czwartek, 23 lutego 2012

Andrzej Piechocki - Ucieczka z Akademii IQ

Powinienem zacząć od tego, że NIE JEST TO KSIĄŻKA O MIĘCZAKACH ;-), chociaż ma z nimi coś wspólnego. Zaskakująca i oryginalna, warta nie tylko przeczytania, ale i poświecenia jej paru słów.
Zacznę łopatologicznie. Jest to powieść. Wielowątkowa, skomplikowana, trzymająca w napięciu i wciągająca, zabawna i poważna zarazem. Trochę przygodowa, trochę obyczajowa, trochę polityczna, trochę thriller, trochę satyra społeczna i antyutopia. Dużo tego trochę.
W "Ucieczce z Akademii IQ" przebłyskuje niezwykła erudycja Autora. Słownictwo jest bogate, precyzyjne i fachowe. Koncentracja na opisie elementów przyrody podpowiada, że Autor jest z nią obyty i obeznany. Ale to nie przyroda jest głównym bohaterem powieści. Bohaterów jest aż nadto, aby wszystkich charakteryzować. Trudno nawet twierdzić, kto jest głównym bohaterem, i czy aby na pewno jest to Młody Voltaire, w skrócie Vol, który za takiego jest uważany. W bohaterach to się gubiłem i plątałem nieustannie, a to z powodu pewnego zabiegu, którym posłużył się Autor.
Akcja rozpoczyna się w bliżej nieokreślonym miejscu w bliżej nieokreślonym czasie. To gdzieś w Polce, na pewno gdzieś nad jeziorem (jeziorami), zapewne w schyłkowych latach PRL-u, ale to wiadomo bardziej z przypisów. Czas - jak się okazuje - jest odrębnym  bohaterem tej powieści i ma swoje w niej znaczenie.
Streścić fabuły nie sposób. Można oczywiście wspomnieć, że akcja rozgrywa się w czasie spływu kajakowego, podzielona na skutek nie najlepszej organizacji oraz skłonności do indywidualizmu  grupa wyrusza na spływ w różnym czasie i rozpoczyna się ciąg zdarzeń, których konsekwencje trudno przewidzieć. Część kajakarzy, z Volem i jego ojcem, trafia do Krainy Dobrobytu, gdzie wyznacznikiem statusu społecznego jest iloraz inteligencji (IQ). Oryginalne podejście do podziału społecznego,  totalitarny charakter państwa dobrobytu wplątuje grupę w coraz większe trudności, których eskalacją będzie próba ucieczki z dziwnego kraju. Ucieczki z Krainy Dobrobytu? Czy to nie niedorzeczność? Przypomina się kwestia wypowiedziana przez Nadszyszkownika Kilkujadka z Kingsajzu Juliusza Machulskiego: "Problem w tym, że my potrzebujemy i tych co chcą, i tych co nie chcą". W totalitarnym państwie małemu geniuszowi grozi rozłąka z ojcem, ponieważ uznany został za osobę o IQ=176 i jako geniusz ma zostać umieszczony w specjalnej Akademii, która wychowa go na służbę Krainie Dobrobytu. Ponieważ jednak okazuje się, że inteligencja emocjonalna Vola rozwinęła się poprawnie, woli pozostać przy ojcu niż dołączyć do grona wybrańców narodu. Podjęta próba ucieczki to tylko jeden z wątków zaskakującej powieści.
Zastanawiam się, w jakich kategoriach można by powieść sklasyfikować. Ponieważ książka najeżona jest kulturowymi i literackimi tropami, odnaleźć w niej można zarówno odniesienia do najpiękniejszych tradycji socrealizmu a la Bareja, oparów absurdu rodem z Monty Pythona, ciemnych tonacji kina skandynawskiego, przenikliwości społecznej Jose Saramago. Tropy można by było interpretować i w innych kluczach - każdy znajdzie tu coś dla siebie. Paradoksalnie nie jest to jednak książka dla każdego. Ponieważ jest to książka wymagająca uwagi, nie należy do łatwych lektur (choć za taką mogłaby być uznana). A zaskakujący koniec może nawet wprowadzić w osłupienie.Pewnej symboliki wciąż nie rozwikłałem i nie mogę się doczekać spotkania z Autorem, aby móc pewne kwestie przedyskutować. I wspomnieć mu o moich zastrzeżeniach. A mam na pewno jedno: dlaczego o ślimakach wspomina tylko w trzech miejscach i tylko raz w kontekście przyrodniczym?;-)
Trochę mnie to zasmuciło. Słowo "ślimak" pada w książce trzykrotnie: raz przy przesłuchaniu Vola, gdzie towarzyszy temu jeszcze słowo "fuj" (s. 211), drugi raz kiedy dyrektor mówi do kancelisty, żeby zdmuchnął z niego to świństwo(!) (s. 272). Jest wcześniej jeszcze, na 246, w przypisie do określenia ciastka szneka od niemieckiego Schnecke. Trochę mało, jak na specjalistę od mięczaków..., zwłaszcza że ichtio- i awifauna reprezentowane są obficie na przestrzeni całej powieści, podobnie botanika.
Przyznaję, że pewnie na książkę nie zwróciłbym uwagi, gdyby nie jej autor. Pewnie nie zauważyłbym jej na półkach, zwłaszcza że na powieści notorycznie brakuje mi czasu. Kilkakrotnie rozmawiałem z prof. Piechockim na temat jego pracy i wspominał, że następną jego książką będzie powieść. W lipcu, w czasie przypadkowego spotkania, powiedział, że jest już wydawca, ale nie zdradzał żadnych szczegółów. Tuż po Bożym Narodzeniu już widziałem okładkę, ale jeszcze jej nie mogłem zdobyć. Później udało mi się ją zamówić, ale nie mogłem jej odebrać. Myślałem, że mnie zeżre ciekawość. W końcu, w walentynki trafiła do moich rąk.
Warto wspomnieć o samym wydaniu: książka jest wydana w formie, która najbardziej mi odpowiada: miękka okładka, lekko aksamitna, z lakierowanymi elementami. Wielkie brawa należą się Agacie Królak za okładkę: artystyczna koncepcja rewelacyjnie oddaje klimat powieści. Wielki szacunek.
A autor? To oddzielna historia: autorem powieści jest emerytowany profesor biologii Uniwersytetu Łódzkiego, malakolog, autor kluczy do oznaczania krajowej malakofauny słodkowodnej. Przyrodnik, podróżnik, fotograf przyrody, kierownik katedry zoologii, nadto miłośnik literatury światowej. W ostatnich latach wydał m.in. książkę "Ekspedycja" - reportaż z wyprawy naukowej UŁ do Środkowej Afryki (był kierownikiem wyprawy), a teraz zadebiutował powieścią, co jest dowodem na twierdzenie, że każdy czas jest dobry na realizację marzeń.
Na debiutantów patrzy się nieco inaczej niż na tzw. "starych wyjadaczy". Powieść Andrzeja Piechockiego jest powieścią debiutanta: jest świeża, jest pomysłowa, atrakcyjna i wiele obiecuje. Nie pozostaje mi nic innego, jak kibicować w dalszej pracy Profesora. I mieć nadzieję, że o mięczakach nie zapomni, bo na to czekam nieustannie.
Kto poświęci "Ucieczce..." trochę czasu, żałować nie będzie. A poza ubawem może znajdzie okazję do głębszych przemyśleń na temat czasów, w których przyszło nam żyć.

Andrzej Piechocki, 2012, Ucieczka z Akademii IQ, Novae Ress Wydawnictwo Innowacyjne, Gdynia, 305 ss.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz