non-marine molluscs, a guide for species identification, wydana w Getyndze w 2012 r. Widziałem ją jakieś dwa miesiące temu, teraz jestem na etapie budowania specjalnego funduszu na rzecz sprowadzenia do rąk własnych tego dzieła. Przeglądając ostatni numer Folia Malacologica natrafiłem na recenzję tego wydawnictwa autorstwa prof. Beaty Pokryszko z Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego. Polecam ten tekst, bo prof. Pokryszko pisze bardzo komunikatywnym stylem, dobrze się to czyta, zwłaszcza że recenzje to ostatnie prace w Folia wydawane jeszcze dwujęzycznie, tj. po angielsku i po polsku.
Dlaczego kiedy trzymałem w rękach książkę zoologa z Getyngi chodziło mi po głowie niemieckie powiedzenie Ordnung muss sein? Bo uporządkować i usystematyzować wiedzę o przeszło dwóch tysiącach gatunków europejskich mięczaków jest zadaniem, z którym może się zmierzyć tylko ktoś, kto porządek ma we krwi, a z tym kojarzą mi się Niemcy. Prof. Pokryszko na marginesie recenzowanej książki napisała o ocenie dorobku naukowców, o pogoni za punktami za publikacje itp., wskazując tym samym na ogrom poświecenia, jakim wykazać się musiał autor, podporządkowując pięć lat pracy naukowej jednemu opracowaniu. Porządek, jaki wprowadza opracowanie Schultesa jest nie do przecenienia. To pierwsza tak potężna objętościowa praca poświęcona identyfikacji europejskich mięczaków. Powiedzmy to wprost: dziś już takich książek się nie pisze, bo pomimo niezwykle skutecznych i pomocnych narzędzi komputerowych, do takiej pracy potrzeba benedyktyńskiej cierpliwości, niemieckiej dyscypliny i niezwykłej pasji, aby chcieć to zrobić. Sam przegląd literatury fachowej byłby zadaniem dla zwykłego śmiertelnika prawie niewykonalnym, a teraz jeszcze dokonanie krytycznych ustaleń, koniecznych syntez, sporządzenie notatek, wykreślenie map, wykonanie fotografii. Więcej: zgromadzenie materiału porównawczego do ilustracji byłoby zadaniem, przez które nie przeszedłby nikt bez właściwego zapału i naukowego zaplecza.
Otwieranie się kolejnych granic (w lipcu do UE wchodzi Chorwacja - kolejne wyzwania dla malakologów) powoduje, że częściej podróżujemy, łatwiej zdobywamy "pamiątki" z podróży, ale wcale łatwiej nie zdobywamy wiedzy na temat przywiezionych zdobyczy. Dzięki publikacjom tak syntetycznym, jak ten klucz do europejskich mięczaków, takim jak ja łatwiej będzie oznaczać zbiory, porządkować je, nadawać im pozory uporządkowania.
Jak na pięć lat pracy, rozmiar oraz jakość dzieła, książka wcale droga nie jest. To raptem tylko 128 euro plus koszta wysyłki... Poważnie mówię. To nie jest dużo. Co wcale nie znaczy, że jest to mało. Nie wiem, ilu malakologów w Polsce może tak sobie lekką ręką zamówić tę książkę. Jeśli jednak tego nie zrobią, jeśli nie sprowadzą sobie tej publikacji, nie będą mogli korzystać z najobszerniejszego (na dzień dzisiejszy) przewodnika po europejskiej malakofaunie. Wydaje się więc, że trzeba skarbonkę postawić na biurku i wrzucać do niej cokolwiek na ten właśnie cel...
A mimo mojego zachwytu nad tą książką, i tak towarzyszy mi niedosyt. Spory niedosyt. Nie chodzi mi nawet o poszczególne fotografie czy informacje o gatunku. Chodzi mi o obserwowaną metodologię, która przyświeca wielu tego typu przedsięwzięciom: non-marine... Czy doczekamy się kiedyś opracowania, które komplementarnie omówi wszystkie gatunki europejskiej malakofauny, w tym morskiej? Rozumiem, że tam dopiero pojawiają się problemy z systematyką, zasięgiem występowania etc., a przecież w kolejnych dużych projektach omija się szerokim łukiem tę część mięczaków, która - wcale nie wykluczone - mogłaby się okazać ilościowo większa od lądowej i słodkowodnej.
Pozostaje to moim niespełnionym marzeniem: książka (może nawet: książki, bo przecież jedna publikacja mogłaby się okazać zbyt wielka, zbyt ciężka, zbyt niepraktyczna) o wszystkich europejskich mięczakach, oskorupionych i nie, lądowych i wodnych, morskich i słodkowodnych... Gdyby więc kto z takim pomysłem chodził, niech pamięta, że część szlaku przetarł już Welter-Schultes. I zrobił to wyśmienicie.
Czy jeśli będę bardzo grzeczny w tym roku, to Mikołaj przyniesie mi ją pod choinkę? Może tak, pod warunkiem jednak, że do tego czasu nie rozsypie się do reszty mój zdezelowany niemiecki samochód, którym już dziewiąty raz objeżdżam równik;)
Welter-Schultes Francisco. 2012. European non-marine molluscs, a guide for species identification. Bestimmungsbuch für europäische Land- und Süsswassermollusken. Göttingen, 752pp.