Pokazywanie postów oznaczonych etykietą popularyzacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą popularyzacja. Pokaż wszystkie posty

sobota, 31 sierpnia 2019

Zanim ruszy szkoła

Kto tu zagląda, ten szybko się zorientuje, że częściej od relacji z wojaży zdarza mi się wrzucać recenzje wszelkiego rodzaju wydawnictw. Pomyślałem, że warto by wspomnieć o zupełnie innym typie publikacji, które powinny też otrzymać prawo głosu. A okazja jest świetna, bo właśnie kończą się wakacje, a to o czym myślę, to świetny łącznik między rozrywką a nauką. Nie wiem, czy eksperci podzielają moje zdanie, ale będę się go trzymał, bo zdanie moje w jakiejś mierze przetestowane jest na ludziach. Najmłodszych ludziach;)
Mam w swoich zbiorach kilka gier planszowych, które łączy malakologiczny mianownik. Części jeszcze nie mam i zamierzam w przyszłości nabyć, jeśli więc ktoś ma swoje doświadczenia ze ślimaczymi grami, chętnie poznam nowe stanowiska. 
Ostatnio testowałem "Sprytną Ośmiornicę". To gra dla dzieci od piątego roku życia. Dostajesz gumowe macki, które zakładasz na kciuk, palec wskazujący i na środkowy, i za pomocą tylko tych macek musisz zbudować z kolorowych kubków przestrzenną kompozycję, której schemat dostajesz na jednej z kilkudziesięciu kart. Trzeba i pogłówkować, i pogimnastykować się, do tego premiowany jest refleks. Ja  miałem trochę problemów i z zapamiętaniem układu, i - a może przede wszystkim - z mackami, które na moje paluchy wchodzić za bardzo już nie chciały. Jest taka moda, że na grach pisze się zakres wiekowy np. od +4 do +104. Tutaj nie podano tego górnego zakresu, sugerując dyskretnie, że to chyba dla dzieci. Ale zabawę miałem przednią.


Inna z testowanych w ostatnim czasie gra to podwójny zestaw wydany przez firmę "Aleksander". Ta planszówka to klasyczna gra losowa z przeszkodami. Decyduje wyłącznie kostka do gry i właściwe przesuwanie pól. Plansza najeżona jest premiami i karami, nie do końca to lubię, bo nawet pod koniec gry można wrócić na start, a to potrafi być demotywujące nawet dla cierpliwego gracza... Fajna rozrywka, ale właściwie tylko rozrywka, bez wartości dodanej w postaci pomyślunku. No chyba, że mówimy o nauce kreatywnego przesuwania pionka, w czym przedszkolaki są arcymistrzami;) 


Przygody ślimaka to nie gra w rozrywkowym tego słowa znaczeniu, a pomoc dydaktyczna dla logopedów. Mam to, ale znam instrukcji i nie będąc logopedą, nie wiem, jak używać. Bo autorzy nie pomyśleli o takich partaczach jak ja i nie załączyli instrukcji obsługi. Jeśli ktoś wie, jak to ustrojstwo uruchomić, to ja cierpliwie poczekam na podpowiedź...


Z powodu zacięcia się na grze logopedycznej Przygody ślimaka, do tej pory nie zainwestowałem w dwie inne gry z podobnej branży, czyli w  Ślimaka i Ośmiornicę Urszulę. Potrzebuję jeszcze trochę czasu na przełamanie, więc jeśli ktoś może pomóc, doradzić, to się oczywiście polecam.



Mam i często testuję dwie podobne do siebie gry, ale na innych zasadach oparte. Jedna to Pędzące ślimaki, druga zaś Ślimaki to mięczaki. Obie to planszówki oparte na grze losowej, bo korzysta się z kostek do gry (sześciennych, ale specjalnych, różnych w każdej z tych gier). Decyduje nie jedna, ale kilka kostek. Nie jest jednak tak, że wszystko zależy od ślepego losu, bo trzeba budować strategię, którą uatrakcyjnia ta okoliczność, że nie wiadomo, który gracz porusza się którym ślimakiem... Rewelacyjne, śmieszne i mądre. Polecam.

  



Na koniec została mi jeszcze gra Ślimaku, pospiesz się, które jeszcze w łapach nie miałem, może dlatego, że to gra matematyczna;) A na poważnie, wkrótce pewnie będą ją miał, więc mógłbym wtedy powiedzieć więcej. To jest gra matematyczna i jest promowana jako pomoc dydaktyczna w nauczaniu matematyki. Ponieważ w tej dziedzinie orłem nigdy nie byłem, tym bardziej powinienem zainwestować w nią, co też niebawem powinno nastąpić. Tymczasem sygnalizuję jedynie, że i taka na naszym rynku księgarskim istnieje.


Nie sądzę, aby było to wszystko, co u nas dostępne. Jeśli ktoś posiada wiedzę na temat istnienia innych planszowych (i nie tylko) wynalazków, bardzo proszę o mnie pamiętać i dać znać, będę naprawdę zobowiązany.
Aha, jestem stary już na tyle, że wiem też o istnieniu gry Ślimak Bob, ale to gra komputerowa, a nie planszowa, i nie służy do budowania relacji. Nawiasem mówiąc, jeśli nie zapomnę, to i o niej kiedyś wspomnę;) 

wtorek, 3 stycznia 2017

Noc Biologów 2017 - już wkrótce!

Właściwie to przespałem temat, powinienem był anonsować wydarzenie dobry miesiąc temu. Teraz okazuje się, że najciekawsze laboratoria, pokazy czy wykłady są już zajęte... Ale i tak można coś ciekawego znaleźć dla siebie w różnych częściach kraju.
Z roku na rok Noc Biologów wygląda coraz ciekawiej. To cieszy, bo oznacza, że formuła jest atrakcyjna dla uczestników i warta rozwijania. Otwieranie drzwi uczelni dla dzieci i pasjonatów to budowanie przyszłości. Przyszłości, która nie przeraża.
Miłośnicy mięczaków oczywiście znajdą coś dla siebie, choć nie wszędzie. Właściwie to w tym roku malakologiczna czy paleontologiczna reprezentacja jest nieco skromniejsza, ale i tak ciekawa. Szukać jej można na Uniwersytecie Jagiellońskim (o perłach), Łódzkim (o gigantycznych bezkręgowcach morskich), Warszawskim (skójki w roli głównej), Mikołaja Kopernika w Toruniu (tu obficiej), Warmińsko-Mazurskim (całkiem sporo)... Trzeba przeszukać programy pod kątem własnych preferencji i bardzo mocno pośpieszyć się z rezerwacją (niestety większość już zajęta, ale nie wszystko; poza tym zawsze można ładnie poprosić o miejsce rezerwowe).
Wszelkie szczegóły na stronach organizatorów, niezmiennie więc zapraszam na www.nocbiologow.home.pl.

