czwartek, 30 maja 2019

Poczwarówka zapoznana Vertigo ronnebyensis (Westerlund 1871)

Otrzymałem niedawno prezent. Bardzo cenny prezent. Prezent stanowią dwie próbki poczwarówki zapoznanej Vertigo ronnebyensis (Westerlund, 1871) zebrane w maju i w czerwcu 1995 roku w okolicach Obrzycka. Prezent tym cenniejszy, że nie spotkałem dotąd tego gatunku w czasie moich przygód malakologicznych, a sam ten gatunek jest stosunkowo słabo znany w Polsce. Więc dziś kilka słów o nim.
Epitet gatunkowy pochodzi od miejscowości Ronneby w południowej Szwecji. To okolice tego miast stanowią terra typica gatunku opisanego przez Westerlunda w 1871 roku (w tym to Ronneby Carl A. Westerlund zakończył żywot 28 lutego 1908 r. i tam też został pochowany). Jak przystało na poczwarówkę jest to bardzo mały ślimak, którego wysokość muszli nie przekracza 2,35 mm i 1,33 mm szerokości. Nieco mniejszą wysokość dla populacji z okolic Sąpolna (północna Polska) podaje Stanisław Myzyk (2,28 maksymalnie na 250 zmierzonych okazów). Muszla jest prawoskrętna, jasnobrązowa, przeświecająca, regularnie prążkowana. Ujście muszli zaopatrzone jest w zęby w liczbie od jednego do pięciu (Myzyk, 2004), w kluczu Wiktora (2004) mowa jest o liczbie 0-4 zębów. Kallus nie występuje, a dołek osiowy (jeśli jest) otwarty i bardzo głęboki.
Jest to gatunek północno-europejski związany ze środowiskami ubogimi w wapń. Występuje zarówno w lasach iglastych, jak i lasach mieszanych, często związany jest borówką Vaccinum myrtilis L.
W Polsce znany jest z niewielkiej liczby stanowisk, należy jednak mieć na uwadze, że liczba ta jest zdecydowanie zaniżona. Podawany z Południowej Wielkopolski przez Bergera oraz z okolic Rucianego-Nidy przez Pokryszko. Historyczne dane wskazują również na Serpelice oraz okolice Warszawy. Współczesne doniesienia dotyczą Pojezierza Pomorskiego (okolice Sąpolna - S. Myzyk) oraz Puszczy Rominckiej (M. Marzec, 2010).
Muszę odszukać swoje próbki znad jeziora Dadaj i przyjrzeć się im nieco, bo nabrałem wątpliwości, czy kiedyś się już nie spotkałem z tym gatunkiem...
Stanowisko, z którego pochodzą sprezentowane okazy, znajduje się w powiecie szamotulskim, w lesie sosnowym w okolicach Obrzycka. Prawdopodobnie nie było dotąd badane i raczej nie jest wspominane w żadnej publikacji. Gdyby ktoś stamtąd jednak znał poczwarówkę zapoznaną, bardzo proszę o kontakt. 



