poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Pomoc na majówkę?

Szansa, aby zdobyć tę książkę przed 1 maja są raczej znikome, stąd moja rekomendacja może być spóźniona. Dziś jednak dopiero wpadła w moje ręce książka, która może zapowiedzieć całkiem niezłą przygodę, a kontekst majówki może być idealny. Oto właśnie z Warszawy, z Państwowego Instytutu Geologicznego trafiła do moich rąk książka Nie tylko dinozaury Włodzimierza Mizerskiego, Izabeli Olczak-Dusseldrop i Katarzyny Skurczyńskiej-Garwolińskiej. Wiele o tej książce mówi podtytuł: Poradnik dla poszukiwaczy skamieniałości. W istocie jest to poradnik i to kierowany do tych, którzy dopiero chcieliby zacząć przygodę z poszukiwaniem śladów życia z odleglejszych epok Ziemi.
Podstawowym atutem tego przewodnika jest jego osadzenie w realiach geograficznych Polski. Bardzo mocne osadzenie w tych realiach. Pierwszy raz trzymam w ręku książkę, która jest de facto zbiorem tras geologicznych i to tak skonstruowanych, że stanowiska przypisano do konkretnych epok. Dla takich laików jak ja, jest to rozwiązanie rewelacyjne. Podano również bibliografię oraz wykaz instytucji, które mogą przyjść z pomocą bardziej lub mniej doświadczonym poszukiwaczom.
Za krótko książkę trzymałem w ręku, żeby się teraz rozpisywać. Obiecuję do niej wkrótce wrócić, bo wydaje się być tego warta.


W. Mizerski, I. Olczak-Dusseldrop, K. Skurczyńska-Garwolińska. 2017. Nie tylko dinozaury. Przewodnik dla poszukiwaczy skamieniałości. Warszawa, PIG-PIB, ss. 256

piątek, 13 kwietnia 2018

Idź

Jeszcze kilkanaście lat temu podstawowym moim środkiem lokomocji były własne nogi, czasem wspomagane w tej misji przez pojazdy komunikacji miejskiej. Wielokrotnie te właśnie nogi opierały się na rowerze. Jeszcze kilkanaście lat temu... Uświadomiłem sobie (ze smutkiem), że przesiadając się do samochodu, pozbawiłem siebie sporego kawałka siebie. Tego dobrego kawałka siebie. Tego kawałka odpowiadającego za obserwację świata i przemyślenia.
Wpadłem na to wczoraj, kiedy wykorzystując swoje własne nogi spieszyłem na uroczystość nadania tytułu doktora honoris causa księdzu Adamowi Bonieckiemu (i nie byłem tam jedynym przedstawicielem malakologicznego półświatka!). Przeplatając tymi nieco przykrótkimi kończynami dolnymi, walcząc ze świadomością narastającego spóźnienia, patrzyłem na to, co się wokół mnie dzieje. Widziałem już obudzone ślimaki. Widziałem też ślimaki, które zaraz po przebudzeniu zdążyły wleźć pod jakiś śpieszący się nie mój but. Nie wiem, czy w czymś moje życie różni się od ich życia, odczuwam jednak, że coś próbuje je zgnieść. Chyba pośpiech, ta cholerna zadyszka nihilizmu...
Przesiadając się do samochodu, zatrzasnąłem drzwi zostawiając ważną cząstkę siebie za drzwiami. Tę cząstkę, która mnie spowalniała i pozwalała patrzeć na coś aż do bólu oczu. Która kołatała od wewnątrz i nie pozwalała na gubienie chwil, która wystukiwała mi rytm trzynastozgłoskowca z cezurą, która podszeptywała mi incipity wierszy znanych i nieznanych poetów, która podgwizdywała bethovenowskie uwertury.
Wierzę, że kiedyś uda mi się wrócić do momentu, w którym będę mógł odnaleźć tamtą cząstkę siebie. Tego niedostosowanego, ale pogodzonego z rzeczywistością nieśmiałego chłopca zapatrzonego w ożywiony świat biologii i metafizyki. Wystarczyło stanąć na nogach, żeby poczuć ziemię pod stopami, żeby poczuć oparcie pozwalające na ponowne wyciągnięcie głowy ku chmurom. Wystarczyło pospacerować, żeby odkryć na nowo rugowaną z duszy prawdę, że jestem mięczakiem, Wygnańcem z Siebie, laureatem Złotego Runa Nicości...

