wtorek, 31 grudnia 2019

Zawsze może być lepiej

Kiedy normalni ludzie szukają lodu do schłodzenia szampana, ja nie mogę znaleźć sobie miejsca biadając nad blichtrem codzienności. Nie udało mi się dotąd znaleźć kogoś, kto przestroiłby moją duszę z tonacji mollowych na durowe, więc nie cieszą mnie radosne porykiwania sylwestrowych gwiazd i rozgwiazd. Wolę tę końcówkę roku potraktować jako rozszerzony tematyczny rachunek sumienia, jakieś podsumowanie, które choć dołujące corocznie, daje jakąś szansę na wyciąganie wniosków i planowanie czegoś na przyszłość.
Należą się z mojej strony przeprosiny. Poważne przeprosiny za notowanie dolnych rejestrów pisarskiej aktywności wyrażonej strasznym zaniedbaniem blogowej publicystyki. Przepraszam najpierw siebie, bo obiecałem sobie większą systematyczność i większe zaangażowanie. Tymczasem rzeczywistość skrzeczy i ostatnie półrocze minęło pod znakiem strasznych dziur w moim blogu, który był dotychczas ostatnim usprawiedliwieniem dla deficytów działań w terenie i porządkowania zbiorów. Czy obiecam poprawę? Chętnie spróbuję mając nadzieję, że największy kryzys już za mną. Ale czy nie będzie jak piosence: nienasycony w sercu głód / bo za jednym nocnym chłodem / drugi chłód? Nie spoczniemy...
Mijający rok minął pod znakiem ogromnych strat. Dokładnie przed rokiem odszedł prof. Andrzej Wiktor, 3 maja odeszła prof. Małgorzata Strzelec. Boli. Choć śmierć jest naturalnym etapem życia, pogodzenie się z odejściem wcale łatwe nie jest, zwłaszcza jeśli się komuś wiele zawdzięcza...
Rok 2019 - ujmując jednym słowem - nazwałbym rokiem posuchy. Z ogromnym niepokojem patrzę na kolejny rok potwornego przesuszenia. Nie jest to jeszcze susza w kategoriach klęski ekologicznej, natura jeszcze potrafi sobie z nią radzić, ale jest bardzo źle, a w kwestii ślimaków lądowych wygląda to jeszcze gorzej. Nie dość, że sucho i gorąco, to jeszcze wietrznie, więc i szybciej wysuszanie ściółki następuje. Nieliczne moje terenowe podboje 2019 roku utwierdzały mnie w przekonaniu, że jest coraz gorzej. Oby w przyszłym było lepiej.
Jeśli mówię o wyjściach w teren, to w najlepszym wypadku mógłbym mówić o zarysie zaledwie wyjść, jakimś szkicu słabiutkim, drgnieniu zaledwie... Byłem w Sudetach w kilku ciekawych miejscach, choć więcej zostało jeszcze do odkrycia. Z Sudetów mogę wykazać Potamopyrgus antipodarum jako nowy składnik malakofauny w porównaniu z pracą Wiktora sprzed pięćdziesięciu laty. Źródlarka karpacka w Romanowskich Źródłach nadal jakoś się trzyma, sprawdziłem na własne oczy. Bylem w Międzygórzu i to tylko stwierdzić mogę, że śmiało mogę planować Sudety na kolejne wypady. Jest tam co robić i czego szukać.
Byłem też na wyprawie w zachodniej części województwa łódzkiego w okolicach Burzenina (kserotermiczne łąki) i w Obrzycku, w którym obiecano mi m.in. Madrigera obscura i Truncatelina costulata, ale nie znalazłem. Znalazłem natomiast Cochlodina laminata, której dwóch pokoleń doczekałem się już w eksperymentalnej hodowli. Poza nimi hoduję równolegle jeszcze Achatina fulica i Cepaea nemoralis, czyli łatwe gatunki, bo na wyższy poziom jeszcze nie potrafię się wspiąć.
