wtorek, 24 sierpnia 2021

Monstrualnie gigantyczny ślimak pożera turystów pijących piwo w górach

 Będzie bardzo poważnie: kilka dni temu na facebooku Tatrzańskiego Parku Narodowego pojawił się wpis, z którego wynika, że na terenie TPN, a dokładniej w basenie fontanny przy ruinie dawnego dworu Homolaczów w Kuźnicach, znaleziono pomrowa wielkiego Limax maximus. Autor doniesienia informuje, dlaczego nie jest to radosna wiadomość, uzasadniając okolicznością, że mamy do czynienia z obcym gatunkiem inwazyjnym. Może to słowo "obcy" spowodowało, że kolejne serwisy informacyjne zaczęły mnożyć gradację terminów horrendalnych, bo już po kilku dniach zaczęły ewoluować od: "Zadziwiają turystów w Tatrach. Ich obecność to zły znak" (portal o2.pl, podał informację jako jeden z pierwszych), przez: "Zachwycają turystów w górach, ale ich obecność to nic dobrego" (podroze.onet.pl) lub "Tatry. Pomrów wielki pojawił się w górach. Może zagrażać przyrodzie" (krakow.onet.pl, po kilku dniach tytuł już zmieniony na "Ślimak gigant pojawił się w górach"). Dziś to jedna z częściej powtarzanych informacji, ale za to jak opakowana: "Pomrów wielki atakuje Tatry! Z ogromnym ślimakiem walczy się piwem" (se.pl), "Pomrów wielki to kanibal wśród ślimaków. W Tatrach walczą z nim [...] (kobieta.interia.pl - tytuł kilkakrotnie niezmieniany, dlatego nie wiem, jak brzmiał w pełni). Fakt.pl zatytułował doniesienie: "Pomrów wielki. Ślimak gigant kanibal atakuje polskie góry".

Brak mi narzędzi do śledzenia zmian w serwisach. Wystarczy jednak popatrzeć, jak z neutralnych komunikatów wyrastają tytuły grozy godne samego Egdara Allana Poe. Ślimak najpierw z wielkiego staje się gigantem, jeden osobnik przypuszcza atak, przed którym można się chronić piwem (to by usprawiedliwiało wszystkich pijanych turystów, którzy najpierw chcieli się zachwycić ślimakiem, ale jak poczytali, to tak się wystraszyli porywczego pomrowa, że musieli się napić piwa na szlaku, żeby ich kanibal nie zaatakował). Ostatecznie nie ważne, co napisał TPN, tytuł powinien brzmieć mniej więcej tak: MONSTRUALNIE GIGANTYCZNY ŚLIMAK KANIBAL POŻERA TURYSTÓW PIJĄCYCH PIWO W GÓRACH. Myślę, że autor miał na myśli... No może nie to, ale na pewno redaktorzy serwisów internetowych to mieli na myśli myśląc o czym myślał edukator z TPN...

A teraz będzie jeszcze poważniej. W lipcu 2021 roku byłem w Tatrach. Do Kuźnic nie dotarłem, na co mam świadków, chociaż nieletnich... Pomrowa wielkiego w Tatrach nie widziałem, chociaż za ślimakami się rozglądałem, za nagimi też, bo bardzo chciałem dzieciom pokazać pomrowa błękitnego, w czym przeszkodziły upały. Widziałem za to ślimaka nagiego z rodzaju Arion czyli ślinik, prawdopodobnie vulgaris (kiedyś nazywany luzytańskim). Ten w Kościelisku występował masowo, a wieczorami, nawet po upalnych dniach, wyłaził na chodniki w przeróżnych miejscach. 

Znalezienie pomrowa wielkiego na terenie parku narodowego faktycznie nie jest najlepszą informacją. Trzeba wziąć jednak poprawkę, że nie został znaleziony gdzieś w głuszy czy na skałach pośród szarotek alpejskich, a w miejscu, które jest bardzo dla niego charakterystyczne: w mocno przekształconym przez człowieka biotopie ruderalnym. Napisano, pomrów utopił się w fontannie. Raczej wątpię, chyba że wcześniej opił się piwem, które tam ktoś zostawił. Jego pojawienie się w Kuźnicach może być związane np. z jakimiś pracami remontowymi, które mogły mieć tam miejsce. Z własnych obserwacji wiem, że świetnie znosi transport we wszelkiego rodzaju foliowych workach, również po śmieciach. Włazi w różne szczeliny, nie tylko w glebie, ale pod deski, odstające płyciny elewacji, nawet w nadkolach samochodów. Mimo wszystko wydaje się, że wciąż ten gatunek nie jest w stanie u nas przezimować w normalnym reżimie termicznym bez odpowiednich miejsc, takich jak piwnice, przyziemia, pryzmy, kompostowniki, kopce, składziki, magazynki i inne wszelkiego rodzaju antropogeniczne refugia (ładnie brzmi, prawda, tak mądrze, tak naukowo, ale za to za mało strasznie...). Tak przyszło mi teraz do głowy, że może tytuł powinien zostać zmodyfikowany: "W ruinach dworu obcy monstrualnie gigantyczny ślimak kanibal zaatakował turystów niosących piwo w góry". Myślę, że do zakończenia pisania tej refleksji mój tytuł zabrzmi jeszcze straszniej...