niedziela, 11 grudnia 2016

Encyklopedycznie

Dziś kilka słów o książkach, którym powinno poświęcić się troszkę więcej czasu, ale tego oczywiście brakuje. O niektórych już wspominałem, niektóre są nowe (zarówno we wpisach blogowych, jak i w mojej biblioteczce). Łączy te książki jedna wspólna cecha, a mianowicie stanowią one cząstkę większej całości wydawniczej, którą czasem nazywa się serią. A chodzi o książki encyklopedyczne wpisujące się w literaturę popularno-naukową.
Dostęp do tych książek na ogół jest nieco utrudniony, ponieważ ukrywają się jako tomy kolejnych opracowań pod zbiorczym tytułem. A są to prace różne i o poziomie różnym, a nawet przeróżnym. O niektórych się rozpisywałem, rwąc przy okazji coraz rzadsze włosy. O innych pisałem z zachwytem, który mi nie minął. Co można o nich powiedzieć próbując zsyntezować wiedzę na ich temat?
Po pierwsze, że mając do czynienia z seriami wydawniczymi poświęconym zwierzętom, warto popatrzeć, czy nie znajdzie się coś o mięczakach. Czasem wyodrębniony jest osobny tom poświęcony wyłącznie mięczakom, czasem muszą się one podzielić z innym typem zwierząt. Często bezkręgowce muszą się pogodzić z tym, że kręgowce mają osobne zeszyty, a bezkręgowce wrzucone są do jednego worka.
Po drugie: poziom opracowań jest bardzo różny. Znów można by dzielić, ale chodzi o to, że są takie, które piszą znane malakologiczne nazwiska, i takie, których opracowanie prawdopodobnie zlecono komuś w redakcji za karę. Tych drugich należy unikać i pod żadnym pozorem nie dawać dzieciom do ręki. Na szczęście jest ich niewiele... Z dostępnych mi prac znalazłem takie, w których rozdziały poświęcone mięczakom opracowane zostały m.in. przez Gerharda Falknera, Beatę M. Pokryszko, Annę Sulikowską-Drozd czy Annę Abraszewską. Znalazłem też takie, które reprezentują dobry, wysoki poziom merytoryczny, ale wydawcy nie zadbali o poinformowanie, kto za tekstem stoi.
Po trzecie: część z tych leksykonów lub encyklopedii można nabyć zupełnie osobno, bez konieczności uzupełniania całego kompletu. Inne z kolei możliwe są do zdobycia (o ile w ogóle) tylko w całości, liczącej czasem kilkadziesiąt publikacji. Nieocenione wtedy okazują się być antykwariaty.
Po czwarte: książki tego typu wydawane są pod miarę. O co chodzi? Otóż o to, żeby ładnie wyglądały. Tak, taki jest ich podstawowy cel. Jeśli wydawnictwo jest porządne, wówczas potrafi połączyć walory estetyczne z walorami poznawczymi. Jeśli wydawcy przyświeca tylko perspektywa finansowego blasku, wychodzą kopcące knoty. Z jednej więc strony należy brać poprawkę na to, że książki mają wyglądać i niekoniecznie przewiduje się, aby do nich zaglądać, z drugiej nie można zapominać, że niektóre wydawnictwa specjalizują się po prostu w opracowaniach wielotomowych (kilka miesięcy spędziłem kiedyś w firmie wciskającej ludziom takie wielotomowe encyklopedie, o których szefostwo dobrze wiedziało, że nigdy nie będzie wybranych tomów... bo wydawca się wycofał).
Po piąte: bladego pojęcia nie mam, ile takich rozproszonych opracowań dostępnych jest w literaturze polskiej. Czasem udaje mi się coś znaleźć w zaprzyjaźnionych antykwariatach, czasem wpada mi coś w ręce w czasie wizyty u znajomych, którzy nawet pojęcia nie mieli, że takie coś na półce leży. Będę więc ogromnie zobowiązany, jeśli otrzymam czasem jakiś cynk, że jest coś nowego/starego, do czego warto zajrzeć lub dołożyć trudu zdobycia. Jako malakofil jestem jednocześnie bibliofilem o zacięciu kolekcjonerskim, stąd łasy jestem na takie informacje. Natenczas dzielę się tym, co znalazłem, prosząc, aby powiadomić mnie, gdyby ktoś znał inne jeszcze tytuły.









