Wracając z Krakowa, drogą przez Olkusz, w Wielkiej Wsi skręciłem na chwilę w prawo, przejechałem jakieś trzy kilometry i zatrzymałem się w pobliżu Prądnika Korzkiewskiego. Nie wiem, czy to już Ojcowski Park Narodowy, myślę, że jeszcze nie, bo nie widziałem tablic informacyjnych. Cel był prosty: rekonesans. Skoro jest szansa, że trasę tę będę pokonywał w tym roku jeszcze kilkukrotnie, warto się zawczasu rozejrzeć, gdzie trzeba się będzie zatrzymać.
Teraz jeszcze zima i niedobry czas na szukanie ślimaków. Śniegu może mało, ale ściółka zmrożona, nie ma co zwierząt niepokoić. Tak zupełnie przypadkiem znalazłem kilka okazów Monachoides incarnata, trzy okazy Alinda biplicata i po jednym Discus rotundatus i Nesovitrea sp.
Tereny bardzo słabo mi znane, piękne, zapierające dech w piersiach. Jurajskie klimaty ze zjawiskami krasowymi nie mogą nie odbić się w świadomości i pamięci. Nie mogę doczekać się kolejnego wyjazdu do Krakowa i kolejnych możliwości, jakie amatorowi daje wyjazd na południe...
Cel wyjazdu jest inny, edukacyjny, ale jeśli po drodze uda mi się jeszcze coś poznać, coś zobaczyć, coś znaleźć, czegoś doświadczyć - to chyba będzie dobrze. Taką nadzieją żyję. I radością, bo mogłem - patrząc przez okno z korytarza i widząc Kościół Mariacki - być cząstką tej akademickiej wspólnoty, do której należeli Kopernik, Frycz-Modrzewski, Kochanowski czy Łaski. Megalomania? Owszem, ale mięczakom trzeba wybaczać patos.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz