czwartek, 14 lipca 2011

Z trzech stron

Zaległości narastają. Nie tylko na blogu, wszędzie. Przepraszam. Jestem przed urlopem i nie bardzo mogę się wyrobić. A wczoraj jeszcze pilny wyjazd do Warszawy. Nie jest źle, ale muszę się sprężyć. Jeszcze trochę...
Ponieważ był wyjazd, to była okazja żeby w pociągu poczytać. Zebrałem ze sobą najnowszy nabytek, z którego odbiorem miałem letnie pocztowe problemy. Ponieważ książka jest niezwykle przewrotna jak na moją bibliotekę, uznałem za zasadne podzielić się wrażeniami z lektury.
Znalazłem ją w internecie najzupełniej przypadkowo: takie publikacje widzi się na odległych stronach przeglądarki, nie świecą w sponsorowanych linkach, a i najczęściej trzeba całej długiej frazy, żeby się znalazła. I mnie się udało. Więcej nawet: udało mi się zdobyć adres autora i do niego dotrzeć. Telefonicznie. Rozmawiałem z nim przez chwilę, ale wystarczyło, żeby otrzymać zapewnienie o proporcjach zawartych w książce. We wtorek ją odebrałem, wczoraj przeczytałem, dziś się nad nią zatrzymuję. Powodów jest kilka. Postaram się je pogrupować:
Po pierwsze: od kilku dni na Jasną Górę pielgrzymują piotrkowianie. To już 142 raz, jak pątnicy z Piotrkowa i jego okolic udają się do jasnogórskiego sanktuarium. I ja w przeszłości stawiałem z nimi pielgrzymie kroki na szlakach wijących się przez nizinne wsie i miasteczka.
Po drugie: pielgrzymowanie to nie tylko wakacyjna atrakcja dla religijnie zaangażowanych. Pielgrzymka jest najkonkretniejszym symbolem kondycji naszego życia, w którym nigdy nie będąc ostatecznie u siebie, idziemy we wspólnocie do Nowej Ziemi, gdzie przebóstwieni spotkaniem z Miłością, ujrzymy się jako Nowe Stworzenie.
Po trzecie: pielgrzymując zostawiamy swoje mniej lub bardziej ulotne ślady, zaznaczamy przemijającą obecność, jakby chcąc powiedzieć: "No przecież jestem konkretnym istnieniem i bóle moje są konkretne, i prośby moje, i dziękczynienia".
Po czwarte: pielgrzym bardzo podobny jest do ślimaka: musi się zadowolić tym, co zabierze ze sobą lub co po drodze otrzyma. Obładowany plecakiem (i tym fizycznym, i tym moralnym), sunie powoli ku obranemu celowi, ponosząc koszta niewygody i trudu. Idzie, bo ma do spełnienia zadanie.
Po piąte: marzy mi się stanąć kiedyś na Caminos de Santiago i wyruszyć w stronę finis terrae, nawiedzając grób św. Jakuba Apostoła, zwanego Starszym. Wierzę, że kiedyś wybiorę się wzorem średniowiecznych pokutników i przemierzywszy pół kontynentu ujrzę miejsce wołające łaskami. A wracając - do pielgrzymiej torby przyszyję muszlę Pecten maximus Linnaeus, 1758 - symbol pielgrzymów do Santiago de Compostela, rozpoznawany w całej Europie, będący jednym ze źródeł jej tożsamości.
Po szóste: cieszy, że odtwarzane są drogi świętego Jakuba, zarówno w Europie, jak i w Polsce. Kiedyś te drogi były szlakami nowych idei, nurtów i doświadczeń i dziś na powrót mogą stać się ramionami spotkania i rozwoju.
Jak widać, powodów jest wiele, a bezpośrednio trzy. Książka prof. Andrzeja Wyrwy "Święty Jakub Apostoł. Malakologiczne i historyczne ślady peregrynacji z ziem polskich do Santiago de Compostela" zainteresowała mnie z powodu trzech kierunków, które w sobie łączy, a mianowicie: malakologii, archeologii i teologii. Autor książki jest archeologiem, dyrektorem Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. Opracowany przez niego temat podejmuje próbę określenia śladów pielgrzymowania do Santiago de Compostela na podstawie archeologicznych materiałów malakologicznych: muszli przegrzebków z gatynku Pecten maximus L. oraz Pecten jacobeus L. Na podstawie ośmiu dostępnych muszli (lub ich fragmentów) próbuje podjąć się rekonstrukcji drogi, którą przemierzył pielgrzym. Proponuje przyjąć, że muszla P. jacobeus stanowiła dowód dojścia do Santiago drogą południową, zaczepiającą o wybrzeże Morza Śródziemnego, natomiast muszle P. maximus miałyby być przyniesione przez pielgrzymów podążających "Szlakiem francuskim". Analiza malakologiczna materiałów archeologicznych zawarta jest w katalogu muszli pielgrzymich, zawierającym osiem znanych okazów, m.in. z Cieszyna, Lublina, Elbląga, Ostrowa Lednickiego, Poznania, Kołobrzegu, Poznania i Wrocławia (chyba wymieniłem wszystkie). Ponadto autor zacheca do przeszukania zbiorów muzealnych pod tym właśnie kontem. A mnie aż wierci, żeby napisać do autora, żeby szukać w Piotrkowie, którego "założyciel" mógł być pielgrzymem do Santiago, a kościół farny (XII w.) nosi wezwanie właśnie św. Jakuba. Poza tym Piotrków leżał na skrzyżowaniu ważnych szlaków komunikacyjnych, co sprzyjało pielgrzymowaniu. Chciałbym, aby moją intuicję kiedyś zweryfikowano na gruncie archeologii...
Wracając do książki: cieszy mnie, choć spodziewałem się więcej malakologii;) Jest pierwszą znaną mi książką, która wskazuje na praktyczne zastosowanie malakologii w innych dziedzinach nauki. Na dodatek wszystko zaprawione jest teologiczną atmosferą wynikającą z tematu peregrynacji chrześcijańskiej do sanktuarium św. Jakuba Większego. Cieszy mnie również, że wygrzebana spod ziemi skorupka małża potrafi tak dużo powiedzieć, jeśli tylko chce się jej dobrze posłuchać. Najlepiej tak, jak słuchano opowieści wracającego pielgrzyma, przemienionego spotkaniem z Łaską...
Więcej o muszli w pielgrzymowaniu postaram się napisać wkrótce.

A. Wyrwa, Święty Jakub Apostoł. Malakologiczne i historyczne ślady peregrynacji z ziem polskich do Santiago de Compostela. Poznań-Lednica, 2009, 91ss.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz