czwartek, 23 lutego 2012

Andrzej Wiktor - Życie z przyrodą w tle

Z profesorem Andrzejem Wiktorem łączy mnie m.in. to, że obaj pochodzimy ze wsi, z tą jednak różnicą, że Wiktor z własnej... Mam to szczęście znać się z Profesorem osobiście, a zaczęło się od korespondencji mailowej w 2006 r. W 2007 roku spotkaliśmy się na Dworcu Głównym we Wrocławiu, a okoliczności spotkania stanowią materiał na niezłą anegdotkę. Miesiąc później złożyłem - już zapowiedzianą - wizytę w Muzeum Przyrodniczym. Należę do grona szczęśliwców, którym dane było nawet gościć w domu Profesora. Poczytuję to sobie za wielki honor i wspomnienie tych spotkań noszę głęboko w sercu. Z tym większą przyjemnością zabrałem się więc do lektury najświeższej publikacji książkowej malakologa z Wrocławia.
Przeszedłszy na emeryturę profesor Wiktor nie zamierza założyć wełnianych kapci i grzać pleców przy kominku. Aktywności mógłby mu pozazdrościć nie jeden naukowiec w sile wieku. Wciąż pisze, konsultuje, opiniuje, oznacza materiał zbieraczy z całego świata, regularnie kursuje między Wrocławiem a Poznaniem, nie omijając Krakowa, gdzie działa w Polskiej Akademii Umiejętności. Skąd w nim tyle energii i kreatywności? Cząstkę odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w książce "Życie z przyrodą w tle".
Teoretycznie książka została wydana przez PAU w 2011 r., w praktyce natomiast stała się dostępna w styczniu 2012 r. Kiedy więc tylko udało mi się ją wypatrzeć, zaraz przystąpiłem do szturmu na wydawnictwo, przy okazji zdobywając jeszcze jedną książkę, o której napiszę za jakiś niedługi czas.
Nie mogłem się doczekać. Zamówienie zostało złożone i wszystko zależało od tempa pracy wydawnictwa oraz poczty. Jak to bywa w takich przypadkach: cierpliwość trzeba ćwiczyć. Awizo w skrzynce było znakiem, że książka już jest, ale listonosz miał przesyłkę ze sobą, więc musiałem poczekać do dziewiętnastej. Właściwie od razu wziąłem się czytania, choć równolegle czytałem inną książkę, o której w najbliższej możliwej przyszłości (też niespodzianka).
Od razu powinienem coś wyznać: właściwie nie przeczytałem wspomnień prof. Wiktora, ja ich po prostu wysłuchałem! Ilekroć otwierałem książkę, słyszałem głos Profesora, słyszałem budowanie napięcia w narracji, charakterystyczne machnięcie ręka towarzyszące pomijaniu rzeczy nieistotnych bądź powstrzymujące przed wypowiedzeniem jakiejś kąśliwej uwagi. To, co czytałem, żyło w mojej wyobraźni: było konkretne, niemalże namacalne. I chociaż znawca ślimaków nagich nie jest literatem, udało mu się spisać wspomnienia tak, jakby dzielenie się anegdotami było jego sposobem na zdobywanie chleba. Nie jest to jednak książka złożona z samych anegdot, choć trzeba przyznać - nie brakuje ich. Ale nie brak we wspomnieniach również wielu refleksji, głębokich przemyśleń, charakterystyk postaci, analizy zdarzeń. Dla mnie nie były to - jak sam Autor stwierdza - "opowiadania starszego pana przy kominku" (s.6), ale coś, co nazywa się świadectwem. Świadectwo zaś to ma do siebie, że albo się je przyjmuje, albo się je odrzuca, ale się z nim nie dyskutuje. Świadectwo ma też inny cel niż samo tylko wspomnienie - to bowiem jest wyrazem potrzeby wypowiedzenia siebie, natomiast celem świadectwa jest oddanie części siebie i własnych doświadczeń, aby móc budować relację z innymi. Wspomnienia Andrzeja Wiktora niosą ze sobą świadectwo epoki - to słowa człowieka, który pozostał wierny swoim fundamentalnym