Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przewodnik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przewodnik. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 sierpnia 2019

Z plaży z wojaży

Szkolne wakacje za chwilę dobiegną końca, poodpoczywają troszkę dłużej studenci, niektórzy urlopy rozpoczną dopiero wtedy, kiedy wszyscy z nich wrócą. Ci, którzy nie mieli dość pieniędzy, by nad Bałtykiem płacić za pangę jak za dorsza, pewnie pojechali do Chorwacji, Egiptu, Tunezji, Włoch, na Majorkę czy gdzieś dalej. Te kierunki i tę mają przewagę nad Północą,że oferują większe bogactwo malakofauny, co się przekłada na ilość i różnorodność muszli i muszelek, które można stamtąd przywieźć (o ile można, bo z niektórych stron nie można wywozić muszli w ogóle!)
Gdyby ktoś po powrocie na ojczyzny łono wpadł na pomysł ponazywaniu po imieniu muszli i rozpoczęciu w ten sposób budowania kolekcji, będzie się musiał zmierzyć dostępem do fachowej literatury. W pierwszej kolejności należy odpalić komputer i poszukać w internetowych zasobach, można znaleźć prawie wszystko, wystarczy zacząć szukać od najogólniejszych haseł typu: "conchology", "seashells" czy po prostu "shells". Powinno wystarczyć. Ja osobiście lubię analogowe rozwiązania i cenię sobie literaturę utrwaloną na papierze, stąd postanowiłem się podzielić subiektywnym przeglądem dostępnych mi tytułów. Podkreślam, że przegląd jest subiektywny i bardzo pobieżny.



Alain Robin. 2008. Encyclopedia of Marine Gastropods. 480pp. [fr.+ang.].
Licząca prawie 500 stron książka, bardzo starannie wydana, prezentuje na barwnych tablicach około 5.500 gatunków ślimaków morskich. Fotografie bardzo dobrej jakości. Informacje bardzo lakoniczne, sprowadzają się się do nazwy gatunkowej, wymiarów prezentowanego okazu oraz miejsca pochodzenia. I tyle. Gatunki poukładane rodzinami, wewnątrz rodziny układ alfabetyczny, w nomenklaturze się pogubiłem, jest bardzo wymieszana między starym a nowym nazewnictwem. Ponieważ to książka o ślimakach, posiadacz muszli małży nie skorzysta...
**********


R. Tucker Abbott. 1962. Saeashells of the World. 160pp [ang.].
Kieszonkowe wydanie sprzed sześćdziesięciu lat, mało aktualne w nazewnictwie, raczej dla bardzo, bardzo początkujących amatorów, nie mniej urzekające dobrym wprowadzeniem i objaśnieniami. Format kieszonkowy wskazuje na praktyczne aplikacje.
**********


M.G. Harasewych, Fabio Moretzsohn. 2010. The Book of Shells. A lifsize guide to identyfying and classyfying six hunderd shells. 656pp. [ang.]
Ładnie wydany album z obszernymi opisami sześciuset gatunków mięczaków (w tym małże, łódkonogi, chitony i głowonogi), ale ilustracje mogłyby być lepsze. Znaczy są bardzo dobre, zwłaszcza przedstawienie zbliżenia oraz naturalnej wielkości, ale jeden gatunek na stronę, to ciutkę za mało.
**********


Guido T. Poppe, Yoshihiro Goto. 1991. European Seashells. Vol. I. 352pp. [ang.]
Jedna z najbardziej profesjonalnych pozycji, godna bezwzględnie polecenia, choć licząca już sobie prawie trzydzieści lat, stąd może nie do końca pokrywać się ze współczesną nomenklaturą. Geograficznie odnosi się do obszaru mórz europejskich, więc amatorzy Karaibów mogliby się czuć zawiedzeni... Bardzo rozbudowana część systematyczna, dobre opisy rodzin, rodzajów i poszczególnych gatunków. Osobiście bardzo żałuję, że dotąd nie zdobyłem drugiej części. Nie kuszę się na merytoryczną ocenę poszczególnych opisów, za całość daję notę najwyższą.
**********



Kenneth R. Wye. 1996. The Encyclopedia of Shells. With 1.200 Examples. 288pp [ang.]
Pięknie wydana książka w formie albumowej, prezentująca ponad tysiąc gatunków, głównie ślimaków i małzy, ale znalazła się też reprezentacja chitonów, łódkonogów i głowonogów. Do każdego gatunku dodany schemat obrazujący wielkość (w calach i centymetrach), częstotliwość występowania oraz głębokość, na jakiej żyje. Przejrzysty układ, informacje przedstawione przystępnie, ogólnie bardzo wysoka ocena.
**********


Brian Parkinson. 2000. Common Seashells of New Zeland. seria: Mobil New Zeland Nature Series. 96pp. [ang.]
Publikacja pomyślana o tych, których ciągnie na Antypody... Wydanie popularne, format kieszonkowy plus, czyli taki, że zmieści się do plecaka czy torby zabieranej na plażę. Opisy bardzo skąpe, za to podane nazwy w języku angielskim i maoryskim, co ważne, gdyby kto chciał oznaczać na miejscu, pytając lokalnych rybaków o nazwy. Może tego wszystkiego malutko, ale wstydu nie ma jak na popularny przewodnik.
**********


Maja Prusińska. 2017. Atlas muszli.Opisy 180 gatunków. 192pp. [pol.]
Atlas trochę poniżej oczekiwań, kilkakrotnie już recenzowałem, w tym również na tych łamach. Generalnie: dla wytrwałych, bo bardziej rozczarowujący niż inspirujący. Ale na początek może być, uparty znajdzie jakieś kierunki. No i plus taki, że po polsku i świeżo wydany, więc łatwo zdobyć.
**********



Rafał Wąsowski, Aleksander Penkowski. 2016. Spotkania z przyrodą. Muszle. 336pp. = Rafał Wąsowski. 2000. Przewodnik Muszle. 336pp [pol.]
Różnie wyglądające z zewnątrz, w rzeczywistości te same książki wydane po polsku, prezentujące około 460 gatunków najpospolitszych ślimaków (w tym lądowych i słodkowodnych), małży, łodkonogów, chitonów i głowonogów.Każdy z gatunków zaopatrzony w krótki opis, ogólne wprowadzenia do gromad i do rodzin. Na siłę trochę wprowadzona polska nomenklatura, czasem trącąca sztucznością, czasem oparta na błędnych tłumaczeniach. Estetycznie przygotowane dość dobrze, format pozwala na zabieranie ze sobą (choć do samolotu mogłaby być troszkę za ciężka). Plus za dostępność i rodzime opracowanie.
**********


Andrzej Samek. 1992. Muszle morskie. Mały przewodnik kolekcjonera. 108pp+16 [pol.]
Mój egzemplarz się rozsypuje. Wylatują kartki, więc w podróż za bardzo się nie nadaje. Tak los spotyka wiele polskich tytułów wydanych w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych XX stulecia... Świetna książka dla młodego czytelnika, rewelacyjnie wprowadzająca w klimat kolekcjonerstwa. Opisy rodzin i najpospolitszych gatunków napisane ciekawie, dobrze się czyta, choć współczesny czytelnik, zwłaszcza młody, może uważać, że za długie. Po części opisowej następuje wklejka 16 tablic, łącznie 50 gatunków. Mało, ale zważywszy, że to pionierskie opracowanie przewodnikowe w języku polskim, można się cieszyć. Ze względu na sentyment podnoszę troszkę ocenę.
**********


Andrzej Samek. 2004. Atlas muszli ślimaków morskich. 340pp [w tym 118 tablic] [pol.]
Wydana w osiemdziesiątym roku życia autora bardzo ładna książka, imponująca barwnymi tablicami, które własnoręcznie wykonał prof. Samek. Praca podzielona na dwie części: systematyczo-opisową oraz barwne tablice. Prezentuje 474 okazy muszli ze zbiorów autora. Opisy bardzo wnikliwe i szczegółowe, sporo informacji o biologii charakteryzowanych gatunków. Jedna z najlepszych prac, szkoda tylko, że obejmująca wyłącznie ślimaki. Kto nie zna polskiego, niech żałuje.
**********


S. Peter Dance. 1992. Muszle. Bogato ilustrowany przewodnik po muszlach 500 gatunków mięczaków morskich z całego świata. 256pp [pol.]
Książka, od której zaczynałem poznawać morską konchologię (oczywiście nie licząc Samka z 1976). Wydana na początku lat dziewięćdziesiątych była jak powiew orzeźwiający wiatru w upalne południe szarzyzny... Lubię do niej zaglądać. Polecam zwłaszcza młodym czytelnikom, wchodzącym dopiero w kontakt z kolekcjonowaniem muszli. Do każdego gatunku dołączona mapka prowincji zoogeograficznej oraz legenda częstotliwości występowania. Warta odszukania i włączenia w biblioteczkę fachową amatora muszli. W mojej ocenie lektura obowiązkowa.
********** 


Krzysztof Dworczyk, Wojciech Dworczyk. 2001. Najpiękniejsze muszle świata. 176pp [pol.]
Album prezentuje około dwustu muszli (w tym również chitony, łódkonogi i głowonogi), i choć fotografie są całkiem niezłe (bardziej artystyczne niż praktyczne), ważniejsza wydaje się być warstwa tekstowa. Gatunki nie są wyodrębnione w opisach, a raczej pogrubioną czcionką zaznaczono w tekście, którego gatunku dotyczy opowieść. Bo to bardziej literatura niż album. Więc gdyby ktoś na tej książce chciał oprzeć oznaczenia, mógłby się zawieźć, ale jeśli szuka inspiracji, tę szczególnie polecam.
**********
W największym skrócie to by było na tyle. Warto mieć ze dwie, trzy książki o muszlach, a resztę uzupełniać o wiedzę z internetu. Choć tak naprawdę to warto mieć książek więcej, bo przeczytane w komputerze nie zapisuje się tak w pamięci, jak przeczytane z papieru. Ucieszy mnie każda kolejna książka, bo to nawet coś więcej niż własnoręcznie zrobiony dżem truskawkowy otwarty w środku zimy... Książka to przedłużenie szumu muszli, w którym zakochałem się bez pamięci i od dzieciństwa  odkochać się nie mogę...

piątek, 31 maja 2013

Ordnung

Nasze wyobrażenia na temat innych nacji na ogół podlegają jakiejś daleko idącej stereotypizacji, spłaszczającej przedstawicieli innych narodów do słów-kluczy lub utartych powiedzonek, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Dla nas Włosi to makaroniarze, Szkoci to skąpcy, Czesi śmiesznie mówią i opijają się piwem, Rosjanie są wiecznie pijani i tak dalej. Ale obrażamy się, gdy ktoś napisze, że Polacy to pijacy, kombinatorzy i złodzieje samochodów... Stereotypy na ogół są fałszywe i nie warto się nimi kierować.
A jednak. Sam przyłapałem się na tym, jak bardzo w mojej głowie uruchomiły się automatyczne myśli o Niemcach, kiedy pierwszy raz trzymałem w rękach książkę, której autorem jest niemiecki malakolog, Francisco Welter-Schultes. Trzymając w ręku ciężką, wielką księgę oprawioną w sztywne okładki, pomyślałem: Ordnung muss sein! Śpieszę wyjaśnić, że jak dotąd książkę trzymałem w rękach przez kilka minut i że dotąd nie udało mi się włączyć jej do swojej biblioteki. O tym za chwilę. Co to za książka? Niezwykła. European non-marine molluscs, a guide for species identification, wydana w Getyndze w 2012 r. Widziałem ją jakieś dwa miesiące temu, teraz jestem na etapie budowania specjalnego funduszu na rzecz sprowadzenia do rąk własnych tego dzieła. Przeglądając ostatni numer Folia Malacologica natrafiłem na recenzję tego wydawnictwa autorstwa prof. Beaty Pokryszko z Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego. Polecam ten tekst, bo prof. Pokryszko pisze bardzo komunikatywnym stylem, dobrze się to czyta, zwłaszcza że recenzje to ostatnie prace w Folia wydawane jeszcze dwujęzycznie, tj. po angielsku i po polsku.
Dlaczego kiedy trzymałem w rękach książkę zoologa z Getyngi chodziło mi po głowie niemieckie powiedzenie Ordnung muss sein? Bo uporządkować i usystematyzować wiedzę o przeszło dwóch tysiącach gatunków europejskich mięczaków jest zadaniem, z którym może się zmierzyć tylko ktoś, kto porządek ma we krwi, a z tym kojarzą mi się Niemcy. Prof. Pokryszko na marginesie recenzowanej książki napisała o ocenie dorobku naukowców, o pogoni za punktami za publikacje itp., wskazując tym samym na ogrom poświecenia, jakim wykazać się musiał autor, podporządkowując pięć lat pracy naukowej jednemu opracowaniu. Porządek, jaki wprowadza opracowanie Schultesa jest nie do przecenienia. To pierwsza tak potężna objętościowa praca poświęcona identyfikacji europejskich mięczaków. Powiedzmy to wprost: dziś już takich książek się nie pisze, bo pomimo niezwykle skutecznych i pomocnych narzędzi komputerowych, do takiej pracy potrzeba benedyktyńskiej cierpliwości, niemieckiej dyscypliny i niezwykłej pasji, aby chcieć to zrobić. Sam przegląd literatury fachowej byłby zadaniem dla zwykłego śmiertelnika prawie niewykonalnym, a teraz jeszcze dokonanie krytycznych ustaleń, koniecznych syntez, sporządzenie notatek, wykreślenie map, wykonanie fotografii. Więcej: zgromadzenie materiału porównawczego do ilustracji byłoby zadaniem, przez które nie przeszedłby nikt bez właściwego zapału i naukowego zaplecza.
Otwieranie się kolejnych granic (w lipcu do UE wchodzi Chorwacja - kolejne wyzwania dla malakologów) powoduje, że częściej podróżujemy, łatwiej zdobywamy "pamiątki" z podróży, ale wcale łatwiej nie zdobywamy wiedzy na temat przywiezionych zdobyczy. Dzięki publikacjom tak syntetycznym, jak ten klucz do europejskich mięczaków, takim jak ja łatwiej będzie oznaczać zbiory, porządkować je, nadawać im pozory uporządkowania.
Jak na pięć lat pracy, rozmiar oraz jakość dzieła, książka wcale droga nie jest. To raptem tylko 128 euro plus koszta wysyłki... Poważnie mówię. To nie jest dużo. Co wcale nie znaczy, że jest to mało. Nie wiem, ilu malakologów w Polsce może tak sobie lekką ręką zamówić tę książkę. Jeśli jednak tego nie zrobią, jeśli nie sprowadzą sobie tej publikacji, nie będą mogli korzystać z najobszerniejszego (na dzień dzisiejszy) przewodnika po europejskiej malakofaunie. Wydaje się więc, że trzeba skarbonkę postawić na biurku i wrzucać do niej cokolwiek na ten właśnie cel...
A mimo mojego zachwytu nad tą książką, i tak towarzyszy mi niedosyt. Spory niedosyt. Nie chodzi mi nawet o poszczególne fotografie czy informacje o gatunku. Chodzi mi o obserwowaną metodologię, która przyświeca wielu tego typu przedsięwzięciom: non-marine... Czy doczekamy się kiedyś opracowania, które komplementarnie omówi wszystkie gatunki europejskiej malakofauny, w tym morskiej? Rozumiem, że tam dopiero pojawiają się problemy z systematyką, zasięgiem występowania etc., a przecież w kolejnych dużych projektach omija się szerokim łukiem tę część mięczaków, która - wcale nie wykluczone - mogłaby się okazać ilościowo większa od lądowej i słodkowodnej.
Pozostaje to moim niespełnionym marzeniem: książka (może nawet: książki, bo przecież jedna publikacja mogłaby się okazać zbyt wielka, zbyt ciężka, zbyt niepraktyczna) o wszystkich europejskich mięczakach, oskorupionych i nie, lądowych i wodnych, morskich i słodkowodnych... Gdyby więc kto z takim pomysłem chodził, niech pamięta, że część szlaku przetarł już Welter-Schultes. I zrobił to wyśmienicie.
Czy jeśli będę bardzo grzeczny w tym roku, to Mikołaj przyniesie mi ją pod choinkę? Może tak, pod warunkiem jednak, że do tego czasu nie rozsypie się do reszty mój zdezelowany niemiecki samochód, którym już dziewiąty raz objeżdżam równik;)
Welter-Schultes Francisco. 2012. European non-marine molluscs, a guide for species identification. Bestimmungsbuch für europäische Land- und Süsswassermollusken. Göttingen, 752pp.