wtorek, 21 maja 2019

XXXV Krajowe Seminarium Malakologiczne - podsumowanie

Od osoby, która uczestniczyła w XXXV Krajowym Seminarium Malakologicznym w Szczecinie usłyszałem tylko cztery słowa na ten temat: Żałuj, że nie byłeś. Myślę, że to bardzo dobra recenzja, odwołująca się wprawdzie bardziej do emocji niż rozumu, ale trafna. Bo osobiście żałuję, że nie byłem w stanie dotrzeć w ostatnich dniach na Zachodnie Wybrzeże.
Organizatorzy mieli utrudnione zadanie: seminarium miało się odbyć w pół roku po poprzednim, co już jest pierwszym etapem eliminacji. Poza tym nie bez znaczenia jest położenie, chociaż z Przemyśla malakologów jakoś nie znam, to do Szczecina potrafi być spory kawałek drogi...
Tom streszczeń podaje 35 uczestników (przy 59 autorach i współautorach wystąpień). Bardzo widoczne w układzie streszczeń jest występowanie nazwisk malakologów spoza Polski, co cieszy tym bardziej, że daje perspektywy na nowe kierunki badań. Widać, że polska malakologia ma coraz bardziej międzynarodowy charakter i mam nadzieję, że podejmowana współpraca przekładać się będzie również na publikacje w naszych Folia.
Żałuję nieobecności, bo miałbym szansę poznać kilku malakologów, których znam najwyżej z kontaktu mailowego. Może przyjdzie okazja to nadrobić. Chcę jednak podkreślić, że ten aspekt powinien być równoważny walorom naukowym organizowanych seminariów, to znaczy, że malakolodzy spotykają się nie tylko po to, żeby prezentować swój dorobek, ale żeby się poznawać, tworzyć relacje, które przełożą się (lub nie) na perspektywy współpracy.
Przeglądając tomik streszczeń, za który dziękuję serdecznie organizatorom, zwróciłem uwagę na kilka wystąpień. Proszę wybaczyć, że wprowadzę chaos w kolejności swoich typów, ale chcę uniknąć posądzenia o faworyzowanie kogoś lub czegoś;) Na pewno z rozdziawioną gębą słuchałbym o malakofaunie abysalu. To tak niespotykany wręcz temat w pracach polskich malakologów, że sporadyczne informacje o malakofaunie głębin oceanicznych chłonąłbym jak gąbka. Zagadnienie to opracowane zostało przez prof. Teresę Radziejewską i dr Brygidę Wawrzyniak-Wydrowską. Ponieważ zawsze interesowała mnie faunistyka, posłuchałbym z przyjemnością o malakofuanie ruin zamku Rogowiec w Górach Suchych (byłem blisko w ostatnim czasie...), zwróciłbym uwagę na wystąpienie Anny Drozd prezentujące zagadnienie wykorzystania muszli z kolekcji muzealnych do badania strategii rozrodczych świdrzyków (nieinwazyjnego badania!). Właściwie to zabrnąłem w ślepy korytarz wymieniając zagadnienia, które by mnie interesowały. Szybciej wymieniłbym te, które bym sobie odpuścił, bo takich nie było (może na niektórych bym się rozkojarzył przez chwilę;).
W czasie Seminarium wspominano odeszłego niedawno Profesora Andrzeja Wiktora. Prezentująca jego sylwetkę prof. Beata Pokryszko w czasie szczecińskiego seminarium odebrała nadaną w zeszłym roku godność Członka Honorowego Stowarzyszenia Malakologów Polskich. Obiecuję podzielić wygłoszoną laudacją, kiedy tylko uda mi się do niej dotrzeć.
W Szczecinie potwierdzono, że kolejny zjazd polskich malakologów odbędzie się w Katowicach, choć nie podano jeszcze terminu. Wierzę, że tym razem okoliczności będą bardziej sprzyjające i będę mógł omówić to wydarzenie jako jego uczestnik. Mam już pierwsze pomysły na wystąpienie...


środa, 15 maja 2019

Co w Sudetach spotkałem

Obiecałem przed kilkoma dniami, że podzielę się informacjami na temat wypadu w Sudety. Śmierć prof. Małgorzaty Strzelec spowodowała, że nie miałem głowy do pisania na świeżo. Nie będzie to zatem reportaż z podróży, tylko garstka krótkich uwag faunistycznych poczynionych na marginesie pracy nieżyjącego już profesora Andrzeja Wiktora Mięczaki Ziemi Kłodzkiej i gór przyległych. I żeby jasność była: Profesor Wiktor badał tamte strony przez kilka lat, ja tam spędziłem ledwo kilka dni i to w celach turystycznych, nie badawczych. Nie mam więc ambicji recenzować tutaj pracy sprzed pięćdziesięciu laty... ale coś od siebie dorzucić.
Przed wyjazdem wypisałem sobie kilkadziesiąt miejsc, byłem w dziesięciu, w dziewięciu przyglądałem się ślimakom. Wypisałem sobie też kilka gatunków, które chciałem zobaczyć na żywo, nie wszystko mi się udało zrealizować.
Zacznę od stwierdzenia jednej nieaktualności wspomnianej pracy sprzed pięćdziesięciu lat. Z całą pewnością lista stwierdzonych gatunków może być powiększona o jeden gatunek. I od tego właśnie zacznę.
W zeszłym roku nie udało mi się stanąć nad Źródłami Romanowskimi w Masywie Krowiarek. Byłem o krok, ale nie wiedziałem, gdzie to dokładnie. Tym razem byłem lepiej przygotowany i prawie bezbłędnie trafiłem. Prawie. Bo zamiast do źródeł, wlazłem najpierw do małego potoczku, bodajże Piotrówką zwanym. Sięgnowszy po pierwszy kamień, niemal z radości podskoczyłem. Cały był oblepiony źródlarkami. O jak się ucieszyłem! Ale zaraz po chwili, kiedy afekt opadł i chłodne, choć schorowane, oko badacza zobaczyło, dzierży drżąca dłoń. Zanim nazwałem jeszcze odkrycie, przez myśl przeszła mi mrożąca krew w żyłach hipoteza: a co, jeśli przez ostatnie lata zachwycali się wszyscy nie źródlarką, a wodożytką? Tak, to właśnie odkryłem. Zamiast spodziewanej źródlarki karpackiej Bythinella austriaca f. ehrmanni Pax, znalazłem... wodożytkę nowozelandzką Potamopyrgus antipodarum! Noż cholera, pomyślałem... To ja tu szukam, sprawdzam, czytam, ludziom głowę zawracam tylko po to, żeby wodożytkę znaleźć??? Ochłonąłem i rozejrzawszy się uważniej, podjąłem decyzję o przeniesieniu się w sąsiednie zarośla. Decyzja była słuszna, a widok autochtona z torbą butelek potwierdził moje dedukcje. Oto znalazłem się nad Źródłami Romanowskimi. Ostrożnie sięgnąłem po pierwszy kamień i podnosząc go ku oczom, uspokoiłem się na dobre, choć serce biło mi znacznie szybciej, niż kiedym stawał w wodach Piotrówki przed kilkunastoma minutami... Historyczne stanowisko Bythinella austriaca jest nadal żywe i bardzo mnie ucieszyło, że mogłem choć przez chwilę popatrzeć na żyjące tam źródlarki, na jedynym sudeckim stanowisku. Co ciekawe nie znalazłem tam wodożytki nowozelandzkiej. Towarzyszyła mi taka obawa, że ten obcy gatunek mógłby skutecznie wyprzeć naszą źródlarkę. Widać postanowiły sobie w paradę nie wchodzić... Moje gapiostwo przełożyło się jednak na stwierdzenie nowego dla Ziemi Kłodzkiej gatunku. Jest nim wodożytka nowozelandzka. Jeśli ktoś wątpi, załączam dowód fotograficzny.
Przytulikowi strumieniowemu też się tam dobrze żyje.
Źródło Romanowskie

Potamopyrgus antipodarum z Piotrówki

W pobliżu znajduje się stanowisko bardzo rzadkiego u nas gatunku świdrzyka - Charpenteria ornata. I mam na myśli nie Wapniarkę, a stanowisko w pobliżu kamieniołomu przy wsi Romanowo. Stanowiska rozdzielone są wcale ruchliwą DK 33, z całą pewnością ślimaki nie przelazły tam na nodze samodzielnie...
Nie doczytałem, że nad brzegami Źródeł Romanowskich żył przed laty Vertigo angustior. Skoro nie doczytałem, to i nie sprawdziłem. Szkoda, bo może udałoby mi się potwierdzić.

Miejscem mojego noclegowania było Międzygórze. Kto nie był, niech żałuje. Zwłaszcza rezerwatu "Przełom Wilczki". Po inwestycjach poczynionych w ostatnich latach miejsce wydaje się być idealnym do cieszenia oczu. Odpuściłem sobie jakieś szczególne poszukiwania w tamtych okolicach, sucho było strasznie, więc nie nastawiałem się na jakieś spektakularne odkrycia. Popatrzyłem sobie na ślimaka nadobnego Faustina faustina i na wałkówkę górską Ena montana (zwłaszcza ten ostatni gatunek zawsze mnie cieszy, bo znam go z kilku tylko stanowisk).
Bardzo mi zależało na dotarciu do stanowiska, o którym wiem, że od lat nikt go nie sprawdzał. Na północ od Kłodzka, w Górach Bardzkich, znajduje się szczyt Goliniec. Nie pytajcie mieszkańców wsi o  Goliniec, pytajcie o stary kamieniołom, to wskażą dobrą drogę... Już dawno się przekonałem, że miejscowi gdzieś mają oficjalną toponomastykę. Nie wiem, czy zrealizowałem swój cel. Dotarłem na Goliniec, znalazłem stary kamieniołom, ale nie wiem, czy znalazłem akurat ten gatunek, dla którego trud ten podejmowałem. Sucho było jak w mieszkaniu w bloku w pełni sezonu grzewczego... Szukałem ślimaka zaniedbanego Cernuella neglecta (Draparnaud 1805), którego jedyne stanowisko stąd jest właśnie podawane przez profesora Andrzeja Wiktora. Znalazłem muszle, które mogą odpowiadać opisowi, ale wszystkie mocno zwietrzałe, stare, podniszczone, a tym samym trudniejsze do pewnego oznaczenia. Żadnego żywego ślimaka, wszystko sprzed jakiegoś czasu, myślę że może nawet więcej, niż rok. Gdyby mi ktoś te muszle pokazał, to na 100% oznaczyłbym jako Xerolenta obvia. Nie mając żywych okazów, nie zweryfikuję anatomicznie, natomiast kierując się opisem z klucza mogę pokusić się o przypuszczenie, że to jednak Cernuella. Pewności nie mam i chciałbym się tam kiedyś wybrać przy sprzyjających warunkach pogodowych, tj. w czasie ciepłych deszczowych pogód.
Kamieniołom na Golińcu

Było jeszcze trzecie miejsce, które bardzo chciałem zweryfikować. Trafiłem tam, ale nie znalazłem tego, czego szukałem. Chciałem sprawdzić, czy w Dusznikach znajdę Macrogastra badia. Miejsce znalazłem, ale ślimaka nie wypatrzyłem. Inne świdrzyki znalazłem, ale nie kasztanowatego. Może przy innej okazji.
Podobnie na inną okazję przełożyć muszę wrocławskie Pilczyce, gdzie spodziewałem się w drodze powrotnej znaleźć Monacha cartusiana. Badania poznańskich malakologów potwierdziły, że populacje Monacha z Wrocławia to cartusiana. Rodzaj ten znam z Poznania (claustralis na 100%) i z Kielc (ze stanowiska, gdzie występuje claustralis). Nie udało mi się z Wrocławiem, więc też będę musiał wrócić, lub zdać się na żebraninę. Obecnie uważam, że nie mam w zbiorach Monacha cartusiana, choć ten kielecki okaz to mi tych poznańskich nie przypomina, więc może jednak...

Ziemia Kłodzka prosi się, żeby faunistycznie przyjrzeć się jej ponownie. Badania po latach pozwalają na prognozowanie zmian, na ocenę stanu zagrożenia poszczególnych gatunków. Być może udałoby się wydłużyć aktualną listę, a może okazałoby się, że lista świeci pustkami? W każdym razie turystycznie polecam ten kierunek na wypady nie tylko z okazji majówki. I jeśli tam wrócę, to nie tylko dlatego, że wciąż mój apetyt nie jest zaspokojony... Tam po prostu jest pięknie.
Wilczka w Międzygórzu przed wodospadem

Wałkówka górska

wtorek, 14 maja 2019

XXXV Krajowe Seminarium Malakologiczne - zaraz się zacznie!

Prawie pięćset kilometrów dzieli mnie właśnie od miejsca, w którym chciałbym przez najbliższe trzy dni przebywać... I nic to te pięćset kilometrów, bo nad ranem mógłbym już tam być. Nie będzie mnie tam jednak i cóż powiedzieć? Szkoda... Może się uda w przyszłym roku.
Właśnie rozpoczyna się XXXV Krajowe Seminarium Malakologiczne. Dzieje się to w Szczecinie, gdzie właśnie zjeżdżają się malakolodzy z całej (mam nadzieję) Polski, meldują się w hotelach, hostelach i schroniskach, żeby rano o ósmej stawić się w Centrum Dydaktyczno-Badawczym Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Szczecińskiego. Nie mam żadnych przecieków na temat frekwencji, nie znam nawet zarysu tematów, które zostaną poruszone. Zżera mnie ciekawość.

Życzę wszystkim malakologom ciekawych wystąpień, burzliwych dyskusji, inspirujących rozmów, ciepłej atmosfery i nowych tematów. Liczę na jakieś wieści z Zachodniego Pomorza. Mam nadzieję, że do zobaczenia na kolejnym Seminarium, nie wiem gdzie, nie wiem kiedy, ale w dobrym gronie zakręconych badaczy i miłośników...

