wtorek, 23 października 2012

Wystawa w Palmiarni

Udało mi się i zdążyłem. Choć tak się śpieszyłem, że nieomal nie ominąłem i nie pobiegłem dalej. W ostatniej chwili zorientowałem się, że to,  to "to", a właściwiej "ta".
W ostatnią niedzielę wybrałem się w końcu zobaczyć wystawę muszli morskich w Palmiarni Ogrodu Botanicznego w Łodzi. Zacznę od tego, że słowo "wystawa" nie do końca oddaje rzeczywistość, ale brzmi ładniej niż "wystawka" - bardziej adekwatny termin.
Towarzyszy mi emocjonalna ambiwalencja. Z jednej strony cieszę się, że na wystawienniczej mapie Polski pojawił się taki punkcik. Wszystko, co służy promocji malakologii jest mi bliskie i cieszę się z każdej podjętej w tym względzie inicjatywy. Ale pomimo tego, że się cieszę, doznaję też smutku, może raczej rozczarowania czy nawet lekkiego zażenowania. Przypuszczam, że wielu kolekcjonerów z Polski mogłoby zaprezentować zbiory nieco bogatsze i nieco ciekawsze. Przypuszczam również, że wielu kolekcjonerów byłoby po prostu rozczarowanych wystawą.
Wchodząc do budynku Palmiarni, jeszcze w holu głównym (zanim kupi się bilety) można zobaczyć dwie szklane gablotki z eksponatami, w jednej muszle ślimaków, w drugiej muszle małży. W pierwszej z małym błędem w oznaczeniu rodzaju Lambis. O, i to już jedna z bolączek ekspozycji: okazy nie zostały opisane. Niektóre tylko zostały zaopatrzone w coś na kształt etykietki, z podaniem nazwy rodzajowej. Niestety dotyczy to tylko wybranych muszli. Obniża to zdecydowanie walor poznawczy i edukacyjny wystawy. Wydaje się, że zabrakło trochę pomysłu, widoczny jest brak ręki kuratora: nie zadbano o dopasowanie rodzajów, ułożenie wg jakiegoś czytelnego klucza. Może żądam zbyt wiele od tak niewielkiej wystawy, ale po prostu brakuje. Poza tym mylący jest sam tytuł: "Muszle - klejnoty morza". Gdyby zatytułowano ją "Skorupy - klejnoty morza", byłby to - semantycznie - bardziej trafiony wybór.
Zgromadzenie obok siebie muszli małży, ślimaków, głowonogów (w tym "muszli" żeglarka - niezwykle interesującego tworu mięczaka, który jednak muszlą nie jest) oraz skorup jeżowców, egzemplarzy rozgwiazd, gąbek czy pancerza skrzypłocza wymyka się z tytułu ekspozycji. Przy braku odpowiednich podpisów może wzbudzić w umysłach oglądających niepotrzebne zamieszanie.
Imprezą towarzyszącą wystawie był wykład, o którym wspominałem w poprzednim wpisie. Dobry, przystępny wykład, adresowany do kompletnych laików, którzy może jednak odnajdują w sobie zainteresowanie mięczakami. Kilka dobrze postawionych pytań dało kilka dobrych odpowiedzi. Autorka wystąpienia wyjaśniała między innymi, po co małżom zamki, gdzie ślimaki mają włosy, gdzie żebra albo zęby. Mówiła (i pokazywała) krajowych gigantów i krajowych karłów (karzełków właściwie), wskazywała na podstawowe różnice w budowie małży i ślimaków, w tym - jakże często mylone - położenie oczu tych ostatnich.
Pomysł wykładu mocno ratuje wystawę. Bez tego oglądanie ekspozycji mogłoby trwać tak krótko, jak trwa podejście do pięciu bodajże przeszklonych gablotek. Mało tego. Oczywiście, wziąwszy pod uwagę miejsce ekspozycji - palmiarnię - nie można oczekiwać ogromnej wystawy: nie to jest celem takich miejsc jak palmiarnia. Jeśli już jednak ktoś podjął decyzję o jej organizowaniu, powinien skonsultować się albo z kimś, kto zajmuje się mięczakami zawodowo, albo kto dary je nieugaszoną miłością amatora. Tego mi zabrakło i wciąż odczuwam niedosyt.
Wierzę jednak, że kiedyś do Łodzi zawita wystawa większa, lepiej przygotowana, o wyżej postawionych celach edukacyjnych. Optymalnie byłoby, gdyby jeszcze za mego życia;)






 A to już coś z zupełnie innej beczki, ale trudno uciec od skojarzeń;). Stały mieszkaniec Palmiarni: Begonia Rex

piątek, 19 października 2012

Wykład w Palmiarni

Mam nadzieję zdążyć. Zarówno z informacją, jak i na samą treść informacji. Otóż: w najbliższą niedzielę, 21.10.12 r. o godzinie 14 w Łódzkiej Palmiarni, przy okazji wystawy muszli (o której wspominałem przed paroma wpisami) odbędzie się prelekcja dr Anny Sulikowskiej-Drozd pt. Cudze chwalicie... Poznajcie krajowe ślimaki i małże.
Ponieważ nie miałem jeszcze okazji zobaczyć wystawę, mogę przede wszystkim gorąco rekomendować prelegenta. Organizator informuje, że prelekcja będzie miała charakter multimedialny. Prelegentem będzie pracownik Uniwersytetu Łódzkiego, specjalistka m.in. od świdrzyków (Clausiliidae), współautorka opracowania mięczaków w "Fauna Polski" pod redakcją W. Bogdanowicza i in. (tom III, MiIZ PAN, 2008), badaczka malakofauny różnych obszarów Polski (Bieszczady, Beskidy, Pieniny, Tatry, obszar Łódzkiego).
Przypuszczam, że rodzime mięczaki mogą popaść w kompleksy przy swoich egzotycznych kuzynach. Nie mniej ich biologia i ekologia może być równie zajmująca, pod warunkiem wszakże, że nie poszukuje się sensacyjnych odkryć...
Szczegóły, jeśli tak to można nazwać, na stronie Palmiarni. Jeśli kto nie ma pomysłu na niedzielne popołudnie, nie straci wybierając się na wystawę z wykładem o mięczakach. A zyska porcję solidnej wiedzy o najbardziej zakręconych stworzeniach,  żyjących z nami po sąsiedzku.