poniedziałek, 14 marca 2016

Żywa Planeta

Wychodzę z założenia, że miarą klasy naukowca nie jest opanowanie hermetycznego języka swojej dyscypliny naukowej, ale posłużenie się takim językiem, który pozwoli na zrozumienie treści nawet laikowi. Oczywiście nie da się pisać specjalistycznych artykułów i posługiwać językiem publicystycznym, ale ważne jest, aby uprawiając swoją dyscyplinę od czasu do czasu schodzić na niziny i sprawdzać, czy potrafi się przekazać posiadaną wiedzę również tam. Uważam, że popularyzacja wiedzy powinna być równie wysoko ceniona, co publikacje w renomowanych pismach. Inaczej zakłócona zostaje równowaga w rozwoju dziedzin naukowych... Tak uważam jako przedstawiciel owych nizin, które czekają wiedzy, jak kania dżdżu.
Dlatego dziś, jako samozwańczy przedstawiciel nizin, postanowiłem podzielić się swoimi przemyśleniami na temat pewnego portalu poświęconego naukom o Ziemi, ze szczególnym naciskiem na geologię i paleontologię. Jak to w moim przypadku na ogół bywa, trafiłem tam najzupełniej przypadkowo przy okazji internetowych poszukiwań informacji o skamieniałościach. Byłoby z mojej strony paskudztwem, gdybym nie podzielił się tym odkryciem, a to za sprawą celu, jaki postawił sobie autor portalu zywaplaneta.pl, dr Paweł Wolniewicz. A nadrzędnym celem jest właśnie popularyzacja nauki i towarzyszenie głównie amatorom nauk ze skamieniałościami w tle.
Dr Paweł Wolniewicz, poznański geolog i paleontolog, sięgnął po najlepsze narzędzie popularyzacyjne, jakim obecnie jest Internet. Zamieszczane przez niego artykuły dotyczące historii życia na Ziemi w szczególny sposób koncentrują się na tym przez Boga wybranym skrawku planety, na którym żyją Polacy;) Zamysł jest - w mojej ocenie - świetny. Chodzi o to, aby w sposób ciekawy i prosty pisać o tym, co można samemu zobaczyć przez okno lub w czasie szkolnej wycieczki. Autor, z cierpliwością i swobodą, opowiada o różnych aspektach procesów geologicznych mających wpływ na kształtowanie się życia na naszej planecie. Podając specjalistyczne terminy wyjaśnia ich znaczenie i przedstawia przykłady. Dla takich jak ja, którzy nigdy nie pogłębili zanadto tej wiedzy, to bardzo pomocne. 
Portal proponuje również coś, co w szczególny sposób mnie zainteresowało, a mianowicie podręcznik paleontologii dla stawiających pierwsze kroki na ścieżce poszukiwań skamieniałości. Chwała Autorowi za to, że taką inicjatywę podjął. Trudno by szukać czegoś podobnego w języku polskim. Oto powstaje podręcznik-poradnik dla amatorów, którzy przy okazji wycieczek po Polsce, chcieliby się dowiedzieć czegoś więcej o zwiedzanych terenach. Oczywiście podział administracyjny nie ma nic wspólnego z jednostkami geologicznymi, a prezentowanie treści odnoszących się do zamierzchłej prahistorii ziem nie jest podyktowane względami propagandowymi, a ma na celu ułatwienie czytelnikowi poruszania się po omawianej tematyce. Napisałem "powstający", i to trzeba podkreślić. Proponowany przez Autora tekst podręcznika jest ewidentnie pierwszą wersją, która stanowi dopiero bazę do dalszej rozbudowy. "Skamieniałości. Jak szukać, znajdować i rozpoznawać" nie jest publikacją skończoną. Zamieszczenie jej na portalu służyć ma przede wszystkim pomocą tym, którzy chcieliby wiedzieć więcej, ale podporządkowane jest i temu, aby zbierać informacje o trudnościach, jakie napotyka czytelnik i proponowaniu rozwiązań. Mam nadzieję, że praca ta będzie sukcesywnie rozbudowywana, powiększana i udostępniana. Przydatne byłyby dodatkowe mapki, fotografie, opisy stanowisk i taksonów. Wydaj się, że warto byłoby w samej treści odnoszącej się do kolejnych grup skamieniałości oprzeć się na jakimś wyraźniejszym podziale, ale to praca na przyszłość przy redagowaniu kolejnej wersji poradnika.
Nie będę tykał strony merytorycznej, bo brak mi kompetencji. Nie zauważyłem niczego, co byłoby jakimś naruszeniem, co wymagałoby interwencji. Zauważyłem natomiast ogromny zapał stworzenia czegoś, co będzie służyć takim ja: gapom, które lubią się pogapić na amonity w posadzkach kościołów w czasie przynudnawej homilii; co będzie służyć uczniom i nauczycielom; co pozwoli rozkochać się w dziejach życia na Ziemi i poszukiwaniu śladów jego rozwoju...
Uważam, że pojawienie się publikacji Pawła Wolniewicza jest godne odnotowania, a sam praca jest godna polecenia innym. Uważam, że powinna być kontynuowana i rozwijana, a byłoby bardzo dobrze, gdyby znaleźli się inni profesjonaliści gotowi wspierać autora w tworzeniu czegoś naprawdę potrzebnego amatorom paleontologii w Polsce.