piątek, 22 lipca 2011

6th Congress of the European Malacological Societies


Troszkę musztarda po obiedzie... Właśnie dziś wieczorem zakończył się szósty Kongres Europejskich Towarzystw Malakologicznych (6th Congress of the European Malacological Societies, CEMS). Miejsce obrad: Vitoria-Gasteiz w Hiszpanii, czas: od 18 do 22 lipca 2011 r. Uczestnicy: z całej Europy, w tym jeden przedstawiciel z Polski, dr Anna Sulikowska-Drozd z Uniwersytetu Łódzkiego.
Cel kongresu: wieloraki, głównie bioróżnorodność, ekologia, reprodukcja, biogeografia, inwazyjność gatunków obcych. Szczegóły dostępne na http://www.euromalacol2011.eu/ oraz na http://euromalacol2011.wordpress.com
Kiedy będę znał jakiekolwiek szczegóły z kongresu, dam znać. Wykorzystując sytuację dopisuję nowe informacje nt. południowoeuropejskich towarzystw malakologicznych. W poście poświęconym linkom (z września 2010r.) wspominałem o hiszpańskiej witrynie, której nie można odnaleźć. Teraz już wiem, że podany adres jest nieaktualny, ponieważ towarzystwo (Sociedad Española de Malacología) przeniosło się na adres www.soesma.es. Strona nie porywa, informacji niewiele i spora bariera językowa, ale jest nadzieja, że będzie się zmieniać na lepsze...
Bardzo blisko, również na Południu Europy, znajduje się Portugalia, a więc - musi też być portugalska malakologia. Znalazłem Instituto Português de Malacologia ze stroną www.ipmalac.org. I w  tym przypadku nie porywa, choć i była dla mnie niespodzianka. Strona odwołuje do bloga, jakże podobnego w szacie graficznej do mojego. Proszę sprawdzić: www.ipmalac.blogspot.com - słowo daję, podobieństwo przypadkowe!
Ciągnie mnie w tamte strony, oj ciągnie, ale pewnie jeszcze dużo upłynie wezbranej Wisły, zanim moja noga stanie na tamtej ziemi. A ponieważ marzenia są wolne od podatku, marzyć watro do do upadłego...

czwartek, 21 lipca 2011

Wakacyjne lektury

Trzeba być porządnie zakręconym człowiekiem, żeby tak niefortunnie dobierać sobie lektury. Wspominałem przed paroma dniami o najnowszym nabytku: rzeczy o śladach po pielgrzymowaniu do Santiago de Compostela. Następnego dnia dotarła do mnie przesyłka z nową książką, na którą z lekturą musiałem poczekać już do urlopu. I znowu: zarzut właściwe ten sam, który wytaczam wszystkim prawie publikacjom malakologicznym - pozycja prawie nieosiągalna bez specjalnych zabiegów w wyszukiwarce internetowej. Uwaga natury (prawie) ogólnej: to prawda, że malakologia w Polsce to temat niszowy; to prawda, że specjalistów od niej mamy w Polsce ie więcej niż stu; z amatorami może być do dwustu. Ale prawdą jest, że promocji publikacji z zakresu malakologii jest niewspółmiernie mniej, niż jej samej. I to mnie smuci. Nie dość, że tego u nas mało, że ze świecą by szukać, to jeszcze tę świecę trzeba by do gigantycznych rozmiarów powiększyć, żeby jej światło dotarło do pochowanych magazynów wydawnictw... Udało mi się w ostatnim czasie dotrzeć do bardzo ciekawej książki autorstwa prof. Małgorzaty Strzelec i Włodzimierza Serafińskiego. Książka nosi tytuł "Biologia i ekologia ślimaków w zbiornikach antropogenicznych". Prof. Małgorzata Strzelec od lat zajmuje się badaniem ślimaków w zbiornikach antropogenicznych (tzn. stworzonych przez człowieka), głównie na terenie Górnego Śląska, czyli obszaru bodaj najbardziej przekształconego przez działalność człowieka.
Nie jest to pierwsza książka Profesor Uniwersytetu Śląskiego. Jedenaście lat wcześniej wydała pracę o ślimakach Wyżyny Śląskiej, właśnie w zbiornikach pochodzenia antropogenicznego. Obie te książki wnoszą wiele nowego do badań nad malakofauną: Autorce przyświeca przekonanie, że obserwacja mięczaków w zbiornikach tworzonych przez człowieka pozwala na poznanie różnych aspektów ekologicznych, trudnej obserwowanych w zbiornikach naturalnych. Tempo sukcesji, preferencje makrofitów, korelacja podłoża z roślinnością i jej wpływ na liczebność lub różnorodność: to wszystko analizowane jest na podstawie wieloletnich badań prowadzonych przez prof. Strzelec na Górnym Śląsku.
Tak, trzeba być zakręconym porządnie, żeby planując urlop nad morzem, rozczytywać się o ślimakach na Śląsku, zwłaszcza w zbiornikach takich jak pokopalniane zapadliska czy zbiorniki poprzemysłowe. Cóż, niektórym się zdarza. Przyznać jednak muszę, że wcale mi nie żal tego, że na czas urlopu dotarła do mnie właśnie ta książeczka. Bardzo porządkuje wiedzę z zakresu ekologii ślimaków i jest cennym źródłem informacji na temat kilkudziesięciu gatunków słodkowodnych ślimaków. Napisałbym o niej więcej, ale nie dość że urlopuję, to jeszcze nie mogę się spod zaległości wygrzebać.
Kto by jednak był przez przypadek w Katowicach, może zajechać na ul. Św. Huberta i u wydawcy nabyć wspomnianą publikację. Nie straci, a zyskać może sporo, zwłaszcza, jeśli tak jak ja, jest tylko amatorem. Polecam.

M. Strzelec, W. Serafiński 2004. Biologia i ekologia ślimaków w zbiornikach antropogenicznych, Katowce, Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska, 90ss.

środa, 20 lipca 2011

Nizinnie

Zaległości przybywa, choć urlop zaczął się już przed paroma dniami. Sprawozdawczo: jeszcze nie wyjechałem nigdzie, więc krążę wokół słupa wykorzystując wolne chwile do spojrzenia w lustro wody lub pod liście w krzakach.
W poniedziałek, 18 lipca - Sieradz i Żeglina przy ujściu do Warty. Kiedyś, a było to jakieś dwa lata temu, zatrzymałem się tam na godzinkę. Teraz tylko na paręnaście minut. W stosunku do poprzedniego razu, udało się zwiększyć listę gatunków o Viviparus contectus i Gyraulus albus. No, ale to właściwie żadna rewelacja...
Wczoraj, 19 lipca - południowa Łódź - a dokładnie - Stawy Stefańskiego. Ten liczący około 11 ha akwen jest częścią koryta Neru, od prawie stu lat eksploatowanym w różnych celach przez człowieka. Kiedyś było tam kąpielisko, ale z uwagi na notoryczne skażenie bakterią E. coli obowiązuje zakaz kąpieli. Pomimo tego, Stawy Stefańskeigo, będące częścią Parku 1-go Maja w Łodzi cieszą się sporą popularnością wśród łodzian. Wiosną można obserwować tam ogromne ilości Radix peregra. Mnie udało się znaleźć, poniżej zabudowy spiętrzającej, Valvata piscinalis, Anisus vortex, Planorbis planorbis, Radix peregra i Physella acuta. Z wymienionych gatunków rozdętka zaostrzona wydaje się być godna odnotowania - to obcy inwazyjny gatunek w polskich wodach, który dotąd znałem tylko z akwarium i literatury. Jest to zatem pierwsze stanowisko, które udało mi się potwierdzić. A wokół Stawów, w parku: Cochlicopa lubrica, Perforatella rubiginosa, Arianta arbustorum, Cepaea nemoralis i Helix pomatia. Podobnie: bez oszałamiających notowań, ale zawsze coś.
Czekam na wyjazd. Być może w sobotę lub w niedzielę. Na północ, w okolice Koszalina. Zobaczymy.

Oba zdjęcia z Łodzi, na Żeglinę zabrakło aparatu...

czwartek, 14 lipca 2011

Z trzech stron

Zaległości narastają. Nie tylko na blogu, wszędzie. Przepraszam. Jestem przed urlopem i nie bardzo mogę się wyrobić. A wczoraj jeszcze pilny wyjazd do Warszawy. Nie jest źle, ale muszę się sprężyć. Jeszcze trochę...
Ponieważ był wyjazd, to była okazja żeby w pociągu poczytać. Zebrałem ze sobą najnowszy nabytek, z którego odbiorem miałem letnie pocztowe problemy. Ponieważ książka jest niezwykle przewrotna jak na moją bibliotekę, uznałem za zasadne podzielić się wrażeniami z lektury.
Znalazłem ją w internecie najzupełniej przypadkowo: takie publikacje widzi się na odległych stronach przeglądarki, nie świecą w sponsorowanych linkach, a i najczęściej trzeba całej długiej frazy, żeby się znalazła. I mnie się udało. Więcej nawet: udało mi się zdobyć adres autora i do niego dotrzeć. Telefonicznie. Rozmawiałem z nim przez chwilę, ale wystarczyło, żeby otrzymać zapewnienie o proporcjach zawartych w książce. We wtorek ją odebrałem, wczoraj przeczytałem, dziś się nad nią zatrzymuję. Powodów jest kilka. Postaram się je pogrupować:
Po pierwsze: od kilku dni na Jasną Górę pielgrzymują piotrkowianie. To już 142 raz, jak pątnicy z Piotrkowa i jego okolic udają się do jasnogórskiego sanktuarium. I ja w przeszłości stawiałem z nimi pielgrzymie kroki na szlakach wijących się przez nizinne wsie i miasteczka.
Po drugie: pielgrzymowanie to nie tylko wakacyjna atrakcja dla religijnie zaangażowanych. Pielgrzymka jest najkonkretniejszym symbolem kondycji naszego życia, w którym nigdy nie będąc ostatecznie u siebie, idziemy we wspólnocie do Nowej Ziemi, gdzie przebóstwieni spotkaniem z Miłością, ujrzymy się jako Nowe Stworzenie.
Po trzecie: pielgrzymując zostawiamy swoje mniej lub bardziej ulotne ślady, zaznaczamy przemijającą obecność, jakby chcąc powiedzieć: "No przecież jestem konkretnym istnieniem i bóle moje są konkretne, i prośby moje, i dziękczynienia".
Po czwarte: pielgrzym bardzo podobny jest do ślimaka: musi się zadowolić tym, co zabierze ze sobą lub co po drodze otrzyma. Obładowany plecakiem (i tym fizycznym, i tym moralnym), sunie powoli ku obranemu celowi, ponosząc koszta niewygody i trudu. Idzie, bo ma do spełnienia zadanie.
Po piąte: marzy mi się stanąć kiedyś na Caminos de Santiago i wyruszyć w stronę finis terrae, nawiedzając grób św. Jakuba Apostoła, zwanego Starszym. Wierzę, że kiedyś wybiorę się wzorem średniowiecznych pokutników i przemierzywszy pół kontynentu ujrzę miejsce wołające łaskami. A wracając - do pielgrzymiej torby przyszyję muszlę Pecten maximus Linnaeus, 1758 - symbol pielgrzymów do Santiago de Compostela, rozpoznawany w całej Europie, będący jednym ze źródeł jej tożsamości.
Po szóste: cieszy, że odtwarzane są drogi świętego Jakuba, zarówno w Europie, jak i w Polsce. Kiedyś te drogi były szlakami nowych idei, nurtów i doświadczeń i dziś na powrót mogą stać się ramionami spotkania i rozwoju.
Jak widać, powodów jest wiele, a bezpośrednio trzy. Książka prof. Andrzeja Wyrwy "Święty Jakub Apostoł. Malakologiczne i historyczne ślady peregrynacji z ziem polskich do Santiago de Compostela" zainteresowała mnie z powodu trzech kierunków, które w sobie łączy, a mianowicie: malakologii, archeologii i teologii. Autor książki jest archeologiem, dyrektorem Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy. Opracowany przez niego temat podejmuje próbę określenia śladów pielgrzymowania do Santiago de Compostela na podstawie archeologicznych materiałów malakologicznych: muszli przegrzebków z gatynku Pecten maximus L. oraz Pecten jacobeus L. Na podstawie ośmiu dostępnych muszli (lub ich fragmentów) próbuje podjąć się rekonstrukcji drogi, którą przemierzył pielgrzym. Proponuje przyjąć, że muszla P. jacobeus stanowiła dowód dojścia do Santiago drogą południową, zaczepiającą o wybrzeże Morza Śródziemnego, natomiast muszle P. maximus miałyby być przyniesione przez pielgrzymów podążających "Szlakiem francuskim". Analiza malakologiczna materiałów archeologicznych zawarta jest w katalogu muszli pielgrzymich, zawierającym osiem znanych okazów, m.in. z Cieszyna, Lublina, Elbląga, Ostrowa Lednickiego, Poznania, Kołobrzegu, Poznania i Wrocławia (chyba wymieniłem wszystkie). Ponadto autor zacheca do przeszukania zbiorów muzealnych pod tym właśnie kontem. A mnie aż wierci, żeby napisać do autora, żeby szukać w Piotrkowie, którego "założyciel" mógł być pielgrzymem do Santiago, a kościół farny (XII w.) nosi wezwanie właśnie św. Jakuba. Poza tym Piotrków leżał na skrzyżowaniu ważnych szlaków komunikacyjnych, co sprzyjało pielgrzymowaniu. Chciałbym, aby moją intuicję kiedyś zweryfikowano na gruncie archeologii...
Wracając do książki: cieszy mnie, choć spodziewałem się więcej malakologii;) Jest pierwszą znaną mi książką, która wskazuje na praktyczne zastosowanie malakologii w innych dziedzinach nauki. Na dodatek wszystko zaprawione jest teologiczną atmosferą wynikającą z tematu peregrynacji chrześcijańskiej do sanktuarium św. Jakuba Większego. Cieszy mnie również, że wygrzebana spod ziemi skorupka małża potrafi tak dużo powiedzieć, jeśli tylko chce się jej dobrze posłuchać. Najlepiej tak, jak słuchano opowieści wracającego pielgrzyma, przemienionego spotkaniem z Łaską...
Więcej o muszli w pielgrzymowaniu postaram się napisać wkrótce.

A. Wyrwa, Święty Jakub Apostoł. Malakologiczne i historyczne ślady peregrynacji z ziem polskich do Santiago de Compostela. Poznań-Lednica, 2009, 91ss.