przekonaniom i w jesieni życia może obracając wzrok za siebie mówić "Nie żałuję". Czytałem kolejne historie jako słowa człowieka poczciwego, choć ten termin w dzisiejszym brzmieniu nie oddaje swojego prawdziwego znaczenia. Co ciekawe, wiele - wydawałoby się ważnych spraw - Autor całkowicie przemilcza bądź wspomina tylko mimochodem. Ważne jest, że książka daleka jest od ekshibicjonizmu: wspomnienia, nieraz bardzo prywatne, nie mają nic z celebryckiego obnażania się i gwiazdorzenia. A kiedy Autorowi zdarzy się wejść na tematy bolesne i trudne, zaraz kwituje to anegdotką i odstąpieniem.
"Życie z przyrodą w tle" to nie jest zbiór laurek, choć na ogół przedstawiane postacie malowane są kolorami pastelowymi. Zdarzają się jednak historie i głupoty, i małostkowości, i bezduszności, zwłaszcza ubranej w garnitur totalitarnego zarządzania państwami. Kiedy Wiktor wspomina kolejnych ludzi, którzy tworzyli jego osobowość, nie boi się przyznawać do różnicy poglądów, nie pieje peanów na cześć każdego, kogo wspomina. Potrafi oddać "co boskie i co cesarskie" właściwym adresatom. Kiedy wspomina swojego pierwszego pracodawcę potrafi odważnie podziękować za antywzór, jaki dzięki niemu poznał. Ludzie tej miary co prof. Wiktor otrzymali od opatrzności dar nie tylko ciekawych czasów, ale i umiejętność właściwego ich czytania. Być może dzięki temu moje czasy są już zupełnie inne i nie muszę powtarzać absurdów, w których przyszło żyć Wspominającemu. Mnie ta książka buduje, krzepi i podnosi na duchu, choć jednocześnie całkowicie uwalnia od patosu. Myślę, że Wiktorowi udało się w przekonujący sposób przedstawić okoliczności, które wpłynęły na jego formację duchową, intelektualną, zawodową czy rodzinną. Przeprowadził rozliczenie z własną przeszłością - odkrył znaczenie dzieciństwa i pierwotnej rodziny, odkrył znaczenie przyrody, z którą się wychowywał, odkrył również tę prawdę zawdzięczania wszystkiego spotkanym ludziom - nie zawsze przecież pozytywnie do niego nastawionym. I chociaż, jak sam twierdzi, przedstawia życie z przyrodą w tle, wskazując na siebie jako przyrodnika, jest też wytrawnym humanistą i świadectwo tego humanizmu wypływa z kolejnych stron wspomnień.
Nie wiem, do kogo adresowana jest książka. Ci którzy znają Profesora i mieli okazję go słuchać, odkryją wiele barwnych opowieści i wyznań. Ci, którym znany jest tylko jako naukowiec lub dyrektor muzeum, odkryją humanistyczny warsztat jego pracy i niesamowity zmysł obserwacji. Ci, którzy marzą o wielkiej przygodzie przyrodnika, znajdą wskazówki. Ci zaś, którzy poszukują świadectwa godnego życia, również odnajdą je na kolejnych stronicach.
Mnie ta książka wciągnęła i urzekła. Dała mi możliwość poznania człowieka z jego dylematami, bólami i radościami, dała mi obraz tego, co się nazywa "pogodą ducha".
Ta książka nie zmieni historii świata, ale może zmienić poszczególne, indywidualne historie. Może zapalić, roziskrzyć zainteresowania światem przyrody czy podróżami w nieznane. Może też przynieść szereg ciekawych historii i historyjek, anegdot i opowieści o niezwykle plastycznym zabarwieniu.
Nie wiem, czy tak samo odebrałbym tę książkę, gdybym prof. Wiktora nie poznał osobiście. Może nie dowierzałbym niektórym zdarzeniom. Ale pewnie przyjąłbym jej klimat jako świadectwo człowieka epoki, który pozostał wierny sobie.

Andrzej Wiktor, 2011, Życie z przyrodą w tle, Pamiętniki Uczonych, t.2, Wydawnictwo PAU, Kraków-Wrocław, 302 ss.

1 komentarz: