czwartek, 25 lipca 2019

Szukać małży!

W mojej ocenie jest za sucho. Nawet, jeśli ktoś narzeka na przelotne opady psujące urlop, powtórzę: jest za sucho. Paskudny czas na szukanie ślimaków lądowych. Trzeba jednak adaptować się do panujących warunków, w związku z powyższym przekazuję apel dr Ani Łabęckiej z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poszukiwane są nowe stanowiska szczeżui chińskiej Sinanodonta woodiana. Pisałem kiedyś o tym małżu, można odszukać na blogu, natomiast chodzi o to, żeby korzystając z niskiego stanu wód, przyglądać się, gdzie małż ten występuje. Co jest ważne: patrzeć na dno, ale też na brzegi i na tzw. usypiska. Każdy zbiornik jest pod tym względem dobry: stawy (zwłaszcza hodowlane), jeziora, rzeki. Dziś, kiedy zdecydowana większość przedstawicieli rodzaju Homo nosi przy sobie telefon wyposażony w aparat fotograficzny, prośba jest stosunkowo łatwa do spełnienia. Trzeba zrobić zdjęcie okazu i podać lokalizację (teraz można nawet korzystając ze smartfonów od razu nanieść lokalizację na mapę...) Ważne, żeby zdjęcie było wyraźne, bo wtedy łatwiej identyfikować.
Apel powtarzam z dużym opóźnieniem, bo po prostu dostał do mnie przypadkiem, a ja nie korzystam z fejsbóka. Ale to bardzo cenna inicjatywa i warto się w nią zaangażować. Naprawdę nie trzeba być specjalistą, żeby szczeżuję chińską odróżnić od innych, a nawet jeśli ktoś miałby z tym problemy, to każde doniesienie o bardzo dużym małżu w polskich wodach można interpretować, jako potencjalnie odnoszące się do S. woodiana.
Dane o stanowiskach można przesyłać na adres anna.labecka(at)uj.edu.pl
A swoją drogą uważam, że powinniśmy bardziej tworzyć społeczne sieci naukowe, co całkiem dobrze funkcjonuje wśród ornitologów i entomologów, ale beznadziejnie wśród malakologów... Liczę na jakieś pomysły!

foto z fejsbóka Anny Łabęckiej

wtorek, 9 lipca 2019

Kserotermicznie, ale nielicznie

Czy narzekałem już w tym roku na pogodę? Nie uwierzyłbym, gdyby mi ktoś wmawiał, że powstrzymałem się od komentowania aury. Narzekanie jest ostatnią obroną przed bezsilnością... Jest taka legenda, że kiedy Świętemu Piotrowi powierzono klucze nieba, ten - jako że był rybakiem, a nie rolnikiem, dopytywał, kiedy ma deszcz spuszczać na ziemię. Dano mu odpowiedź: "Kiedy będą prosić", a że był już przygłuchawy, to zrozumiał "Kiedy będą kosić". Zobaczymy, czy spełni się  w tym roku. Sucho jest potwornie, nie dość, że nie pada i od czasu do czasu przechodzi fala upałów, to jeszcze częściej i silniej wieje, co przyśpiesza wysuszanie gleby. Gdzie się nie ruszę, tam wszystko przesuszone i niemiłe dla malakologicznego oka.
Wybrałem się ostatnio nad Wartę w okolicach Burzenina (w województwie łódzkim). Znam stamtąd kilka stanowisk, najbardziej jednak zależało mi na samej Warcie, którą chyba po macoszemu traktuję w moich terenowych wycieczkach. Zacząłem jednak od Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego "Góry Wapienne". To takie miejsce przy wyjeździe z Burzenina w stronę Szynkielowa. Po prawej stronie drogi znajduje się skarpa, oznaczona tabliczką i informacjami o atrakcjach przyrodniczych tego miejsca. Kiedyś wspomniałem już o tym. Byłem tam przed blisko dziesięciu laty. Jeśli pamięć mnie w pole nie wyprowadziła, to miejsce to wydaje się  być bardziej zarosłe niż przed laty. Ma to swoją nazwę: "sukcesja ekologiczna", uważam jednak, że jej tempo nie jest tak straszne, jak w innym miejscu, o którym za chwilę wspomnę. Znam z Burzenina stanowisko Xerolenta obvia (wzmiankowane na tablicy informacyjnej) oraz Cepaea vindobonensis (proszę pozwolić, że będę się trzymał jednak tej starszej wersji nazwy rodzajowej...). Początkowo myślałem, że nie znajdę tego drugiego. Co się naszukałem, w jakie krzaki wlazłem... I nic!. Na szczęście bliżej drogi, w bardziej prześwietlonych miejscach, o roślinności bardziej ruderalnej niż kserotermicznej, znalazłem kilka żywych osobników. Uspokoiło mnie to, w odróżnieniu od innej okoliczności, a mianowicie: braku drobiu. Przez "drób" rozumieć należy wszystko to, co w naszej malakofaunie nie przekracza 4 mm, czyli zdecydowaną większość gatunków... Żadnej Vallonia, żadnej Truncatellina, żadnej Pupilla czy Vertigo. Nie znalazłem też Chondrula tridens, która jest przecież charakterystycznym gatunkiem dla takich biotopów. Przyznam się - i proszę śmiechem nie parskać - że miałem ochotę zapolować na bezoczkę podziemną Caeciliodes acicula. Trop był taki, że skoro gleba wapienna, to może się znajdzie. Grzebałem w kretowiskach i wykrotach, w miejscach spływu wód, wśród korzonków... I nic. Powoli zaczynam upodabniać się do tej części populacji, która ze ślimaków dostrzec potrafi tylko winniczki... Winą obarczam suszę i upały, ale wizyty u okulisty wykluczyć nie mogę...
Gdzie dziesięć lat temu znalazłem Aplexa hypnorum, tym razem znalazłem sukcesję nieekologiczną, to znaczy przykład najbardziej chamskiego zasypywania starorzecza gruzem, kompostem, śmieciem niebiodegradowalnym i wszelkim popisem ludzkiej bezmyślności. Może nawet przy tych suszach wygrzebałbym jaką muszlę, ale rozkopywanie antropogenicznych pokładów potwornej bezmyślności nie zachęcało mnie do reanimowania wiary w znalezienie czegokolwiek... Szkoda, choć uważam, że przy powrocie naturalnego reżimu wilgotności warto by tam wrócić. To w połowie drogi między "Górami Wapiennymi" a Wartą.
A Warta? Zachodu warta, ale nie w tamtym momencie. Wysoki brzeg nie bardzo umożliwiał mi dobry rekonesans, a dostępne wypłycenia charakteryzowały się nader skąpą malakofauną. Wiem, że stać ją (znaczy Wartę) na dużo więcej, wszak należy do naszych największych rzek. Sphaerium corneum i Bithynia tentaculata to trochę za mało na moje aspiracje. Pusta muszla Ancylus fluviatilis też mnie nie udobruchała, a pojedyncze osobniki Unio pictorum i Unio tumidus to też jeszcze nie powód do szału. Gdybym jakieś Pisidium znalazł, to bym się bardziej ucieszył. Albo Unio crassus, która na tej wysokości w dorzeczu Warty występuje (np. w Grabi), to co innego. Nie wspomnę o takiej fanaberii, jak Borysthenia naticina, która przecież też może tam występować. Obyło się bez tego wszystkiego. Jedyną osłodą była mi czapla siwa, na którą nagapić się mogłem, dopóki jej kajakarze nie przepłoszyli. Starorzecza na tym odcinku wyglądały tak, że nawet nie pofatygowałem się w trzcinowiska, żeby czego w mule poszukać, bo zamiast mułu była tylko darń ubita, przesuszona, dawno stojącej wody nie mająca w pamięci...
Ostatnim punktem wycieczki był położony po drugiej stronie rzeki rezerwat "Winnica". Jest to wychodnia skał wapiennych, a właściwiej skarpa po dawnej odkrywce margli i wapieni. Po zakończeniu eksploatacji, teren zostawiony sam sobie, przeszedł w ręce natury, która postanowiła przyozdobić go kserotermiczną murawą. Kiedy się zorientowano, że natura sobie nieźle z tym poradziła, przed ćwierćwieczem ustanowiono tam rezerwat florystyczny, co by tę roślinność kserotermiczną chronić. A trzeba było owce kupić i co jakiś czas wypasać! Nie wiem, jak rezerwat wyglądał przed ćwierćwieczem, ale dziś określiłbym go jako ostoję tarniny. Ponieważ obszedłem go tylko dokoła, trudno mi o jednoznaczną ocenę, ale ewidentnie coś poszło nie tak. Myślę, że za jakieś dziesięć lat będzie można zacząć śmiało myśleć o planowym zrezygnowaniu z dalszej ochrony tego miejsca ze względu na zatracenie charakteru kserotermicznej murawy. Wypatrzyłem, oczywiście, te gatunki ślimaków, które widziałem i w "Górach Wapiennych", z tą jednakże różnicą, że żywych osobników nie napotkałem, co oczywiście nie dowodzi, że ich tam nie było... Znalazłem jednego malucha, ale trudno mi określić, co to za jeden, bo ani Vallonia, ani Punctum, a na co wygląda, to muszę jeszcze poszukać. Ale to aż jedna sfosylizowana muszelka, więc zadanie przede mną niełatwe.
Widzę, że rolnicy zaczynają żniwa. Dobrze by było, żeby teraz nie padało. Z drugiej strony ta susza źle się odbije na pozostałych gałęziach rolnictwa, więc może niech by popadało... Wiem, że jak tak dalej pójdzie, to stracę wiarę w zdolność znajdywania drobiu i będę musiał się przestawić na egzotyczne. Ale szkoda byłoby się brać za egzotyki, jak tyle jeszcze Polski nieodkrytej...