Nawiązałem kontakt z trzema malakologami, których znałem dotąd wyłącznie z publikacji lub opowieści. Profesora Andrzeja Dzięczkowskiego zaczepiłem tylko telefonicznie i listownie, natomiast dane mi było spotkać się osobiście z ks. Jerzym Kaczmarkiem i Profesorem Tomaszem Umińskim. Ksiądz Jerzy Kaczmarek to amator i malakologii, i ornitologii, i kilku jeszcze innych pasji. Swego czasu stworzył wielką kolekcję krajowej malakofauny wzbogaconą zbiorami z Niemiec, Francji, Izraela, Bułgarii, Egiptu czy Kamerunu. Maleńką cząstkę w postacie Subulina octona z Afryki oraz Vertigo ronnebyensis z okolic Obrzycka otrzymałem nawet w prezencie. Spotkanie to zaowocowało wymianą bezcennych informacji na temat występowania i biologii wielu rzadszych gatunków krajowych. Innym owocem tej relacji jest malakofauna Omanu, o czym za chwilę. Spotkałem się również z Profesorem Tomaszem Umińskim, emerytowanym profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, ogromnym autorytetem w dziedzinie zoologii, autorem podręczników do biologii i ekologii, na których wychowały się pokolenia licealistów.
Bardzo kiepsko wyglądała sprawa moich relacji z szerokim gronem malakologów: nie wziąłem udziału w Krajowym Seminarium Malakologicznym, które zorganizowano w maju 2019 roku w Szczecinie. Dotarły do mnie słuchy, że następne ma być zorganizowane w Katowicach i bardzo chciałbym tam się pojawić, bladego pojęcia nie mając, o czym mógłbym powiedzieć... Nawet jednak, gdybym niczego nie wymyślił, bardzo chciałbym tam być. To jeden z najważniejszych planów na nadchodzący rok.
Sukcesywnie porządkuję swoje zbiory, trochę w myśl zasady "dwa kroki w przód, trzy kroki wstecz". W tym roku moje zbiory powiększyły się o jeden nowy gatunek znaleziony osobiście (ale na stanowisku udokumentowanym w literaturze). Mam na myśli Cernuella neglecta, której jedyne stanowisko znane jest z Golińca w Ziemi Kłodzkiej. Znalazłem kilka pustych muszli, mocno zwietrzałych, wydaje mi się jednak, że jest to ten gatunek, o którym donosił Profesor Wiktor. Nie znalazłem osobiście, ale otrzymałem Vertigo ronnebyensis, również nowy dla mnie gatunek. Z darowizn mam jeszcze trzy gatunki z Wietnamu, dwa z Norwegii, jeden z Kolumbii, jeden z Bośni i kilka z Omanu. I teraz kilka słów o malakofaunie Omanu. Za pośrednictwem wspomnianego księdza Jerzego Kaczmarka otrzymałem do oznaczenia próbki ślimaków z Półwyspu Arabskiego. Przyznaję się bez bicia, że nie uważam się za znawcę ślimaków, a za znawcę ślimaków Omanu tym bardziej. Nie mniej nadarzyła się okazja, żeby troszkę popracować nad egzotami i sporo sprawiło mi to przyjemności. Żyjemy w czasach powszechnego dostępu do wiedzy, stąd godziny spędzone w internetach pozwoliły na zebranie wiedzy porównawczej umożliwiającej jakąś identyfikację. Rozpoznałem Euryptyxis latireflexa z rodziny Cerastidae, Mordania omanensis z rodziny Bulinidae, Zootecus insularis z rodziny Subulinidae, Otopoma bentiana z Pomatiidae oraz Accicula isseli z Ferussaciidae. Ten ostatni gatunek (a przyznaję, że z Polski jak dotąd nie mam żadnej bezoczki) znalazłem w mułkach wydobytych z ujścia muszli ślimaka z rodziny Cerastidae. Od jakiegoś już czasu przy czyszczeniu muszli zwracam uwagę na materiał, który można znaleźć w ujściach muszli. Najczęściej są to jakieś larwy muchówek lub pszczół samotnic, ale raz na jakiś czas trafi się jakiś rarytas. W tym roku takie rarytasy trafiłem aż trzy. Wspomniana Accicula isseli oraz dwa mioceńskie ślimaki z muszli znalezionych w Korytnicy. Więc teraz kilka słów o Korytnicy.
Pisałem już o tym przed kilkoma miesiącami, wydaje mi się jednak, że był to centralny punkt malakologiczny kończącego się roku. Pierwszy raz trafiłem w miejsce, które było naprawdę paleontologicznym eldorado, trafiłem tam jeszcze na przewodnika, którego wiedza i doświadczenie niezwykle mi zaimponowało, a na dodatek miałem sposobność zainteresować się więcej fauną mioceńską. Znalazłem kilka muszli Natica, które nie tylko czarują lśniącą powierzchnią muszli (nieźle, jak na kilka milionów lat), to jeszcze zachowały operculum. To właśnie z takich muszli wydobyłem dwa trzymilimetrowej wielkości ślimaki morskie z miocenu, których ostatecznie jeszcze nie oznaczyłem, ale wiem juz gdzie ich szukać w pracach Friedberga i nowszych Bałuka. Ziemia Świętokrzyska kolejny raz okazała się dla mnie bardzo gościnna zapraszając do kolejnych planó terenowych na jej łonie.
W temacie zaś literatury, a ściślej rzecz biorąc w temacie pozyskanych książek (bo Malakofil jest wciąż niepoprawnym bibliofilem) rok 2019 należał do całkiem udanych.  Kroplą dziegciu niech będzie to, że bardzo skurczyła mi się lista poszukiwanych prac (poza tymi, o których nadal nie mam zielonego pojęcia, że istnieją!). Jak na szpilkach wyczekuję wydania książki o głowonogach, nad którą przed śmiercią pracował Profesor Samek. Co tydzień sprawdzam, ale nie natrafiłem jeszcze na żaden anons. Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że mam cierpliwie czekać i że cierpliwość ta zostanie nagrodzona. Więc czekam. Jak na szpilkach. Naprawdę.
Jeśli mogę skorzystać ze sposobności, to wykorzystam moment i zwrócę się z apelem o pomoc: poszukuję papierowych wydań prac Wacława Bałuka o mięczakach mioceńskich Korytnicy (mam je w wersji elektronicznej!) oraz pracy Kazimierza Stępczaka o Helicopsis striata znad Odry. Jeśli mógłby kto pomóc, to polecam się pamięci. Ja w ogóle bardzo jestem za papierami, zwłaszcza tymi wydanymi kiedyś, co to teraz są pogardzane i utylizowane. Jeśli ktoś planowałby na makulaturę z nimi, to ja w każdej ilości wezmę;) Poważnie!
A jakie plany? Na pewno Seminarium Malakologiczne (jak Bóg da). Poza tym chciałbym więcej połazić po polach (daj Boże wilgoci więcej!), poprzyglądać się trochę maluchom. Powinienem też zobaczyć, czy coś nie wykluło się w palmiarni. Planuję nadto spróbować hodowli mniejszych ślimaków, ale wpierw chciałbym doczekać większego sukcesu reprodukcyjnego Achatina. Napiszę o tym troszkę więcej w nieodległym czasie. Chciałbym też spróbować sprowadzić dwie cenne książki z Niemiec, ale może to zburzyć homeostazę moich finansów, więc ostrożnie do tego się zabieram. Marzą mi się wojaże. Obym na marzeniach nie poprzestał...
Zawsze może być lepiej. Wierzę, że tak jest i tak będzie. Z dość niskiej perspektywy wiary w siebie życzę jednak, by kolejny rok był zdecydowanie lepszy, żeby odbudował nadzieję. Bo bez niej to tak jakoś podle...
Ślimaki z Omanu



Subulina octona z Kamerunu
 
cząstka zbioru z Korytnic











wtorek, 24 grudnia 2019

Wrażliwości i siły

Wrażliwość pozbawiona siły jest katastrofą dla wrażliwego.
Siła pozbawiona wrażliwości jest katastrofą dla pozostałych.

Na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia i nadchodzący Nowy Rok życzę wszystkim równowagi pomiędzy wrażliwością a siłą. Niech ona prowadzi do ciekawych towarzystw i otwiera na inspirujące rozmowy. Niech ona wyciąga dłoń w ważnych gestach zanim o ten gest ktoś odważy się prosić. Niech ona określa składniki przepisów na drogę do celu.
I niech ona pozwala przejść między wiarą a niedorzecznością, między zachwytem a wzruszeniem, między przebaczeniem a pamięcią krzywd.
Życzę wszystkim pogodzenia wrażliwości i siły w relacjach i sytuacjach, w rozumie i w wierze, a przede wszystkim w zadziwieniu.