środa, 29 kwietnia 2020

Pianie z zachwytu

Parafrazując Klasyka rzekłbym: Otake mi książkę chodziło! Dawno nie pisałem, przepraszam, biję się w pierś. Nie wiem, czy w obronie mojej stanie okoliczność, żem w ostatnich tygodniach wpadł w wir etykietowania i oznaczania (w odwrotnej chyba kolejności) mojej kolekcji mięczaków. Zrobiłem koło tysiąca etykiet, co być może jest jakąś okolicznością łagodzącą. Kiedym tak wypruwał z siebie resztki motywacji, bardzo często brakowało mi pewności, czy wysiłek włożony w oznaczenie, przełoży się na jego pewność i poprawność. Zasadniczo nie rozstawałem się z dwiema książkami, bez których nie przeszedłbym przez to wyzwanie: Andrzeja Wiktora Ślimaki lądowe Polski i Andrzeja Piechockiego Guide to Freshwater and Marine Mollusca of Poland. Dokładnie w dniu, w którym urodziłem ostatnią etykietkę, znalazłem w odmętach internetu książkę, której zamierzam poświęcić poniższe kilka słów. Zapowiem ją słowami, o usłyszeniu których marzył jeden z bohaterów Dżumy Alberta Camusa: "Kapelusze z głów, panowie".
Własnie tym francuskim chaupeau bas chciałbym wyrazić moją pierwszą ocenę po przejrzeniu książki Měkkýši České a Slovenské Republiky autorstwa Michala Horsaka, Lucie Jurickovej i Jaroslava Picki. Choć mija siedem lat od czasu, jak nasi sąsiedzi z południa wzięli się za to opracowanie, nie studzę swoich pochlebnych opinii mając do czynienia z tym wydawnictwem. Jakiś czas temu miałem je w ręku, ale tylko przez chwilę. Gdy więc znalazłem je w sieci, zadrżały mi ręce. Nie sprawdzałem dokładnie, ale poza mięczakami morskimi nasza malakofauna jest bardzo podobna, z tym tylko, że ta sąsiadów jest bogatsza. Kilka jest tylko gatunków, których szukać by w Polsce, a których brak w Czechach, Morawach i na Słowacji. Ogromna jednak większość, zarówno lądowej jak i słodkowodnej malakofauny, występującej w Polsce, jest do odszukania w omawianej publikacji. Urzeka mnie w niej wiele rzeczy, na niektóre zwrócę poniżej uwagę.
Bardzo potrzebujemy w Polsce takiej właśnie książki. Profesjonalnie przygotowanej, rzetelnej, fachowej, przejrzystej, zaspakajającej apetyty zarówno amatorów (to ja!), jak i profesjonalistów. Za pierwszy plus poczytuję to, że książka jest napisana zarówno po czesku, jak i po angielsku (z uwzględnieniem jeszcze elementów nomenklatury niemieckiej). Marzę o czymś takim na naszym gruncie. Marzę! Żeby było napisane i po polsku, i po angielsku. Żeby książkę chciała kupić biblioteka gminna w Pierdziszewie koło Nędznejdziury, jak i Biblioteka Uniwersytetu Jagiellońskiego. To udało się zrobić naszym sąsiadom, więc ścieżka jest już przetarta...
Za krótko się cieszę obcowaniem z tym wydawnictwem, żeby analizować poszczególne części. Zamknięcie na dwustu kilkudziesięciu stronach kilkuset gatunków nie może satysfakcjonować w pełni. Ale opisy rodzin i poszczególnych gatunków dają dobre rozeznanie w temacie. Nie wyczerpują go, ale esencjonalnie streszczają. Jest dobrze. Książka wyraźnie podzielona jest na część opisową i część atlasową. Ma to swoje plusy, ma minusy, więcej jednak znajduję plusów. Ponieważ jednak jestem owocem cywilizacji obrazkowej, skupiłem się na części atlasowej, w której zamieszczono ponad osiemset pięćdziesiąt fotografii. Bardzo dobrych fotografii. Choć uważam, że dobra rycina jest w stanie oddać więcej szczegółów diagnostycznych pomocnych przy identyfikowaniu gatunków, przyjęta przez autorów opracowania koncepcja fotograficzna świetnie wychodzi temu na przeciw. Fotografie muszli, przedstawionych na ogół w trzech rzutach, pozwalają na niemal trójwymiarowe wyobrażenie muszli. To bardzo ważne. Świetne są fotografie wszelkiego drobiu czyli Vertiginidae, Pupillidae czy Vallonidae. Zestawienie obok siebir podobnych gatunków pozwala na szybkie wyłuskanie najbardziej istotnych cech różnicujących. Czasem zastosowano mikrofotografię, dzięki czemu prezentowana mikrostruktura powierzchni muszli uwidacznia te najistotniejsze cechy różnicujące. Bardzo to przydatne, zwłaszcza kiedy można zobaczyć obok siebie i mikro, i makro.
Najcięższy zarzut, jaki na świeżo wytoczyłbym przeciw tej książce, to nie zachowanie skali wielkości. Wszystkie fotografie przedstawiają okazy mniej więcej w tej samej wielkości bez oddania odcinka skali. Oczywiście w tekście znajdują się się omówienia rozmiarów i oczywiście bez sensu byłoby zamieszczanie ilustracji w skali 1:1, ale w przypadku szeroko rozumianych Zonitidae takie zróżnicowanie byłoby dodatkowym atutem. Aegopinella czy Vitrea przy Oxychilus aż się proszą o pokazanie różnic wielkości. Nie mniej jakość fotografii, dobre wyostrzenie i świetne doświetlenie fotografowanych okazów, to wszystko złożyło się na moją pierwszą ocenę suma cum laude.
Może kiedyś uda mi się zdobyć papierowy egzemplarz. Bardzo mnie wtedy ucieszy i znajdzie swoje miejsce "pod ręką". Natenczas dzielę się tym, czym podzielono się ze mną gorąco polecając tę niezwykłą książkę, która śni mi się w polskiej adaptacji. Zresztą proszę ocenić we własnym zakresie, praca dostępna jest pod tym kliknięciem. Ja polecam nawet nie władając czeskim ni angielskim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz