poniedziałek, 31 stycznia 2022

Ślimaczek żeberkowany Vallonia costata (O. F. Müller, 1774)

Spośród większości ślimaków występujących w Polsce niewiele jest takich, na których widok laik nie powie: "O, ślimaczek!" Jakkolwiek zwalczam ten odruch wszelkimi dostępnymi mi sposobami, zaprzeczyć nie mogę, że trudno inaczej nazywać nasz rodzimy drób. Wielkoludów trudno tam poszukiwać, to i zrozumiałe zdaje się być zdrabnianie. Przy tej okazji jednak muszę dopowiedzieć, że nie każdy "ślimaczek" (nawet taki maciupki, maciupeńki) może być nazwany ślimaczkiem. A w zasadzie to w Polsce można by tak mówić tylko o sześciu gatunkach zebranych w jeden rodzaj - Vallonia. Dziś kilka słów o jednym z nich.

Jeżeli trzymasz na ręku Trochulus hispidus i słyszysz: "O jaki ślimaczek!" możesz tak jak ja poprawić, że to ślimak z rodziny Hygromiidae, kiedyś Helicidae, stąd to "ślimak" a nie "ślimaczek", ale lepiej zrobisz, jak rozejrzysz się dokoła i spróbujesz znaleźć (dla przykładu) prawdziwego ślimaczka. Na ogól nie jest to bardzo trudne, bo ślimaki z rodzaju Vallonia - ślimaczek - należą do pospolitszych w Polsce. Tylko troszkę trudniejszych do wypatrzenia. Kiedy lata temu (dokładnie to w zeszłym tysiącleciu) pokazywałem rodzicom pierwsze znalezione okazy z tego rodzaju, długo wpatrywali się w moją dłoń i pytali z rozbrajającą szczerością: "To znaczy to są dzieci, ale jeszcze urosną?" Otóż nie, nie urosną...

Ślimaczek żeberkowany Vallonia costata (O. F. Müller, 1774) jest jednym z częściej występujących gatunków w Polsce, jednakże często (zwłaszcza na początku przygody z malakologią) przeoczanym. To malutkie stworzonko (zdrobnienia stosuję niezamierzenie) żyje w otwartych biotopach niemalże w całym naszym kraju, choć w górach nie ma go co szukać. Lubi podłoże wapienne (ponoć takie jest cieplejsze), suche, nasłonecznione. Unika zakrzewień, w lasach niemalże niespotykany. Za to częsty w rumoszu skalnym (no zwłaszcza na wapiennym rumoszu). Charakteryzuje się prawie płaską muszelką (to znaczy skrętka nieznacznie wystaje ponad zwoje), owalną, o charakterystycznym użebrowaniu (żeberkowaniu, żeby trzymać się zdrobnień). Żeberek na ostatnim skręcie jest tak na oko koło 35. Ujście muszli zaopatrzone jest w wyraźną wargę (może zasadniej wardzeczkę, ale przyznać trzeba, że dość trudne słówko lub słóweczko). No i co najważniejsze: muszla nie przekracza na ogół 3 mm(!). Tak, trzech milimetrów. Czyli mniej niż łepek zapałki. Dużo mniej. Do tego ubarwienie też mało imponujące: białawe, żółtawe, kremowe, popielate, jeśli świeże to nieco prześwitujące. 

Pamiętam, że pierwszy raz muszelkę ślimaczka żeberkowanego znalazłem w korzeniach mniszka lekarskiego. Znaczy się w darni, między korzonkami. Byłem tak zaskoczony (wtedy w ogóle nie wiedziałem, że istnieją ślimaczki), że gdyby nie warga widoczna gołym okiem, też uważałbym, że to ślimaczkowe dzieciątko (wtedy już wiedziałem, że jak jest warga to raczej już dorosły osobnik, nie wiem gdzie to wyczytałem...). Na łąkach wart podejść na przykład do betonowych cokołów słupów energetycznych - rzadko mi się zdarza, żebym w takim miejscu nie znalazł ślimaczka. Inna sprawa, że nie przypominam sobie, żebym znalazł kiedyś pełzającego ślimaczka, choć znajdowałem pełzające inne ślimaki z tego rodzaju. Znaczy, że kiedy szukam, pogoda jest niesprzyjająca dla ich aktywności. 

Rodzaj Vallonia reprezentowany jest w Polsce przez sześć gatunków, z czego jeden (V. tenuilabris) występujący tylko subfosylnie (znaczy się w młodszych pokładach geologicznych). Najpospolitszy wydaje się być ślimaczek gładki V. pulchella, któremu winienem był poświęcić więcej czasu może w przyszłości. Pozostałym również. Tymczasem napisałem kilka słów o ślimaczku żeberkowanym, którego fotografię załączam poniżej.