wtorek, 15 marca 2011

Konchistyka

Kiedy spojrzeć na listę publikacji w języku polskim, poświęconych w całości muszlom, to trzeba by się pokusić o stwierdzenie, że jest ona mizerna. Nie zmienia to jednak faktu, że i spośród tej rachitycznej listy dotąd nie udało mi się zdobyć wszystkich pozycji. Te, które znam, są różne i o różnej wartości - zarówno merytorycznej, jak i estetycznej.
K. i W. Dworczyk, Klejnoty morza
Zaczynam od najstarszej w zapisie mojej pamięci: kiedy byłem licealistą namiętnie wypożyczałem ją z publicznej biblioteki marząc o jej zakupie (to stało się kilka lat później, kiedy już  studiowałem). Była pierwszą książką, która bardzo ciekawie odnosiła się do konchistyki, do kolekcjonerstwa muszli oraz do kultury związanej z obecnością muszli. Roku wydania nie pamiętam dokładnie, ale zdaje się, że 1995, w Warszawie, nie pamiętam wydawnictwa, ale z popularnej bardzo serii "Hobby". Krzysztof i Wojciech Dworczykowie, autorzy książki "Klejnoty morza" napisali wciągającą rzecz o mięczakach i o wytworach ich płaszczów - muszlach. Podobał mi się lekki styl, krótkie, podstawowe informacje na temat rodzin, liczne ciekawostki. Brakowało mi barwnych ilustracji - te kilka wklejek barwnych było zdecydowanie za mało na mój apetyt, nie mniej spowodowało, że chętnie wracałem do niej.
Wiem, że w późniejszym czasie pojawiły się inne publikacje na ten temat, ale atlasu "Najpiękniejsze muszle świata" do tej pory nie zdobyłem...
Może za mało szukałem, odchodząc stopniowo od konchistyki do faunistyki?
S. Peter Dance, Muszle
Równolegle czytałem rzecz bardziej profesjonalnie przygotowaną, taką typową dla kolekcjonerów, a mianowicie Petera Dance "Muszle" z serii "Kolekcjoner" wydawnictwa "Wiedza i Życie" (1994). Z tego, co pamiętam, później ta książka została wznowiona w tej samej formie, ale przez inne wydawnictwo. Mam oba egzemplarze, ale do tego drugiego chwilowo nie mam dostępu.
To zupełnie co innego niż pierwsza pozycja: zdecydowanie mniej tu tekstu, natomiast więcej ilustracji, co znaczące - bardzo dobrych ilustracji. Książka wydana w formie poradnika i przewodnika dla kolekcjonerów, zawiera informacje o występowaniu poszczególnych gatunków w różnych rejonach świata, autor podał skalę występowania (od bardzo pospolitych do bardzo rzadkich). Uwzględnił też najważniejsze cechy wyróżniające. Wówczas najbardziej przeszkadzały mi dwie rzeczy: brak polskich nazw gatunkowych oraz nieuwzględnienie rzeczywistości Polski, tj. brak jakichkolwiek odniesień do mięczaków, które mógłbym znaleźć we własnym zakresie. No cóż, skoro nie ma się dostępu choćby do Morza Czarnego, to trzeba siedzieć cicho i się nie skarżyć...
W kilka lat później wpadła mi w ręce jeszcze inna książka, po polsku, a nawet polskiego autorstwa, "Przewodnik Muszle" Penkowskiego i Wąsowskiego (o ich książce - atlasie "Ślimaki i małże Polski" pisałem przed paroma miesiącami). Na pierwszy rzut oka całkiem przyjemna książka (przewodnik), z wprowadzeniem omawiającym typ Mollusca oraz częścią szczegółową, w której zamieszczono kilkaset fotografii muszli mięczaków, w tym również - występujących w Polsce. Jakość fotografii jest nieco niższa niż poprzedniej publikacji, ale nie najgorsza. Każdy gatunek zaopatrzony został również w polską nazwę gatunkową oraz krótką notatkę o występowaniu, trybie życia i rozmiarach. Niestety zaopatrzenie w polskie nazwy nie było do końca dobrym pomysłem. Wyczuwa się pewną sztuczność wprowadzonego nazewnictwa, niejednokrotnie zastosowane kalki językowe są szorstkie czy wręcz dziwaczne. Merytorycznych uwag dostarczyła prof. Pokryszko w recenzji zamieszczonej w jednym z zeszytów Folia Malacologica, niestety nie pamiętam w którym. Wydaje mi się, że dla początkującego adepta kolekcjonerstwa muszli mięczaków, jest to jednak bardzo dobra książka, pomagająca zdobyć podstawowy ogląd na sprawę. Książkę wydało Multico, jakoś około 2000 roku.
Jest kilka jeszcze książek, do których nie dotarłem (wspominałem, bo zarzuciłem troszkę konchiologię na rzecz malakologii i faunistyki), do których mam jednak zamiar dokopać się, może nawet w tym roku. Na pierwszy plan wysuwają się książki Andrzeja Samka, którego sposób opowiadania o muszlach jest niepowtarzalny. Czytałem (dawno, dawno temu, jeszcze w zeszłym tysiącleciu) jego książeczkę (no właśnie, jaki miała tytuł... trzeba odstawić tłuszcze zwierzęce) o muszlach morskich, wydaną na początku lat siedemdziesiątych. Jest jeszcze do nabycia "Atlas muszli ślimaków morskich" autorstwa Profesora, z osobiście przez niego wykonanymi barwnymi tablicami, oraz starsza nieco, bo z lat 90tych książeczka "Muszle morskie".
Zapowiada się sporo szukania, zwłaszcza, że i prof. Ridel napisał kiedyś popularną książeczkę o muszlach, którą warto by odszukać ze względu na szacunek dla niego.
Sama konchiologia odchodzi gdzieś na bok, wrócę do niej zapewne, kiedy będę mógł osobiście docierać do środowisk, w których zamieszkują najbarwniejsze okazy. Czy to kiedyś nastąpi, nie wiem, takie mam marzenia, które - póki co - opodatkowane nie są. No i mam też taką cichą nadzieję, że jakieś nowości pojawiają się wkrótce na naszym rynku, wszak porównując to z rynkiem niemieckim, angielskim czy amerykańskim, to daleko jeszcze w polu tkwimy.
W tym miejscu chciałbym polecić raz jeszcze pana Jacka Glanca, kolekcjonera i popularyzatora: www.concha.pl - ma facet serce do tego!