czwartek, 30 czerwca 2011

Śpiewający ślimak

Dotąd byłem przekonany, że ślimaki nie śpiewają. Dałbym sobie nawet ingerować w ciągłość tkanek, że śpiewać nie potrafią. No a dzisiaj jestem w kropce. Albo zweryfikuję swój pogląd na temat wokalnych talentów mięczaków, albo zdemaskuję mistyfikację. A ponieważ jak na mistyfikację jest ona zbyt prawdopodobna, to spróbuję się z tym skonfrontować.
Żyje w naszych wodach taki ślimak, ślimaczek prawie, gdyby nie zarezerwowanie tego słowa dla rodzaju Vallonia; ślimak, którego dotąd nie udało mi się spotkać. Po polsku nazywa się on sadzawczak drobny, po naukowemu: Marstoniopsis scholtzi (Schmidt, 1856), dawniej podawany również jako Hydrobia steini. Nie udało mi się dotąd tego ślimaka znaleźć, choć niejednokrotnie grzebałem w sadzawkach w jego poszukiwaniu. Nic w tym dziwnego, bo go wyglądałem, a powinienem był nasłuchiwać. Tak przynajmniej wynika z najnowszych doniesień naukowych. Spróbujmy to ugryźć.
Ponoć Jérôme Sueur z Paryskiego Muzeum Historii Naturalnej badał tego ślimaka pod kątem nasilenia wydawanych odgłosów. Takie rewelacje podaje kilku polskojęzycznych autorów, odwołując się wzajemnie do siebie bądź do serwisu physOrg.com. Tak pisze pan Mariusz Błoński z portalu kopalniawiedzy.pl, za nim to samo stwierdza anonimowy "ag" na hoga.pl. Teksty szumnie zatytułowano: "Najgłośniejsze zwierzę świata to... ślimak" (publ. 20.06.2011, godz. 18:13). Teza doniesienia jest taka: pan Sueur z Paryża badał krytycznie zagrożonego wyginięciem ślimaka żyjącego w słodkowodnych mułach i stwierdził, że średnie natężenie dźwięku wydawanego przez to zwierzę wynosi 79 dB (to tyle, co klakson auta, zdaniem donoszącego). Rekordowo - zważywszy na wielkość ślimaka, nieprzekraczającego 2 mm wielkości - głośność dochodzi do 105dB, co miałoby odpowiadać odgłosom silnika motoroweru bez tłumika. Z pewnością Komara...
No właśnie, tu leży pies pogrzebany! Wszystko się pokićkało autorom, którzy - nie wyeliminowawszy pierwszego błędu - napracowali się nad uwiarygodnieniem doniesienia. To troszkę jak z tym legendarnym pytaniem, znanym starszemu pokoleniu , "Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają rowery?" Odpowiedź brzmiała: "Tak, to prawda. Tylko nie w Moskwie, a w Erewaniu, i nie rozdają, a kradną!" Tak najkrócej można by zrecenzować artykuły, które pojawiają się po wpisaniu w google.pl hasła "marstoniopsis scholtzi". Ponieważ, jak na mięczaka, jestem dość nieufny, przeprowadziłem śledztwo prywatne i znalazłem źródło tego, co Niemcy nazywają "mißverstehen". Trzeba zajrzeć np. na http://www.geekosystem.com/insect-loudest-matingcall/ żeby zobaczyć, gdzie pogubił się polski popularyzator nauki. Tam mowa jest o Micronecta scholtzi (Fieber, 1860), a nie o Marstoniopsis scholtzi. Różnica jest taka, jak między kamieniem węgielnym a węglem kamiennym, albo piciem w Szczawnicy a szczaniem w piwnicy: podobnie brzmi, ale znaczy co innego! Micronecta jest owadem, nie ślimakiem! A że owady potrafią wydawać dźwięki, wie każdy kto słyszał o świerszczach, cykadach i pasikonikach. Sam pan Jérôme Sueur faktycznie zajmuje się badaniem odgłosów zwierząt, ale głownie cykad, co można sprawdzić na jego prywatnej stronie. Jest też inny pan Sueur, który zajmuje się ślimakami, ale nosi imię zaczynające się na "F" (czytałem w pierwszym numerze francuskiego rocznika MalaCo na stronie www.malaco-journal.fr).
Pomylić komara ze ślimakiem wcale nie jest łatwo, jeśli komarem się jeździło. Może ktoś jeszcze pamięta takie motorowery polskiej konstrukcji, z dwusuwowym silnikiem. Jak jeździły, to jak strzała, jak się psuły, nie były szybsze od ślimaka. Kiedy jednak pisze się o doniesieniach naukowych, trzeba pokusić się o odrobinę rzetelności, żeby głupot nie wypisywać. A przyznać trzeba, że głupoty te są bardzo przekonujące: badanie na 13 samcach w akwarium (Marstoniopsis, jako że jest ślimakiem przodoskrzelnym, jest rozdzielnopłciowy), pocieranie prąciem o grzbiet - też można sobie wyobrazić. Ale po jaką cholerę ślimak miałby się tak drzeć na ślimaczycę? Diabli wiedzą.
Diabeł tkwi w szczegółach. Gdybym miał skłonność do obcinania sobie kończyn w imię racji, to tym razem dłoń bym ocalił. Ale po pierwszej lekturze naprawdę bliki byłem uwierzyć, że sadzawczak potrafi śpiewać.
I trochę mi w życiu o to chodzi, żeby wiara byłą racjonalna, wszak już w średniowieczu postawiono tezę fides querens intellectum.
Nie mniej, może nie do końca racjonalnie, ale wierzę, że uda mi się kiedyś spotkać sadzawczaka i trochę z nim pogadać o tym jego śpiewaniu...

- Pies? Jaki pies? Czy aby nie jajnik?

1 komentarz:

  1. Poprawione :) Dziękuję za wyjaśnienie
    http://kopalniawiedzy.pl/owad-dzwiek-spiew-Micronecta-scholtzi-13312.html

    OdpowiedzUsuń