wtorek, 16 października 2012

Głowonogi

W 1979 roku ustanowiono dzień 16 października Światowym Dniem Żywności. Pierwsze jego obchody odbyły się rok później w Rzymie, w siedzibie FAO - Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa. W Polsce data 16 października kojarzyć się będzie z wyborem Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową, myślę jednak, że nie zawadzi kilka słów poświęcić dzisiejszemu świętu, i z tej choćby przyczyny, że w zawołaniu FAO znajdują się słowa FIAT PANIS, które można przetłumaczyć jako "niech będzie chleb", "niech stanie się chleb" (a w konsekwencji: niech nie zabraknie chleba).
Wpadła mi ręce publikacja FAO z 1984 r., którą odkryłem dzięki skryptowi w całości poświęconemu głowonogom. A ponieważ głowonogi, jako nieobecne w rodzimej faunie, skąpo reprezentowane są w polskojęzycznej literaturze malakologicznej, nie mogę przemilczeć nowej zdobyczy.

Przed kilkoma dnami dotarła do mnie przesyłka ze Szczecina, omawiająca cztery rzędy współczesnych głowonogów, i to właśnie pod kątem wykorzystania w rybołówstwie.
Wiesław Seidler oraz Józef Domagała podjęli się przygotowania skryptu dla studentów Uniwersytetu Szczecińskiego, którzy w przyszłości chcieliby wypłynąć na oceaniczne wody polskimi traulerami. Ponieważ w podtytule napisano, że to skrypt dla studentów Wydziału Nauk Przyrodniczych, nie wiem, czy powinienem się za niego zabierać, przyjąłem jednak, że może dostanę jakąś dyspensę...
Ponad stopięćdziesięciostronicowy skrypt (w języku polskim!) wydany został w 2003 roku nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Szczecińskiego. Stanowi przegląd czterech rzędów współczesnych głowonogów, tj. łodzików, ośmiornic, mątw i kalmarów. Wspomniano tylko o kopalnych rzędach (amonitach i belemnitach) oraz o współcześnie żyjących wampirzycach (reprezentowanych przez jeden tylko gatunek Vampyroteuthis infernalis Chun, 1903). Celem publikacji jest zaznajomienie ze współczesnymi głowonogami, mającymi zastosowanie w przemyśle spożywczym. Chodzi o to, aby potencjalny dalekomorski żeglarz wiedział, że poza rybami i waleniami można łowić jeszcze inne zwierzęta morskie.
Skrypt stanowiłby zapewne dzieło o nieprzecenionej wartości gdyby nie mała okoliczność, że właściwie jest streszczeniem pracy Ropera, Sweeneya i Nauen wydanej przez FAO w 1984 r. Cephalopods of the World (FAO Fisheries Synopsis No 125 vol. 3), którą można pobrać ze stron FAO.
O  głowonogach postaram się kiedyś napisać nieco więcej. To jedne z najinteligentniejszych zwierząt morskich (zwłaszcza ośmiornice). Jesteśmy w tej przykrej sytuacji, że w Bałtyku nie uświadczy się żadnego przedstawiciela tej gromady. Nic dziwnego: głowonogi preferują pełnosłone wody oraz znaczne głębokości, niektóre z gatunków żyją na głębokości kilku tysięcy metrów. W światowym dniu żywności przyszło mi na myśl wspomnieć o głowonogach jako alternatywnej formie pokarmu. Nie znam statystyk dotyczących połowu tych mięczaków. Pewnie idzie w miliony ton rocznie. Pewnie - jak wszystkie naturalne źródła pokarmu - zostaną wkrótce znacznie przetrzebione,co  poważnie zakłóci obiegiem materii w oceanach. Więc patrząc na te niezwykłe stworzenia, właśnie w tym dniu warto zrobić sobie rachunek sumienia z zawartości lodówki, z której część sukcesywnie ląduje w śmietniku.
W naszym morzu nie ma głowonogów i nigdy nie było. Są obszary na ziemi, na których głód i śmierć głodowa są codziennością. Wydaje się nam, że to nie dotyczy naszego kraju, naszych miejscowości. Jeśli jednak o żywność nie będziemy dbać i mądrze zarządzać jej pozyskiwaniem, może i nam przyjdzie konfrontować się z głodem. Obyśmy tego nie doczekali.
Dziś kalmary czy pierścienie ośmiornic są dla nas towarem delikatesowym, symbolem wyrafinowania i wyszukanych gustów. Dla wielu jednak są też symbolem obrzydliwości, którą nie wiadomo dlaczego się je. Chciałbym, aby ludzie uwierzyli w to tylko, że żywność jest darem i zadaniem ludzkości. W tym dniu, bliskim Polakom, którzy w osobie Jana Pawła II widzieli szczególnego syna narodu, warto raz jeszcze spojrzeć na jego nauczanie dotyczące solidarności społecznej i walki z głodem. Może okaże się, że treść dzisiejszej daty i dzisiejszych świąt idealnie się ze sobą komponują.