wtorek, 7 maja 2019

100 lat Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu

Nie mogę się zwać synem tej uczelni i nigdy nawet moja stopa nie stanęła dotąd w jej progach, ale w dniu Setnej Rocznicy Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu chciałbym wyrazić swoją wdzięczność temu środowisku za wkład w rozwój polskiej i światowej nauki, a zwłaszcza malakologii.
Przed stu laty otwarto w Poznaniu Wszechnicę Piastowską, którą wkrótce przemianowano na Uniwersytet Poznański. To wykładowcą tej uczelni była dr Maria Młodzianowska-Dyrdowska, tutaj swoją karierę budował prof. Jarosław Urbański, a w czasach współczesnych Uniwersytet stworzył warunki do pracy wielu malakologów i to niezależnie od rektorów tej uczelni, której obecny Rektor w osobie prof. Andrzeja Lesickiego jest dla polskiej malakologii niezwykle zasłużony. Mógłbym wymienić przynajmniej kilkanaście nazwisk osób związanych z Uniwersytetem im. Adama Mickiewicza, które zajmowały się bądź zajmują się malakologią.
Stulecie Uniwersytetu w tak ważnym mieście jak stołeczny Poznań wydaje się być skromnym jubileuszem. Historia nie oszczędzała jednak stolicy Wielkiej Polski i należy się cieszyć, że od stu lat działa uczelnia kształcąca wybitnych przedstawicieli naszego narodu, w tym wyśmienitych malakologów.
Jego Magnificencji profesorowi Andrzejowi Lesickiemu, Rektorowi UAM oraz pracownikom, doktorantom i studentom Uniwersytetu życzę  z okazji pięknego jubileuszu poczucia dumy z dokonań swojej Alma Mater, sukcesów naukowych rozsławiających naukę polską w świecie a także satysfakcji z tworzenia perspektyw na kolejne lata działalności Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Malakofil Ślimaćkiewicz
 

sobota, 4 maja 2019

Zmarła prof. dr hab. Małgorzata Strzelec

Wczoraj, 3 maja 2019 r. dotarła do mnie smutna i zaskakująca wiadomość, że tego dnia zmarła prof. dr hab. Małgorzata Strzelec, śląska hydrobiolog i malakolog zajmująca się od lat wpływem anropopresji na bioróżnorodność.
Spotkaliśmy się raz, w październiku 2014 r. w Łopusznej, w czasie XXX Krajowego Seminarium Malakologicznego. Znaliśmy się wcześniej z kontaktu mailowego, ja ponadto znałem Panią Profesor z dwóch książek, które wówczas zasilały moją biblioteczkę. Długo rozmawialiśmy o stanowiskach Ferrissia fragilis w Polsce, o Corbicula fluminea i możliwości jej pojawienia się na Górnym Śląsku, a przede wszystkim o pomyśle monitoringu tempa sukcesji ślimaków w zbiornikach antropogenicznych tworzonych wzdłuż nowych autostrad i dróg ekspresowych. Pomysł wydał się ciekawy, ale z powodu braku zasobów ludzkich, nigdy nie doszedł do skutku...
Kilka tygodni później Pani Profesor Strzelec zaskoczyła mnie przesyłką zawierającą jej książkę napisaną razem z dr Mariolą Krodkiewską i nieżyjącym już wówczas prof. Serafińskim. W liście wspominała mi, ile emocji kosztowało ją opracowywanie notatek ze spotkań ze swoim byłym szefem, który zmagając się z chorobą, chciał dokonać pewnych wieloletnich podsumowań...
Słabo znam biografię profesor Małgorzaty Strzelec. Wiem, że naukowo i zawodowo związana była z Katowicami, gdzie pełniła funkcję kierownika Katedry Hydrobiologii w Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. To na tej uczelni zdobywała stopnie i tytuły (habilitacja w październiku 1994 roku na podstawie książki Ślimaki (Gastropoda) antropogenicznych środowisk wodnych Wyżyny Śląskiej. 22 stycznia 2007 roku uzyskała tytuł profesora zwyczajnego. Wychowała kilku doktorów (m.in. Aneta Spyra, Anna Cieplok, Mariola Krodkiewska i Iga Lewin), recenzowała dorobek w przewodach habilitacyjnych m.in. Beaty Jakóbik. Nie wiem, ilu magistrów wyszło spod jej ręki, ale miała opinię dobrego dydaktyka i naukowca szanującego twórcze poszukiwania swoich uczniów.
Pamiętam, że w Toruniu, w czasie XXXIV KSM zapowiadano seminarium w Szczecinie, mówiono również, że do przygotowania następnego zgłosiła się profesor Małgorzata Strzelec...
Odejście profesor Małgorzaty Strzelec napełnia smutkiem. Polska nauka straciła pracowitego badacza, a środowisko polskich malakologów straciło znawczynię hydrobiologii oraz specjalistkę od bentosu zbiorników antropogenicznych. Straciliśmy przede wszystkim dobrą osobę, która o swojej pracy mówiła z nienarzucającą się ciekawością. Straciliśmy współtwórczynię polskiej malakologii ostatniego ćwierćwiecza.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się 7 maja 2019 r. o godz. 11 w kaplicy cmentarnej pw. Matki Bożej Anielskiej przy ul. 11 Listopada w Dąbrowie Górniczej.
Niech odpoczywa w Pokoju!