czwartek, 22 września 2022

Odradzam odradzanie Odry

Jak można najbardziej pomóc Odrze? Nie przeszkadzając jej. Mógłbym tak podsumować wysiłki podejmowane, aby ratować Odrę po katastrofie, jaka dotknęła ją na przełomie lipca i sierpnia. Nie jestem jednak hydrobiologiem i nie mam prawa wypowiadać się na temat prób naprawiania sytuacji. Powinno się było nie doprowadzać do tej tragedii, teraz to płakanie nad rozlanym mlekiem. W odróżnieniu od wielu uważam, że sierpniowa katastrofa była tylko spektakularną uwerturą, której introit zapadnie nam w uchu po wielokrotnych powtórzeniach granych na kolejnych strunach polskich rzek. Nie wierzę, że się coś zmieni. Nie będzie winnych. Nie będzie wniosków. A jak tak dłużej pójdzie nie będzie niczego...

Mawiali, że dzieci i ryby głosu nie mają. Dzieci głosu się doczekały. Ginące milionami sztuk ryby też doczekały się uwagi i współczucia. Szczerze płakano nad nimi, szczerze i rzewnie. Pewnie dlatego, że ryby to jednak inwestycja, że ryby to wędkarze, a wędkarze to też potencjalni wyborcy. No więc teraz będzie naprawianie szkód przez ponowne zarybianie, grosza nie będzie szczędził jeden z drugim dysponent publicznych środków. I trąbić będą, że szkody zostały naprawione. 

Gówno zostały naprawione, tak chciałoby się najdelikatniej podsumować te wysiłki... Można w rzekę teraz pompować kolejne miliony, nie zaszkodzi już jej tak bardzo, ale czy pomoże? Nie wierzę... Rzeka to organizm a nie rów z wodą, którym raz płyną ścieki a raz odhodowane jesiotry. Dopóki na rzeki patrzeć będziemy jak na graniczne rowy, a nie jak na tętnice tłoczące życiodajne składniki, nic się nie zmieni, a na pewno nie zmieni się na lepsze. 

Temat Odry zniknął już  z nagłówków gazet i z pasków w najlepszym czasie antenowym głównych stacji telewizyjnych. Być może firmy zajmujące się utylizacją odpadów już poradziły sobie ze smrodem milionów rozkładających się organizmów wodnych. Faktury zostaną opłacone, zapory na rzece zdemontowane, brzegi uporządkowane. Może nawet cofnięte zostaną zakazy zbliżania się do rzeki. Okazywany będzie entuzjazm, kiedy ktoś zobaczy gdzieś jakąś  rybkę albo może nawet dorodną sztukę złowioną na wędkę. A ja i tak będę karmił swój pesymizm i wyrażał empatię dla Kasandry... 

