Dziś kilka słów o książkach, którym powinno poświęcić się troszkę więcej czasu, ale tego oczywiście brakuje. O niektórych już wspominałem, niektóre są nowe (zarówno we wpisach blogowych, jak i w mojej biblioteczce). Łączy te książki jedna wspólna cecha, a mianowicie stanowią one cząstkę większej całości wydawniczej, którą czasem nazywa się serią. A chodzi o książki encyklopedyczne wpisujące się w literaturę popularno-naukową.
Dostęp do tych książek na ogół jest nieco utrudniony, ponieważ ukrywają się jako tomy kolejnych opracowań pod zbiorczym tytułem. A są to prace różne i o poziomie różnym, a nawet przeróżnym. O niektórych się rozpisywałem, rwąc przy okazji coraz rzadsze włosy. O innych pisałem z zachwytem, który mi nie minął. Co można o nich powiedzieć próbując zsyntezować wiedzę na ich temat?
Po pierwsze, że mając do czynienia z seriami wydawniczymi poświęconym zwierzętom, warto popatrzeć, czy nie znajdzie się coś o mięczakach. Czasem wyodrębniony jest osobny tom poświęcony wyłącznie mięczakom, czasem muszą się one podzielić z innym typem zwierząt. Często bezkręgowce muszą się pogodzić z tym, że kręgowce mają osobne zeszyty, a bezkręgowce wrzucone są do jednego worka.
Po drugie: poziom opracowań jest bardzo różny. Znów można by dzielić, ale chodzi o to, że są takie, które piszą znane malakologiczne nazwiska, i takie, których opracowanie prawdopodobnie zlecono komuś w redakcji za karę. Tych drugich należy unikać i pod żadnym pozorem nie dawać dzieciom do ręki. Na szczęście jest ich niewiele... Z dostępnych mi prac znalazłem takie, w których rozdziały poświęcone mięczakom opracowane zostały m.in. przez Gerharda Falknera, Beatę M. Pokryszko, Annę Sulikowską-Drozd czy Annę Abraszewską. Znalazłem też takie, które reprezentują dobry, wysoki poziom merytoryczny, ale wydawcy nie zadbali o poinformowanie, kto za tekstem stoi.
Po trzecie: część z tych leksykonów lub encyklopedii można nabyć zupełnie osobno, bez konieczności uzupełniania całego kompletu. Inne z kolei możliwe są do zdobycia (o ile w ogóle) tylko w całości, liczącej czasem kilkadziesiąt publikacji. Nieocenione wtedy okazują się być antykwariaty.
Po czwarte: książki tego typu wydawane są pod miarę. O co chodzi? Otóż o to, żeby ładnie wyglądały. Tak, taki jest ich podstawowy cel. Jeśli wydawnictwo jest porządne, wówczas potrafi połączyć walory estetyczne z walorami poznawczymi. Jeśli wydawcy przyświeca tylko perspektywa finansowego blasku, wychodzą kopcące knoty. Z jednej więc strony należy brać poprawkę na to, że książki mają wyglądać i niekoniecznie przewiduje się, aby do nich zaglądać, z drugiej nie można zapominać, że niektóre wydawnictwa specjalizują się po prostu w opracowaniach wielotomowych (kilka miesięcy spędziłem kiedyś w firmie wciskającej ludziom takie wielotomowe encyklopedie, o których szefostwo dobrze wiedziało, że nigdy nie będzie wybranych tomów... bo wydawca się wycofał).
Po piąte: bladego pojęcia nie mam, ile takich rozproszonych opracowań dostępnych jest w literaturze polskiej. Czasem udaje mi się coś znaleźć w zaprzyjaźnionych antykwariatach, czasem wpada mi coś w ręce w czasie wizyty u znajomych, którzy nawet pojęcia nie mieli, że takie coś na półce leży. Będę więc ogromnie zobowiązany, jeśli otrzymam czasem jakiś cynk, że jest coś nowego/starego, do czego warto zajrzeć lub dołożyć trudu zdobycia. Jako malakofil jestem jednocześnie bibliofilem o zacięciu kolekcjonerskim, stąd łasy jestem na takie informacje. Natenczas dzielę się tym, co znalazłem, prosząc, aby powiadomić mnie, gdyby ktoś znał inne jeszcze tytuły.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Falkner. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Falkner. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 11 grudnia 2016
Encyklopedycznie
Etykiety:
Abraszewska,
dzieci,
Falkner,
kolekcjonerstwo,
książka,
Pokryszko,
popularyzacja,
Sulikowska-Drozd
Subskrybuj:
Posty (Atom)