środa, 20 kwietnia 2016

Vivat academia, vivant Professores!

Chociaż działo się to przed dwoma tygodniami, dopiero dziś dotarła do mnie wiadomość, że poznański biolog i malakolog, prof. Andrzej Lesicki, został wybrany nowym Rektorem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Urodzony 8 października 1950 roku w Poznaniu, ukończył w 1968 roku I Liceum Ogólnokształcące im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, a następnie rozpoczął studia biologiczne na poznańskim uniwersytecie. To właśnie z tą uczelnią związał swoją karierę zawodową, zdobywając kolejne stopnie naukowe.
Od 1994 roku związany ze Stowarzyszeniem Malakologów Polskich (pełnił m.in. funkcje skarbnika oraz prezesa), zaś od 1999 redaguje Folia malacologica. W tym czasie pismo ugruntowało swoją pozycję, stało się periodykiem anglojęzycznym, wysoko punktowanym na liście Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Profesor Andrzej Lesicki, nowy Rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, jest prawdziwym człowiekiem renesansu: meloman, podróżnik, modelarz, kolekcjoner płyt winylowych i wszystkiego co Beatlesami związane, miłośnik muszli, piewca rodzinnego życia...
Odsyłam do strony Profesora Lesickiego będącej skarbnicą wiedzy o dorobku i zainteresowaniach Rektora-elekta http://andrzejlesicki.pl/cv.php. Natomiast relację z wyboru można zobaczyć w uniwersyteckiej telewizji http://uam.platontv.pl/show/5933.
Serdeczne gratulacje Panie Profesorze!
Prof. Lesicki wręczający tytuł Honorowego Członka SMP Stanisławowi Myzykowi, 2015.
(C) K.Myzyk

piątek, 15 kwietnia 2016

O zaletach powolności

Nie wiem czemu, ale coś nie zadziałało... Nie było dreszczyku, nie było wypieków na policzkach. Może się zestarzałem, może jestem przemęczony, może po prostu jestem malkontentem. Nie wiem. Może to jednak przesyt bajek terapeutycznych, z którymi ostatnio miałem do czynienia... W każdym razie doświadczam rozczarowania, ale nie książką, a własną na nią reakcją. Dziwne to odczucie. Na ogół jeśli książka mi się nie podoba, to mi się nie podoba i tyle. A tutaj nie podoba mi się to, że mi się nie podoba, a nie że książka mi się nie podoba. Zawikłałem, odplątuję: zdobyłem niedawno zupełnie nową książkę ze ślimakiem w tytule. Tak nową, że wydaną kilka tygodni wcześniej. Ponieważ jednak zabiegany byłem, nie mogłem jej od razu przeczytać i dopiero po świętach wielkanocnych zacząłem wykradać jakieś kilkuminutówki na lekturę.
Historia ślimaka, który odkrył znaczenie powolności chilijskiego pisarza i aktywisty ekologicznego Louisa Sepulvedy jest najnowszą (o)powieścią tego pisarza, którego polscy czytelnicy mogli już poznać dzięki książkom wydawanym przez Wydawnictwo Noir Sur Blanc.
No właśnie. Trudno powiedzieć, że to powieść. Jest to coś, co można by określać jako baśń, bajkę terapeutyczną (to nie jest gatunek literacki), opowiadanie... Więc najbliższe będzie określenie: opowieść. Jak to w przypadku ślimaczej tematyki, akcja nie może być zbyt wartka, ale problem, którego dotyczy fabuła, jest problemem poważnym i odnosi się do odbierania naturalnych siedlisk przez ekspansję zabudowań ludzkich. To tło, bo faktycznym problemem, na którym rysuje się fabuła opowieści jest pojęcie odpowiedzialności jednostki za społeczność. Ślimak zdaje się być świetnym nośnikiem idei odpowiedzialności, zwłaszcza jeśli wyobrazimy sobie powolność jako skutek przytłoczenia odpowiedzialnością za innych... Zaskoczyło mnie, kiedy bohater opowieści - Ślimak Buntownik - określa swoją misję jako drogę krzyżową. Przegapiłem tak naprawdę tę opowieść - powinienem był wpisać ją w lekturę na Wielki Tydzień - wówczas jej wymowa odsłoniłaby swoją głębię duchową.
Odpowiedzialność. Słowo, które coraz częściej trafia na nieoficjalne indeksy słów zakazanych. Wartość, którą dewaluuje się  przy najróżniejszych okazjach. A jednocześnie rzeczywistość, z którą trzeba się zmierzyć na drodze poszukiwania tożsamości i dojrzałości. Wartość, którą odkrywa się w pielgrzymiej wędrówce do siebie... I pojęcie buntu, które okazuje się być kluczem otwierającym wolność i odpowiedzialność. Nie wiem, na ile możliwa byłaby gra słów w oryginalnej wersji książki, ale na gruncie języka polskiego można by z wyprowadzić dwa pojęcia "wolność" i "powolność" i synergicznie wprowadzić trzecie pojęcie: "po-wolność". Po-wolność byłaby zatem tą wędrówką do siebie, do własnego ja, w której odkrywa się cenę buntu i rodzącej się z niej odpowiedzialności. Chciałbym kiedyś zatrzymać się na dłużej nad po-wolnością, nad jej semantycznym kalejdoskopem, muszę jednak przetrawić jeszcze te kwestie. Chyba też powtórzę lekturę tej opowieści w nadziei, że odkryję sensy, które przegapiłem za pierwszym razem. Tak jest w przypadku opowieści powolnych, do których się dorasta.
Muszę wspomnieć jeszcze o jednej sprawie, która książce służy: ilustracje. Przyzwyczaiłem się do mniej lub bardziej przesłodzonych obrazków w tego typu historiach. A książka zaskakuje świetnymi ilustracjami, niezwykle oszczędnymi w formie, a bardzo bogatymi w emocje. Nieprawdopodobne, jak wiele może zdziałać czarna kredka mocniej przyciśnięta do papieru (patrz np. s.60-61)...

Pomimo wszystkich moich problemów z przyjęciem tej książki, polecam ją do przemedytowania. Jeśli mogę coś podpowiedzieć, to zasugerowałbym czytanie w jednej odsłonie (zajmie to jakieś 45-50 minut). Tak mi się wydaje, że lepiej przeczytać ją w całości, a dopiero potem wracać i obracać niektóre zdania z każdej strony, w różnych światłach i światełkach, a może któreś z nich naprawdę olśni. I dziwię się, dlaczego nie olśniło mnie wcześniej...

Luis Sepulveda, 2016, Historia ślimaka, który odkrył znaczenie powolności, Noir sur Blanc, 92ss.


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Zaczęło się

Padało. Ja, przemoczony, po łokcie urobiony, przenoszący właśnie ciężkie jak ze stali meble, stąpający jak baletnica... Żeby nie podeptać. Żeby krzywdy nie zrobić... Żeby uszanować... Pierwsze w tym roku łażące ślimaki. Od razu trzy gatunki: Cepaea nemoralis, Arianta arbustorum i Helix pomatia. Zaczęło się!
O jak mnie cieszy, że ta pora roku się rozpoczęła, kiedy można wyglądać śliamactwa przy najróżniejszych okazjach, nawet jeśli w ogóle na to czasu brakuje. O jak mnie cieszy, że ta pora roku się rozpoczęła, kiedy można znowu nieco zwolnić kroku przy okazji spaceru popatrzeć sobie na inny świat.
W ostatni piątek, 8 kwietnia 2016 roku, w Łodzi. Zaczęło się!