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Malakopedagogika 2, czyli Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci

O książkach dla dzieci, poświęconych mięczakom, lub o nich traktujących, pisałem już kiedyś. Dziś korzystam z okazji, jaką jest obchodzony w urodziny Andersena Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci i dzielę się pobieżnie tym, co w ostatnim czasie zdobyłem, a ponieważ moja biblioteczka malakologiczna w trochę się w tym kierunku rozrosła, to poniżej kilka słów o tym.
Kiedy jakiś czas temu przeglądałem światowe zasoby pod tym kątem, stwierdziłem, że najlepiej u nas nie jest, ale też nie ma tragedii. Mniej więcej dwa tytuły lub tytuliki rocznie można znaleźć. A w każdym z nich jakieś elementy do zarażania malakologiczną pasją. Większość z tego, co na naszym rynku, słabe jest jednak i wciąż szukam czegoś, co by mnie olśniło. Ale też jest kilka fajniejszych tytułów, które polecam.

Wypada zacząć od Andersena, wszak to jego urodziny są pretekstem do święta książki. Mało znana baśń Ślimak i Róża to krótka lektura dla troszkę starszych dzieci, myślę, że optymalnie koło trzeciej klasy.


Skoro jest to Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci, muszę się pochwalić, że w mojej biblioteczce znalazła się też książeczka wydana w Wielkiej Brytanii (u nich wydaje się dziesięć razy więcej książek, niż w Polsce, stąd i malakopedagogika u nich bardziej zaawansowana;). Książka testowana na trzylatce, jedna z ulubionych. Bardzo ciekawa szata graficzna, na każdej stronie znajduje się wypukły brokatowy druk śladu ślimaka: dziecko wodząc palcem podąża za ślimakiem, by ostatecznie dostać się na urodziny. 


Przechodzę do książek-pacynek. Pierwsza z nich, starawa nieco, wydobyta z książkowych zaświatów, skonstruowana jest tak, że można palcami "ożywić" czułki ślimaka Stasia. Fabuła dla trzylatków, nawet z morałem, więc edukacyjna po trosze. Ale te ruchome oczy to bardziej mi zeza na myśl przywodzą, niż ślimacze czułki. Plus za pomysł.


Ta z kolei (Opowieść z niespodzianką. Ślimaczek) to publikacja najświeższa, bo z 2018 roku. Również przetestowana na trzylatce. Mnie się podoba średnio, bo ślimak, który zgubił muszlę, nie dość, że bardziej przypomina gąsienice, to jeszcze przymierza muszle, skorupy czy filiżanki... Ale testującej się podoba. 


Kolejna z książeczek-pacynek, druga, której bohaterem jest Ślimak Staś. Tutaj wykorzystuje się jeden palec do animacji ślimaka. Plus za formę. Treściowo: taka sobie, ale w testach trzylatki się broni.

I znów książka-pacynka, bardzo podobna w działaniu, tzn. również animowana za pomocą palca. Mała, kartonowa książeczka dość wygodna do czytania-pokazywania. Oczywiście plus za formę plastyczną.


Natomiast książeczka A kuku! Ślimaczek to coś pomiędzy pacynką a książeczką do czytania. Wycięcia na oczy, które z każdą stroną znajdują się w nieco innym miejscu, to całkiem dobry pomysł, ale wykonanie oczu 3D już dużo słabsze. Graficznie biedna, fabularnie słabiutka, natomiast walorem jest to, że zawiera pytania-polecenia, takie na poziomie dwulatka. Generalnie słaba, ale test trzylatki przeszła.


W 2017 roku na naszym rynku pojawiło się kilka z omawianych książek, w tym bardzo ciekawa graficznie książka Ośmiornica Ola. Tu znów, jak w przypadku Ślimaka Stasia powtarza się zestawienie bohaterów. Wcześniej wydana już była książeczka o identycznym tytule, boleję bardzo nad tym, że dotąd dla mnie nieosiągalna. Ta z 2017 roku to również pacynka, w której wykorzystać trzeba aż cztery palce. Świetny pomysł. Szkoda tylko, że ośmiornica ma wtedy włochate macki, ale dziecku to nie przeszkadza. Rodzicowi natomiast może przeszkadzać to, że książka ma wymiary 30x30cm, więc dość trudno tak wielką książką łaskotać małe dziecko, jak sugerują polecenia w fabule. Ale duży plus za formę i drugi plus za samą ośmiornicę, bo to w naszych warunkach przecież egzotyczne zwierzę.


Książka Bardzo pomocna mała ośmiornica to lektura dla nieco starszych dzieci, do czytania i do oglądania. Dobre, a nawet bardzo dobre ilustracje, ciekawa fabuła no i największy plus za to, że ma też bohaterów w postaci małży. To jedyny znany mi w Polsce tytuł dla dzieci, gdzie małże coś mówią;) Szkoda, że książka właściwie do zdobycia wyłącznie w antykwariatach, ale polecam.


Wydawnictwo "Zielona Sowa" wydało w 2016 lub 2017 roku również książeczkę o ośmiornicy, przeznaczoną dla najmłodszych dzieci, na dodatek tzw. książeczkę kąpielową. Również polecam jako pomoc dydaktyczną, zwłaszcza, kiedy dziecko ciężko wieczorem zaciągnąć do odmaczania. Fabularnie niezbyt rozbudowana, ale to książeczka dla najmniejszych maluchów. Wydana na ceracie, nie wiem, czy może służyć również za gryzak, ale chyba bym nie zaryzykował;)



Ośmiornica okazuje się być całkiem nieźle reprezentowana w naszych tytułach. Bardzo dobrą książeczką, której ten głowonóg jest bohaterem, jest Małgorzaty Strzałkowskiej Osiem ramion ośmiornicy z cyklu ABC... Uczę się! To również książeczka dostępna raczej w antykwariatach, ale gorąco polecam. Dodam, że autorka, jedna z najlepszych współczesnych autorek dla dzieci, chyba lubi mięczaki, bo w mojej biblioteczce znajdują się w sumie trzy jej tytuły, z których szczególnie polecam, ze względu na wartość artystyczną, Bajkę o ślimaku Kacperku. Jeśli kto chciałby ją zdobyć, musi się uśmiechać do zaprzyjaźnionych antykwariuszów, w księgarniach niedostępna od około dziecięciu lat.




Poza Małgorzatą Strzałkowską jeszcze dwie autorki częściej niż raz sięgały do ślimaczych motywów. Zmarła w zeszłym roku Wanda Chotomska już dość dawno bawiła się wariantami rymowanki Ślimak, ślimak, pokaż rogi (przynajmniej dwa różne wydania, z tego jedno chyba z lat osiemdziesiątych, niestety jeszcze niewłączone do moich zbiorów). Ciekawszą propozycją jest książka wydawnictwa Wilga z 2004 roku pt. "Kolory". Tutaj duży plus za formę graficzną. Dziecko ma możliwość poruszania ślimakiem, którego można przesuwać po specjalnym torze, dłuższym na każdej kolejnej stronie. Podobnie jak wiele poprzednich tytułów i ten należy do niedostępnych w księgarniach.



Poza Wandą Chotomską jeszcze Ewa Stadtmuller lubi ślimaki, przynajmniej tak można by wnioskować po dwóch tytułach: Jak Skrzat Jagódka uczył ślimaki marzyć oraz Ślimak maruda. W odróżnieniu od wielu z omawianych pozycji, te są jeszcze dostępne w wielu księgarniach. Fabularnie są dość atrakcyjne, choć moja testerka ma skłonność do wyprzedzania fabuły i wymuszania przekładania kartek przed zakończeniem czytania. Myślę, że wielu rodziców wie, co mam na myśli.







Na moich półkach w sumie znajduje się koło trzydziestu książeczek i książek dla dzieci, które łączy wspólny malakologiczny wątek. Czasem jest on wątkiem głównym, czasem tylko pobocznym. Czasem to książeczka dla dzieci młodszych niż roczne, czasem to popularno-naukowe oracowania adresowane dla ciekawych świata dzieci. Jest też kilka takich, które gotów jestem ukrywać przed Testującą, bojąc się, żeby jej intelektualnej krzywdy nie wyrządziły. Pozostało mi jeszcze kilka książeczek do odnalezienia i sprowadzenia. Jeśli ktoś zna poniższe okładki, a chciałby mnie wesprzeć, to gorąco się polecam pamięci. Niektóre z nich pojawiają się na internetowych aukcjach, więc wcześniej czy później raczej je zdobędę. Są też takie, których przez kilka lat nie udało mi się upolować. Tym bardziej więc uśmiecham się do każdego, kto już ze swoich książeczek dla dzieci wyrósł...