Co zatem robić? Najpierw studzić emocje i mozolnie kontynuować pracę organiczną: trzeba edukować i motywować, a nie straszyć. Ważne jest, aby przestrzegać zasad związanych z ochroną cennych przyrodniczo obszarów: nie śmiecić, nie niszczyć roślin itd. Może warto byłoby ograniczyć ruch turystyczny w Tatrach? (tak, wiem, że to wkładanie kija w mrowisko...). Jeśli to jest pojedynczy osobnik, można zintensyfikować działania profilaktyczne: posprawdzać przed zimą, czy nie ma innych osobników, czy gdzieś pod kamieniami nie ma złogów jaj (przeźroczyste, galaretowate). Skupić się głownie na zawilgoconych miejscach chroniących przed przemrożeniem. Może warto byłoby przeprowadzić jakąś rewizję na miejscu pod okiem malakologa (ewentualnie polecam swoje usługi, bezpłatnie;). Wprowadzanie metod chemicznych odpada, natomiast żadna z roślin, która mogłaby odstraszać pomrowa, nie występuje na tej wysokości naturalnie. Liczyć można na płazy (o tej porze roku mało już aktywne) i na ptaki. To nie jest tak, że pomrów nie ma żadnych wrogów naturalnych, natomiast trzeba pamiętać, że jest to gatunek obcy, więc poza swoim rodzimym ekosystemem wykorzystuje zachwianie relacji i nie natrafia na gatunki, które w jakiś szczególny sposób wpisały go do swojej diety (choćby nicienie albo inne organizmy regulujące liczebność populacji w naturalnych warunkach). Wydaje mi się, że skoro na obrzeżach Tatr ślimak ten już występuje od kilkudziesięciu lat (Dyduch-Falniowska podaje go obszaru Zakopanego), to jednak tempo jego inwazji nie jest aż takie wielkie, jak jego nazwa. Dużo bardziej bałbym się tutaj wspomnianego wcześniej ślinika Arion vulgaris. Dlaczego? Bo pojawił się później, a jest bardziej liczebny. Bo są miejsca w pobliżu granicy Parku, gdzie występuje masowo, i chociaż jest gatunkiem synantropijnym, to coraz bardziej przenika do naturalnych biotopów i dobrze sobie w nich radzi (obserwacje własne). Bo Arion vulgaris dużo częściej wybiera dietę wysokobiałkową w postaci ciał osobników własnego gatunku (ale głównie świeżej padliny, nie zaobserwowałem dotąd, aby czynnie atakował innych przedstawicieli własnego gatunku). Zarówno Arion jak i Limax są dużymi i żarłocznymi fitofagami, nie specjalizują się w kanibalizmie jako głównej strategii odżywczej. Nie polują również aktywnie na inne gatunki ślimaków (a takie drapieżne gatunki występują w polskiej malakofaunie, w Tatrach również!). Nie przeceniałbym ich potencjału horrorotwórczego. Natomiast wywoływanie paniki może się źle skończyć dla innych pomrowów, zwłaszcza dla pomrowa błękitnego (Bielzia coerulans) i niemal identycznego jak pomrów wielki pomrowa czerniawego Limax cinereoniger. Ślimaki nagie pełnią swoją ważną rolę w ekosystemach. Im bardziej ten ekosystem jest naturalny, tym ważniejszą ogrywają rolę w tej swoistej symfonii ewolucji. Dopiero zakłócenie tego ekosystemu wprowadza dysonans i jazgot, trochę tak jak te doniesienia medialne na temat tego, co napisał pan Marek Kot z TPN... A nawiasem już zupełnie mówiąc: wszystkie bez wyjątku redakcje powtórzy mały błąd, który wkradł się we pis TPN: pomrowy wielkie są obojnakami oraz hermafrodytami i mogą w przypadku braku innej możliwości, rozmnożyć się same, bez drugiego osobnika. Prawda, z tym, że w języku polskim słowa obojnak i hermafrodyta są synonimami, więc nastąpiło tu powtórzenie, zamiast oraz powinno czyli.

Z OSTATNIEJ CHWILI: Obcy atakują góry! Piją piwo i ślinią się do gigantycznych pomrowów kanibali. Minister rozważa wprowadzenie stanu wyjątkowego

Limax maximus, Łódź, 2021
Limax cinereoniger, Dolina Mnikowska, 2020