niedziela, 26 czerwca 2022

Taka fajna apka

W nadmiarze wad własnych jednej przypisać sobie nie mogę: nie jestem gadżeciarzem. Nie lubuję się w technicznych nowinkach, nie wymieniam aparatu telefonicznego z każdym nowym modelem na rynku, nawet nie mam telewizora (to akurat świadomy i konsekwentny wybór). Posługuję się co prawda smartfonem, ale nie wykorzystuję większości jego zastosowań. Choć ostatnio coś się tutaj zmieniło i wkręciłem się na dobre w jedną z jego multifunkcjonalności. Kolega z pracy pokazał mi kiedyś aplikację ro rozpoznawania roślin i zwierząt. Przyjąłem ją z pewnym dystansem, ale z czasem... Z czasem wkręciłem się na tyle, że dziś idąc na spacer sprawdzam, czy aby przypadkiem nie zapomniałem zabrać telefonu ze sobą.

Mam tu na myśli aplikację Seek udostępnioną przez iNaturalist - społeczność naukową związaną z Kalifornijską Akademią Nauk i National Geographic Society. Może kiedyś napiszę coś więcej o samej idei nauki obywatelskiej, czyli wielkoskalowych projektach badawczych, do których dane gromadzone są przez społeczności naukowców i amatorów na całym świecie korzystających z otwartych baz danych. Aplikacja Seek jest jednym z darmowych rozwiązań proponowanych przyrodnikom, zwłaszcza młodszym. Jej zadaniem jest rozpoznawanie gatunków roślin, grzybów i zwierząt znajdujących się w zasięgu obiektywu użytkownika aplikacji. Każdy rozpoznany gatunek przybliża do zdobycia wirtualnego medalu i wspięcia się  na wyższy poziom kompetencji. Są też wyzwania tematyczne, w których zadaniem jest obserwacja konkretnych biotopów lub poszczególnych gatunków. 

Aplikacja jest bezpłatna i dokleja reklam. Ma to swoje ogromne plusy, ale ma też pewne mankamenty. Jest przede wszystkim nieco niedoinwestowana i przez to aktualizacje aplikacji pojawiają się dość rzadko, a tym samym rzadko usuwane są błędy. Poza tym jest dość niestabilna, często się zawiesza, wyłącza, spowalnia pracę telefonu. Obserwując ruchliwe zwierzęta (choćby ptaki czy owady) można się nieco poirytować tempem jej pracy. Rozwiązaniem jest robienie zdjęć i identyfikowanie gatunków ex post, korzystając z zasobów zapisanych w pamięci telefonu. O tyle jest to dobre, że w terenie czasem trudno o dostęp do dobrego połączenia z internetem, a im łącze słabsze, tym wolniejsza praca aplikacji. Słabo współpracuje z aparatem fotograficznym, zwłaszcza w kwestii ostrzenia kadru, nie ma też możliwości automatycznego włączenia lampy błyskowej (co akurat mogłoby być wadliwym rozwiązaniem, ale już manualny tryb włączania lamy byłby jak najbardziej przydatny)

Dobrych klika lat temu ludzkość ogarnięta była manią poszukiwania pokemonów. Absolutnie wówczas byłem wolny od pokusy uganiania się po ulicach z włączonym aparatem w telefonie, aby poszukiwać wirtualnych potworków. Gdyby jednak ktoś popatrzył na mnie z dystansu, mógłby pomyśleć, że właśnie za takimi pokemonami biegam... Wtedy wykorzystywane były algorytmy rzeczywistości nadpisanej. Tutaj nie chodzi o to, żeby coś wyimaginowanego odnaleźć, ale nazwać to, co jest pod ręką. Cały algorytm opiera się na zasadzie klucza dychotomicznego, aplikacja weryfikując występowanie cechy sprawdza wyniki od najwyższych do najniższych kategorii taksonomicznych. Czasem identyfikuje obiekt tylko do królestwa, częściej do rzędu lub rodziny. Zdarza się, że wykonując kilkadziesiąt zdjęć nawet, nie może zidentyfikować gatunku zatrzymując się na rodzaju. Zdarza się też tak, że identyfikacja następuje w ułamek sekundy. Najczęściej dotyczy to roślin. Zdarzało się, że identyfikacja szła zupełnie gdzieś w kosmos, na przykład psa domowego wrzucała do wiewiórkowatych, lemurowatych lub innych, a jedno ze zdjęć psa podpisane zostało, że to kaczkowate. Zawsze wtedy Seek przeprasza, że nie dokonał pełnej identyfikacji i że się uczy, co jest pocieszające. Z mięczakami jednak radzi sobie wyjątkowo słabo. Nie są to ruchliwe zwierzęta, teoretycznie wiec można je obserwować na spokojnie dając czas aplikacji na weryfikację oznaczenia. Tutaj popełnia sporo błędów, zwłaszcza w odniesieniu do pospolitych gatunków. Zatoczek rogowy Planorbarius corneus po setkach prób podpisany został jako Planorbella trivolvis, Lissachatina fulica pierwotnie zidentyfikowana została jako błotniarka stawowa a Malacolimax tenellus jako Arion subfuscus. Ślimaki z rodzaju Monacha, Xerolenta czy Fruticicola trafiają ostatecznie jako Theba pisana. Małża do tej pory nie udało mi się zidentyfikować żadnego. Nawiasem mówiąc obserwacje nadwodne są wyjątkowo trudne i mało owocne, autorzy aplikacji jednak za każdym razem, kiedy uruchamiany jest na nowo aparat fotograficzny, przypominają o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. 

