Niespełna godzinę temu dotarła do mnie wiadomość, że zmarł metropolita lubelski, arcybiskup Józef Życiński. Był dla mnie bardzo ważną postacią polskiego życia społecznego, ceniłem go, szanowałem; był dla mnie moralnym autorytetem.
Urodził się w Nowej Wsi k. Piotrkowa Trybunalskiego, a więc na tej samej ziemi piotrkowskiej, która mnie wychowała. Był teologiem i filozofem; w działalności naukowej zajmował się filozofią nauki, ale również filozofią przyrody. Był człowiekiem niezwykłej erudycji, doskonałego pióra, głębokiego intelektu. Bardzo często lekturę Tygodnika Powszechnego zaczynałem od jego medytacji biblijnych...
W 1997 r. Zbigniew Herbert dedykował mu wiersz "Tomasz", który znalazł się później w ostatnim tomie poety, "Epilog burzy" (1998). Wiersz opatrzony był dedykacją "Jego eminencji księdzu biskupowi Józefowi Życińskiemu". Ten drobny błąd był przez lata moją nadzieją: tytuł "eminencja" odnosi się bowiem do kardynałów. Miałem nadzieję, że wkrótce zostanie kardynałem, w końcu jak mało kto odróżniał się na tle polskiego Kościoła. Proroctwo Herberta jednak się nie sprawdziło...
Józef Życiński był przykładem człowieka głębokiej wiary i uczciwego racjonalizmu. Nie bał się pogranicza wiary i rozumu, przeciwnie: wiedział że nie mogą bez siebie istnieć.
Mięczakami się nie zajmował, ale uczył, że warto być człowiekiem podążającym ścieżkami wrażliwości. I za to pozostanę mu wdzięczny.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz