piątek, 7 października 2022

Świat i pasożyty człowieka - palce lizać!

Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby nie wziąć jej do ręki przed wakacjami, ale nie mogłem. Więc obiecałem sobie, że nie będę o niej pisał, dopóki wakacje się nie skończą. A ponieważ nawet studenci z wakacji już wrócili, mogę zająć się tematem, który wisi mi już od maja. Dokładniej: od 13 maja 2022 roku. W tej właśnie dacie jest dedykacja autorska. Uważnym przypomnę, że tego dnia kończyło się Krajowe Seminarium Malakologiczne w Toruniu, organizowane przez prof. Elżbietę Żbikowską, ówczesną Prezes Stowarzyszenia Malakologów Polskich. Gdybym był na Seminarium do Torunia nie pojechał, pewnie nie dowiedziałbym się, że w roku 2021 nakładem Towarzystwa Naukowego w Toruniu ukazała się książka profesor Elżbiety Żbikowskiej pt. Świat i pasożyty człowieka. Przewodnik nie tylko dla turystów. Zatem mam dowód na obronę stwierdzenia: podróże kształcą. Ale mam też sporo obiekcji co do dalszych podróży, bo mogą też narażać na otwarcie się na niezwykły świat pasożytów, którego wolałbym niezwykłość podziwiać tylko w teorii... A tej teorii (i to w jakiej dawce!) dostarcza lektura tego nieco przemilczanej książki.

Jako malakolog-amator rzuciłem się do lektury zaraz po powrocie do domu (więc dosyć dawno). Jako czytelnik słabo wyrobiony w terminologii biologicznej (no bo bądźmy szczerzy: może o mięczakach coś tam wiem, ale ogólną wiedzę biologiczną to mam bardziej dziurawą niż łódzkie drogi - kto nie był, niech nie sprawdza, szkoda auta). Ślęczałem nieraz nad kolejnymi akapitami jak przed laty składając z sylab A-la-ma-ko-ta... Różnica jednak była taka, że pochłaniałem kolejne akapity, strony, podrozdziały. A prawie na każdej stronie znajdowały się przypisy z wyjaśnieniem co bardziej skomplikowanych sformułowań, których - naprawdę - czasem było bardzo dużo. Kiedy próbuje się ogarnąć nazwy pierwotniaków i nazwy chorób przez nie wywoływane, to nie wystarczy ogólna wiedza, że końcówka -oza dodana do członu głównego oznacza diagnozę medyczną. Jeszcze przy pierwotniakach to jakoś to było, ale przy przywrach zaczęła się jazda, która przyśpieszyła nawet nieco przy płazińcach i obleńcach... Chociaż to akurat przy przywrach (a konkretniej przy przywrach digenicznych) skupiać się musiałem szczególnie, bo w ich rozwoju musi pojawić się ślimak, żeby przywra mogła wyjść na ludzi... Bardzo to porządny zastrzyk wiedzy (rzekłbym nawet szpryca, nie zastrzyk...). Nie wiem, jakim dydaktykiem jest profesor Żbikowska, ponieważ nie słyszałem jej nigdy na wykładach. Ale na podstawie doświadczeń z prezentacji referatów na krajowych seminariach malakologicznych mogę twierdzić, że dydaktykiem jest bardzo dobrym. Kiedyczytałem kolejne strony jej pracy, wyraźnie słyszałem sposób, w jaki mówi i w jaki zwraca uwagę na rzeczy bardzo dla niej ważne. I kiedy czyni dygresje (zawsze zdyscyplinowane i konkretne), to dygresje tylko podbijają walor tej pracy, choćby były zawoalowanym komentarzem do jakiejś politycznej opinii. W ogóle to uwielbiam czytać książki autorów, których znam osobiście. Wtedy czytanie zdaje mi się bardziej słuchaniem audiobooka w  interpretacji autora. Mam nadzieję, że czytelnicy tej książki, którzy znają osobiście sposób wypowiadania się profesor Żbikowskiej, zgodzą się ze mną, że na każdej stronie tej książki słychać doskonale tę kulturę wykładu. Mnie to bardzo zachęcało do śledzenia wcale nie łatwych dla mnie zagadnień z zakresu parazytologii i medycyny.

Książka jest napisana bardzo czysto, z głębokim namysłem, wydaje mi się również, że z poczuciem misji, a na pewno z pasją i niezwykłą świeżością. Jest to również zapis niesamowitej erudycji i bardzo porządnego warsztatu naukowego (sama bibliografia to 34 strony zestawiania tytułów, przynajmniej po kilkanaście na stronę). Jednocześnie ta wiedza nie przytłacza, podana jest w sposób ciekawy, wciągający, uwzględniający historyczne wprowadzenie, okraszona licznymi ciekawostkami łaskoczącymi poznawczy apetyt. No i nie wolno przemilczeć i tego, że jest to bardzo konkretne opracowanie dla medyków, którzy nie muszą się zachwycać ewolucyjnymi relacjami pasożyt-żywiciel, ale muszą wiedzieć, jak temu żywicielowi pomóc wyjść z opresji, kiedy zanadto rozwija się w nim życie wewnętrzne (tym bardziej, jeśli jeszcze tym zaraża bezwiednie).

Książka, licząca 284 strony, składa się z trzech rozdziałów, epilogu, bibliografii, odrębnego słowniczka (!), tabelarycznego zestawienia w układzie alfabetycznym pasożytów notowanych u człowieka na całym świecie, indeksu łacińskich nazw pasożytów oraz ośmiu barwnych tablic z rycinami świństw i człowieczeństw pasożytniczych. Pierwszy rozdział to systematyczny przegląd pasożytów od protistów (fuj, fuj!) przez przywry digeniczne (fuj!, zwłaszcza że czepiają się też ślimaków), tasiemce (fuj!), nicienie (znów fuj!) po wrzęchy (to już stawonogi, ale też fuj!). Przy omawianiu każdego z gatunków wyodrębniono część opisową odnoszącą się do biologii, część "Epidemiologia i profilaktyka" oraz część "Wykrywanie i leczenie". Już ten układ sugeruje praktyczne zastosowanie opracowania. Rozdział 2 nosi tytuł "Pasożyty i medycyna" i poświęcony jest relacjom między medycyną a parazytologią. Trzeci rozdział, który zadedykować można by turystom, nosi tytuł "Pasożyty na mapie świata - czyli przeczytaj przed planowaną podróżą". Tego tytułu muszę się troszeczkę przyczepić, bo w mojej ocenie samo przeczytanie trzeciego rozdziału bez przeprawienia się przez dwa poprzedzające, może nie do końca dać obraz powagi sytuacji i albo za bardzo przestraszy (dlatego nie chciałem pisać o tej książce przed wakacjami), albo nie doceni zagrożeń. I właściwie do tego mógłbym ograniczyć uwagi krytyczne. No może jeszcze dodałbym, że łacińskie nazwy rodzajowe powinno się w tekście wyróżniać kursywą, a tutaj konsekwentnie stosowano kursywę tylko wtedy, kiedy łacińska nazwa rodzajowa uzupełniana była o epitet gatunkowy. Dorzuciłbym też osobny indeks wszystkich nazw gatunkowych (bardzo by mi to ułatwiło szukanie informacji o konkretnych gatunkach mięczaków zadających się z przywrami lub nicieniami). 

Książka Świat i pasożyty człowieka. Przewodnik nie tylko dla turystów zdecydowanie jest przewodnikiem, ale wydaje mi się, że turyści to trzecia lub czwarta kategoria adresatów. Przede wszystkim jest to przewodnik dla medyków i specjalistów od bezpieczeństwa sanitarno-epidemiologicznego. Jest to też przewodnik dla biologów, nie tylko zajmujących się parazytologią lub którąś z dziedzin szczegółowych zoologii bezkręgowców. To przewodnik i gotowy skrypt akademicki dla wykładowców, którzy chcieliby zwiększyć świadomość słuchaczy w zakresie niezwykle ciekawych (choć z ludzkiej perspektywy przerażających) mechanizmów wypracowanych przez ewolucję. To w końcu książka również dla malakologów takich jak ja, którzy w ślimakach widzą samo dobro i ze wstydem przemilczają ich niechciane romanse z przywrami. A ponieważ wszystkim wyżej wymienionym zdarza się gdzieś podróżować, to w tym znaczeniu jest to i przewodnik dla turystów. I byłoby bardzo dobrze, gdyby przewodnik ten dotarł również do wszelkich decydentów, w których rękach leży finansowanie bezpieczeństwa sanitarnego populacji ludzkiej (nie tylko w Polsce). Wydaje mi się, że naczelna myśl tej książki da streścić w zdaniu: "Najlepszą obroną przed pasożytami jest edukacja". Gdybyśmy więcej się edukowali, może nie bylibyśmy skazani na pasożytów, których sami wybieramy na naszych reprezentantów (i proszę to zdanie traktować w najszerszym z możliwych kontekstów).

Choć na każdej prawie stronie książka kipi najróżniejszymi świństwami, najgoręcej polecam. Palce lizać, pod warunkiem oczywiście, że wpierw te palce zostaną odpowiednio umyte...

 


Żbikowska Elżbieta, Świat i pasożyty człowieka. Przewodnik nie tylko dla turystów. Toruń, TNT, 2021, 284pp.