piątek, 25 listopada 2011

Francuska nowość

Przed kilkoma dniami, w połowie listopada, opublikowany został specjalny numer rocznika MalaCo, w którym znalazło się ponad trzysta gatunków lądowych ślimaków występujących we Francji.
Moja znajomość francuskiego jest wystarczająca, żeby oglądać obrazki. Niemniej nawet brak biegłości w posługiwaniu się mową Francuzów nie przeszkadza, aby sięgnąć po omawiane wydanie. Publikacja to zaiste i piękna i cenna. Oto autorzy dołożyli wielu starań, by powstał atlas (bo chyba w takich kategoriach należałoby to opisywać) prezentujący lądową malakofaunę Francji. Określenie "malakofauna" jest tu troszkę na wyrost, właściwszym byłoby określenie: lądowe ślimaki oskorupione. Natomiast co niezwykle ważne, publikacja prezentuje bardzo dobre fotografie okazów, zaopatrując je w skalę porównawczą. A wspomnieć trzeba o samych materiałach do fotografii. Rzadko się zdarza, aby fotografowany materiał był tak doskonałej jakości. Zdecydowana większość eksponowanych muszli jest w doskonałym stanie zachowania: czyste skorupki, bez zarysowań, obłamań, wypełnień humusem czy szczątkami zwierzęcia. Wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z wydaniem, które pomoże niejednemu w lepszej identyfikacji zbiorów.
Jakkolwiek malakofauna lądowa Polski zdecydowanie różni się od ej występującej we Francji, to przecież przynajmniej kilkadziesiąt gatunków pozostaje wspólnych. W polskiej literaturze brak tak dobrych opracowań graficznych, dlatego tym bardziej warto sięgnąć po dzieło Francuzów. Zwłaszcza - a to przecież nie bez znaczenia - że publikacja jest jest dostępna za darmo. Plik jest sporych rozmiarów (ponad 40 MB), ale można też pobrać w dwóch częściach. Druga część jest adresowana do tej grupy odbiorców, którzy pragnęliby posiąść sztukę identyfikowania świdrzyków. Bardzo dobre fotografie zwracają uwagę na szczegóły specyficzne. Dlatego warto, czym prędzej zajrzeć do Francji. www.malaco-journal.fr Delicje!

niedziela, 13 listopada 2011

Zaproszenie na Kretę

Przed przeczytaniem tego wpisu najlepiej jest wyjrzeć przez chwilę za okno, lub na trzy minuty wyjść na balkon. A po przeczytaniu najlepiej od razu przejść do adresu www.muszle.concha.pl i zabrać się za lekturę tekstu Michała Poklękowskiego. Koniecznie.
Cyprea spurca spurca, gigantyczny okaz 37,5mm
W połowie września Michał Poklękowski wylądował na Krecie, w okolicach Agia Pelagia (po polsku: Święta Pelagia, prawdopodobnie chodzi o męczennicę chrześcijańską z Antiochii, która zginęła w 302 roku... Przypis mało wiarygodny). Rok wcześniej eksplorował południową Kretę, w tym roku trafił na jej północne wybrzeże.
 Nie będę streszczał tego, co napisał. Warto zajrzeć i zanurzyć się w lekturze, bo i nie tylko temat ciekawy, ale i język dobry. Poza tym: ten zapis relacji docenią ci zwłaszcza, który znają dreszczyk poszukiwań. Relacja Michała o tyle jest godna polecenia, że Michał Poklękowski jest kolekcjonerem wymagającym (specjalizuje się w najlepiej zachowanych okazach, F+++/ GEM) oraz bardzo dobrze zorientowanym w literaturze konchiologicznej. Poza tym jest pasjonatem i pasja ta wypływa z kolejnych zdań wakacyjnych wspomnień.
Jednocześnie relacja Michała jest opowiadaniem o czymś, co się nazywa realizacją marzeń. W czasie ostatniego podboju stał się właścicielem rekordzistki Cyprea spurca spurca w doskonałym stanie zachowania, o wysokości 37,5 mm. To taki egzemplarz, o którym w specjalistycznych przewodnikach pisze się wymieniając jako szczególne rarytasy...
Dość ględzenia. Niepotrzebnie odwlekam moment spotkania z przygodą. Polecam i zapraszam na stronę Jacka Glanca do zapoznania się z relacją i poradami Michała. Można wejść przez www.muszle.concha.pl, ale szybciej będzie tutaj.
P.S. Prawa autorskie do zdjęcia: Michał Poklękowski, fotografia pochodzi ze strony www.muszle.concha.pl

czwartek, 10 listopada 2011

Ksiądz Boniecki ma głos (w moim blogu)

Od kilku dni trwa zamieszanie wokół postaci księdza Bonieckiego, redaktora seniora Tygodnika Powszechnego. Ponieważ decyzja władz zgromadzenia marianów (do którego ks. Boniecki należy, a którego nawet był dwukrotnie przełożonym generalnym) została przekazana w sposób uniemożliwiający uzyskanie wyjaśnień co do okoliczności, rozgorzała batalia o Redaktora.
Nie chcę prowadzić z nikim walki, chociaż przychodzą takie momenty, w których zachowanie neutralności z moralnego punktu widzenia jest niegodziwością. Tym wpisem chciałbym wystąpić nie przeciwko decyzji marianów, ale z poparciem dla Księdza Adama. I jakkolwiek mam świadomość, że forum bloga nie jest medium o jakiejś sile oddziaływania, tym samym wpisuję się w szeroką akcję pod auspicjami Tygodnika "Ksiądz Boniecki ma głos (w moim domu)".
Księdza Bonieckiego mam szczęście znać od kilkunastu lat, jako autora Tygodnika Powszechnego - jeszcze dłużej. To niezwykle barwna postać życia społecznego i religijnego w Polsce.
Uważam, że stanowisko przełożonych ks. Bonieckiego jest nieprzemyślane, niemądre i niedobre, a przede wszystkim niesprawiedliwe. Kościół nie ma nic wspólnego z kołchozem; w jego naturę wpisana jest symfonia różnych charyzmatów. Jeśli w gronie Apostołów dochodziło do waśni i kłótni z powodu przekonań i zapatrywań, to oznacza to mniej więcej tyle, że Pan Bóg zgadza się na używanie rozumu do wyprowadzania różnych wniosków z podobnych przesłanek. Różnorodność jest bogactwem Kościoła, a nie jego słabością. Chociaż uznaje się, że chorał gregoriański - jako śpiew własny liturgii Kościoła łacińskiego - jest jednogłosowy, to przecież nie można wyobrazić sobie, żeby wszyscy śpiewali np. tenorem, a basów i barytonów należałoby wyprosić czy po prostu uciszyć. Nie tędy droga.
Ksiądz Boniecki został objęty zakazem wypowiedzi medialnych (z wyjątkiem Tygodnika Powszechnego) w celach dyscyplinarnych. Uciszanie Bonieckiego to jednak nie tylko zamykanie ust katolickiemu publicyście, to również próba musztrowania katolików, który pozwalają sobie na inne spojrzenie na Kościół, niż słodko-odpustowe lub samowielbiące. W tej sytuacji sprawa Bonieckiego jest symbolem krótkowzrocznej polityki nastawianej na wypieranie problemów, kneblowanie krytyków bez wsłuchiwania się w racje, które za nimi stoją.
Mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i z decyzji się wycofa. Mam nadzieję, że księdzu Bonieckiemu ta niełatwa lekcja pokory nie wyrządzi krzywdy. Mam też nadzieję, że podobne sytuacje nie będą w przyszłości występować. Do czasu jednak opadnięcia bitewnego pyłu deklaruję, że Ksiądz Boniecki ma głos (w moim blogu też).