środa, 17 marca 2021

Magia kamienia, książki i ekranu

Złożyło się tak, że pierwszą przeczytaną przeze mnie w tym roku książką byłą powieść historyczna lub biograficzna poświęcona Mary Anning, angielskiej zbieraczce skamieniałości. Miałem już dawno napisać na ten temat kilka zdań, bo książka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, ale jakoś przypadkiem natrafiłem na zwiastun filmu Ammonite z Kate Winslet w roli głównej i postanowiłem napisać dopiero po obejrzeniu filmu, który wydawał mi się być ekranizacją tej powieści. A nie był. 

Książka, o której wspomniałem, to Dziewczyna z muszlą amerykańsko-angielskiej pisarki Tracy Chevalier, znanej między innymi z przeniesionej na ekran książki Dziewczyna z perłą. Od razu wrzucić muszę kamyczek do ogródka tłumacza (Marii Olejniczak-Skarsgard): oryginalny tytuł Remarkable creatures w ogóle nie ma nic wspólnego z muszlą i tłumaczka popłynęła na fali skojarzeń z Dziewczyną z perłą. Muszę jednak i to powiedzieć, że tłumaczce udało się świetnie oddać pewne językowe charakterystyki postaci i uważam, że praca translatorska zaowocowała przygotowaniem naprawdę dobrze chłonącej się lektury. Choć osobiście nie jestem gigantycznym fanem powieści obyczajowych, ta naprawdę zrobiła na mnie dobre wrażenie. Być może jest to związane z osobą głównej bohaterki - Mary Anning (1799-1847), która jako kobieta-amator dokonał rewolucyjnych odkryć w paleontologii i przeszła do historii jako odkrywczyni ichtiozaura oraz plezjozaura. Autorce udało się przedstawić jedną historię opowiedzianą przez dwa równoległe relacje: bardzo to świeże, ciekawe, wciągające. Najcenniejsze jest chyba jednak ukazanie charakterologicznej sylwetki kogoś, dla kogo pasja jest ważniejsza niż społeczny konwenans, niż ograniczenia narzucone przez historię i kulturę. Udało się jej przede wszystkim ukazać Mary Anning jako osobę, która - z jednej strony pogodzona ze swoją rolą w społecznej hierarchii - jest w pełni świadoma swojej wyjątkowości, a jeszcze bardziej: podporządkowania się wyjątkowej pasji. I ta właśnie pasja jest wspólnym ogniwem książki i filmu, który niedawno widziałem. Mówię o filmie Amonit (ang. Ammonite) w reżyserii Francisa Lee, którego oficjalna polska premiera miała miejsce kilka dni temu. To dziwny film, bo aktorsko zagrany wyśmienicie, plastycznie dopracowany w klimacie naturalizmu, jednakże scenariuszowo położony jak naleśnik na asfalcie. Rozczarował mnie strasznie ten film, bo wątek pasji, bez którego nie sposób zrozumieć przesłania obrazu, został i tak spłycony, a w konfrontacji z powieścią, którą jeszcze miałem przed oczyma, film okazał się po prostu nudny, a zbudowanie napięcia na wątku homoerotycznym wcale nie dodało sylwetce Mary Anning kolorów. Jeśli więc polecam, to zdecydowanie książkę, nie film, który po prostu trudno zrozumieć nie znając dobrze biografii Mary Anning. A myślę, że ta pozbawiona wykształcenia dziewiętnastowieczna zbieraczka skamieniałości miałaby i dziś coś do powiedzenia w kwestii wierności swoim pasjom...