W ciągu niespełna roku zidentyfikowałem przy pomocy tej aplikacji ponad trzysta pięćdziesiąt gatunków, z czego najwięcej roślin (do tych najłatwiej podejść i poczekać aż program rozpozna). Myślę, że jest to bardzo ciekawe narzędzie zarażania poznawczą pasją młodszego pokolenia, które przecież smartfonami posługuje się w bardziej naturalny sposób niż dziadersy pamiętające jeszcze czarno-biały świat starych filmów. Jakkolwiek uważam, że należy zdecydowanie odciągać dzieci i młodzież od smartfonów, to już przy założeniu, że młody człowiek urządzeniem tym się posługuje, warto motywować do korzystania z tego typu narzędzi. Wydaje mi się również bardzo dobrym wprowadzenie aspektów rywalizacji poprzez wprowadzanie wirtualnych nagród. Jeśli dzięki temu dziecko nauczy się, że nie każdy robal to robak i nie każdy ptak to kaczka, to już dużo. A jest to na pewno bardzo dobre narzędzie do pokazania bioróżnorodności i jej bogactwa nawet w zurbanizowanych środowiskach, w jakich przyszło żyć większej części ludzkości...


 





poniedziałek, 6 czerwca 2022

Zmarła Prof. Beata M. Pokryszko (21.10.1956-05.06.2022)

Czas niech płynie poprzez nas

Kto zgasł

Temu niepotrzebny czas

Głos twój ciepły ucichł głos

Już noc

Niebu niepotrzebna noc

Łzy niech płyną wyschną łzy

Więc wiesz

W niebie nie potrzeba łez

Adam Nowak, Już

 

Dotarła dziś do mnie przygnębiająca wiadomość, że w dniu 5 czerwca 2022 roku odeszła do Wieczności śp. prof. dr hab. Beata M. Pokryszko, wybitna malakolog, naukowiec związana z Muzeum Przyrodniczym Uniwersytetu Wrocławskiego, jedna z legend środowiska malakologicznego w Polsce.

Przyszła na świat we Wrocławiu 21 października 1956 roku. W latach 1975-1980 studiowała biologię na Uniwersytecie Wrocławskim, tam obroniła tytuł magistra, a w 1986 doktoryzowała się. Habilitowała się w 1997 roku, a w 2008 roku otrzymała tytuł profesora. Cała jej działalność naukowa skupiona była wokół mięczaków i w tej specjalności weszła do światowej ligi.

Zajmowała się drobiem. Nie tym opierzonym drobiem, a tym ślimaczym, to znaczy najmniejszymi ślimakami lądowymi. Jej monografia poświęcona Vetriginidae Polski (opublikowana w 1990 roku) należy do najczęściej cytowanych prac polskich malakologów. Również rodzaj Lyropupa (Pulmonata, Pupilloidea), endemiczny dla Hawajów, który wzięła za przedmiot badań habilitacyjnych, zalicza się do drobiu. Od połowy lat dziewięćdziesiątych angażowała się w badania międzynarodowe i ten profil badań przewijał się przez kolejne lata. Jeśli nawet zasługi dla światowej malakologii bronią się same, trudno sobie wyobrazić środowisko polskich malakologów bez jej zaangażowania. Wydaje się, że była ostatnim malakologiem, który na polską malakologię patrzył nie przez pryzmat aspektów badań, ale stosunku do tego przedmiotu. Była zwornikiem środowiska, traktowała je niemal jak licealną paczkę, z którą spotyka się dla samej przyjemności spotkania i wspominania. Bez niej nie byłoby emocjonalnego ładunku, który spajał specjalistów różnych dziedzin zajmujących się mięczakami. Była chodzącą historią "krościenek" i Stowarzyszenia Malakologów Polskich, którego była członkiem-założycielem, a od 2019 roku Członkiem Honorowym. Poza malakologią zajmowała się również historią malakologii oraz jej popularyzowaniem. Była bodajże największym rezerwuarem anegdot z życia polskich malakologów. 

Kiedy pierwszy raz spotkałem się z prof. Andrzejem Wiktorem w jego gabinecie we Wrocławiu, nie miał okazji przedstawić mi jej (była gdzieś w terenie). Słabo ją wtedy znałem, wiedziałem tylko o poczwarówkach, że się nimi zajmuje. Profesor Wiktor, którego była uczennicą, powiedział wówczas o niej, że "jest człowiekiem wielu talentów" i że "dawno go już przerosła". Od 2010 roku sporadycznie zaczepiałem ją mailowo, posyłając informacje o stanowiskach Columella aspera. Pierwszy raz spotkaliśmy się w Łopusznej na XXX Krajowym Seminarium Malakologicznym. Ostatni raz widzieliśmy się w styczniu 2019 roku na pogrzebie wspomnianego profesora Andrzeja Wiktora. Należała do stałych czytelników moich malakofilnych wypocin, zachęcała mnie do włączenia się w redagowanie "Ślimakuriera" (taki newsletter Stowarzyszenia, przez lata redagowany jednoosobowo przez prof. Pokryszko), tłumaczyła recenzje, które przygotowywałem do Folia malacologica. Mam nadzieję, że któryś z jej przyjaciół szerzej rozpisze się o jej zasługach. Była nieprzeciętną osobowością oddziałującą na otoczenie. Z jej odejściem zamyka się ogromny rozdział polskiej malakologii. Postaram się, kiedy opadną emocje, napisać więcej o jej wpływie na środowisko, którego samozwańczą cząstką się czuję...

Nie są jeszcze znane szczegóły dotyczące pochówku. Poinformuję, kiedy tylko czegoś się dowiem.

Niech spoczywa w Pokoju. 

Edit:

Uroczystości pogrzebowe odbędą się na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu 15 czerwca 2022 r. o godz. 14, natomiast pożegnanie akademickie zaplanowano na 24 czerwca 2022 r. o godz. 12 w Oratorium Marianum.