Jeszcze naukowcy próbują coś powiedzieć, na coś zwrócić uwagę. Abstrahuję, że naukowcami są zarówno hydrobiolodzy jak i hydrolodzy, ale cele badawcze obu dziedzin mogą się drastycznie różnić. Zanim naukowcy odkryją w swoim genomie dziedzictwo Kasandry, polecam tekst Ani Łabęckiej w Instytutu Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego, która w kontekście tragedii odrzańskiej pisze o małżach skójkowatych: https://naukadlaprzyrody.pl/2022/09/19/dlaczego-gina-malze-nie-tylko-w-odrze/ . Bardzo potrzebne są takie głosy, ale bądźmy szczerzy: kto się z nimi liczy? Ilu i jakich naukowców włączono w zespół do spraw wyjaśnienia skażenia Odry? Ja jestem laikiem, ale swoje wiem: czego by nie policzono, zawsze to będzie wierzchołek góry lodowej, prawdziwy problem pozostanie poza zasięgiem naszej świadomości. Gdyby w Odrze nie było problemu ze śnięciem ryb, kto by się problemem przejmował? Rzeka to nie tylko ryby. Doniesienia medialne ocierały się nawet o zrozumienie problemu, wspominano o innych grupach organizmów, na zdjęciach wypatrzeć można też było niezliczone muszle żyworódek (Viviparus). Nad nimi nikt nie płakał. A jeśli nawet, to dlatego, że było ich dużo i są to duże (jak na nasze warunki) ślimaki. Uważam, że pilnie potrzeba zinwentaryzować straty w odrzańskich ekosystemach. Przejrzawszy jakąś ilość zdjęć z Odry mogę uważać, że bardzo ucierpiały małże i ślimaki oddychające skrzelami. W polskich wodach jest kilkanaście gatunków ślimaków, które oddychają za pomocą skrzeli. Żyworódki wypatrzeć łatwo, poza tym sporo uwagi (naukowej) poświęciła im swego czasu śp. prof. Anna Stańczykowska, a obecnie dr hab. Beata Jakubik. Sam obserwowałem ogromne ławice pustych muszli żyworódek rzecznych unoszących się na powierzchni Wisły i ogromne pokłady pustych muszli tego gatunku w okolicach Sobieszewa nad Bałtykiem. Zmiany liczebności tego gatunku zdają się mieć jakąś stałość. Ale gatunkiem oddychającym skrzelami jest również zawójka rzeczna Borysthenia naticina (Menke, 1845), której stanowiska w Odrze należały do jednych z ostatnich w Polsce. Podobnie jest z namułkiem pospolitym Lithoglyphus naticoides, niby obcym elementem w naszej malakofaunie, ale nie tylko nie będącym inwazyjnym, ale wręcz zasługującym na ochronę... Czy ktoś zwrócił uwagę na sytuację rozdepki rzecznej Theodoxus fluviatilis? A małże? Poza dużymi (i bardzo dużymi) skójkami i szczeżujami w Odrze występowały też gatunki z rodziny Sphaeriidae, uważane za rzadkie lub bardzo rzadkie: Sphaerium rivicola i jeszcze rzadsze S. solidum. Czy ktoś jest w stanie powiedzieć, co się z nimi stało? Bardzo mało wiemy o biologii tych gatunków, wiemy tylko, że są bardzo wrażliwe na zanieczyszczenia środowiska. Jak więc ma wyglądać przywracanie życia w Odrze? Wpompujemy miliony litrów wody z narybkiem ryb hodowlanych, nie sprawdzając nawet, czy nie są zarażone glochidiami szczeżui chińskiej? Pyta o to również dr Łabęcka... Może lepiej ogłosić sukces, że wydano ileś milionów na zarybienie rzeki... Nie jestem ichtiologiem, ale nawet taki nieuk jak ja wie dobrze o tym, że w ekosystemie musi być równowaga, a równowaga to nie znaczy po równo: tona karpia, tona amura, tona sandacza, tona węgorza... Wpuszczany narybek musi mieć też coś jeść, a katastrofa w Odrze zniszczyła całe łańcuchy troficzne, które przecież nie składają się z samych ryb. Mięczaki to też część tych łańcuchów. A poza nimi tysiące innych organizmów, w tym również takich, które nawet nie doczekały się polskich nazw...

Rzeka będzie żyła. Nie będzie to to samo życie, ale będzie. Na zdjęciach nie wypatrzyłem wśród padłych zwierząt ślimaków płucodysznych (to między innymi zatoczkowate i błotniarkowate). Wyginięcie jakichś organizmów tworzy nisze ekologiczne, które zajmowane będą przez inne organizmy, które być może skorzystają z ewolucyjnej szansy. Ale bardziej prawdopodobne jest, że spustoszone ekosystemy zajęte zostaną przez niepożądane gatunki obce, których strategie życiowe faworyzować będą lepiej dostosowane do deficytów tlenowych i zaburzonego reżimu termicznego osobniki. Nawet jeśli katastrofa wymiotła obce gatunki, one zdecydowanie szybciej skolonizują na powrót opustoszałe nisze, niż zrobią to narażone gatunki rodzime...

Przez kilka dni na stole w mojej kuchni leżał pomidor. Jakoś go nie włożyłem do lodówki mając zamiar zjeść go na kolację. Dopóki był cały, leżał sobie i czekał na moją decyzję. Któregoś wieczoru uszkodziłem go nieco nieostrożnie stawiając garnek. Rano oblepiony był muszkami owocówkami, brzeg pękniętej skórki pokrył się lekkim nalotem pleśni, a wewnątrz panoszyły się procesy fermentacyjne. Nie nadawał się już do zjedzenia. Po co mi ten pomidor (swoją drogą, też gatunek obcy)? Żeby pokazać prawidłowość: dopóki nie jest zaburzony całokształt, organizm funkcjonuje. Jak tylko naruszy się tkankę, zaczyna się niekontrolowany (ale naturalny) proces przekształcania. Zdrowa rzeka obroni się się przed obcymi przybyszami. Rzeka potraktowana przez pryzmat interesów człowieka staje się jeszcze bardziej narażona na ataki z różnych stron...

Odrazą napawają mnie obrazki odradzania Odry. Odradzałbym takie odradzanie Odry. Chcesz pomóc, to nie szkodź. Tyle i aż tyle...

Taki obrazek z Łodzi z 2014 roku, kiedy oczyszczano staw na rzece Jasień. Ważne, że kaczki teraz pływają...